the cruel prince
Ciemne korytarze prowadzące do jeszcze ciemniejszych komnat rozciągały się po całym zamku, tworząc labirynt, w którym nie jeden już się zgubił na przestrzeni lat. Świece płonące na kinkietach czasami pozwalały odnaleźć drogę powrotną do punktu wyjścia, ale nie zawsze. Wystarczyło, że podmuch wiatru sprawił, że świeca zgasła i nieszczęśnik zostawał uwięziony między jedną salą, a drugą. Po czasie po zamku błąkał się już jedynie jego duch.
Kim Taehyung, trzeci syn wielkiego władcy Tolkund znał cały zamek jak własną kieszeń. Jego rodzeństwo podobnie jak on, nigdy się w nim nie zgubiło, zawsze jakimś cudem wszyscy potrafili znaleźć wyjście, albo jakieś zapomniane dawno wrota, które ostatecznie prowadziły do kolejnych komnat. Kiedy Taehyung był mały, czasami z nudów zabierał do zamku kilkoro wieśniaków, dzieci, by pod pretekstem zabawy, zostawić ich samych sobie w ciemnych korytarzach niezdobytej od stuleci fortecy. To były jedne z ulubionych rozrywek młodego księcia, który polowania tego typu rozkochiwał w sobie od najmłodszych lat.
Ten wieczór nie był wyjątkiem. Dorosły już Kim zabierał od lat do zamku coraz to ciekawsze wilcze zdobycze - omegi, czy bety, a czasami nawet Alfy, które z jakiegoś powodu zaszły mu za skórę. Największą zabawę miał, kiedy zbliżała się jego ruja i gromada przerażonych omeg uciekała przed nim po zamku, a on po kolei łapał je wszystkie. Dziś nie bawił się jednak w kotka i myszkę z żadną omegą, a betą, która nierozważnie poszła za nim, kiedy ten szukał nowej zabawki na rynku. Taehyung lubił grać. Przebierał się za kupców, za stajennych, czy za służbę, kiedy tylko miał taką ochotę. W ten sposób nie zwracał na siebie uwagi i mógł spokojnie poruszać się po terenie królestwa. Zazwyczaj jednak wystarczyła sama jego uroda, by przyciągnąć niczego nie spodziewającą się ofiarę. Kim Taehyung był w końcu diabelnie piękny.
- Bu - szepnął do ucha kobiety, która pisnęła głośno i rzuciła się do ucieczki, oczywiście dalej błądząc po korytarzach. Alfa zaśmiał się.
Poszedł za nią, aż ta nie utknęła w jednej z dziesiątek ślepych uliczek. Przylgnęła plecami do muru i zaczęła płakać. Na jej szczęście książę nie był w humorze na dalszą zabawę. Chwilę jej się przyglądał, ale po niedługim czasie zostawił ją samą i postanowił zawitać do wielkiej sali, gdzie wieczorami serwowano jego rodzinie kolację. Wiedział, że kobieta i tak nie ucieknie.
Młody Alfa ruszył korytarzem, zaraz skręcając koło jednej z sal balowych w lewo, tym samym zaraz znajdując się koło wąskich schodów, które prowadziły do jednej z wież astronomicznych. W zamku było tak wiele zakamarków i podobnych wieżyczek, że do tej pory książę nie poznał wszystkich sekretów twierdzy. Miał wrażenie, że pokoi przybywało, że korytarze rozciągały się czasami na długie wręcz kilometry. I może nawet to złudzenie było prawdziwe? Zamek zdawał się żyć, oddychać, zmieniać się i choć nie zmieniał się diametralnie to co jakiś czas pojawiało się w nim coś, czego wcześniej tam nie było. Choć może była to tylko wyobraźnia?
Ale czy wyobraźnia podsunęłaby mu obraz kolejnych drzwi? Równie prawdziwych, jak mury, których dotykał, tak samo prawdziwych jak on sam? Taehyung zatrzymał się. Wiedział, że jest za wysoko i żeby dostać się na kolację musi zejść co najmniej dwie kondygnacje niżej, ale do tej pory był przekonany, że na tym piętrze nic ciekawego nie ma poza jedną z piękniejszych sypialni, w których mieszkała jego najstarsza siostra. Ale wrota przed nim nie były drogą prowadzącą do jej komnaty. I Taehyung miał nie dowiedzieć się tak szybko, co za sobą skrywały, bo najwyraźniej ktoś bardzo nie chciał, by zostały otwarte.
Na drzwiach, sięgających ponad dwa i pół metra wysokości i prawie dwa szerokości widniała srebrna, połyskująca w świetle pochodni kłodka, nad którą wyryto jedną, jedyną literę: V. Oprócz niej komnaty strzegły łańcuchy, wbite w mury na tyle głęboko, że nie dało się ich ruszyć Taehyung dotknął srebra, a od razu poczuł, jak z zimna drętwieją mu palce. Pociągnął za klamkę, ale ta ani drgnęła. Niewiele myśląc, położył się na ziemi, zaraz przykładając do niej twarz. Chciał zajrzeć przez szparę między drzwiami, a podłogą, ale nie dość, że sama szpara była niewielka, to jeszcze za nią buchała jedynie ciemność.
Zaciekawiony, ale poddenerwowany Taehyung minął w końcu drzwi i ruszył w dół schodami na kolację. I może zapytałby jednego z braci, czy był kiedyś w części zamku chronionej przez to przejście, ale podczas wieczoru w rodzinie rozpętała się kolejna kłótnia i książę zajął się innymi sprawami, takimi jak uspakajanie ojca i najstarszego z rodzeństwa. Taejin wyjątkowo mocno odczuwał na sobie wpływ księżyca, a za parę nocy nad miastem zawisnąć miała pełnia.
- Jesteś moim pierworodnym i niedługo będziesz Alfą całego królestwa, nie możesz zachowywać się jak prostak! - ryknął na Taejina ojciec, król, aż wszyscy przy stole zamarli. Kiedy kłótnia w końcu wygasła, służba zajęła się porozrzucanym po sali szkłem.
Taehyung z wściekłości stłukł i swój kielich, specjalnie sprowadzony do Tolkund z innej, odległej krainy. Szkło było cienkie, piękne, ale i delikatne i nie przetrwało mocniejszego zaciśnięcia się na nim palców księcia. Poharatało mu wnętrze dłoni, ale nie przejął się tym. Alfy szybko się regenerowały, zwłaszcza w tej fazie księżyca.
Zmęczony po całym dniu i po burzliwej kolacji, Taehyung wyszedł z sali, zanim jeszcze jego matka i siostry skończyły swoje dania. Minął służkę, która prawie wpadła na niego i udał się znów na spacer po ciemnych i zimnych korytarzach, by dostać się do komnaty, w której sypiał. Rano jeszcze była w niej jakaś omega, ale zostawił ją tam, kiedy tylko słońce wzeszło. Miał nadzieję, że sama wyszła lub, że w końcu ktoś ją stamtąd wyprosił. Myślał o tym, przechodząc przez kolejne stopnie stromych schodów, które dawały mu kilka minut przewagi. Były ukryte i żeby się do nich dostać, trzeba było wiedzieć, gdzie w gołębiarni jest skrytka przy zejściu do winiarni. Taehyung niedawno odkrył i tą tajemnicę.
Przeszedł znów koło wrót, które tak go zaintrygowały. Nadal stały zamknięte, ale i tak nie powstrzymało go to przed zatrzymaniem się przed nimi. Teraz jednak poczuł coś. Poczuł jeszcze większy chłód, aż włosy na jego rękach stanęły dęba. Nie minęła chwila, a do tego uczucia doszły walory zapachowe. Coś za drzwiami intensywnie pachniało jakimiś ziołami. Tak pachniała herbata jego mamy, którą ta zawsze piła, gdy była w ciąży z jego młodszym rodzeństwem. Może była tam cała komnata ziół? Ale czemu wcześniej nie czuł tego zapachu? Alfy miały przecież wyostrzone zmysły.
Szałwia. Może trochę mięty? Ale coś jeszcze. W pokoju musiało być coś jeszcze. Aż czuł to na języku. Wiedział, że to nie wszystko. Jak te fioletowe kwiaty, które często kwitły w pobliżu zamku, jak one się nazywały?
Werbena, pomyślał. W pokoju ktoś trzymał jej naprawdę sporo.
To nie wszystko.
Za nim rozciągał się korytarz, w którego połowie świecił jeden z kinkietów. Świece były prawie wypalone, ale te, które trzymał w ręku nadal świeciły mocno.
Spojrzał jeszcze raz na drzwi. Znów dotknął kłódki, choć była tak samo zimna, jak dwie godziny temu. Tym razem zostawił na niej odrobinę swojej krwi. Czerwień spowiła srebro i wtedy książę usłyszał jakby płaczliwe i zbolałe jęknięcie. Tym razem był pewny, że dochodziło ze środka.
- Halo? - zawołał, zbliżając się do drzwi. - Kto tam jest?
Odpowiedziała mu cisza. Jeszcze raz zapytał o to samo, a potem zapukał w drzwi, ale te znów nie drgnęły nawet o kawałek. Warknął wściekle i obrócił się na pięcie, by ruszyć do swojego pokoju, jak wcześniej chciał.
W jego komnacie nie było już omegi, z którą spędził poprzednią noc. Zasnął więc szybko i w spokoju, wiedząc, że rano czeka go kolejny dzień zabawy i polowanie. Tym razem miało ono nie pójść po myśli młodego i nierozważnego księcia, bowiem poskutkowało ranami.
Wieczorem, po kolacji ruszył na łowy.
Zazwyczaj zwabiane przez niego do zamku ofiary były przerażone i potulne. Tym razem trafiła mu się jednak waleczna omega i bardzo żałował, że charakter chłopaczka był taki, a nie inny.
Spotkał nieznajomego na straganie, gdzie najczęściej spotykał właśnie ten gatunek wilków. Nocą kupić można było najlepsze alkohole i wielu kupców z odległych krain wystawiało swoje specyfiki na targu niedaleko zamku. Omega wyglądał jak słodki owoc do schrupania i uśmiechał się do niego kokieteryjnie. Kiedy Taehyung do niego podszedł, zaśmiał się uroczo i zawstydził, więc Alfa pomyślał, że będzie z tego coś więcej niż zabawa w gonianego. Poczuł wzbierające się pożądanie. Omega pachniał, jak polne kwiaty i był naprawdę ładniutki, więc książę niewiele myśląc, zaprosił go do zamku, nazywając to miejsce "domem".
- Co ty na to bym pokazał ci mój dom, piękna omego?
Nieznajomy poszedł za nim, uraczony nie tylko wyglądem, ale i czułymi słówkami Alfy.
Kiedy zbliżyli się jednak do zamku, omega stanął jak sparaliżowany. Znał plotki. Wiedział, że ci, którzy dają się nabrać na urok księcia i jego braci nie wracają już żywi do domu. Chciał się wyrwać, ale Alfa był szybszy.
- Nie chcesz po dobroci to sam sobie wezmę - rzucił, złapawszy omegę tak, by ten nie mógł się wyrwać.
Chłopak kopał i szarpał się, ale udało mu się wyrwać z uścisku dopiero, gdy byli już w zamku. Uderzył Alfę tak, że Taehyungowi na moment zabrakło tchu, a potem rzucił się do ucieczki, wołając o pomoc. Książę pognał za nim.
- Pomocy! Błagam! - prosił, ale jego głos ginął między murami ponurej twierdzy. Nikt nie miał przyjść mu na ratunek.
Pierwsza ślepa uliczka zdawała się być jego ostatnią. Oczy omegi rozszerzyły się, a klatka piersiowa zaczęła unosić w zastraszającym tempie. Taehyung stanął kawałek od niego i uśmiechnął się.
- Mogłeś nie uciekać ode mnie, słodka omego - powiedział łagodnie, wyciągając do przodu jedną z rąk. - Teraz zamiast rozkoszy będę musiał sprezentować ci noc w lochach, głupi chłopaczku - mruknął, zaraz rzucając się na młodszego, chcąc go najpierw powalić na ziemię, a potem zedrzeć z niego ubranie.
Niespodziewanie omega wyciągnął spod bluzki nóż, który ukryty był za pasem jego spodni. Wycelował Alfie w twarz i rozpłatał Taehyungowi cały prawy policzek od ust aż po ucho. Zamachnął się drugi raz, atakując wręcz na ślepo, a Alfa cofnął się, ale niewystarczająco szybko. Nóż przeciął mu kawałek szyi, lecz nie za głęboko. Dotarł do powieki, ale na niej szrama nie uszkodziła nawet oka. Najgłębsze cięcie, oprócz policzka rozryło kawałek klatki piersiowej księcia. Krew trysnęła z szyi Alfy, ochlapując twarz przerażonej omegi, który znów rzucił się do ucieczki, krzycząc o pomoc. Nic nie było w stanie mu jednak pomóc.
Taehyung zamachnął się i chwycił młodszego za włosy. Nóż wypadł omedze z ręki, pozbawiając go obrony. Tae od razu zaatakował, z wściekłością i szałem wbijając ostre zęby w ciało chłopaka. Oparł dłoń na jego głowie, przyciskając go do podłogi. Kłami oderwał kawałek ramienia omedze, zaraz wbijając je znów w jego skórę. Omega wrzasnął przeraźliwe, zanim jeszcze wściekły Alfa rozłupał mu głowę o mur.
Z potyczki wyszedł tylko jeden żywy wilk, ale jego twarz pulsowała tępym bólem. Piekła. Jego uśmiech powiększył się aż o cały policzek. Taehyung długo pastwił się nad martwym ciałem omegi, która zniszczyła jego piękno. Od teraz jego zabawy mogły być zagrożone. Niewiele omeg zainteresuje się tak oszpeconą twarzą, nawet księcia. Krew omegi zasychała powoli na ubraniu Alfy, jak i na jego ciele i całym korytarzu, kiedy Taehyung ruszył przed siebie, chcąc dotrzeć do swojej komnaty i zawołać do siebie medyka, który uratowałby jego wygląd chociaż trochę. W tej chwili widać było mu nawet zęby przez krwawiącą obficie ranę na twarzy. Na samą myśl o swojej brzydocie, książę rozpłakał się.
Szedł więc wściekły i rozgoryczony korytarzem, przechodząc przez wszystkie punkty, które musiał ominąć, aż nie skręcił za salę balową. Minął tajemnicze drzwi i tym razem znów się zatrzymał, ale nie z ciekawości, a ze strachu.
Ostatnim razem słyszał jęk. Tym razem usłyszał coś jeszcze.
- Alfo - powiedział ktoś i ten ktoś był mu obcy, siedzący tam, za drzwiami. - Książę, czy to ty?
Początkowe przerażenie minęło. Wróciła ciekawość, choć nie była tak bardzo rozbudzona, jak ostatnim razem. Ból skutecznie psuł mu doznania.
- Książę... - znów odezwał się głos. Był męski, ale miękki, delikatny, kuszący. - Krwawisz?
Taehyung spojrzał na kłódkę. Nadal było na niej trochę zaschniętej krwi z wczoraj. Jej ilość była jednak niczym z porównaniu z tym, co obecnie widniało na Taehyungu. Kilka mniejszych cięć przestawało powoli boleć, ale te większe nadal mocno szczypały i sączyła się z nich czerwona posoka. Ponownie dotknął srebrnej kłódki, ale ta ani drgnęła. Dopiero teraz uświadomił sobie jednak pewną rzecz.
W kłódce nie było otworu na klucz.
Poczuł, jak dreszcz przechodzi mu po plecach. Na moment nawet zapomniał o tym, że cierpi. Odsunął się kawałek od drzwi.
- Książę, nie oddalaj się - usłyszał zza drzwi, ale nie wrócił na miejsce. Stał otępiały i patrzył na kłodkę. - Jesteś ranny, czuję to...
- Kim jesteś?
- Wejdź tu i się przekonaj, książę - zachęcił głos, mówiąc powoli, a jego słowa brzmiały jak modlitwa. Z drugiej strony jednak bardzo kusiły, ociekały namiętnością. - Wejdź tu.
- Jest zamknięte - odparł Alfa. - Jak się tam znalazłeś? Jest stamtąd wyjście?
- Nie ma. Są tylko te drzwi. Musisz mnie stąd uwolnić.
Taehyung wziął oddech. Chciał już iść dalej, do swojej komnaty. Chciał napić się wina, by pozbyć się bólu, chciał zobaczyć jak wygląda jego twarz. Mimo chęci nie mógł się ruszyć.
- Książę, wiem, że krwawisz... mogę ci pomóc.
- Jesteś medykiem?
- Naprawię cię - zabrzmiało i Taehyung znów zbliżył się do drzwi.
- Moja twarz... - zaczął, dotykając kłódki i okalających drzwi łańcuchów. - Wiesz, jeszcze wczoraj byłem naprawdę piękny. Myślę, że teraz nikt nie jest w stanie mnie naprawić.
- Ja potrafię. Twoja twarz znów będzie najpiękniejsza, książę, taka jak kiedyś. Wejdź tu, a się przekonasz, że potrafię ci pomóc.
Taehyung był księciem młodym, charakternym, okrutnym i przekonanym o swojej sile i nieśmiertelności, jak każdy młody i władczy Alfa. W jego głowie nie było ani cienia wątpliwości, że postać za drzwiami kłamie, że mówi to, co on chce usłyszeć. Nie zastanowił się dłużej nad tym, dlaczego kłódka nie jest możliwa do otworzenia, dlaczego kiedyś ktoś zamknął kogoś lub c o ś za drzwiami. Nie zastanawiał się, czym ta istota jest, jakim cudem jeszcze oddycha i czy w ogóle nadal ż y j e.
I najpewniej starałby się dostać do środka i może nawet by mu się to udało, gdyby nie szczupłe ręce łapiące nagle za te jego.
- Coś ty narobił! - usłyszał nagle i ciało jego siostry przylgnęło do niego mocno. Chaeyoung szybko jednak odsunęła się i popatrzyła na brata. - Co ci się stało?! - zapytała przerażona i zaraz pociągnęła Taehyunga za rękę w stronę kolejnego korytarza i schodów.
Wylądowali u matki, potem u medyka, który przemył rany Alfy i wziął się za zszywanie jego twarzy, kiedy tylko ten opowiedział do końca o niefortunnym wyborze niesfornej omegi.
- Znalazłam jego... resztki - przyznała Chaeyoung, myśląc o rozszarpanym tułowiu, które nadal leżało w ślepej uliczce niedaleko wejścia do zamku. - Tak właśnie kończą się te twoje okropne zabawy! - warknęła, pokazując zęby. Jeszcze jakiś czas narzekała na brata, kiedy medyk kończył ze szwami.
Dopiero po nich Taehyung mógł wstać i obejrzeć się w lustrze.
Od jego ust rozciągała się wyryta, nierówna szrama, kończąca się wraz z końcem twarzy. Zahaczała nawet o ucho. Zlepki zaschniętej krwi były czarne. Cięcie przy oku było płytsze i książę miał szczęście, że nie pozbawiło go wzroku. To na klatce było bolesne, ale mniej przejmujące. Alfa nie mógł na siebie patrzeć.
Przeklinał omegę pół nocy. Nie mógł spać. Wył do księżyca z rozpaczy za swoim utraconym pięknem i ciągle myślał o tym, jak bardzo nierozważny był z tym jednym, małym omegą, który zasługiwał na więcej niż śmierć! Zasługiwał na wieczne tortury w lochach, na tułaczkę po zamku do końca swoich dni! Nie mógł mu jednak tego dać, od kiedy roztrzaskał jego czaszkę o kamienne mury, wcześniej rozrywając mu tętnicę szyjną i kawałek ciała poniżej.
Kolejny dzień nie wychodził z komnaty. Nie mógł przestać myśleć o tym, że każdy go zobaczy, nie tylko rodzina, ale i służba. A ojciec i bracia będą drwić z niego i mówić, że dał się pokonać jakieś omedze, nikomu ważnemu ze wsi. On, trzeci najstarszy Alfa panującego rodu. Lud weźmie go za słabego.
I wtedy pomyślał o tajemniczym pokoju, o tym, co mówił głos za drzwiami, o tym co obiecywał.
Więc kiedy nadeszła w końcu pełnia, pod przykrywką nocy, tak by nikt go nie zauważył, przemknął z pokoju na korytarz i tak długo szedł, aż nie znalazł się pod wskazanym miejscem.
Zapach od razu dało się wyczuć. Woń ziół mieszała się w nozdrzach Alfy.
Nim ten podszedł do drzwi, usłyszał wołanie.
- Książę, czy to ty? - zapytał głos zza zamkniętych wrót. - Wróciłeś mnie uwolnić?
- Mówiłeś, że mnie naprawisz. Sprawisz, że znów moja twarz będzie jak dawniej.
- Tak, książę - odparł spokojnie głos. - Sprawię, że będziesz piękny.
- Jak więc mam cię uwolnić? - zapytał, a istocie za drzwiami zabiłoby szybciej serce, gdyby tylko istniało. Głód się wzmagał.
- Rozerwij łańcuchy. Zniszcz kłódkę. Inaczej stąd nie wyjdę. Jesteś Alfą, czuję to. Potrafisz to zrobić - zachęcał, a osłabiony przez rany książę pomyślał, że może nie dać rady. Nie powiedział jednak tego na głos.
Gdy Taehyung złapał za łańcuch, wziął oddech, jego mięśnie się naprężyły. Zacisnął mocniej palce i przypomniał sobie o tej głupiej omedze z wczoraj. Wyobraził sobie jego głowę pod sobą, a potem naparł mocno. Łańcuchy były mocne, ale wykonane ze srebra, nie stali. To stal jednak była mocniejsza, więc po kilku próbach łańcuchy ustąpiły sile młodego wilka, który pod skórą czuł mrowienie. Jego mięśnie piekły, a szwy na twarzy puściły od wysiłku, ale nie przejął się tym.
Kłódkę trudniej było rozerwać, bo była mniejsza. Nie można było jej więc pociągnąć. Z nią Taehyung męczył się dłużej, aż żyły na jego szyi wyszły, a pot zaczął spływać po skórze. Kiedy w końcu pękła, padł na ziemię, siadając na moment ze zmęczenia. Oddychał głęboko i zdawać by się mogło, że był to jedyny odgłos słyszalny w zamku.
Drzwi stały przed nim i czekały aż złapie za klamkę. Była zimna, również srebrna. Kiedy ją nacisnął, mrok wylał się z komnaty na zewnątrz. Pochłonął go, gdy wszedł do środka, zabierając za sobą świecznik.
Był trochę niepewny. Nadal lekko drżał z wysiłku. Rozglądał się po pomieszczeniu, będąc pewnym, że gdzieś w kącie czeka na niego tajemniczy głos. Zdziwił się, że nikt nie wyszedł do drzwi od razu, ale zaraz spostrzegł tego przyczynę.
Najpierw nadepnął na coś. Zaszeleściło pod jego butem. Spojrzał w dół i ukucnął, a płomień świecy oświetlił najpierw ususzone zioło, a potem główkę czosnku. To ten zapach czuł, choć nie zidentyfikował go od razu. Czosnek. gdy wyciągnął rękę, zobaczył, że jest rozsypany dalej. Tworzył okrąg. Kiedy książę wstał, zrobił kilka kroków do przodu i wtedy zamarł.
W komnacie stał krzyż na środku pokoju, a obwiązany dookoła niego, oczywiście srebrnym łańcuchem był nagi mężczyzna. Głowę miał spuszczoną, a kiedy ją podniósł jego kości szyi strzeliły głośno, jakby od dawna już się nie ruszały.
Kiedy postać uniosła łeb, Taehyung prawie upuścił z wrażenia świecę. Jęknął przerażony, a potem się wycofał.
Wtedy to do niego dotarło. Wystarczyła twarz istoty. Jego oczy. Czerwone tęczówki, białka wypełnione krwią, a powieki szare. Pod nimi rozciągały się sine worki, a od nich odchodziły setki popękanych żyłek. Skórę miał białą. Nie bladą. Białą. Białą, jak śnieg, białą jak najjaśniejsze chmury wysoko na niebie. Włosy miał czarne, opadające na twarz, zasłaniające ją częściowo. Usta miał wąskie, spękane, a spomiędzy nich widać było coś, co Taehyung mógłby określić jako kły, choć nie do końca się z tym określeniem zgadzał. To on miał kły, jako wilk. Jego górne i dolne kły były dłuższe i zaostrzone. To, co ta istota miała w ustach było dużo większe. Dużo bardziej przypominało sztylety, a nie kły. Taehyung był jednak pewny, że były ostre, że były najbardziej śmiertelną bronią, jaką widział.
Istota poruszyła się niespokojnie, ruszając kajdanami. Ręce miała związane nad głową. Kiedy książę spojrzał na jego ciało zauważył zwęgloną skórę w miejscach, gdzie wżynał się w nią łańcuch.
- Książę... - odezwała się postać. - Wszedłeś do mnie. Teraz już tylko uwolnij mnie - mówił, a kiedy tak jego usta poruszały się, młody książę nie mógł oderwać wzroku od jego kłów. Oczy były zbyt straszne, by w nie patrzeć.
- N-nie... - zająknął się Alfa. Oddychał głęboko ze strachu i stał nieruchomo, gotowy jednak do ucieczki. - J-jesteś... k-kim jesteś?
- Wiesz dobrze, kim jestem, książę - odparła istota, uśmiechając się lekko. Widać jednak było, że ten grymas sprawił mu ból. - Jestem ciemnością.
- Jesteś wampirem - wykrztusił Alfa, oddalając się od istoty. Udało mu się znaleźć na ścianie święcę. Wymacał knot i podpalił. To samo zrobił ze świecami po drugiej stronie komnaty, która w końcu zapłonęła światłem.
Wilk obszedł krzyż, dookoła którego rozsypano zioła i czosnek. Naga istota nadal nie poruszała się, a widok jej ciała zafascynował Taehyunga. Wyglądał jakby podpalano go, bo choć skóra jego była biała to przy łańcuchach była czarna. Dłonie miał czarne prawie do łokci.
- Okłamałeś mnie - powiedział Taehyung, stając naprzeciwko wampira. - Miałeś mnie naprawić.
- Nie kłamałem. Potrafię to zrobić. Musisz się tylko troszeczkę zbliżyć - powiedział, uśmiechając się znów, ale Alfa się cofnął. - Nie gryzę, nie bój się.
- Akurat - prychnął.
- Nie chcesz znów być piękny, książę? Widzę przecież twoją twarz. Blizna oszpeci cię bardziej niż te szwy. Nikt takiej paskudy nie pokocha - zaśmiał się lekko, a Taehyung pomyślał, że powinien za tą obrazę i jego stracić do lochów. Choć, jeśli był tu zamknięty dostatecznie długo, to czy była większa kara niż ten bezruch?
- Jak długo tu jesteś, wampirze? Kto cie tu zamknął?
- Jijung Kim strącił mego ojca z tronu i przejął tą krainę jako swoją. Zapełnił ją wilkami, a memu ojcu pokazał wschód słońca, drogi książę. Mnie zamknął tu, bym zgnił.
- I nie umarłeś?
- Wampiry nie żyją, słodki książę.
- Jijung Kim był ojcem mojego dziadka. Zagarnął tę ziemię i od tamtej pory Tolkund jest wilcze.
- Kiedyś to nie było żadne Tolkund. Kiedyś krainy stąd aż po Morze Krwi nazywały się Vixion. I żyły tu wampiry dopóki wilkołak nie przedarł się tu oszustwem.
- Czekaj... Mówisz o Jijungu Ósmym?
- Mówię o Jijungu uzurpatorze. Jijungu Drugim - powiedziała istota, a Taehyungowi zakręciło się w głowie.
Wampir był tu zamknięty od siedmiuset lat. Wtedy Vixion przekształciło się też w wilcze Tolkund.
- Nie umieramy, bo nie żyjemy i nie starzejemy się po osiągnięciu pewnego wieku - mówił dalej wampir. - Nie łatwo nas pokonać, ale łatwo uwięzić, bo zabija nas słońce, a osłabia, jak pewnie się domyślasz, srebro i pewne rośliny. Miałem tu pozostać całą wieczność. Ukryty w tym zamku, zamku, który sam pomagałem tworzyć.
- Tworzyłeś twierdzę?
- Tylko wampiry znają tę magię. Komnaty i sale znikają i pojawiają się, nie zauważyłeś, młody książę? To dlatego nikt mnie jeszcze nie uwolnił. Nikt mnie tu po prostu nie znalazł. Sam przechodziłeś tędy tysiące razy, ale drzwi pojawiły się dopiero niedawno. Później obudziła mnie twoja krew, książę, jej pyszny zapach - mówił, zaraz biorąc spory haust powietrza przez nos. - Teraz więc uwolnij mnie.
- Dlaczego miałbym to zrobić?
- Bo potrzebujesz mojej pomocy - odparła istota, a jej oczy podążały za każdym krokiem młodego Alfy. Były straszne, a ich kolor wydawał się Taehyungowi ciągle ciemnieć. - Dotrzymuję obietnic, słodki książę. Naprawię twoją idealną twarz, jeśli mnie uwolnisz.
Taehyung bał się. Chyba pierwszy raz naprawdę bał się, a nie tylko obawiał. Twarz wampira była trupia, bił od niego chłód, a on sam sprawiał wrażenie że choć związany łańcuchami od stuleci, nadal może rzucić się nagle i odgryźć Taehyungowi kawałek nosa, jeśli tylko sięgnie. Teraz Alfa miałby go sam z siebie uwolnić? Chociaż i tak zrobił wiele. Odnalazł i dostał się do komnaty.
- Jak masz zamiar naprawić mi twarz? Jakimś zaklęciem?
- Pocałunkiem, książę - odparł. - Wampirzy pocałunek wyleczy cię ze wszystkiego, co ci dolega, przysięgam ci to.
- A skąd mam mieć pewność, że jak zbliżę się na centymetr, nie ugryziesz mnie i zabijesz?
- Po co miałbym to robić? - zapytał, zdając się być zdziwiony i zaniepokojony. - I tak się stąd nie uwolniłbym bez pomocy. Obiecuję pierw uzdrowić cię, a później dopiero rozerwiesz te łańcuchy, byś nie myślał, że chcę cię oszukać, książę - powiedziała istota, oblizując usta. Język wampira był tak samo biały, jak jego skóra. - Uzdrowię cię, jestem ci to winny, Alfo. Tylko mnie uwolnij.
Taehyunga nie interesowało, co będzie później. Wampir mógł zniknąć z zamku niezauważony. I tak jego rasa wymarła, więc skazany był na śmierć. Śmierć w promieniach słońca, skoro zadna inna rzecz nie była w stanie mu zaszkodzić.
Alfa ostrożnie zbliżył się do wampira. Nie chciał, ale ciągle patrzył w jego oczy, zdające się zaglądać wprost do jego wnętrza. Myślał, że wypalą mu wnętrzności, aż w końcu przerwał kontakt wzrokowy i spojrzał na zęby. Bał się. Wampir mógł go przecież ugryźć, a nie wie, czy po takiej ranie zdołałby daleko uciec zanim by się wykrwawił.
Mimo to wizja bycia znów pięknym była zbyt kusząca. Widział się w lustrze. Widział swoją obrzydliwą twarz. A kiedyś? Kiedyś mówiono na niego arcyksiążę tylko ze względu na urodę. Chaeyoung, Taejin i reszta rodzeństwa nawet nie marzyła o takim wyglądzie.
Chciał to z powrotem.
Zbliżył się bardziej, aż minął krąg z ziół i czosnku. Stanął przed krzyżem i postawił na ziemi świecę. Musiał tylko pochylić się lekko, bo wampir stał na niemocno ugiętych nogach. Na moment zerknął na jego nagie ciało - szczupłe, bezwłose i białe. Czuł zimno i wiedział, że pocałunek również będzie zimny.
Wampira oczy nie zamknęły się, gdy Alfa dotknął swoimi wargami tych jego. Pocałunek był początkowo wręcz muśnięciem. Serce Taehyunga obijało się boleśnie o jego żebra.
Aż nagle wampir nie zagryzł lekko zębów na wardze księcia. Ten odsunął się gwałtownie, zaraz dotykając ranki, z której popłynęła krew.
- Ała.
Wampir zlizał szkarłat i wziął głęboki oddech, a Taehung dotknął twarzy w okolicach oka. Pod palcami poczuł, jak jego skóra... porusza się. Prawie krzyknął zszokowany. Dotknął szwów i poczuł, jak te rozpadają się, a skóra zrasta jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Niewiele myśląc, zaczął się rozglądać w poszukiwaniu lustra. Nie znalazł go jednak w komnacie, więc wybiegł z niej, zaraz znajdując się po prawie przeciwległej stronie zamku. W swoim pokoju popłakał się ze szczęścia. Jego piękna twarz wróciła.
Do końca jeszcze w to nie wierzył, ale tak, jego szrama zniknęła. Nie było śladów noża ani nawet wcześniejszych blizn po jakiś polowaniach. Wyglądał jak nowonarodzony.
Kiedy entuzjazm opadł, cofnął się do komnaty wampira, chcąc dotrzymać obietnicy. Był środek nocy, ale tym razem nie zamierzał się skradać. Za oknami słyszał jedynie wycie kilku wilków, jak zawsze podczas pełni. Kiedy zaś znalazł się z powrotem w komnacie dostrzegł, że krzyż stoi pusty.
Zamarł na moment, a potem wszedł do środka, by rozejrzeć się. Istoty nie było jednak w żadnym kącie. Jakby wyparowała. Kiedy jednak Taehyung złapał za kajdany, zauważył, że srebro było rozerwane, jak wcześniejsze łańcuchy na drzwiach.
Po części jednak poczuł, że wykonał swoje zadanie. Wampir uwolnił się pewnie przez krwawy pocałunek. Pewnie uciekał właśnie z zamku, pomyślał Taehyung. Kiedy wracał do komnaty, istota którą uwolnił wchodziła właśnie do sypialni księżniczki Chaeyoung, która postanowiła przespać noc, zamiast korzystać z uroków pełni. O tym młody książę też nie pomyślał. Zamek pełnią prawie, że pustoszał. Wilki wychodziły na łowy lub spotykały się na jednej z ich świętych gór, jak czarownice na sabacie.
Dla Chaeyoung była to ostatnia pełnia i poczuła to dogłębnie, gdy ostre zębiska wampira zatopiły się w jej tętnicy udowej, z której wbrew pozorom najszybciej upływała krew. Wrzasnęła, ale jej krzyku nikt nie usłyszał. To wtedy jej brat kładł się z powrotem na pościel, szczęśliwy, spełniony.
Kiedy zapadał w sen, Taejin wracał do zamku. Kiedy tylko minął pierwsze schody, jego ciało na wysokości pasa przeszył sztylet, który wampir zabrał z sypialni jednego z służących. Ten używał go do otwierania listów. Z niego wampir też się pożywił. Pił tak długo, aż pozbawione zupełnie ciało padło na ziemię. Zdeptawszy je, ruszył dalej.
Królową trudniej było znaleźć, ale kiedy wampir odkrył, gdzie była komnata najmłodszego syna królestwa od razu znalazł w niej zarówno dziecko, jak i matkę. Nie zapomniał o reszcie rodziny królewskiej. Po kolei rozprawiał się z nimi, na końcu idąc do komnaty króla, którego ciało nie posłużyło za posiłek, a za coś w rodzaju zemsty. Póki księżyc świecił wysoko, wampir nie bał się wychodzić na zewnątrz. Króla więc zatargał na jedną z wież zamku.
- W-wampiry zostały pokonane! - przeraźliwie krzyknął król, który bez korony i złotej szaty był teraz jedynie mięsem. - Setki lat temu!
- Dlatego za zagładę mej rasy odpowiesz teraz ty, głupcze. Zginiesz z ręki ostatniego z mego rodu. Zapamiętaj moje imię, a brzmi oni Min Yoongi - powiedział, a jego czerwone jak świeża krew oczy błysnęły.
Sztyletem przeszył serce króla, zatapiając w nim zęby tylko dla tradycji, a później zrzucił Kima z wieży astronomicznej tak, że jego ciało roztrzaskało się o bruk przed fosą, by każdy kto mija zamek mógł zauważyć tą makabryczną ozdobę.
Tak oto upada wielki ród, pomyślał, wspominając to, jak setki lat temu ta właśnie dynastia zrzucała z wież jego siostry i braci. Wilki na wojnie pożerały co tylko mogły, więc nie było mowy nawet o upamiętniającym ich rodzinę cmentarzu, czy szczątkach, a raczej popiołach, bo ostatecznie to z nich zostawało. Palono ich słońcem, bo atak wilkołaków nadszedł w momencie, gdy byli najsłabsi. Z rana.
Do wschodu zostało jednak jeszcze parę godzin. Wampir przez moment stał więc na wieży, patrzył na to, co stało się z królestwem, które znał jako Vixion, a potem wrócił na ciągnące się wieczność korytarze aż nie znalazł odpowiedniej komnaty, spowitej ciemnością, w której spał Kim Taehyung, najpiękniejszy książę. Ostatni książę. Okrutny książę.
- Słodki książę - zanucił płynnie, podchodząc do łoża, na które zaraz wszedł. - Zbudź się, książę - odezwał się znów.
Taehyung poczuł znów okropny chłód, a potem ciężar na sobie. Otworzył oczy. Był pewny, że to jego siostra, cierpiąca na powracającą bezsenność złożyła mu wizytę, by wtulić się w niego i spokojniej zasnąć. Nawet sięgnął do szafeczki nocnej i wyjąwszy nasączone oliwą zapałki rozpalił ogień i przeniósł go na stojącą obok świecę, która sprawiła, że ciemność rozstąpiła się, a z niej wyłonił się wampir.
Taehyung wstrzymał oddech, a Yoongi wszedł na jego biodra i przyłożył mu palec do ust.
- Ciii, książę. Chyba nie chcesz zbudzić całego zamku - powiedział, zatrzymując dla siebie to, że cały zamek, łącznie ze służbą był już martwy.
Wampir jednak nie wyglądał tak, jak wcześniej. Alfa powiedziałby nawet, że wyglądał... pięknie.
Biel jego skóry zyskała koloru i choć nadal był blady to jednak wyglądał bardziej jakby biło w nim serce. Czerwień oczu zmieniła się na czerń, więc nie różniła się zasadniczo od koloru, jakim chwalił się książę. Popękane żyły wokół powiek zniknęły. Usta już nie sine, zachęcały lekką czerwienią która była wynikiem farbowania skóry przez krew. Krew, no właśnie. Zniknęła? Nie. Taehyung, będący od czasu pocałunku pod czarem wampira nie widział jej. A piękno, które ujrzał było wyśnioną iluzją. Prawdą było, że w łóżku gościł kreaturę, mokrą od stóp do głowy od krwi, straszną, potworną, tą samą, którą widział w ukrytej komnacie. Jednak czar, którego nie znał, urok którego ofiarą był pozwalał mu widzieć pięknego młodzieńca.
Pozwalał mu widzieć także swoją piękną twarz w lustrze, czuć jej gładkość pod opuszkami palców. Pocałunek wampira nie naprawił go jednak, a zasiał w nim zarazę i twarz Taehyunga zaczynała powoli się rozsypywać.
Pękała, jakby była z porcelany. Minie kilka godzin nim zupełnie się rozpadnie i Yoongi o tym wiedział. Postanowił jednak za uwolnienie odpłacić się księciu pięknymi chwilami przed śmiercią.
Pocałował go znów, tym razem mocno, z uczuciem, które musiał w sobie rozbudzić. Żar prawie od razu zapłonął w ich ciałach. Alfa jęknął, gdy wampir odsunął się, więc szybko na nowo złączyli swoje wargi.
Ostre paznokcie Yoongiego rozszarpały materiał, w którym spał ostatni z Kimów. Skóra wilka była gorąca, a wampir przywarł do niej, czując obezwładniające ciepło.
Siedemset lat bezruchu. Siedemset lat bez pocałunków, bez pożądania. Teraz na nowo pożądał. Ten ostatni raz.
Dłonie Alfy zaczęły błądzić po jego ciele, aż to wilk nie zrzucił z siebie wampira. Kiedy Yoongi wylądował plecami na łóżku, pomyślał, że to tu mógłby umrzeć, czując tą miękkość pod sobą i te usta na tych swoich. Taehyung wziął między zęby jego sutki. Ssał je, aż spomiędzy warg kochanka nie wydobyło się jęknięcie. Wtedy zszedł niżej. Całował brzuch, potem biodra. Całował uda długowiecznego, a później całował i jego pośladki, kiedy ten obrócił się, by zaznać każdego rodzaju rozkoszy.
Książę był może i okrutny, ale jako kochanek był wspaniały i dobry, więc złapawszy w dłonie pośladki wampira, rozchylił je i wsunął w jego wnętrze swój język.
Kochał go najpierw w ten sposób. Ogarnięty szaleństwem tańczył językiem między jego półkulami, nie czując już nic więcej poza pożądaniem, namiętnością. Dwie odwiecznie walczące rasy miały się teraz połączyć i Taehyung był bardziej niż podekscytowany. Zacisnął palce na pupie kochanka, przecinając nawet skórę paznokciem, lecz rana była bezkrwawa. Wampiry nie żyją. Wampiry nie krwawią. Wampiry mogą czuć, ale tylko raz.
Ale teraz Yoongi czuł. Czuł coś więcej poza agonią czekania, poza bezczynnością, poza nicością. Czuł pragnienie, głód, ciekawość, czuł przyjemność. I kiedy Taehyung się odsunął, zechciał dać mu to samo.
Alfa nie spodziewał się, że teraz Yoongi popchnie go na łóżko. Nie spodziewał się, że i on rozchyli jego pośladki i wycałuje go tam, właśnie tam, gdzie jeszcze nikomu wcześniej nie pozwolił się pieścić. Zebrał się w nim wstyd, ale był przyjemny. Był obezwładniający, ale uzależniający.
- Głębiej - poprosił Alfa, wciskając twarz w poduszkę. Jego twarz nieustannie kruszyła się, ale nie czuł tego. Nie czuł, bo umierałby z bólu. Wrzask jego obudziłby wszystkie duchy na zamku.
Byli siebie zbyt spragnieni, by dłużej tak trwać. Alfa znów odebrał dominację. Uniósł biodra wampira wysoko, podczas gdy jego głowa pozostała nisko i czując jak jego męskość jest twarda jak kamień, przy trzeciej próbie i po rozprowadzeniu swojej śliny na czekającym członku wprowadził go do wnętrza kochanka, który zacisnął palce na kołdrze i jęknął głośno, czując jak oczy przewracają mu się prawie do wnętrza czaszki.
W prawdzie wyglądało to obscenicznie i makabrycznie. Wampir cały we krwi i Alfa bez połowy głowy musieli do siebie pasować, lecz ta chwila przed oczami umierającego księcia była inna. Wampir wyglądem przypominał bardziej słodką omegę, a nie monstrum. I to mu wystarczyło, by pieprzyć go mocno, nie potrzebując przerwy nawet i po drugim orgazmie. Miał wrażenie, że jest jak w rui. Biodrami obijał się o pośladki Yoongiego mocno i brutalnie, wiedząc, że zaraz znów wypełni kochanka nasieniem, wiedząc, że znów jak na komendę podnieci się jego widokiem i będzie kochał go jeszcze raz. Gdyby już nie umierał, to umarłby z wyczerpania.
Kiedy zmienili pozycję, całowali się przez cały stosunek. Ciało Alfy było imponujące, a to wampira zgrabne i szczupłe, ale wytrzymałe. Po jakimś czasie jednak obaj zaczęli opadać z sił i Yoongi poczuł, że to jest to. Za oknem widział, jak czerń nocy przeradza się w szarość. Miał niewiele czasu.
W ostatniej chwili, gdy osiągnęli razem kolejny orgazm, Taehyung zobaczył prawdę. Widział leżącego pod sobą wampira, jakim był poza iluzją. Mieć tak blisko jego oczy... od tego można by postradać zmysły.
I wtedy szczęki potwora rozchyliły się, a ogromne zębiska zatopiły w szyi Alfy, który spoczął w bezruchu. Ich ciała ciągle były połączone, ale urok tylko częściowo działał.
Posmakował jego rzadkiej, ciepłej, słodkiej jak najsłodszy miód krwi. Pił ją, zatracał się w smaku.
Kiedy wzeszło słońce, Yoongi siedział na najwyższej wieży zamku i czekał na wschód, który zawsze chciał zobaczyć. Patrzył na góry, zza których po czasie wyłoniło się słońce, palące go na popiół. Ostatnie chwile myślał nie o setkach lat w ciemnej komnacie, czy o zemście, o której marzył.
Żałował tylko tego, że jedynie raz dano mu coś poczuć. Żałował tego, że źródło jego jedynej przyjemności i ratunku leżało w swojej komnacie bez twarzy, która rozsypała się po poduszkach jak kruche szkło.
Nie żałował swoich ostatnich słów, które były odpowiedzią na ostatnie słowa ostatniego wilczego księcia - Pięknego Kim Taehyunga. To od niego Yoongi usłyszał pierwszy raz wyznanie miłości. Z resztą Taehyung pierwszy raz coś podobnego wyznał. Alfa odpowiedzi nie usłyszał, bo padł martwy, gdy zębiska wampira wyszły z jego ciała.
Nim Yoongi przepadł i obrócił się w proch, pomyślał jeszcze raz o ostatnich słowach, które kierował właśnie do swego okrutnego księcia
ja ciebie też.
| Paring do tego szocika był efektem wyników ankiety, w której przewagę głosów mieli ci panowie! Dzięki wszystkim za udział w głosowaniu i po więcej ankiet zapraszam na twittera.
Zazwyczaj takie krótkie historie są u mnie luźnymi i radosnymi pornosami, ale czasami wypadałoby złamać jakieś serce, a zaraz potem parę zasad.
Mam nadzieję, że podobała Wam się ta trochę mroczniejsza historia i jej trochę inny niż zwykle styl. Do zobaczenia następnym razem! |
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top