Rozdział 21: Co Chloe ukrywała?

Ps: Chloe z opowiadania jest wzorowana na Chloe z gry "Life is Strange" tylko tyle że włosy sięgają jej do ramion.

Wracają do grupy wysłuchiwałam gadania Ash o...zgadujcie. No dokładnie! Cały czas gadała o blond skrzacie komputerowym! Oj no comme on! Myślałam że raza wrócę do domu z buta.

Doszłyśmy już do grupy ale nie było Chloe, jakoś specjalnie mnie to nie przejęło. Usiadłam przy nich ale zaraz wstałam i udałam się nad jezioro żeby pomyśleć kogo mam zabić. W oddali zamarzyłam dwie sylwetki jedna damska a druga męska. Podeszłam bliżej ale mnie zauważyli, chłopak od razu się schował, podeszłam bliżej dziewczyny którą okazała się być niebieskowłosa.

-I-iris co ty tu robisz?-zapytała rozglądając się.

-Mogła bym zapytać o to samo. Kto to był?-zaciekawiłam się.

-To nikt ważny tylko znajomy.-odpowiedziała, widziałam że kłamie.

-Ach tak...-nagle ktoś złapał mnie od tyłu i poczułam silne ukłucie w brzuch.

Schyliłam głowę i zobaczyłam wbity w niego skalpel i trzymające go szare dłonie. Wydarłam się z bólu.

-Jack! Zwariowałeś?!-usłyszałam stłumiony krzyk dziewczyny.

Obraz zaczął się rozmazywać a w uszach słyszałam dokuczliwy pisk, później już tylko ciemność.

***
Obudziłam się w jakimś pokoju który wydawał mi się dziwnie znajomy, wstałam z łóżka z zamiarem otworzenia drzwi ale usłyszałam czyjąś rozmowę.

-Postradałeś zmysły?-rozbrzmiał głos należący do chłopaka-Po co ty tam w ogóle polazłeś?

-Po twoją siostrę idioto!

Drzwi uchyliły się przy czym uderzyły nie w głowę, upadłam na ziemię i złapałam się za bolące miejsce. Uniosłam wzrok do góry i zobaczyłam że moim oprawcą jest niebieskowłosa. Podała mi rękę i pomogła wstać, usiadłam na łóżku nie odrywając od niej wzroku.

-Co tu się dzieje? Gdzie ja jestem?-spytałam przybitym głosem.

-Jesteś w domu gdzie miałam się dzisiaj przeprowadzić.-rozległo się pukanie do drzwi-Zaraz poznasz moją walniętą rodzinkę.

Drzwi otworzyły się a w nich stanął blondyn ubrany na zielono, zrobiłam wielkie oczy a on ani razu na mnie nie spojrzał tylko patrzył w ekran telefonu.

-To ja się czuje nasza pac...Iris?-oderwał wzrok od urządzenia.

-Emm...ja widać.-zrobiłam głupi uśmiech pełen niepewności.-Gdzie ja w ogóle jestem?

-Nie poznajesz tego miejsca?- zaprzeczyłam-Nic dziwnego nie byłaś jeszcze nigdy w tym pokoju.

-Zaraz bo teraz ja się pogubiłam...to ty się znacie?-zrobiła zdziwioną minę.

-Tak... Iri zdejmij bluzkę i połóż się, trzeba cię patrzeć.-wyjął z torby bandaże i inne rzeczy.

Zrobiłam co kazał a moim oczom ukazała się krwawiąca rana kłuta, Ben odwrócił się na chwile a ja zaczęłam w myślach błagać żeby ona zniknęła. I zgadnijcie co się stało. Blondyn odwrócił się z powrotem z moją stronę, i zrobił zaskoczoną minę.

-Iri ale...ale jak? Przecież to nie mogło się zagoić od tak w dwie minuty.-wydukał zaskoczony elf.

Drzwi nagle się uchyliły a przez nie weszła Area, Chloe poszła zamknąć drzwi a wilk usiadł przy łóżku.

~Iris będzie dobrze już po sprawie. Twoje rany będą znikać kiedy mocno się skupisz. Poczekaj jeszcze kilka dni, wszystko ci wyjaśnimy.~usłyszałam głos wilczycy.

Pokiwałam głową na znak że rozumiem, wstałam z łóżka i ubrałam na siebie zakrwawioną bluzkę.

-Czym konkretnie dostałam?-zapytałam bez żadnych większych emocji.

-Skalpelem.-odpowiedział krótko blondyn.

Wyszłam z pokoju bez słowa i zeszłam schodami na dół, znalazłam się w wielkim pokoju z kilkoma osobami stojącymi do mnie tyłem. Od razu rozpoznałam w nich mojego oprawcę, podeszłam do nich powoli i po cichutku po czym rzuciłam mu się na plecy z krzykiem.

-Mogłeś mi coś zrobić idioto!-wykrzyczałam rozbawiona.

-Przepraszam Iris...nie wiedziałem że to ty.-wymruczał i zdjął mnie z siebie.

-Mała!-usłyszałam krzyk po czym ktoś przygniótł mnie do podłogi.

-Też się ciesze że cie widzę.-wydusiłam nie mogąc złapać oddechu.

-Jill zaraz ją udusisz.-zaśmiała się Jane.

-Ktoś mi wyjaśni co tu się dzieje?-spytałam gdy już wszyscy byli na dole.

-Usiądź...więc tak..-zaczął Toby i poklepał miejsce obok siebie-...więc...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top