Zasady
Inny świat. Inna rzeczywistość. W miejscu tym panowały trochę inne prawa, niż w znanym ludziom miejscu. Powietrze było cięższe, niebo było czerwone, a cały świat był wymarły. Jedno wielkie pustkowie. Owszem, może i kraina ta do największych nie należała, w końcu głośniejsze dźwięki były w stanie do ciebie wrócić echem z drugiej strony, lecz mimo wszystko miała ona za sobą bardzo ciekawą historię. Wszystko to przez arenę, jaka tu się znajdowała. Oryginalni kreatorzy tej sieci światów, urządzali tu sobie miejsce rozrywki, oglądając jak najlepsi z najlepszych, ze wszystkich uniwersów mierzyli się przeciwko sobie. Między innymi to właśnie spowodowało wyniszczenie tego miejsca. Już niedługo kreatorzy mieli powrócić, pod formą niewidzialnych bytów, komentujących sytuacje rozgrywające się w swym miejscu między sobą, nie zdradzając fizycznie obecnym swej obecności. Tym razem nie miały to być jednak walki postaci, będących w stanie zniszczyć cały wszechświat... Miały to być walki ponadprzeciętnych ludzi, duchów oraz demonów, by raz na zawsze potwierdzić, które z nich uznawane powinno być za najsilniejsze. Na owej arenie leżało aktualnie czterdzieści osiem osób. Każdy z nich był inny, poza może paroma wyjątkami. Każdy miał za sobą inną historię, inne doświadczenie, inne życie. Każdemu z nich miał zaraz zostać nadany jeden cel. Przetrwać to co miało nadejść. Na trybunach znajdowało się coś w rodzaju sceny. Można było nazwać to miejscem dla vipów, bądź organizatorów. Właśnie tam stała tajemnicza postać, odpowiedzialna za sprowadzenie tutaj większości z nich. Tajemniczy byt, który przybył znikąd, by wywabić starego przyjaciela z ukrycia. Obok uśmiechniętego znajdowały się również dwie inne osoby. Arcydemon, samozwańczy władca piekieł, zwany Zalgo. Oraz jedna z wielu żniwiarzy pracujących dla Mrocznego Kosiarza, Maria. Pozostała dwójka nie była tam z własnej woli, lecz to nie tak jakby mieli w ogóle jakiś wybór.
- Właściwie to... jak mam się do pana zwracać? - zapytała się go w pewnym momencie białowłosa, po dłuższej chwili rozmyślania, czy powinna się w ogóle odzywać.
- Nie posiadam imienia - rzekł sadystycznie, przy tym sprawiając, że jego uśmiech zrobił się jeszcze szerszy i jeszcze bardziej szpetny - lecz na potrzeby tego wydarzenia, możesz nazywać mnie Hgual.
- No... No dobrze. - stwierdziła, trochę żałując tego, że sprawiła, iż ten się do niej odezwał.
Jego głos po prostu nie był niczym przyjemnym do słuchania. A kiedy zwracał się on bezpośrednio do ciebie i tylko do ciebie... Nie dało się powstrzymać ciarek oraz dreszczy. Czyżby to właśnie była definicja strachu? Po krótkiej chwili mężczyzna w końcu odwrócił się od niej i spojrzał teraz na arenę.
- Czterdziestu ośmiu rycerzy zostanie za chwilkę już obudzonych! Yay! Znajdziemy sobie może jakieś ciastka, żeby nam głodni nie chodzili? - zaproponował, szybko odwracając się ponownie w stronę Zalgo i Marii - Kurde! Przecież jeśli dam im ciastka, to umrą!
- To daj im zwykłe, a nie zatrute. - westchnął władca piekieł, próbując tym samym ukryć swe zażenowanie jakie odczuł.
- To by chyba było nudne. - jęknął, po raz kolejny obracając się o sto osiemdziesiąt stopni, by spojrzeć na tych wojowników jeszcze raz - Nah! Trudno! Jedzenie dostaną tylko wygrani. Tym drugim i tak się nie przyda.
- Czyli masz zamiar pozwolić im umrzeć? - zapytała się go żniwiarka, trochę zaniepokojona tym co się może stać.
- Prawdziwy wojownik, zawsze umiera w chwale! Nawet jeśli to nie jego wybór, nie sądzisz moja droga? - zachichotał, po czym wyciągnął on rękę w stronę wszystkich nieprzytomnych.
Najprawdopodobniej miał on zamiar teraz wszystkich obudzić. Maria natomiast pozostała dość zniesmaczona po odpowiedzi, którą otrzymała. Dlaczego? Po prostu oznaczało to, że najpewniej Fun i Fox, czeka zły los. Żadne z nich nie było jakimś wielkim wojownikiem. A nawet jeśli Fun maksymalnie się postarał... to pewnie zostałby pokonany gdzieś w drugiej turze. Owszem, białowłosa nie była zadowolona z tego, jaki to wszystko przyjmowało obrót, lecz nie mogła jakoś zbytnio dać o tym znać pozostałej dwójce. W końcu w chwili obecnej reprezentowała wszystkich innych żniwiarzy, a nawet samego Mrocznego Kosiarza. Nie mogła więc pokazywać, że obchodzi ją los jakichś śmiertelników. Nawet jeśli jedno z nich było w połowie demonem. Przeklęła więc w myślach, a następnie próbując udawać, że nic się nie dzieje, spojrzała na to, co obecnie miało miejsce.
- Pobudka moi drodzy! Wasz pan wybrał was na osoby, które zapewnią mu rozrywkę! - zawołał, po czym opuścił w końcu wcześniej uniesioną rękę.
Każdy z tu obecnych nagle odzyskał przytomność. Jedni od razu zerwali się na równe nogi, wówczas gdy inni ciągle leżeli, próbując ogarnąć co się właściwie wydarzyło. Wspomnieniem każdego z nich było mniej więcej to samo. Zostali zaatakowali przez dziwnego człowieka w czarnym stroju, który z pomocą magii posługiwał się w walce łańcuchami. Nieliczni jednak pamiętali coś innego. Mianowicie spotkanie z Zalgo. Arcydemonem, który albo brał ich w sposób pokojowy, albo siłą. Na arenie panowało więc niemałe zamieszanie.
- Halo! Tutaj na górze! - zawołał nieznajomy z tej sceny na której stał, wraz z pozostałą dwójką - Pewnie zastanawiacie się co tu w ogóle robicie, prawda? Moi kompani pewnie również! Pozwólcie więc, że wam wyjaśnię mniej więcej parę rzeczy!
Nagle przerwał swą przemowę. Dlaczego? Otóż nagle w jego stronę został wystrzelony jakiś pocisk. Najzwyczajniej w świecie zatrzymał się on jakiś centymetr przed jego ciałem, a następnie poleciał na ziemię. Strzeliła do niego jakaś młoda kobieta, o czarnych włosach oraz namalowanej na twarzy czaszce. Zaraz po tym, jak dostrzegła co się stało, po prostu opuściła broń i przeklęła pod nosem. Widocznie nie spodziewała się, że efekt jaki wywoła, będzie dość marny.
- No właśnie. Pierwsza zasada głosi, że macie nas nie atakować, albowiem to i tak nie przyniesie żadnego efektu. Po prostu wasze ataki nic nam nie zrobią, rozumiecie? Oczywiście, jeśli ktoś bardzo chce, to może spróbować! Ale ostrzeżenie, żeście dostali, żeby nie było, że nie było.
- Hej! Gdzie my w ogóle jesteśmy!? I po co nas żeś tu sprowadził!? - krzyknął nagle z dołu jakiś mroczny klaun, w kolorach jedynie czerni i bieli, które w jego stroju ułożone były w paski.
- Gdzie? Otóż w magicznej krainie, w której prawa świata działają zupełnie inaczej niż wszędzie indziej! Ale do tego przejdziemy później, moi rycerze. - odpowiedział szybko na jedno z zadanych pytań - Co do drugiego pytania natomiast, to sprowadziłem was tu, by zorganizować turniej! Wielki turniej, który może wygrać tylko jedno z was! Nagrodą za wygraną jest wieczna chwała! Oraz fakt, że przeżyjecie. To chyba was powinno obchodzić najbardziej.
- Chwila moment! - zawołał jakiś młodszy blond chłopak, w zielonym stroju przypominającym trochę ubrania skrzata - Jak niby mamy walczyć o przeżycie, skoro na przykład ja jestem duchem? Nie mogę umrzeć drugi raz!
- Och karzełku! Czy nie mówiłem, że ten świat jest inny? Jesteś martwy w świecie prawdziwym! W tym nie ma czegoś takiego jak nieśmiertelność! Możesz być duchem, wymyślonym przyjacielem, czy demonem... Ale jedynymi osobami, które są tu nieśmiertelne, to ja i ta dwójeczka za mną. - wyjaśnił to chłopakowi, po czym zaśmiał się w dość niskiej częstotliwości w porównaniu do tego co robił do tej pory.
Niektóre z obecnych tu osób zaczęły trochę marudzić, a inni nawet lekko panikować. Oczywiście osoby, które normalnie były śmiertelne nie zwróciły na tą wiadomość zbytniej uwagi. Jeden chłopak z lekkim oparzeniem na lewej części twarzy lekko prychnął. Nie wyglądał on na zbytnio zadowolonego z tego, że tutaj jest. Zresztą tak jak chyba wszyscy.
- A! I żeby nie było, nie pozbawiliśmy was waszego wyposażenia! Chcemy, żeby walki te były jak najbardziej naturalne, dlatego też każdy z was jest na pełnej mocy. A! I żeby nie było, bo wiem, że co najmniej jedna osoba ma z tym związane umiejętności. Czas w tym miejscu działa zupełnie inaczej, więc radzę się dostosować do zasad panujących w tym świecie! - zachichotał, patrząc się na jedną konkretną osobę w tym całym tłumie.
Kto to był? Jakaś młoda nastolatka, wyglądająca na około piętnaście lat. Miała ona bardzo długie białe włosy, sięgające za pas, a ubrana była tylko w dość mocno za duży sweter, który służył jej chyba jak sukienka lub coś w tym stylu. Wyglądała na trochę zawiedzioną tą całą zmianą, jaka będzie musiała zajść w asortymencie jej mocy.
- Ej! Co to w ogóle ma znaczyć!? - krzyknął nagle Jeff The Killer - Jakim w ogóle prawem nas zaatakowałeś i sprowadziłeś tu wbrew naszej woli!?
- Jakim prawem? Jakim prawem!? - zawołał, a następnie zarechotał - Otóż żadnym! W każdym wszechświecie panuje zasada silniejszego! Zjedz, albo zostań zjedzonym. Wy nawet nie zdajecie sobie sprawy z niebezpieczeństw jakie panują w multiversie! Wasz nędzny mały świat, mógłby zostać usunięty ot tak, od ręki, przez pierwszy lepszy byt. - zachichotał, po czym odwrócił się do ludzi na dole plecami - Proszę państwa, a oto przedstawiam wam tych, bez których to wszystko by się nigdy nie odbyło! Zalgo oraz Maria!
Po jego słowach, oboje nie wiedząc co do końca powinni robić, niepewnie wykonali parę kroków w przód, by pokazać się wszystkim. Niektórzy ich rozpoznali, inni nie mieli w ogóle pojęcia kim są. Były w dole jednak dwie osoby, które były tym wszystkim najbardziej zaniepokojone. Fox oraz Fun. Nie starzejąca się dziewczyna, sprowadzająca na tych dookoła niej nieszczęście i półdemon potrafiący przejmować emocje innych. Oboje mieli dość dobre relacje z żniwiarką, więc czuli nawet lekki szok, świadomi, że bierze ona w tym udział. Co ona jednak mogła poradzić? Ta cała istota, którą był Hgual... Nie wyglądał na takiego, z którym warto zadzierać.
- No! Skoro więc moi nowi przyjaciele zostali wam przedstawieni, pora bym wyjaśnił na czym polegać będzie nasz malutki turniej. Otóż w pierwszej turze odbędą się dwadzieścia cztery walki jeden na jeden. Będą to walki, w których zakończenie może wyglądać tylko w jeden sposób. Śmiercią jednego z walczących. Innej drogi, takiej jak poddanie się, niestety nie ma moi drodzy! Jeśli natomiast odbędzie się remis i podczas walki
W tym momencie na dole po raz kolejny, wybuchło lekkie zamieszanie. Widać wcześniej jeszcze niektórzy myśleli, że będzie się dało jakoś oszukać ten system. Jak się jednak okazało, było inaczej. Zupełnie inaczej. Nie było żadnej drogi dookoła. Można było albo wygrać, albo umrzeć. Ci, którzy znali mniej więcej niektórych stąd, doskonale wiedzieli, że nie mają z nimi szans. W końcu co mógł zwykły człowiek, przeciwko demonom potrafiących zniszczyć cały świat?
- No dobra! A jako, że was moi drodzy rycerze jeszcze nie znam i raczej zdecydowanej większości z was nie zdążę głębiej poznać, to proszę was teraz o wystąpienie przed szereg, przedstawienie się i opowiedzenie o sobie krótko! I proszę nie fochajcie się, bo tylko sobie będziecie w ten sposób utrudniać życie. Co mam przez to na myśli? Jak ktoś jest ciekawy, to niech się przekona! HAHAHAHA!!
Wszyscy na dole spojrzeli po sobie. Jedni się bali, inni byli po prostu zażenowani tą całą sytuacją. Od razu dało się dostrzec, że niektórzy raczej nie chcieli być posłuszni i tańczyć tak jak im nieznajomy zagra. Mimo wszystko przedstawienie miało się właśnie rozpocząć, a każdy z nich musiał się przedstawić. Pierwszą osobą, która stała najbardziej na zewnątrz zrobiła krok do przodu. Była to brązowowłosa kobieta. Jej postura wskazywała na to, że miała około dwudziestu lat. Nosiła ona białą maskę, z wzorem przecinającym lewe oko, którym były dwa przeplatające się czarne ciernie.
- Mówią mi Nemesis. W przeciwieństwie do większości tu obecnych, nie jestem fanką morderstw. Samej czasem zdarza mi się zabić jakiegoś seryjnego mordercę, który pozbawia innych życia, bez żadnego wyraźnego celu. - rzekła dość spokojnie, po czym powróciła do miejsca w którym stała wcześniej.
Następny był ów blond chłopiec, który wcześniej zasugerował pewną rzecz. Wyglądał na dość poirytowanego tą całą sytuacją. W końcu już raz kiedyś umarł. Wie, że nie jest to najstraszniejsza rzecz na świecie. Poza tym skoro raz już stał się duchem, to co mu broniło zrobić to drugi raz?
- Jestem Ben. Czasem ludzie dodają mi przydomek Drowned. Lubię gry video, a umarłem z powodu utonięcie. Jak jednak widać, nawet duch może powrócić do życia. - westchnął pod koniec i zrobił krok w tył, by dołączyć do szeregu.
- Nazywam się Wyjątek. Myślę, że raczej nas znasz, skoro wiedziałeś, kogo porwać do tej swojej gierki. Dlatego powiem tylko, że prowadzę schronisko, do którego przyjmuję właśnie takie osoby, jakie tutaj są obecne.
- ProwadziłEŚ schronisko. - poprawił go dość żartobliwym tonem jakiś mężczyzna w elektronicznej masce i kapturem ciemnej bluzy założonym na głowę - Ja jestem Kreator! Genialny haker i obiekt westchnień każdej dziewczyny w znanym mi wszechświecie!
Następna była jakaś kobieta. Szara skóra i sine wargi. Miała ona czarną chustę na głowie, spod której z tyłu wystawały brązowe włosy. Nosiła ona starą skórzaną kurtkę oraz sukienkę w zielonawym kolorze. Jej dół był poszarpany, dlatego pod tym miała również ubrane zwykłe spodnie w ciemnym kolorze. Buty miała bardzo wysokie, albowiem sięgające prawie do kolan. Na jej brzuchu znajdował się również gorset w brązowym odcieniu. W ręce trzymała ona złoty trójząb.
- Jestem Beth Grace. Nie mam żadnych głupich pseudonimów. Przebywam głównie na morzu i właśnie stamtąd mnie wyciągnąłeś. Powinieneś więc wiedzieć. - ostatnie zdanie wręcz warknęła w jego stronę
Kolejną osobą, która wyszła przed szereg była jakaś białowłosa dziewczyna. Inna niż ta wcześniej. Ta miała trochę krótsze. Wokół jej oku namalowane były czarne okręgi, a na ustach miała szminkę w tym samym kolorze. Warto również wspomnieć, że jej skóra również była całkowicie biała. Miała na sobie zwykłą ciemną bluzę i szare spodenki.
- Zero. Taka ma ksywka. Sprawiłam, że widzę na czarno biało, albowiem nie przepadam za kolorami. Kiedyś to ciało należało to takiej jednej Alice, jednakże udało mi się je przejąć. - przedstawiła się, po czym wróciła do miejsce w którym stała.
Wówczas gdy wszyscy po kolei przedstawiali się, Jeff Woods zauważył coś dziwnego. O ile owszem, widział stojącą obok siebie Ninę, tak wydawało mu się, że niedaleko stałą druga Nina. Ta druga wyglądała na bardziej zmęczoną, a w jej włosach nie było już tego fioletowego pasemka. Jej purpurowa bluza również była już dość mocno poniszczona. Patrząc się tak na nią, zaczął się zastanawiać. Kto to jest? Ktoś łudząco podobny, czy może jakaś jej alternatywna wersja? Gdy tak myślał nad tym, akurat padło na nią, by się przedstawiła.
- Nazywam się Nina. Nie Hopkins, nie The Killer. Po prostu Nina. Popełniłam w życiu parę złych decyzji... I teraz jestem gdzie jestem. Widać jak mi się tu kurde opłaciło. - wypowiedziała się dość zmęczonym tonem, przy tym wracając do szeregu w którym wcześniej stała.
Kim była dziewczyna? Otóż Hgual sprowadził ją tutaj z innego świata niż wszystkich pozostałych. Z alternatywnego świata, w którym większość rzeczy jest taka sama, jak w tym z którego wziął on całą resztę. Dlaczego akurat tylko ją postanowił stamtąd zabrać, nawet mimo tego, że jej oryginał był już wśród walczących? Któż to może wiedzieć. Planu nieznajomego nie w sposób rozgryźć. A gorzej nawet jest z zrozumieniem jego metod jakimi się kieruje.
- Jestem Dante. - przedstawił się nagle jakiś młody mężczyzna, o krótkich brązowych włosach, który ubrany był w brązową skórzaną kurtkę, pod którą znajdował się jakiś kombinezon - Pracuję dla ARSU. Można powiedzieć, że zajmuję się właśnie takimi pomyleńcami, jacy są tu obecni. Oczywiście, tylko jeśli za bardzo się wychylają.
W tym momencie patrzyło się na niego kilka osób. Niektórzy nawet nie wiedzieli, czym jest to całe ARSU. Była jednak wśród tych osób pewna persona, która znała go dość dobrze. Może nie najlepiej, z wszystkich tu obecnych, aczkolwiek mimo wszystko miał z nim jakąś wspólną historię na pewnym etapie swego życia. Był to Harry Kanibal. Osoba z długimi ciemnobrązowymi włosami i lekkim oparzeniem na lewej części twarzy, co również powodowało na oku z tej samej strony przekrwienie. Skąd go znał? Otóż walczył z nim już nie raz, w różnych przypadkach i różnych miejscach. Można było więc stwierdzić, że był to jego nemesis.
- Fox imię me brzmi. Pseudonimem jest to mym oczywiście. Na ludzi nieszczęście sprowadzam wielkie, nawet bez ingerencji mej. Automatycznie działa to po prostu. - wypowiedziała się miedzianowłosa okularnica, przez której ubranie i fryzurę, można było pomylić ją z chłopakiem.
Patrzyła się ona prosto na Marię. W jej wzroku nie było jednak gniewu, czy złości. Był tam tylko niepokój. Zdawała ona sobie sprawę z tego, że nie ma ona tutaj zbytnich szans. W końcu do wojowników nigdy nie należała, a jej umiejętności posługiwania się nożem, ograniczały się może do obierania jabłek. Dlatego zawsze starała się unikać konfliktów na swej drodze. Teraz jednak jedyne co mogła zrobić, to polegać na swoim szczęściu.
- Mam na imię Ann i jestem pielęgniarką. Stąd mój pseudonim Nurse Ann. Mieszkam w rezydencji razem z innymi osobami, które tutaj są i zazwyczaj zszywam ich po tym, jak zostaną zranieni podczas jednej z misji. - przedstawiła się kobieta o czerwonych oczach, czarnym stroju pielęgniarskim oraz włosach o takim odcieniu brązu, że wyglądały one prawie jak rude.
~
Zajęło to wszystko jakieś piętnaście minut, żeby każdy z tu obecnych przedstawił się i mniej więcej opisał to kim jest. Czterdzieści osiem osób. Jedni młodzi, drudzy starzy, jeszcze inni nieśmiertelni. W tym świecie jednak, rzeczy takie jak wiek, lub stan życia nie miały znaczenia. Każdy tu był na równym poziomie i dało się go zabić. O ile oczywiście wysoka żywotność, lub inne tego typu umiejętności były częścią umiejętności, bądź mocy danej osoby.
- No! To jako, że wszyscy już się nawzajem poznaliśmy moi drodzy rycerze, przedstawię wam teraz jak będą wyglądać nasze potyczki! Lecimy po kolei, więc radzę wam zapamiętać sobie którzy w kolejce jesteście! I żeby nie było, zestawienia były wylosowane! I jeśli któryś z kreatorów jest już na widowni, a ja jakimś cudem o tym nie wiem, niech się wypowie, kto według tej osoby ma większe szanse w każdy z tych pojedynków po kolei! Jeśli tych widzów jest tu więcej, to niech więc będzie więcej opinii. Lecimy! HAHAHAHA!!
Beth Grace vs Elska
Laughing Jack vs Nemesis
Sam vs Cindy
Vec vs Jason The ToyMaker
Masky vs Fun
Dante vs Rouge
Harry Kanibal vs Marksmania
Hoodie vs Clockwork
Laughing Jill vs Olivia
Futura vs Nurse Ann
Zero vs Kreator
Candy Pop vs Puppeteer
Jane The Killer vs Jeff The Killer
Nina vs Nina the Killer
Nick Vanill vs Horoskop
Nightmare Ally vs Matrix
Doktor Mutatio vs Doktor Smiley
IRA vs Raven
Fox vs Wyjątek
Kate The Chaser vs Bloody Painter
Ben Drowned vs Miyu Michiko
Ticci Toby vs Eyless Jack
Judge Angels vs Rainbow
Pinkamena Diane Pie vs Yumi Miyuki
Tak proszę państwa prezentują się nasze pojedynki! Kto je wygra, a kto nie!? Tego dowiemy się już niebawem, albowiem już niedługo rozpoczniemy pierwszą potyczkę! - zawołał nieznajomy przybysz, po czym wybuchł tym swym przerażającym śmiechem.
Ten śmiech tylko uświadomił wszystkich w jakiej sytuacji się znajdują. W złej sytuacji, z której nie było żadnego wyjścia. Te ciarki, ten strach jaki poczuli. To ich utwierdziło w tym przekonaniu. Przecież nawet jeśli wszyscy połączyliby siły, to nie mieliby szansy z kimś takim. Zwłaszcza, że u jego boku są jeszcze władca piekieł oraz jeden z żniwiarzy. Taki bunt byłby przegrany z góry. Jedyne więc co zostało to walczyć. Walczyć i mieć nadzieję, że będzie się tym, który dotrze na sam szczyt i w ten sposób sprawi, że przeżyje to całe wydarzenie. Z pewnością nie będzie to łatwe. Jednakże stawka była najwyższa z możliwych.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top