Rozdział 35: Krew spływa z ciał osób niegdyś mi bliskich.
Staliśmy już wszyscy pod domem, poprosiłyśmy chłopaków żeby się puki co nie wychylali a zwłaszcza Daliv. Mam plan zrobić tam przedstawienie. Podeszłam razem z Ash do drzwi i zaczęłyśmy nasłuchiwać ich rozmowy.
-Musimy ją znaleźć jak najszybciej! Jak nie zabijemy jej zanim jej demoniczna natura zacznie się ujawniać to może się źle skończyć!-usłyszałam dobrze mi znany męski głos który w tej chwili pobudził mnie do tego żeby tam wparować.
-Spokojnie. Ona jest młoda, niedoświadczona.-zaczęła ciocia-Nie dała by sobie rady. A może i ludzie którzy ją porwali znowu to zrobią i ją zabiją.
-Nie dali by rady jej zabić.-wyszeptał prawie nie słyszalnie dla nas-Jest córką lucyfera i jakiejś agentki. Matko Emili...ona jest zbyt silna.
Wymieniłam z moją towarzyszką porozumiewawcze spojrzenie i zacisnęłam dłoń na klamce. Odetchnęłam głęboko i odważyłam powoli drzwi, weszłam do domu ze spuszczoną głową ciągnąc za rękę Ashley. Podniosłam wzrok i popatrzyłam na zdziwione małżeństwo. Zaczynamy show.
-Boże. Iris gdzieś ty była.-ciocia od razu rzuciła się na mnie z udawaną troską-Nie znikaj tak więcej. Martwiliśmy się o ciebie kochanie.
-Cioci puść mnie.-powiedziałam stanowczo z obojętnym głosem.
-Co?-spytała zdziwiona odsuwając się ode mnie.
-To co słyszałaś!-wydarłam się. Coś we mnie pękło, to uczucie kiedy oni udawali że się mną przejmują. To mnie zabolało.
Ash poklepała mnie po ramieniu złapała za rękę chcąc dodać mi otuchy. Przyznam że udało jej się. Pewność siebie napłynęła do mojego ciała jakby znikąd.
-Jak ty się odzywasz?! Najpierw uciekasz a następnie przychodzisz jak gdyby nigdy nic?!-wydarł się wujek zachęcając mnie.
-A ty krzyczysz jeszcze na mnie?-zapytałam kiedy wpadłam na jeden pomysł-Nie powinniście przypadkiem klękać?-zadrwiłam-To zabawne jak wiele można się dowiedzieć o ludziach zaledwie w kilka godzin.
-O-o czym t-ty m-mowisz?-wyjąkała ciocia. Ona chyba już wiedziała że ja wiem.
-Nie udawaj głupiej! Dobrze wiesz!-wycedziłam przez zęby. Kiwnęłam głową w stronę drzwi na znak żeby brunetka wprowadziła chłopaków.
Pozbyłam się kamuflażu i uśmiechnęłam się do nich złowieszczo. W tym samym momencie do domu wszedł Daliv a zaraz za nim Jack, obydwoje już nie mieli kamuflażu.
-Jak długo? Jak długo mieliście zamiar jeszcze czekać?!-syknęłam lekko przytulając się do demona który stanął obok.
-Przestańmy już pieprzyć Iri.-usłyszałam głos Ashley-Czas już się zabawić.-powiedziała wyciągając swoją maczetę.
Znikąd pojawiła się za moją ciocią i jednym rucham pozbyła się jej głowy. Uśmiechnęłam się na widok jej ciała bezwładnie opadającego na podłogę. Wujek rozwinął swoje skrzydła i patrzył w osłupieni na ciało małżonki. Szybko do niego podbiegłam i moim sztyletem odcięłam mu skrzydła.
Wrzasnął z bólu i skulił się na podłodze, usiadłam na nim okrakiem i patrzyłam mu prosto w oczy. Był taki bezbronny. Po prostu piękny widok.
-No proszę. Myślałam że będzie trudniej.
Uśmiechnęłam się i wbiłam mu nóż w lewe płuco. Zaczął kaszleć krwią i dusić się nią. Obserwowałam to nie zwracając uwagi na moich towarzyszy, teraz liczyło się dla mnie tylko to że oni nareszcie nie żyją.
Kiedy wyszedł z niego ostatni oddech wstałam i podeszłam do mojego brata. Wtuliłam się mocno w o półtorej głowy niższego chłopaka a on zaczął głaskać mnie po włosach.
Oderwałam się od niego i chwyciłam notes leżący na stoliku do kawy. Napisałam na jednej z kartek:
Krew spłynęła z ciał osób niegdyś mi bliskich. Całe życie było kłamstwem. Czternaście lat kłamstw po to by teraz zginąć.
Czy wam się opłacało?
Kochana CIOCIA i wspaniały WUJEK.
Teraz leżycie martwi i zimni.
Czy taki był wasz plan?
No jasne że nie.
To przecież ja miałam zginąć a tu niespodzianka, to wy jednak opuściliście ten świat.
Wasza...
-Może by tak Angel?-zaproponował mi Daliv.
Wasza Angel (Iris).
***
Chłopaki od razu wrócili do wili a ja jeszcze na chwilę poszłam z Ash do jej domu. Wypiłyśmy po kilka drinków w czasie rozmowy, chwyciłyśmy po butelce piwa i wyszłyśmy z jej domu. Teraz idziemy już konkretnie wstawione przez środek lasu zmierzając do wili.
-Ten mechaniczny ton do grzechu pobudza mnie!-śpiewałyśmy na cały głos a raczej darłyśmy się-Jeszcze tylko jeden krok by skończyć tą opowieść! Ooo tak! Niechaaaj pochłoo...
Ktoś zatkał mi usta ręką przyciskając do siebie od tyłu. Zaczęłam się wiercić i rozglądać za Ash. Cholera nie widzę jej. Nagle ciemny obraz zaczął się rozmazywać a wszelkie dźwięki dookoła po prostu znikły.
Zemdlałam.
______________
Jednak udało mi się zebrać i napisać ten rozdział. Może jaszcze jakieś się pojawią. To widzimy się w następnym.
(Pozdro dla tych co kojarzą piosenkę którą śpiewały dziewczyny.)
"Niechaj pochłonie cię ogień"
Ps: nie znalazłam tej piosenki żeby móc ją tutaj dodać więc zainteresowani mogą ją znaleźć na YT
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top