16. THE UGLY TRUTH

— Co takiego przeskrobałeś, Sol Byung, hm? — szepnął Taehyung, uważnie obracając w palcach dowód ofiary.

Siedział przy swoim biurku z kubkiem do połowy wypitej, zimnej już kawy, a światło z monitora oświetlało jego dłonie, barwiąc karmelową skórę odcieniami błękitu, rażąc przy tym nieprzyjemnie w zmęczone już oczy. Do jego uszu wkradł się dźwięk otwieranych drzwi, ale nie pofatygował się nawet, by unieść wzrok. Domyślił się, że to zapewne Hoseok, który kilka minut temu wyszedł z biura, by zrobić kolejną kawę.

— Masz coś? — zapytał Jung, zbliżywszy się do niego, po czym przysiadł na brzegu jego biurka.

Zanim Taehyung zdążył unieść na niego swój wzrok, do jego nozdrzy wkradł się zapach świeżo zaparzonej kawy. Przeniósł więc spojrzenie na przyjaciela i przez chwilę obserwował, jak jego szczupłe dłonie unoszą do ust czerwony kubek, w którym Jung zawsze pił gorące napoje, ilekroć zostawali po godzinach w biurze. Było już późno, ale żaden z nich nie przejmował się tym, że picie kofeiny o tak późnej porze pozbawi ich snu. Dobrze wiedzieli, że zapewne dzisiejszej nocy żaden z nich nie pójdzie spać.

— Nic — westchnął. — Znalazłem tylko jeden mandat za złe parkowanie. W dodatku sprzed jakichś trzech lat. Od tego czasu cisza.

— Przed chwilą rozmawiałem z Yoongim — zaczął starszy. — Wygląda na to, że ofiara miała psa. Znaleźli karmę i miski w jego mieszkaniu, ale po zwierzęciu nie ma ani śladu. Być może uprowadzono Byunga podczas spaceru, a pies się gdzieś błąka. Sprawdzimy pobliskie schroniska i lecznice, może coś znajdziemy. Nie znaleźli też auta ofiary, więc może sprawca je zabrał. Już rozesłaliśmy info do drogówki. Poza tym w domu ofiary nie znaleźli nic podejrzanego.

— Więc czemu on? — zapytał Taehyung, chociaż wiedział, że żaden z nich nie zna odpowiedzi na to pytanie.

— A może nie ma w tym większej filozofii? — rozmyślał Jung, przeczesując palcami swoje ciemne włosy. — Czasem mordercy wybierają swoje ofiary przypadkowo. Może mu się nie spodobały jego buty albo fryzura... Kto wie, co te świry mają w głowie...

— Lin zgwałcił i zabił młodą dziewczynę, ale był bogaczem. Dobrze wiemy, że gdyby on go nie dorwał, Lin poszedłby wolno. To nie była przypadkowa zbrodnia. On chciał go ukarać, bo wiedział, że nikt inny tego nie zrobi... — kontynuował Kim. — Myślisz, że teraz mógłby wybrać kogoś przypadkowego?

— Więc jaki jest klucz? — zapytał starszy, nie oczekując odpowiedzi. — Byung nie był żonaty. Nie miał dzieci. Pracował jako hydraulik. Nigdy nikt się na niego nie skarżył. W bazie nie ma nic na jego temat, oprócz tego mandatu, który znalazłeś. Nie mieli wspólnych znajomych, obracali się w różnych kręgach. Nic ich nie łączy — podsumował Hoseok.

Przystawił do ust kubek, nad którym unosił się delikatny słupek dymu i upił kilka łyków, wciąż wyraźnie rozmyślając nad tym, co mogło łączyć te dwie ofiary..

— A może po prostu nie szukamy tam, gdzie trzeba? — zapytał po chwili. — Skoro ofiara była hydraulikiem, to może Byung pracował dla Linów przy którymś z budynków? Może to tam się poznali i wciąż utrzymywali kontakt.

— Młody Lin był próżny. Uważał się za lepszego od innych. Nie zadawałby się z kimś takim jak Byung.

— Ech, masz rację — zgodził się Jung, prychając delikatnie na samą myśl o ich spotkaniu z Linem. Młody biznesmen był aroganckim dupkiem i miał o sobie wysokie mniemanie.

Przez dłuższą chwilę obydwaj milczeli, analizując w myślach wszystko, co do tej pory ustalono. Tak naprawdę wiedzieli bardzo niewiele. Byung wydawał się być zwykłym, szarym obywatelem. Nie wyróżniał się na żadnym polu. Był samotnikiem, nie miał rodziny. Jego matka zmarła jakiś czas temu. Jego życie zdawało się tak samo przeciętne, jak jego wygląd. Nie mieli więc pojęcia, co takiego mógł zrobić mężczyzna, by zwrócić na siebie uwagę mordercy Lina.

Taehyung wrócił myślami do nagrania, które pozostawił dla nich morderca na ciele biznesmena. Nieznajomy wyciągnął od niego zeznania. Chciał, by Lin przyznał się do winy, a potem wsunął dyktafon do jego ust, by wiedzieli, że to wyznanie, które wydobyło się z jego gardła. Dodatkowo uprowadził i zabił milionera, nie zostawiając po sobie żadnych śladów. Jedyne co mieli, to jakiś dziwny skrawek ptasiego pióra. Broń, którą się posługiwał, była wyjątkowa, ręcznie robiona. Jak to możliwe, że ktoś, kto włożył tyle trudu w ukaranie Lina, nagle zabił kogoś bez powodu?

Ponownie przeniósł spojrzenie na dowód osobisty ofiary i przyjrzał się uważnie zdjęciu. Byung wyglądał jak przeciętny, nieco zaniedbany facet około czterdziestki. Jego twarz była pozbawiona blasku, nosił kiepską fryzurę i nijakie ubrania. Na zdjęciu wpatrywał się wprost w obiektyw, jego pozbawione uśmiechu usta złączone były w wąską linię. Nie było w nim nic szczególnego, ale wpatrując się w tę fotografię, Taehyung czuł dziwny niepokój. Zawsze był świetnym obserwatorem i miał bardzo dobrą intuicję. To zwykle nią kierował się w trakcie prowadzenia dochodzeń i podczas kontaktów prywatnych. Gdy poznał milionera w siedzibie Lin Corp., wystarczyło, że zamienił z młodszym z braci Lin dwa słowa, by wiedział, że mężczyzna jest winny. Gdy patrzył na zdjęcie Byunga, miał to samo uczucie, jak wtedy, gdy po raz pierwszy skrzyżował swoje spojrzenie z biznesmenem. Nie potrafił wyjaśnić, ale czuł w kościach, że hydraulik ma coś na sumieniu. W jego spojrzeniu było coś, co przerażało i sprawiało, że nieprzyjemny dreszcz wpełzał po kręgosłupie. Nie zastanawiając się dłużej, zerwał się ze swojego miejsca i, chwyciwszy czarnego bombera z oparcia krzesła, na którym dotąd siedział, zarzucił go na szerokie ramiona. Hoseok przeniósł na niego zaskoczone spojrzenie, zastygając z kubkiem dociśniętym do warg. Jego prawa brew uniosła się w pytającym geście.

— Co robisz? — zapytał.

— Co my robimy — odpowiedział Kim, po czym sięgnął kurtkę przyjaciela i rzucił ją w jego stronę. Jung sprawnie złapał ją w powietrzu lewą ręką. — Musimy tam wrócić — wyjaśnił, a starszy policjant ściągnął razem swoje brwi, jeszcze bardziej zdezorientowany.

— Wrócić gdzie? — powtórzył, jednocześnie wstając z biurka, na którym siedział, w zamian kładąc na blacie kurtkę, którą rzucił mu partner chwilę wcześniej.

— Do rzeźni — wyjaśnił młodszy.

Jung zaśmiał się cicho na jego słowa, najwyraźniej nie dowierzając w to, co słyszy. Szybko jednak zamilkł, widząc zdeterminowaną minę Taehyunga.

— Żartujesz? Jest już prawie środek nocy... — zaczął, mając cichą nadzieję, że jego partner sobie z niego drwi.

— On nie zabiłby Byunga bez powodu — oznajmił Kim pewnym głosem. — Musieliśmy coś przeoczyć...

Hoseok przeniósł spojrzenie na czerwony kubek, który wciąż trzymał w dłoniach, by po chwili odstawić go na biurko. Oparłszy dłonie na biodrach, spojrzał na przyjaciela i przez moment obserwował, jak chłopak przypina kaburę z bronią do paska swoich spodni, po czym sięga odznakę i zawiesza ją na szyi. Gdy skończył, uniósł wzrok i zwrócił twarz w stronę partnera, patrząc na niego wyczekująco. Jego spojrzenie było pełne determinacji.

— Serio? — zapytał Jung, a gdy Taehyung wciąż jedynie się w niego wpatrywał, czekając na jego reakcję, wstał z biurka i, przesunąwszy palcami po ciemnych lokach, westchnął głośno. — Ech, nie dasz za wygraną, prawda?

Na pewno coś przegapiliśmy — powtórzył młodszy pewnym głosem.

Jung westchnął teatralnie. Wcale nie miał ochoty jechać w środku nocy do jakiejś starej, śmierdzącej zepsutym mięsem rzeźni, ale jednego był pewny — nigdy nie wiedział bardziej zdolnego detektywa niż jego partner. Pewnie nie przyznałby się do tego na głos, a być może potrzebowałby kilku mocnych drinków, by to powiedzieć, ale Kim był cholernie dobry w tym co robił. Podziwiał go i ufał mu jak nikomu innemu. Nawet gdy od tego miałoby zależeć jego życie, złożyłby je w jego ręce bez mrugnięcia okiem. Wyciągnął więc dłoń, by chwycić swoją kurtkę i wsunął ją pośpiesznie na ramiona, po czym wyjął z prawej kieszeni odznakę. Zawiesiwszy ją na szyi, ruszył w kierunku drzwi. Zatrzymał się dopiero w progu i spojrzał na Taehyunga ponad swoim ramieniem.

— No? Na co czekasz? — zapytał, a młodszy wygiął usta w zwycięskim uśmiechu, po czym pobiegł w jego stronę. Jung wyjął z kieszeni jeansów kluczyki do ich auta służbowego i rzucił je do niego, a brunet sprawnie złapał je w locie. — Ty prowadzisz — wyjaśnił Hoseok. — Dojazd zajmie nam pewnie co najmniej pół godziny, może chociaż się zdrzemnę — dodał i, otworzywszy drzwi, wyszedł na pogrążony w półmroku korytarz.

***

Zaparkowawszy auto w niewielkiej odległości od obiektu, do którego zmierzali, Taehyung zgasił silnik, po czym wyciągnął dłoń w kierunku tablicy rozdzielczej i wyjął ze skrytki swoją czapkę. Przesunął szczupłymi palcami po opadających na oczy lokach w kolorze ciemnego brązu i, zaczesawszy je do tyłu, pośpiesznie ukrył je pod baseballówką. Daszek zwrócił do tyłu, by przypadkiem nic nie umknęło jego uwadze. Ostatni raz spojrzał w kierunku wyświetlacza, by sprawdzić, która jest godzina. Na całe szczęście nie było zbyt dużych korków na tym odcinku, dojechali więc dosyć szybko. Zanim otworzył drzwi auta, chwycił jeszcze parę lateksowych rękawiczek i wsunął je do kieszeni kurtki, po czym pewnym gestem pchnął drzwi służbowego auta i wysiadł na zewnątrz. Zrobił kilka kroków w stronę starej rzeźni, ale zatrzymał się, by poczekać, aż jego partner do niego dołączy.

Gdy na niego czekał, rozejrzał się uważnie dookoła. W pobliżu nie było żadnej żywej duszy. Ulica była kiepsko oświetlona, latarnia w pobliżu migotała nieznośnie, a ciszę przerywało jedynie szczekanie psa dobiegające z dosyć sporej odległości. Gdy zawiał wiatr, nieprzyjemny dreszcz wspiął się po jego plecach i odruchowo skulił się nieco.

— Och, kurwa, ale to jest creepy — powiedział nagle głos za nim, a gdy spojrzał ponad swoim ramieniem, dostrzegł Junga rozglądającego się dookoła z niezadowoloną miną. — Chyba zesrałbym się ze strachu, gdybym miał przyjechać tu sam — dodał, ściągając razem brwi. Jego ciemne, przenikliwe spojrzenie, uważnie skanowało otoczenie, jakby chciał się upewnić, że nikt albo nic na nich nie czyha w otaczającym ich półmroku.

— Jung, jesteś gliną dłużej niż ja, a mówisz mi takie rzeczy? — zaśmiał się cicho młodszy.

Przez dłuższą chwilę obserwował, jak jego partner wsuwa do kieszeni kurtki lateksowe rękawiczki i woreczki na dowody. Gdy to zrobił, zamknął bagażnik auta i zbliżył się do niego, jednocześnie wsuwając dłonie do kieszeni sportowej kurtki. Skulił się nieznacznie, lekko wzdrygając ramionami, jakby również i on czuł nieprzyjemny chłód.

— A co, jeśli ten typ tu wróci? — zapytał, wciąż rozglądając się dookoła, po czym przeniósł na niego spojrzenie swoich ciemnych oczu.

Być może Jung miał rację i to nie był najmądrzejszy pomysł, by przychodzić tu samemu o takiej porze. Mordercy często lubili wracać na miejsce zbrodni. Nie obawiał się jednak, że ktoś mógłby go skrzywdzić. Z jakiegoś powodu czuł, że ktokolwiek zaatakował Lina i Byunga, nie miał zamiaru krzywdzić niewinnych osób.

— Nie wróci — odpowiedział więc pewnym głosem.

— Dobra — rzucił starszy. — Wejdźmy do środka i miejmy to już za sobą — polecił po chwili, wskazując brodą w stronę rzeźni, a młodszy ruszył przed siebie.

Skierował się w stronę alejki, która prowadziła do wejścia i zatrzymał przed ciężkimi, metalowymi drzwiami, wciąż odgrodzonymi żółtą, policyjną taśmą. Otworzył je i przeszedł ostrożnie nad taśmą, by jej nie uszkodzić. Wystarczyło, że przekroczył próg, a poczuł ten charakterystyczny zapach, który przywitał ich kilka godzin temu, gdy zjawili się tu po raz pierwszy. Tym razem smród zdawał się bardziej intensywny, niemal nieznośny. Skrzywił się, wstrzymując oddech. Wewnątrz panował prawie całkowity mrok. Do środka wkradała się jedynie wąska wiązka światła, która zdołała przedostać się przez niewielkie, okratowane okno, którego zapewne nie myto od kilku lat. Zaklął w duchu, zdając sobie sprawę z tego, że nawet nie przyszło mu do głowy, by zabrać latarkę. Po omacku odnalazł kieszeń czarnego bombera i pośpiesznie wyjął z niej komórkę. Odblokowawszy urządzenie, włączył latarkę, by chociaż trochę oświetlić drogę.

— Boże, jak tu wali — jęknął Jung za jego plecami, a gdy Taehyung skierował na niego światło latarki, dostrzegł, że jego partner zakrywa usta rękawem kurtki.

— Pewnie zostawili tusze — powiedział Kim, starając się mówić przez niewiele uchylone usta, by nie wdychać nieprzyjemnego zapachu. — Musimy znaleźć wyłącznik — dodał, kierując światło na ścianę obok drzwi.

Oświetlał pomieszczenie kawałek po kawałku, w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby przypominać wyłącznik światła, ale nic takiego nie widział.

— No, c'mon — mruknął sam do siebie, jakby to mogło mu w czymś pomóc. Nie znalazłszy włącznika po lewej stronie, przeniósł wiązkę światła na prawą. — Och, jest. To chyba to — oznajmił, dostrzegłszy na ścianie blaszaną tablicę z kilkoma przyciskami i zbliżył się w jej stronę. Szedł powoli, ostrożnie stawiając stopy na podłodze jedna za drugą, by przypadkiem nie stracić równowagi.

Gdy dotarł na miejsce, zatrzymał się i wcisnął pierwszy z przełączników, ale pomieszczenie wciąż spowite było w całkowitym mroku. Zamiast zbawiennego światła, do jego uszu wkradł się jakiś dziwny szum i domyślił się, że zapewne uruchomił szyny, na których zawieszone były haki masarskie. Przesunął więc dźwignię na poprzednie miejsce, a gdy pomieszczenie wypełniła cisza, przeniósł dłoń na drugą dźwignię i pociągnął za nią. Tym razem pomieszczenie zalało jasne światło. Po mroku, w którym się znajdowali chwilę wcześniej, zdawało się zbyt rażące. Taehyung zamrugał kilka razy, starając się przyzwyczaić źrenice do tak intensywnej jasności. Dopiero po chwili odwrócił się od ściany, by rozejrzeć się po pomieszczeniu. Wszystko wyglądało dokładnie tak samo, jak to zapamiętał. Jedynie miejsce, gdzie poprzednio znajdowało się ciało Byunga, było teraz puste. Na ścianie pozostała rozmazana plama krwi.

— Co robimy? Mamy jakiś plan? — zapytał Jung, stając u jego boku. Mężczyzna wciąż dociskał rękaw kurtki do ust, przez co jego głos był dziwnie zniekształcony, niemal do tego stopnia, że ciężko było zrozumieć jego słowa.

— Nie wiem — odparł Taehyung, zwilżając językiem lekko spierzchnięte wargi. — Miałem nadzieję, że gdy tu przyjdziemy, w końcu na coś wpadnę — przyznał.

— Ach, to cudownie — westchnął Hoseok. — Okay... Brak planu to też jakiś plan — powiedział, wzruszając ramionami. — To... Może najpierw się rozejrzymy? — to mówiąc, niechętnie zabrał dłonie od swoich ust i, obróciwszy się na pięcie, zaczął uważnie rozglądać się dookoła.

Przez długi czas obydwaj milczeli, jedynie krążąc po pomieszczeniu, ale na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się być tak, jak to zastali kilka godzin wcześniej. Nic nie zwracało ich uwagi. W końcu Taehyung zatrzymał się i zwrócił twarz w stronę partnera.

— Zastanawia mnie, czemu morderca wybrał właśnie to miejsce — przyznał. — Poprzednio to morderca poszedł za Linem. Biznesmen został zabity tam, gdzie zabrał swoją ofiarę, ale tym razem było inaczej. To on go tu przyprowadził. Dlaczego właśnie tutaj?

— Nie wiem — odparł Jung. — Z tego co widziałem w aktach, Byung mieszkał dosyć daleko stąd. Może morderca znał tę okolicę i po prostu wiedział, że może go tu przyprowadzić i zabić, bo nikogo tu nie będzie?

Taehyung skinął, po czym ruszył dalej przed siebie, pogrążając się w rozmyślaniach. Spojrzał w stronę drzwi, a potem na ścianę, na której znaleźli ofiarę. Na ziemi nadal było widać ślad krwi, gdzie u stóp Byunga zebrała się szkarłatna kałuża, a na ścianie, gdzie wcześniej wisiała ofiara, wciąż znajdował się rozmazany, krwawy ślad oraz dziury po sztyletach, którymi przygwożdżono mężczyznę.

— Byung był niższy ode mnie, ale za to ważył sporo więcej — zaczął mówić ponownie. — Wcale nie tak łatwo porwać takiego faceta... A mimo to na dłoniach ofiary nie było śladów walki, jakby w ogóle się nie bronił...

— To prawda. Nie ma jeszcze dokładnych wyników, ale ja też nie widziałem ran na jego dłoniach — przyznał Jung. — Może nasz ninja go ogłuszył albo podał mu jakieś środki odurzające.

— Wstępnie nie stwierdzono żadnych urazów czaszki, więc obstawiałbym raczej to drugie — zgodził się Kim. — To tylko potwierdza teorię, że facet jest silny. Żeby uśpić kogoś na przykład chloroformem, potrzeba czasu. Ofiara musi się dosyć długo nawdychać takiej substancji, by stracić przytomność. Jeśli go czymś odurzył i przywiózł go tutaj, to znaczy, że musiał mu podać na tyle sporą dawkę, by Byung nie obudził się w trakcie. Raczej nie ryzykowałby szarpania się z nim w ciągu dnia nawet w mniej zaludnionej okolicy, więc musiał przynieść go tutaj wciąż nieprzytomnego... A potem poczekać, aż się obudzi... — to mówiąc, rozejrzał się jeszcze raz, po czym zbliżył się do stołu rzeźniczego, który znajdował się pod jedną ze ścian.

Zatrzymał się na krok przed nim i przez chwilę wpatrywał się w metalowy blat. Znajdowały się na nim przyrządy używane do obrabiania mięsa, a to oznaczało, że morderca miał dostęp do narzędzi, którymi mógł torturować ofiarę, ale nie zdecydował się na to. Mimo że nie dostali jeszcze końcowych wyników sekcji, był pewny, że nic takiego nie znajdą.

Wyciągnął rękę i przesunął palcami po metalowym blacie. Czując nieprzyjemny chłód, wzdrygnął się nieco i cofnął dłoń. Spojrzał ponad swoim ramieniem w kierunku drzwi, które teraz znajdowały się po jego lewej stronie. Czując, że w jego umyśle kiełkuje pewna myśl, wskoczył na stół, zwracając tym samym na siebie uwagę Hoseoka. Przemaszerował po blacie, zwinnie omijając wciąż leżące na nim narzędzia. Jego czerwone Conversy poruszały się praktycznie bezgłośnie. Pokonał prawie całą długość stołu, aż w końcu dotarł do ściany. Odwróciwszy się przodem do drzwi, usiadł na blacie. Oparłszy plecy o ścianę, powoli przesunął spojrzeniem po pomieszczeniu, tym razem oglądając je z nowej perspektywy.

Z miejsca, gdzie się znajdował, miał świetny widok na cały pokój. Mógł obserwować drzwi, by kontrolować, czy ktoś nie wchodzi, ale również doskonale widział Hoseoka, który znajdował się na wprost niego. To było idealne miejsce, by przeczekać, aż ofiara się obudzi. Nie pasowała mu tylko jedna rzecz — jeśli Byung był nieprzytomny, nie mógł stać o własnych siłach...

W pomieszczeniu nie znajdował się praktycznie żaden mebel oprócz tego stołu i regałów z blaszanymi półkami ustawionymi pod ścianami. Nie było innych stołów czy szafek, ani żadnych krzeseł, gdzie Byung mógłby siedzieć. Morderca mógł go położyć na podłodze, ale z miejsca, gdzie siedział, nie mógłby go dostrzec. Ofiara musiała się więc znajdować znacznie wyżej. Podążając za tą myślą, przesunął wzrok w górę. Nad jego głową znajdowały się szyny, na których podwieszone były haki na tusze. Większość znajdowała się na początku szyn, na niektórych hakach wciąż wisiały tusze, których nikt nie uprzątnął. Z tego miejsca dostrzegł coś, na co wcześniej nie zwrócił uwagi. Tylko jeden z haków umiejscowiony był mniej więcej w połowie długości szyn. Taehyung wstał ze swojego dotychczasowego miejsca i zwrócił twarz ku górze, by lepiej mu się przyjrzeć. Gdy spostrzegł na nim coś białego, jego wargi wygięły się w uśmiechu. Wsunął dłoń do kieszeni kurtki i pospiesznie wyciągnął swoją komórkę, by po chwili bez najmniejszego wahania wybrać numer do ich szefa. Jak się tego spodziewał, Yoongi odebrał już po pierwszym sygnale, jakby czekał na jego telefon. Przed przyjazdem tutaj powiedzieli mu, gdzie się wybierają. I mimo że starszy zapewne uznał ich za szaleńców, dał im wolną rękę.

— Masz już wyniki od Haneula? — zapytał, gdy tylko usłyszał ciszę, świadczącą o tym, że Min odebrał połączenie.

Nie czekał nawet, aż jego przyjaciel zdąży się odezwać. Musiał jak najszybciej potwierdzić swoją teorię. Nie wiedział dlaczego, ale czuł się niesamowicie podekscytowany faktem, że być może prawidłowo rozgryzł tego nieznajomego mordercę. Nawet jeśli to była jedynie błahostka.

— Masz dobre wyczucie czasu, bo właśnie odebrałem wstępne wyniki — przyznał Min. Taehyung mógłby przysiąc, że słyszy, jak mężczyzna wertuje dokumenty i był przekonany, że właśnie ogląda grubą teczkę, którą trzymał w dłoniach. — Na toksykologię trzeba jeszcze poczekać, ale mam wstępne wyniki sekcji. Potrzebujesz czegoś konkretnego?

— Czy Byung miał otarcia wokół nadgarstków lub kostek? — zapytał Kim, bez zbędnego tłumaczenia.

— Hmm — mruknął starszy do słuchawki, a potem dało się słyszeć jedynie odgłos przerzucanych dokumentów. — Na dłoniach i wokół nadgarstków nie znaleziono żadnych śladów. Pod paznokciami brak materiałów biologicznych — powiedział. Po chwili znowu zawiesił głos, by przewertować kolejne strony. — Ale czekaj... — dodał, po czym zaczął czytać notatkę od patologa: — Wokół kostek widoczne są delikatne, kilkucentymetrowe otarcia, najprawdopodobniej powstałe w skutek związania nóg ofiary sznurem o średnicy dwóch centymetrów. Brak innych obrażeń...

Gdy Yoongi skończył czytać ten fragment, na moment zapadła cisza, jakby mężczyzna odkładał dokumenty na swoje biurko. Taehyung mógł wyobrazić sobie, jak ich szef prostuje się w swoim fotelu obrotowym i zaciska mocniej palce na smartfonie, jednocześnie rozmasowując drugą dłonią mostek nosa, czując uderzające w niego zmęczenie.

— Znalazłeś coś? — zapytał starszy, a Taehyung ponownie uniósł wzrok, by spojrzeć na hak, w który wpatrywał się chwilę temu.

Być może — odparł. — Zadzwonię, jak ustalimy coś więcej — dodał i, nie czekając na odpowiedź szefa, rozłączył się. — Jung, zbliż się do tamtego przełącznika — poprosił, wsunąwszy komórkę do kieszeni bombera i spojrzał w kierunku partnera.

— Tego? — upewnił się Jung, a młodszy skinął na potwierdzenie.

Hoseok ruszył więc przed siebie i zbliżył się do ściany, na której znajdował się wbudowany panel. Przystanął na krok przed nim i zwrócił twarz ku Taehyungowi, który wciąż stał na blaszanym stole.

— Sprawdź te przełączniki po prawej stronie. Zdaje się, że one uruchamiają szyny. Potrzebuję, żebyś zbliżył ten hak w moją stronę — poinstruował młodszy, wskazując w stronę jednego z haków, który był zawieszony wysoko, prawie w połowie długości pomieszczenia. — Spróbuj ten pierwszy. Kiedy wcześniej go dotknąłem, słychać było jakiś dziwny szum. To chyba były te szyny — dodał, a Jung kolejny raz skinął.

— Okay — przytaknął i zrobił jeszcze jeden krok w stronę tablicy.

Wyciągnąwszy dłoń, położył palce na jednym z wyłączników, po czym przeniósł spojrzenie w kierunku szyn, by się upewnić, czy jego partner ma rację.

— Gotowy? — zapytał, jakby chciał się upewnić, że na pewno ma wcisnąć niewielką wajchę.

Zwarty i gotowy, kochanie — zachęcił Kim, posyłając mu zadziorny uśmiech. Gdy to robił, rozsunął szerzej nogi i zgiął delikatnie kolana, jakby szykował się do skoku, a Jung prychnął pod nosem.

— Dokładnie tak, jak lubię — odgryzł się, po czym kręcąc głową, bez dalszego uprzedzenia po prostu przesunął wajchę w dół.

Wystarczyło, że lekko nią poruszył, a do ich uszu wkradł się ten sam dźwięk, jak wtedy gdy Taehyung wcisnął ten przełącznik po raz pierwszy. Tym razem w pomieszczeniu było widno, dzięki czemu po krótkiej chwili mogli dostrzec, jak szyny zamontowane pod sufitem, zaczęły się poruszać. Widząc, że hak, który dotąd znajdował się na środku szyny, powoli sunie w jego stronę, Taehyung zbliżył się do krawędzi stołu. Przez kilkanaście nieznośnych sekund wyczekiwał, aż będzie w stanie go dosięgnąć. Dopiero gdy ten znajdował się tuż nad głową policjanta, Hoseok przesunął wajchę na jej poprzednie miejsce, by wyłączyć mechanizm, który wprawiał szyny w ruch. Po chwili pomieszczenie wypełniła głucha cisza.

— Co z tym hakiem? — zapytał, ruszając w stronę przyjaciela, który właśnie kończył wsuwać na dłonie lateksowe rękawiczki, by po chwili wyciągnąć je przed siebie i ująć ostrożnie hak.

Taehyung zdjął go i zbliżył go ku sobie, by uważnie mu się przyjrzeć. Teraz był pewny, że to, co wcześniej dostrzegł, to faktycznie pozostałość po linie. Wyglądało to na zwykłą, plecioną linę jutową, na oko o średnicy mniej więcej dwóch centymetrów. Jej krawędzie były równo ucięte, jakby ktoś przeciął je niezwykle ostrym narzędziem, wykonując jedno, pewne cięcie. Uniósł wzrok i odszukał spojrzenie partnera, który zatrzymał się tuż obok stołu, na którym się znajdował.

— Byung miał otarcia wokół kostek — zaczął, wyciągając hak w stronę Hoseoka. — Myślę, że morderca go odurzył, przyprowadził tutaj, a potem związał jego nogi i zawiesił go na tym haku, by poczekać, aż odzyska przytomność.

— Faktycznie są na nim pozostałości liny. Wygląda jak lina żeglarska. Trzeba ją zbadać. Może uda nam się coś znaleźć albo chociaż ustalić producenta — odparł starszy, przyglądając się uważnie. — Daj, zabezpieczę to — polecił, biorąc ostrożnie hak od przyjaciela.

Jego dłonie również ukryte były pod białymi, lateksowymi rękawiczkami. Nie wiedzieli, czy znajdą tutaj jakieś ślady, ale nie chcieli ryzykować, że przez nieuwagę, być może zniszczą jedyne dowody, które mogłyby ich naprowadzić na mordercę.

— Więc nasz morderca odurzył Byunga, a potem przyprowadził go do starej rzeźni i podwiesił na haku jak zwierzynę — odezwał się po chwili Kim, podsumowując krótko to, co udało im się ustalić. — Gdybyś był mordercą, czemu wybrałbyś rzeźnię na miejsce zabójstwa? — zapytał, zeskakując ze stołu.

Hoseok skończył zabezpieczać dowód, po czym przeniósł spojrzenie na partnera, unosząc prawą brew. Wyprostował się i rozejrzał dookoła.

— Nie wiem — odpowiedział, wzruszając ramionami. — Bo byłbym popieprzonym psychopatą? — zgadywał pół żartem pół serio. Szybko jednak spoważniał. — Rzeźnia kojarzy mi się z krwią i przemocą. Myślę, że zabrałbym tu kogoś, by go torturować. To idealne miejsce, by kogoś skrócić o kilka centymetrów, albo pozbawić kilku zbędnych członków — przyznał. — Nawet nie trzeba się bardzo starać. Wszystko jest na miejscu — dodał, wskazując na liczne przyrządy do oporządzania mięsa, które wciąż znajdowały się na blacie stołu.

— No właśnie — zgodził się Kim. — Ja zrobiłbym to samo. To doskonałe miejsce, gdybyś chciał kogoś torturować. Oddalone od zamieszkałego osiedla, nikt nie zwróciłby uwagi na dziwny hałas, a dodatku znajdziesz tu wszystko, co przydatne, by zrobić komuś krzywdę. Mimo to nasz morderca nie użył żadnego z tych narzędzi — to mówiąc, przesunął opuszkami palców po blacie stołu, tuż obok leżących na nim narzędzi, po czym odwrócił się w stronę Junga i przechylił delikatnie głowę na bok. — Więc, czemu go tu zabrał? — zapytał.

— Mam nadzieję, że nie ze względu na bodźce zapachowe — prychnął starszy. — To byłoby już zdrowo popieprzone, bo wali tu niemiłosiernie.

— Jakie mięsa tu oprawiano? — zapytał Kim, jakby nagle na coś wpadł i przeniósł spojrzenie na wiszące w kącie tusze, których wciąż nie zabrano.

— Nie jestem pewny. To niewielki biznes. Prowadzi go jeden typ. Z tego co czytałem, odziedziczył rzeźnię po ojcu. Zdaje się, że przyjechał tu z Chin. Zatrudnia chyba czterech czy pięciu pracowników. Chyba głównie zajmują się wieprzowiną — odpowiedział, przeszukując w myślach informacje, które wyczytał, przeglądając dokumentację. — A to ma jakieś znaczenie? — zapytał, ściągając razem swoje brwi.

Taehyung nic nie odpowiedział. W milczeniu wpatrywał się w tusze wieprzowe wiszące na hakach masarskich w głębi pomieszczenia. Jego spojrzenie było nieobecne, jakby myślami krążył gdzieś daleko.

Świnia — rzucił nagle, powracając wzrokiem w stronę Junga, a ten prychnął głośno i oparłszy dłonie na swoich wąskich biodrach, spojrzał na przyjaciela spod kurtyny ciemnych rzęs.

— Może nie jestem zbyt sympatyczny, ale żeby od razu mnie wyzywać... — zażartował.

— Nie. Nie o to mi chodzi — sprostował pośpiesznie Kim i w kilku długich krokach zbliżył się w stronę partnera. — Może to brzmi śmiesznie, ale myślę, że on zabrał tu Byunga, bo uważał go za świnię — wyznał, gdy ta myśl na dobre zagnieździła się w jego głowie. — Nie wiem, co Byung zrobił, ale myślę, że to dlatego morderca go tu przyprowadził. Specjalnie wybrał rzeźnię, gdzie oprawiają wieprzowinę, a potem zawiesił go na haku do góry nogami, jak jedną z tuszy.

Hoseok przez chwilę myślał nad jego słowami, w końcu jednak jego wargi wygięły się w grymasie uznania.

— Faktycznie jest to dosyć zabawne, ale... Powiedzmy, że nawet trzymałoby się kupy — przyznał. — Tylko co zrobił Byung, by zasłużyć na ten jakże zacny tytuł? — zapytał.

— To musimy jeszcze ustalić — odparł Kim.

— Myślisz, że nasz Batman poluje na gwałcicieli? — dopytywał starszy. — Między Byungiem a Linem jest niezła przepaść — kontynuował. — Lin był kawałem kutasa, ale był bogaty, inteligentny i całkiem przystojny. Kobiety do niego lgnęły. Nie miał zapewne problemu, by poderwać kogoś w barze. Byung raczej nie wyglądał na takiego, o którego kobiety by się zabijały...

— To prawda — zgodził się Taehyung. — Nie był zbyt atrakcyjny, nie dbał o swój wygląd i nie miał nawet hajsu, by mógł w ten sposób komuś zaimponować... Z pewnością nie podrywał ofiar w barach jak Lin.

— Był hydraulikiem, może napadał kobiety w ich domach?

— Nie było na niego żadnych skarg.

— Ofiary często czują się winne tego, co się stało, obawiają się, że ktoś pomyśli, że „same tego chciały", albo prowokowały sprawcę i dlatego milczą — wtrącił Jung. — Może trzeba sprawdzić listę jego klientów sprzed kilku ostatnich miesięcy. Zobaczymy, ile było wśród nich kobiet — zaproponował. — Trzeba będzie z nimi porozmawiać. Może uda nam się ustalić jakieś dziwne zdarzenie albo coś, co nas naprowadzi na nowy trop.

— To dobry pomysł — zgodził się Kim. — Być może wcześniej nie było wystarczających przesłanek, żeby powiązano go ze sprawą.

— Zajmę się tym jutro, jak tylko pojawię się w biurze.

— Okay.

— To co, zmywamy się stąd? — zapytał Jung z wyraźną nadzieją w głosie. — Już chyba nic więcej tu nie znajdziemy...

— Jeszcze nie — odparł Kim, kręcąc głową. — Chcę jeszcze sprawdzić jedną rzecz — oznajmił. — Jest coś, co nie daje mi spokoju... — dodał, po czym zamilkł na chwilę. Jung rozchylił wargi, by zapytać, o co chodzi, ale zanim zdążył się odezwać, Taehyung go uprzedził, wyjaśniając: — Dyktafon.

— Ech — westchnął Jung, sunąc palcami po ciemnych włosach. — W sumie przyznam, że mnie też zdziwiło, że go nie zostawił. Myślisz, że ktoś go zabrał? Może wzięły go te typki, które go znalazły? — dopytywał. — Zajebali mu portfel i sygnet. Mogli zabrać też dyktafon.

— Nie wydaje mi się. Szukali kosztowności, więc portfel czy biżuteria to łatwy cel. Nie wpadliby na to, by szukać czegoś w jego ustach. Nie są na tyle bystrzy.

— Chyba nie myślisz, że ukradł go kruk — prychnął starszy.

— Kto wie, to podobno bardzo mądre ptaki — drażnił się Taehyung. — Pomyślałem, że może gdy okradali Byunga, mogli poruszyć jego ciałem tak, że dyktafon wysunął się z jego ust — wyjaśnił po chwili.

Jung uniósł prawą dłoń i przesunął nią po lśniących włosach, odgarniając ją do tyłu, dzięki czemu Taehyung mógł przez moment podziwiać jego przystojną twarz w całej okazałości. Gdy odszukał wzrokiem jego bystre spojrzenie, bez trudu dostrzegł, że młody policjant nie wygląda na zbyt zadowolonego, jakby dokładnie wiedział, do czego dąży ta rozmowa.

— Ech, no okay — zgodził się, mimo że młodszy o nic nie prosił. — Ja sprawdzę pod tymi szafkami z lewej, a ty sprawdź te po prawej stronie — to mówiąc, wyciągnął z kieszeni kurtki swoją komórkę. Włączył latarkę i kucnął przy półkach. — Ugh, to jest takie obleśne — mruknął zdegustowany, starając się, by przypadkiem nie dotknąć niczego dziwnego. — Jak pójdziemy do Awake, stawiasz mi dobrego drinka — powiedział, spoglądając na niego ponad swoim ramieniem. — A ty co tak stoisz? Sprawdzaj z drugiej strony i wracajmy do biura — ponaglił go, wskazując brodą w kierunku półek, znajdujących się z plecami Tae.

Taehyung odwrócił się na pięcie i, uśmiechając się pod nosem, zbliżył się w stronę wysokich regałów. Pod nimi znajdowała się niewielka szczelina, ale wciąż na tyle duża, że mógłby się pod nią zmieścić dyktafon. Uklęknął więc na twardej podłodze i skierował snop światła tak, by chociaż trochę podświetlić obszar pod meblem, by sprawdzić, czy nic tam nie znajdzie. Sprawdzał powoli centymetr po centymetrze, by być pewnym, że w pośpiechu nie przegapi czegoś istotnego. Co jakiś czas do jego uszu wkradało się jakieś soczyste przekleństwo Junga, przez co śmiał się cicho sam do siebie.

Gdy kończył sprawdzać ostatni odcinek, poczuł, że jego telefon wibruje i ciszę przerwał dźwięk powiadomienia. Wyłączył więc latarkę i, wciąż nie podnosząc się z kolan, zwrócił komórkę ku sobie. Pospiesznie odblokował ekran, by sprawdzić co to. Był przekonany, że to Yoongi coś znalazł w raporcie i dlatego wysłał mu wiadomość, ale ku jego zaskoczeniu na ekranie pojawiło się zupełnie inne imię.

Jeongguk.

Odruchowo uniósł wzrok i spojrzał ukradkiem w kierunku Junga, który klęczał po drugiej stronie. Upewniwszy się, że jego przyjaciel jest zajęty zupełnie czymś innym i nie zwraca na niego uwagi, powrócił wzrokiem do rozświetlonego ekranu. Nie wyświetlił wiadomości od razu. Przez chwilę po prostu wpatrywał się w ikonę powiadomienia, niemal wstrzymując oddech.

Odkąd obiecał Jeonggukowi, że odpisze, wymienili się kilkoma wiadomościami. Nigdy wcześniej muzyk nie pisał do niego o tak późnej porze. Domyślił się, że chłopak skończył swój występ i zapewne właśnie dotarł do mieszkania. Być może właśnie zbierał się do spania i dlatego postanowił wysłać mu kilka słów na dobranoc. A być może jedynie chciał sprawdzić, czy wciąż jest w biurze, bo wiedział, że jest zawalony pracą. Jednak na widok imienia Jeongguka w powiadomieniach, jego serce zaczęło bić nadzwyczaj mocno. Czuł się dziwnie zdenerwowany, ale również i podekscytowany zarazem. Wstrzymawszy oddech, przesunął ostrożnie kciuk na komunikator, którego używali, by wymieniać wiadomości i otworzył czat, by w końcu sprawdzić, co muzyk mu napisał. Nie zdążył nawet dobrze przyjrzeć się otrzymanej wiadomości, gdy nagle tuż przy jego uchu odezwał się donośny głos Hoseoka.

— No ładnie, Kim — powiedział Jung, prychając, a Taehyung ze strachu niemal wyrzucił swoją komórkę. — Ja się poświęcam, łażę na czworaka, by znaleźć jakiś nieistniejący dyktafon, a ty oglądasz pornosy — skarcił go, wskazując brodą w stronę jego komórki.

Taehyung odchrząknął zmieszany i, panikując, docisnął telefon do swojej piersi, by Jung nie mógł dostrzec ekranu i znajdującej się na nim fotografii.

— T-to nie porno — zaprzeczył, wyraźnie zawstydzony.

— No przecież widziałem, Kim. Mam sokoli wzrok. Co ty tam oglądasz, kiedy ja haruję jak wół, hę?

— To nie video, to zdjęcie — odpowiedział, wciąż dociskając telefon do piersi, jakby obawiał się, że jeśli go odsunie, Hoseok będzie drążył temat.

— Video czy fota, jeden chuj — odparł starszy. — Kazałeś mi szukać jakiegoś głupiego dyktafonu, którego pewnie nigdy tu nie było, a ty co, hm? Nieładnie, Kim. Nieładnie — drażnił się, najwyraźniej czerpiąc niebywałą przyjemność z zażenowania młodszego mężczyzny. — Co to za przystojniak? Jakaś gejowska porno-gwiazda? Model?

— To Jeongguk — przyznał w końcu, wyraźnie się rumieniąc.

— Co?! — zawołał Jung nieco zbyt głośno i, zanim Taehyung zdążył go powstrzymać, chwycił telefon i wysunął go z dłoni przyjaciela, by spojrzeć na wyświetlacz. — Och, kurna! — dodał, przenosząc spojrzenie na młodszego mężczyznę.

— Ej, Jung! — jęknął Kim, chcąc go powstrzymać, ale ten szybko odskoczył do tyłu i uniósł komórkę nad swoją głowę, zachowując się niemal jak nastoletni chłopiec. — Kurwa — zaklął, ale nawet nie próbował go dogonić, dając za wygraną.

Gdy Jung zobaczył, że Taehyung wciąż klęczy na podłodze, opuścił dłonie tak, by móc dokładnie przyjrzeć się fotografii. Jego oczom ukazało się zdjęcie przedstawiające nagi tors mężczyzny. Chłopak miał na sobie czarne bokserki z szeroką gumką z charakterystycznym logiem Calvina Kleina, oplatającą wąskie biodra. I och, rzeczywiście nadawał się na ich modela. Jego ciało było piękne. Uda, których skrawek mógł dostrzec w dole kadru, silne, a mięśnie brzucha wyrzeźbione tak dokładnie, że mógłby policzyć każdy wzgórek i dolinę. Na zdjęciu nie było widać twarzy, ale z łatwością mógł dostrzec zadziorny uśmiech, który zdobił usta nieznajomego. Na dodatek w zębach trzymał czarną koszulkę, którą pewnie zadzierał do góry, by pokazać do obiektywu swoje boskie ciało. Również nie umknął jego uwadze fakt, że jego szyję zdobiła dosyć wyraźna malinka, którą ktoś musiał zrobić mu już jakiś czas temu. Jak się domyślał, było to dzieło jego partnera i na ten widok prychnął mimowolnie.

— Serio? — zapytał, spoglądając na Taehyunga, który właśnie zbliżał się w jego stronę. — To naprawdę Jeongguk? Damn! — mruknął, przeczesując dłonią ciemne włosy.

— Mówiłem, że jest wysportowany — odpowiedział młodszy nieco wymijająco, starając się ukryć swoje zawstydzenie.

Dotąd wymienili z Jeonggukiem jedynie kilka wiadomości. Muzyk droczył się z nim i żartował na temat seksownych zdjęć, ale nie spodziewał się, że zdecyduje się mu jakieś wysłać. Nie zdążył się zbyt dobrze przyjrzeć, bo przyłapany przez Hoseoka, starał się ukryć telefon tak szybko, jak to możliwe, ale tyle wystarczyło, by wiedział, że fotka, którą wysłał mu gitarzysta, było wręcz idealna. Nie była zbyt odważna czy przesadzona, ale za to cholernie seksowna.

— Wysportowany? — powtórzył Jung i zaśmiał się pod nosem, jakby właśnie usłyszał coś bardzo zabawnego. — On wygląda jak jakiś pieprzony model od majtek. Serio — przyznał, po czym przeniósł wzrok na komórkę i zagwizdał głośno z uznaniem, jednocześnie udając, że wachluje się dłonią z nadmiaru gorąca. — Muszę przyznać, że patrząc na tę fotę, przez chwilę miałem poważne wątpliwości co do swojej orientacji. Chyba nawet mój mały przyjaciel się ożywił — zażartował, wskazując na swoje krocze, a Taehyung wykrzywił się.

— Juuung — jęknął. To powiedziawszy, zrobił dwa kroki w jego stronę i wyciągnął dłoń, by zabrać od niego telefon, ale Hoseok po raz kolejny wycofał się zwinnie.

— No czekaj — zaprotestował. — Nie bądź taki zachłanny. Ty widziałeś to na żywo, daj mi się chwilę poprzyglądać.

— Nie jesteś gejem. Nie musisz mu się przyglądać — odparł Taehyung i kolejny raz spróbował chwycić za telefon, ale i tym razem starszy zabrał smartfona.

— Ale jestem twoim najlepszym przyjacielem. Muszę ocenić, czy ten koleś jest ciebie wart — wyjaśnił, a Taehyung oparł dłonie na biodrach i, przechyliwszy głowę na bok, wpatrywał się w starszego mężczyznę.

— No i? Czyżbyś był wróżką i potrafił czytać z mięśni brzucha? — prychnął.

— Może nie wróżką i nie potrafię wyczytać z mięśni brzucha — odparł Hoseok. — Ale za to jestem świetnym gliną i wyczytałem z tego obrazka, że ktoś się ostatnio całkiem nieźle bawił, bo Jeongguk ma malinkę na szyi. Skoro jej nie zakrył, obstawiam, że sprawca tej jakże nikczemnej zbrodni stoi właśnie przede mną — oznajmił, szczerząc się dumnie. — Ooo! I teraz się rumieni jak nastoletnia dziewczynka — dodał, wskazując palcem w stronę prawego policzka przyjaciela, a w odpowiedzi Taehyung żartobliwie uderzył jego dłoń, by oddalić ją od swojej twarzy.

— Jesteś okropny — skarcił go, a Jung rozchylił usta, by coś dodać.

Zanim jednak jakiekolwiek więcej słowa opuściły jego wargi, telefon Taehyunga wydał z siebie melodyjny dźwięk, oznajmiający, że nadeszła kolejna wiadomość. Gdy tylko do ich uszu wkradł się ten odgłos, młodszy rzucił się w stronę komórki, podobnie jak Hoseok, który zacieśnił na niej swoje palce, by szybko wyświetlić wiadomość. Ku niezadowoleniu Taehyunga, jego partner był pierwszy.

— Uuuu — zaśpiewał Jung, robiąc głupkowatą minę. — Wysłał ci kolejną wiadomość — dodał, wpatrując się w reakcję przyjaciela. Uwielbiał się z nim droczyć. — Mam sprawdzić, czy to kolejna fota? — zapytał, poruszając dwuznacznie brwiami, a gdy zobaczył karcący wzrok przyjaciela, wyświetlił wiadomość. — Och! — zawołał, zakrywając dłonią usta. — Teraz to fota od pasa w dół i nie ma na sobie żadnych bokserek!

— C-co?! — wydusił Kim, robiąc kilka kroków w jego stronę, by zmniejszyć dzielący ich dystans, a gdy wyciągnął ręce, by zabrać telefon, starszy roześmiał się głośno, odrzucając głowę do tyłu.

— Żartuję — powiedział. — Ale żebyś widział swoją minę... — dodał, kręcąc głową. — Wysłał ci wiadomość — wyjaśnił po chwili. — Cytuję: „Szkoda, że cię tu nie ma".

Słysząc te słowa Taehyung poruszył się nieco niezręcznie na swoim miejscu. Mógłby przysiąc, że czuje w brzuchu stado motyli, a kąciki jego warg uniosły się delikatnie w mimowolnym uśmiechu.

— Co mam mu odpisać? — zapytał, wpatrując się w przyjaciela.

Był nowy w tym wszystkim. Dawno z nikim się nie umawiał i nawet nie wiedział, czy wciąż potrafi flirtować, a wiedział, że Jeongguk jest w tym świetny.

— Wyślij mu jakąś sexy fotkę — odparł Jung, rozciągając wargi w szerokim uśmiechu.

— Jung, jesteśmy na miejscu zbrodni. W śmierdzącej rzeźni...

— Masz rację, lepiej nie, bo pomyśli, że jesteś jakimś creepem. Kto normalny po nocy szlaja się po rzeźniach? — zgodził się starszy po chwili namysłu. — To wyślij mu jakąś sexy fotkę w mundurze, jak wrócisz do domu. Na pewno mu się spodoba.

— On wciąż nie wie, że jestem policjantem — sprostował Kim.

— Serio? Dopiero by się zdziwił — prychnął Hoseok.

— Tego z pewnością się nie spodziewa — przyznał młodszy, po czym zaśmiał się cicho pod nosem na samą myśl o tym, jak mógłby zareagować muzyk na wieść o jego profesji.

Bawiło go to, że Jeongguk często żartował, że rozkazuje mu, jakby był policjantem, nie mając nawet pojęcia, że tak jest naprawdę. Na początku myślał, że to jedynie przelotny seks, więc nie było sensu opowiadać mu o sobie zbyt wiele. Ostatnio ich relacja się zmieniła, ale wciąż nie był pewny, czy taka wiadomość nie zniechęciłaby muzyka do dalszych spotkań.

— Nie wiem, czy to by go nie zniechęciło — przyznał. — Nie każdy chciałby mieć stróża prawa między udami.

— Żartujesz sobie ze mnie? Ja jestem przekonany, że każdy chciałby mieć takiego stróża prawa między udami — odparł Jung, wskazując na jego sylwetkę.

— Gdybym wysłał mu taką fotę, pewnie pomyślałby, że jestem striptizerem — zażartował Taehyung w odpowiedzi, a Jung roześmiał się głośno, wypełniając swoim melodyjnym śmiechem całe pomieszczenie, sprawiając, że na chwilę ciężkie, stęchłe powietrze zdawało się przesycone lekkością.

— Pewnie tak — przyznał. — To co? Co mu odpiszemy? — zapytał, po czym zaczął wystukiwać jakiś tekst na telefonie Taehyunga. Młodszy obserwował jego dłonie, gotowy w każdej chwili po prostu wyrwać telefon z rąk przyjaciela. — Wyślij mi... fotkę... — zaczął mówić Hoseok, powoli artykułując słowa, jakby cytował to, co do tej pory napisał. — Swojego penisa... — dodał, a Taehyung wyciągnął gwałtownie rękę, chcąc go powstrzymać, ale zanim zdążył do niego doskoczyć, starszy wcisnął przycisk „wyślij".

— Och, Boże, Jung! — jęknął, w końcu zaciskając palce na smartfonie i wyrwał go z rąk przyjaciela. — Błagam, powiedz, że tego nie wysłałeś?! — to mówiąc, pośpiesznie otworzył aplikację, przez którą komunikował się z Jeonggukiem i wyświetlił ostatnio wysłaną wiadomość:

„Uwierz, ja żałuję jeszcze mocniej niż ty. Szczególnie gdy wysyłasz takie zdjęcia".

Taehyung pokręcił głową, uśmiechając się pod nosem. Jung napisał coś, co miał na końcu języka, a być może nie odważyłby się napisać. Przesunął palcem po ekranie, powracając do zdjęcia, które wysłał mu Jeongguk i wpatrywał się w nie przez dłuższą chwilę, zagryzając dolną wargę. Gitarzysta był niesamowicie seksowny. Miał piękne ciało, ale to, co podobało mu się najbardziej na tej fotografii, to fakt, że chłopak z dumą eksponował swoją smukłą, długą szyję, na której wyraźnie było widać malinkę, która była jego dziełem, a przy tym wargi muzyka zdobił łobuzerski uśmiech.

Gdy tak wpatrywał się w tę fotografię, telefon zawibrował w jego dłoni, a jego oczom ukazała się nowa wiadomość:

„Nie chwaląc się... Na żywo wyglądam znacznie lepiej..."

Taehyung zaśmiał się cicho, po czym wstukał odpowiedź:

„Już niemal zapomniałem, jak niesamowicie seksowny jesteś".

„Na pewno nie dasz rady wyrwać się z pracy?" — kusił muzyk.

„Będziemy siedzieć w biurze do białego rana".

„Szkoda. Będę musiał spać sam".

„Obiecuję, że wynagrodzę ci to, kiedy się spotkamy kolejny raz".

„Trzymam za słowo. Zawsze możesz przynieść mi śniadanie, wracając do domu ;) Dobranoc".

Taehyung zaśmiał się delikatnie. Lubił z nim rozmawiać. Było w nim coś takiego, że czuł się przy nim niebywale swobodnie. Zdawało mu się, jakby znał go już co najmniej kilka lat.

— Szczerzysz się do telefonu jak szaleniec, Kim — odezwał się nagle głos za jego plecami i dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że wciąż znajduje się w cuchnącej rzeźni. Odpisał szybko „Dobranoc", wsunął komórkę do kieszeni czarnego bombera i, odchrząknąwszy, przeniósł spojrzenie na przyjaciela.

— Sorki — przeprosił szybko, sunąc palcami po ciemnych lokach. — Znalazłeś coś? — zapytał po chwili, zmieniając temat.

— Oprócz brudu i śmieci? Nic — odparł Jung, wzruszając ramionami. — A ty? Znalazłeś coś oprócz fotki półnagiego gitarzysty? — dopytywał, drażniąc się z nim, a Taehyung uśmiechnął się mimowolnie.

— Nie. Tylko fotkę półnagiego gitarzysty — przyznał, śmiejąc się. — Sprawdźmy jeszcze ten stół i jak nic nie znajdziemy, to spadamy stąd — to mówiąc, zbliżył się w stronę stołu rzeźniczego, na którym jakiś czas temu siedział.

Mebel znajdował się naprzeciwko ściany, do której przybito ciało Byunga, istniało więc spore prawdopodobieństwo, że jeśli umieszczono w jego ustach dyktafon, ten mógł się wysunąć i wpaść właśnie pod ten stół.

— Pomożesz mi go przesunąć? — zapytał, ustawiwszy się po prawej stronie. Jung skinął i stanął obok niego.

— Na trzy — polecił, po czym obydwaj zaczęli pchać, śmiejąc się głośno, że żaden z nich nie odczekał nawet do „jeden". Mimo całej siły, którą włożyli, by przesunąć mebel, udało im się poruszyć go jedynie o parę centymetrów. — Och, kurwa. Ależ to gówno jest ciężkie — jęknął Hoseok.

— Musimy go przesunąć chociaż o jeszcze kilka centymetrów — wtrącił Taehyung. — Na trzy?

— Kiedyś przez ciebie osiwieję, Kim — westchnął starszy, po czym ustawił się na rozchylonych nogach i oparł dłonie na brzegu stołu. — Na trzy — polecił i ponownie obydwaj naparli na mebel, pchając go z całej siły przed siebie.

Tym razem udało im się poruszyć stół znacznie łatwiej i przesunęli mebel o kolejne kilka centymetrów.

— Okay, tyle chyba już wystarczy — rzucił Taehyung, by po chwili odsunąć się nieznacznie.

Młodszy przeniósł wzrok w kierunku swoich stóp, ale na pierwszy rzut oka nie dostrzegł nic nadzwyczajnego. Wsunął więc dłoń do kieszeni czarnego bombera i chwycił swoją komórkę, zaciskając na niej szczupłe palce. Wyjął smartfona i, odblokowawszy go, uruchomił latarkę, by po chwili zniżyć się na kolana. Skierował snop światła pod stół i uważnie przeskanował przestrzeń. Gdy dostrzegł, że pod stołem znajduje się jakiś niewielki przedmiot, który kształtem i wielkością mógł wskazywać na dyktafon, poczuł, jak adrenalina zaczyna buzować w jego żyłach. Wyciągnął prawą dłoń i wsunął ją pod stół, ale jego palce były zbyt krótkie, by mógł dosięgnąć ten przedmiot. Był w stanie jedynie dotknąć go czubkiem palca.

— Ugh, kurwa — zaklął głośno. — Coś tam jest, ale nie mogę tego złapać... Jung, podaj mi ze stołu coś długiego i cienkiego. Może uda mi się to wypchnąć.

— Ookay, już patrzę — powiedział Hoseok, a po chwili do uszu Taehyunga wkradł się dźwięk przerzucanych narzędzi. Domyśli się, że Jung przeszukuje je w poszukiwaniu czegoś, co byłoby zgodnie z jego opisem i mogłoby się nadać, by pomóc im wydobyć znalezisko. — Może być coś takiego? — zapytał nagle, podając mu coś, co przypominało szpikulec do lodu. Taehyung wyciągnął dłoń i złapał za drewniany trzon. Zbliżywszy narzędzie ku sobie, przyjrzał mu się dokładnie, by ocenić, czy długość szpikulca będzie wystarczająca. — Nie ma tu nic lepszego — dodał starszy, a Kim skinął w odpowiedzi.

— Okay, spróbuję z tym — odpowiedział i bez zbędnego gadania, wrócił na swoją wcześniejszą pozycję.

Pochylił się do przodu, prawie kładąc się na twardej, brudnej podłodze i wsunął szpikulec pod stół w taki sposób, by popchnąć jego ostrzem przedmiot, który dostrzegł chwilę temu. Ku jego zadowoleniu, udało mu się nim poruszyć, więc ostrożnie zaczął go kierować w swoją stronę. Gdy czubek znalezionego obiektu był już na tyle blisko, że mógł go chwycić, odrzucił szpikulec i pospiesznie wsunął na dłonie lateksowe rękawiczki, by po chwili złapać w palce czarny przedmiot. Robił to ostrożnie, by przypadkiem nie zatrzeć śladów na znalezionym obiekcie. Jeszcze zanim go wyciągnął, był pewny, co za chwilę zobaczy.

— Wiedziałem — rzucił, wyginając wargi w szerokim uśmiechu, gdy tylko jego oczom ukazał się czarny dyktafon.

— Co to? Dyktafon? — zapytał Jung, zbliżywszy się w jego stronę, a młodszy skinął i wyciągnął dłoń, by zademonstrować znalezisko.

— Dyktafon — potwierdził Kim, szczerząc się.

Hoseok wyciągnął dłoń w jego stronę, a Taehyung chwycił ją i pozwolił partnerowi podciągnąć się do góry. Gdy stał już na nogach, nawet nie fatygował się, by otrzepać spodnie z ewentualnych zabrudzeń. To było teraz najmniej istotne. Wrzucił dyktafon do torebki na dowody, którą przygotował jego partner, po czym, biorąc ją w dłonie, przyjrzał się uważnie urządzeniu.

Dyktafon wyglądał identycznie jak ten, znaleziony w ustach Lina. Mimo że zdecydował się zabezpieczyć sprzęt, był przekonany, że nie znajdą na nim żadnych odcisków palców mordercy. Ten nieznajomy był zbyt bystry, by wpaść przez coś tak głupiego. Domyślił się, że znajdą na nim zapewne jedynie materiały biologiczne Byunga, skoro najprawdopodobniej dyktafon wysunął się z jego ust. To, co go interesowało najbardziej, to nagranie, które pozostawił morderca. Wiedział, że dzięki temu w końcu dowie się, za co ich ninja ukarał Byunga.

Przeniósł wzrok na przycisk z narysowanym trójkątem, który służył do uruchomienia urządzenia, ale przez dłuższą chwilę po prostu wpatrywał się w niego. Czuł, jak jego puls przyspiesza. Spojrzał na Hoseoka, jakby chciał sprawdzić, czy jego partner jest w pobliżu. Gdy dostrzegł, że również i on wpatruje się w jego dłonie dzierżące dyktafon, wstrzymał oddech i uruchomił urządzenie. Po niespełna kilku sekundach pomieszczenie wypełnił ten niski głos, który już miał okazję słyszeć wcześniej.

„Teraz sobie pogadamy... " — powiedział nieznajomy. Podobnie jak ostatnim razem jego głos był twardy, zdecydowany, ale było w nim coś dziwnie kojącego. — „Lee Sijul..."

„N-nie wiem kto to" — odparł drugi głos.

Ten był cieńszy, mniej zdecydowany. Jego ton nieco błagalny. Taehyung miał wrażenie, że wymawia słowa z trudem, jakby coś ugniatało mu gardło albo klatkę piersiową, nie pozwalając odetchnąć pełną piersią. Być może napastnik dociskał go do podłogi lub ściany, by w ten sposób wyciągnąć interesujące go zeznania. To, co go uderzyło, to fakt, że kolejny raz głos drugiego mężczyzny — tutaj najprawdopodobniej należący do Byunga — brzmiał naturalnie, a głos mordercy był niebywale niski, głęboki. Przez chwilę na nagraniu panowała cisza, słychać było tylko jakąś szamotaninę. W końcu nieznajomy odezwał się ponownie.

„Wiesz... Mam pewien dar..." — wyznał morderca, po czym dało się słyszeć jakiś ruch. Po krótkiej chwili mężczyzna dodał: — „Chociaż tak naprawdę może to przekleństwo..." — słysząc te słowa, Taehyung uniósł wzrok i skrzyżował spojrzenie ze swoim partnerem.

— Jaki dar? O czym on mówi? — zapytał Kim, chociaż dobrze wiedział, że nie usłyszy odpowiedzi.

Ściągnął razem brwi i wytężył słuch, starając się domyślić z odgłosów na nagraniu, co może się dziać. Po raz kolejny usłyszał przepychankę, a potem cichy jęk. Był przekonany, że morderca złapał Byunga, a ten starał się wyrwać. Nie było słychać jednak żadnego krzyku, jęków bólu, czy chociażby odgłosu jakichś narzędzi, którymi morderca mógłby torturować czy próbować nastraszyć ofiarę.

„Choi Sangho" — powiedział twardym głosem, napastnik, po raz kolejny przerywając ciszę panującą w rzeźni, a na to nazwisko, Taehyung i Hoseok wymienili ze sobą spojrzenia. — „Kwon Yumin... Pamiętasz go? Son Minkyu" — wymieniał dalej.

Z każdym kolejnym nazwiskiem, które stoczyło się z jego ust, Byung coraz głośniej jęczał, jakby język napastnika ciął jego skórę jak nóż, a nie jedynie wymawiał nazwiska. Taehyung zatrzymał nagranie i zwrócił spojrzenie w kierunku partnera, niemo pytając, co myśli o tym, co do tej pory usłyszeli. Nie musiał nawet pytać na głos. Zanim jakiekolwiek słowa stoczyły się z jego ust, Hoseok przerwał panującą ciszę.

— Co on mu robi? — zapytał, nie potrafiąc wydedukować po dźwiękach z nagrania, co tak naprawdę może się dziać i dlaczego Byung wydaje z siebie takie odgłosy. — On brzmi, jakby cierpiał, ale na ciele nie było śladu tortur...

— Nie mam pojęcia — odparł Taehyung. — Podczas przesłuchań stosuje się różne tortury. Czasem takie, które nie zostawiają śladów.

— Jak waterboarding — zgodził się Jung.

— Dokładnie. Może to jest ten „dar", o którym mówił na początku.

— Może to jakiś były wojskowy? — zastanawiał się na głos Jung.

— To by całkiem pasowało — zgodził się Kim. — Z pewnością jest młody i niebywale silny. Wie, jak torturować, by nie zostawiać śladów i jak sprawnie zabijać — dodał. — A te nazwiska? Coś ci mówią? — zapytał, a starszy zaprzeczył ruchem głowy. Nie czekając więc, wcisnął przycisk play, by uruchomić nagranie.

„Kim Hyeonwoo. Min Guesung. Na Youngwoo" — wymieniał dalej napastnik.

Po tych słowach Taehyung zastopował nagranie. Niektóre z tych nazwisk wydawały mu się znajome, ale nie potrafił ich skojarzyć z niczym konkretnym. Poza tym większość z nich to były dosyć popularne nazwiska w Korei, jego skojarzenia więc mogły nie być trafne. Jedno z nich brzmiało nadzwyczaj znajomo. Cofnął więc nagranie do początku, do momentu kiedy padło to nazwisko, by po chwili ponownie odtworzyć taśmę.

„Lee Sijul..." — zabrzmiał niski głos. Taehyung jeszcze raz cofnął nagranie. — „Lee Sijul..." — I jeszcze raz. — „Lee Sijul..."

Nie wiedział czemu, ale był przekonany, że gdzieś widział, albo słyszał to imię i nazwisko. Nie mógł tylko sobie przypomnieć gdzie. Uniósł wzrok na Hoseoka.

— Lee Sijul... — powtórzył. — Czy to nie brzmi dla ciebie jakoś dziwnie znajomo? — zapytał.

— Masz rację — przyznał starszy. — Też zwróciłem uwagę na to nazwisko. Wydaje mi się, że gdzieś już je słyszałem, ale nie mam pojęcia gdzie...

— Myśleliśmy, że Byung mógł atakować kobiety, ale to męskie imiona — dodał Kim, po czym kolejny raz puścił nagranie.

„Lee Sijul..."

Tym razem również kilkukrotnie odtworzył ten fragment, jakby miał nadzieję, że dzięki temu, że wsłucha się w ten niski głos mordercy, przed oczami pojawi mu się odpowiedź. Był pewny, że widział gdzieś to nazwisko. Czy widział je w jakiś aktach, które przeglądał? A może w prasie, czytając jakiś artykuł?

Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w dyktafon, jakby mógł wyczytać z niego jakieś odpowiedzi, ale w końcu przeniósł wzrok na Hoseoka. Wyciągnął dyktafon schowany w torebce na dowody w jego stronę, a starszy wziął go od niego bez słowa. Gdy to zrobił, Taehyung wsunął dłoń do kieszeni czarnego bombera i pośpiesznie wyjął swoją komórkę. Odblokowawszy ekran, włączył wyszukiwarkę i wpisał w okno wyszukiwania imię i nazwisko, które wciąż dzwoniło mu w uszach. Wystarczyło, że kliknął niewielką lupę, a jego oczom ukazały się liczne artykuły. Od razu dostrzegł też skan nieco pożółkłego ogłoszenia, na którym znajdował się obraz pyzatego chłopca. Gdy to zobaczył, dokładnie wiedział, gdzie widział to imię i nazwisko. Widział wcześniej te ulotki dosłownie wszędzie. Nie raz mijał je na drzewach bądź murach, dokładnie w tych miejscach, gdzie rozwiesili je zrozpaczeni rodzice zaginionego malca. Gdy uderzyła go świadomość, za co ukarano Byunga, cała zawartość żołądka podeszła mu do gardła. Uniósł wzrok i odszukał spojrzenie swojego partnera.

— O Boże — zaczął, z trudem zmuszając się, by przecisnąć słowa przez gardło. — Jest znacznie gorzej, niż myśleliśmy... — przyznał, po czym zamilkł, starając się opanować głos na tyle, by móc powiedzieć to, czego się dowiedział na głos. — Byung nie krzywdził kobiet... On krzywdził dzieci... — powiedział po chwili, pozwalając, by to okrutne wyznanie odbiło się od ścian pustej rzeźni.

***


Ayashee:

Witam ponownie. Pierwszy rozdział po długiej przerwie. Na razie kontynuujemy ze śledztwem Tae. 

Co zrobi nasz młody detektyw, gdy w końcu prawda o przewinieniach Byunga wyszła na jaw? Czy znajdzie jakieś dowody, które naprowadzą go na tajemniczego mordercę?

xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top