Zachęta

  Walka się rozpoczęła. Praktycznie momentalnie. Nemesis błyskawicznie wyjęła swe jojo, po czym rzuciła nim w stronę przeciwnika. Po drodze wysunęły się z niego ostrza, przez co zmieniło się ono w zabójczą broń. L.J jednak z uśmiechem na twarzy, postanowił je najzwyczajniej w świecie złapać w swą dłoń. Małe ostrza, dość mocno poraniły ją, powodując, że chwyt osłabł, dzięki czemu kobieta mogła najzwyczajniej w świecie szarpnąć sznurkiem i przywołać je do siebie z powrotem. 

  "Co to w ogóle miało być? Myślałam, że spróbuje tego uniknąć." pomyślała, trochę zdezorientowana jego zachowaniem.

  W tym samym czasie Jack patrzył tylko, na swą poraniona dłoń, obserwując wszystkie procesy, które w niej aktualnie zachodziły. A co się działo? Otóż wszystkie te małe rozcięcia, powoli goiły się, niwelując przy tym ból, jaki się z nimi łączył.

  "Moja regeneracja jest wyraźnie zwolniona. Heh... Widać musieli nam osłabić niektóre umiejętności, by dało się nas zabić." podsumował to w myślach, zaciskając palce w pięść, po czym szybko pobiegł w stronę kobiety.

  Szatynka odskoczyła szybko w tył, na parę metrów, tym samym ponownie atakując go z pomocą swej broni. Klaun tylko wyciągnął w stronę jej broni dłoń i przesunął je na bok, dzięki swojej zdolności telekinezy. Nemesis lądując na ziemi, pociągnęła z powrotem za sznurek, po raz kolejny przywołując do siebie swą broń. Kiedy je tylko złapała, jej przeciwnik znajdywał się już przy niej. Zamachnął się i chciał zaatakować ją z pomocą swych szponów. Znalazł się tam bardzo szybko, praktycznie nie dając kobiecie czasu na reakcję. 

  - Cholera... - wycedziła przez zęby, w ostatniej chwili broniąc się przed jego atakiem.

  Nie było to jednak z pomocą rąk, nóg, czy też jakiejś broni. To cień, który rzucała wysunął się ponad ziemię, i owinął się wokół jego ręki, dając jej więcej czasu na wykonanie uniku. Blok ten nie trwał wiecznie, gdyż klaun prędko wyrwał się z niego, lecz za późno by ciągle być w zasięgu ataku. Cień ten po prostu nie był wystarczająco silny. Nie był wystarczająco mocny. Za jasny. Za mały. Co więc L.J postanowił zrobić? Złapał ją z pomocą swej telekinezy i przyciągnął do siebie, szykując swe szpony, które miał zamiar wbić jej w brzuch, rozpruwając ją przy tym. Nie udało się to jednak. Szatynka miała już za duże doświadczenie, by dać się złapać na tak słabą sztuczkę. Obróciła się w powietrzu i kopnęła go obiema nogami w twarz, a następnie po odbiciu się od niej i wykonaniu salta, wyrzuciła w niego ponownie swe jojo. 

  - Ugh! Cholera! - warknął on, gdy owinęło się ono wokół niego.

  "Kurde, jest trudniej niż się spodziewałem! Będę musiał jednak wziąć to na poważnie, bo będzie po mnie!" krzyknął w myślach, gdy dostrzegł, że ta już chciała ponownie pociągnąć za sznurek, rozcinając go przy tym na kawałki.

  Mężczyzna postanowił więc użyć w końcu czarnej magii. W ostatniej chwili zniknął i pojawił się w zupełnie innej części areny. W tej pokrytej cieniem.

  - Dobra! Koniec zabawy! - zawołał, przy tym rozkładając swe ręce lekko na boki.

  - Niech i więc będzie. - syknęła, po czym zaczęła biec w jego stronę.

  Gdy była wystarczająco blisko, postanowiła wykorzystać miejsce, w którym stał. Zmanipulowała więc ten cały cień, który owinął się wokół jego nóg, uniemożliwiając mu zrobienie jakiegokolwiek uniku. Klaun zdziwił się i lekko zdenerwował, gdy tylko zdał sobie sprawę z tego co się właśnie stało. W takich warunkach, ciężko będzie na nią nałożyć halucynacje. Jednakże, jeśli mu się poszczęści, może mu się uda. Wpadł na ten pomysł, akurat w momencie, gdy tuż obok jego głowy przeleciało rzucone jojo. Zapewne miało się ono ponownie wokół niego owinąć. Zanim jednak do tego doszło, złapał on za sznurek i szarpnął nim wkładając w to mnóstwo siły, powodując, że jego przeciwniczka zaczęła lecieć w jego stronę. W ostatniej chwili puścił on to co trzymał i złapał ją za twarz, powodując przy tym, że jej maska zsunęła się i spadła, lądując na ziemi. 

  - Teraz mi nie uciekniesz. - warknął, zastanawiając się, czy po prostu nie zmiażdżyć jej głowy.

  Nie zdążył jednak tego zrobić. Nagle przez jego klatkę piersiową przebił się długi i cienki kolec z cienia, przechodząc tak na wylot. W szoku, wypuścił on kobietę, a następnie szybko złapał za owe miejsce. Pierwszy raz w życiu ktoś go tak poważnie zranił. Pierwszy raz w życiu czuł taki ból fizyczny.

  - Ch-Cholera!! - wrzasnął on i łapiąc za wystającą część odłamał ją.

  Następnie tylko z pomocą czystej siły wyrwał swe nogi z uwięzienia, a następnie zrobił krok do przodu, powodując, że już nic nie znajdowało się w jego ciele. Tylko dziura. Mała dziura w jego klatce piersiowej. Na szczęście cień ten nie trafił w żadne z ważniejszych organów.

  - Oho, zdenerwował się. - skomentowała to, wiedząc, że od tej pory powinna być jeszcze ostrożniejsza.

  Było jednak za późno. Zanim zdążyła jakkolwiek zareagować, przed swymi oczami zaczęła dostrzegać jakieś dziwne obrazy. Demony, duchy... Nawet swoją młodszą siostrę. Takie właśnie otrzymała halucynacje. Znieruchomiała więc, dając przy tym Laughing Jack'owi wolną rękę. Powolnym krokiem zaczął on iść w jej kierunku, z przygotowanymi już do ataku szponami. 

  - Rozpruję ci te flaki, tak jak oryginalnie planowałem. - wycedził przez zęby, gdy już stanął przy niej.

  Kiedy już zamachnął się, by móc w spokoju ją rozciąć, nagle został zatrzymany. Kobieta złapała go za nadgarstek, przy tym uniemożliwiając mu zrobienie czegokolwiek tą ręką. Co ciekawe, cała jej dłoń i część przedramienia, były pokryte cieniem, który usprawniał jej siłę.

  - Że co!? Jak wyzwoliłaś się spod tej halucynacji!? - krzyknął, będąc w szoku.

  - Powiedzmy, że jest we mnie coś, co nienawidzi przegrywać. - rzekła dość specyficznym głosem.

  Czemu specyficznym? Ponieważ za jej normalnym, zdawał się również mówić ciszej, jakiś inny. Trochę demoniczny. A zaraz po swej odpowiedzi, przekręciła ona jego rękę i wbiła mu jego własne szpony w jego twarz. Początkowo spowodowało to u niego tylko krzyk, jednakże ta skróciła jego cierpienia, szybko wbijając mu jedno z ostrzy swego jojo w jego krtań. Nie minęło dużo czasu, nim padł on na kolana, a następnie uderzył twarzą o podłogę.

  - Walka numer dwa oficjalnie została zakończona! - zawołał Hgual przy tym wstając ze swego tronu - Nasza Nemesis, widocznie sama wepchnęła mu do gardła to, że jest silniejsza!

  Jego żart nikogo nie rozśmieszył. Pozostała tylko niezręczna cisza. Cisza, której raczej nikt nie miał zamiaru przerywać. Usiadł więc on ponownie na swym siedzeniu, jakby nieporuszony brakiem reakcji.

  - Mnie tam to śmieszyło.

  W tym samym czasie Laughing Jill, która ciągle siedziała na widowni, zażenowana i rozczarowana wpatrywała się w zwłoki swego męskiego odpowiednika. Szczerze mówiąc, to o ile na początku sądziła, że wygra on, tak gdzieś w połowie tej walki, wiedziała już, że fakt iż nie wziął tego na poważnie od samego początku go zgubi.
  - A mówiłam ci do cholery, żebyś tego nie schrzanił. Mówiłam. - powiedziała sama do siebie, próbując przy tym zdusić w sobie wściekłość, jaką teraz czuła.

  Kate i Rouge, wraz z resztą proxy Slendermana, również patrzyły się teraz na wynik tej walki. Również i na zmierzającą w stronę wyjścia na widownię Nemesis. O ile większość z nich widocznie była pod wrażeniem, lub nawet była lekko zdziwiona, przegraną wymyślonego przyjaciela, tak brunetka wiedziała, że tak będzie.

  - Szczerze mówiąc, to nie sądziłem, że ma ona jakieś szanse. - stwierdził Masky, młody mężczyzna z białą maską na twarzy.
  -  Cóż, nie poznaliście jej nigdy za dobrze. - wypowiedziała się Kate - Jest ona dość uzdolniona, jeśli chodzi o umiejętności walki. Że też nie wspomnę o demonie, który mieszka wewnątrz niej i daje jej umiejętność manipulacji cieniem.

  - O czym mieszkającym wewnątrz niej? - zdziwił się Hoodie, według którego obliczeń wychodziło, że jeśli dojdzie do półfinału, to będzie się musiał z nią zmierzyć.

  - Demonie. W sumie to nie mam pojęcia, skąd się tam wziął, czy jak go zdobyła... Po prostu tam jest. - odpowiedziała mu, jakby również podenerwowana faktem, że prędzej czy później będzie walczyć właśnie z nią, lub kimś o podobnej sile. Oczywiście, jeśli uda jej się wygrać najbliższe pojedynki, które ją jeszcze czekają.

  Gdy Nemesis, była już na górze i minęła po drodze następne osoby, które miały walczyć (Sam i Cindy), spojrzała na Beth, która siedziała w odosobnieniu na jednej z ławek. To właśnie z nią będzie musiała walczyć w następnej rundzie. Nie znała jeszcze pełni jej umiejętności, albowiem wręcz pewnym było, że podczas walki z Elską nie pokazała pełni możliwości. 

  "Nie znając umiejętności przeciwnika powinnam być bardziej ostrożna." podsumowała to szybko w myślach, po czym zaczęła iść dalej, w stronę miejsca, na którym siedziała wcześniej.

~

  Na arenie znajdowały się teraz dwie młode zawodniczki. Jedna z nich cieleśnie wyglądała dopiero na około dziesięć lat. Miała również taką mentalność, mimo tego iż w rzeczywistości, gdyby jej proces dojrzewania nie zatrzymał się, byłaby już bardzo stara. Druga natomiast, czyli Sam, która w rzeczywistości była chłopcem, miała dopiero 15 lat. Jak to działało? Otóż po urodziła się chłopcem. Jednakże przez skrajnie szaleńcze poglądy swej matki, była ona wychowywana niczym dziewczynka, a nawet podawane mu były damskie hormony, by to wszystko jakoś się wyrównywało. Był więc to pojedynek, pomiędzy dość nietypowymi personami. Dziewczynka, którą całe dzieciństwo trzymano w niewoli i traktowano jak potwora oraz ofiarę zbytniego liberalizmu i zapatrzenia w swe ideały matki, która nienawidziła wszystkiego co męskie. Żadne z nich nie chciało walczyć. Dlaczego? Otóż Sam nie miała w zwyczaju zabijać dzieci i czuła przed tym lekki opór, a Cindy po prostu nie lubiła brutalności. Nie lubiła jej, gdyż wtedy odzywał się w niej jej instynkt. Instynkt, który prowadził nią i robił z niej maszynę do zabijania. Żadna z nich jednak nie chciała umierać. Nie miały więc zbytniego wyboru.

  - Panie... Panie Hgual - odezwała się nagle Maria, która czuła się z momentu na moment coraz bardziej zniesmaczona tym wszystkim. Starała się jednak dalej udawać, że ma do tego gościa szacunek - czy nie uważa pan, że sprowadzenie tu dzieci było trochę... nie na miejscu? W końcu jeśli nie chcą walczyć, to nawet nic ciekawego tu nie zobaczymy. - próbowała go jakoś przekonać do swych racji, nawet mówiąc rzeczy, które wcale nie były jej głównym problemem, lecz miały szansę go przekonać. 
  - Naprawdę? Nie chcą walczyć? - zdziwił się, widocznie nie spodziewając się takiego obrotu spraw - Hmm... Może więc przyda się im jakaś zachęta, nie uważasz?

  - No... niekoniecznie o to mi cho... - zająknęła się, nie wiedząc, czy się mu przypadkiem nie naraża. 

  W tym momencie jednak mężczyzna po prostu wstał ze swego tronu, po czym podszedł jak najbliżej krawędzi. Najpewniej miał do przekazania jakieś ogłoszenie, pewnie w sprawie tej całej zachęty, którą przed chwilą wymyślił.

  - Proszę państwa! Zanim rozpoczniemy trzecią walkę, mam wam coś do przekazania! - orzekł nagle, po czym zachichotał, gdy wszyscy już na niego spojrzeli  - Jako, iż słyszałem pogłoski, że niektórzy być może nie chcą walczyć, mam dla was ofertę nie do odrzucenia! Otóż osoba, która wygra ten turniej otrzyma również i dodatkową nagrodę, poza tym, że przeżyje! A co to takiego, zapytacie? Będziecie mogli wskrzesić dwie wybrane przez was osoby, które tutaj umarły! Jeśli więc macie tu znajomych, przyjaciół, lub rodzinę i to wygracie, będziecie mogli zwrócić im życie!

  W tym momencie, praktycznie każdy kto był na tej widowni, lekko się wzdrygnął. Wskrzeszenie dwóch wybranych przez siebie osób. To przecież całkowicie zmieniało całą tą rozgrywkę. Teraz każdy miał większą motywację. Lecz nie tylko by samemu wygrać, ale również by wspierać swych przyjaciół, którzy mają jeszcze większą szansę wygrać niż oni sami. Oczywiście, dla niektórych nie zrobiło to za dużej różnicy, albowiem albo nie mieli tu przyjaciół, albo wiedzieli, że nawet oni nie dadzą rady tutaj czegoś zdziałać. Mimo wszystko jednak... To zmieniało praktycznie wszystko.

  - No! To skoro mamy to uzgodnione, to proszę rozpocząć walkę trzecią. Start! - zawołał, wracając na swój tron, po czym z lekką ekscytacją zaczął obserwować, co się teraz wydarzy.

  Maria miała teraz dość mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyła się, że dla przykładu Fox miała teraz szansę na przeżycie, bo Wyjątek mógłby wybrać ją do wskrzeszenia, gdyby wygrał, lecz z drugiej strony... wskrzeszanie i uciekanie śmierci, nigdy jej się zbytnio nie podobało. Uważała to za zwykłe oszustwo, które powinno być zakazane w tym wszechświecie. Niestety jednak, historia znała przypadki, gdy ludzie byli w stanie uciec przed objęciami śmierci. 

  - No to... zgaduję, że nie mamy zbytniego wyboru... prawda? - odezwała się niepewnie dziewczynka, o skórze w jasnym odcieniu zieleni. 

  - No niestety, ale ja również chcę pożyć kochanie. - odpowiedziała jej brązowowłosa, przy tym wyjmując spod swetra swą broń, jaką był sierp przywiązany do łańcucha, na którego drugim końcu znajdował się ciężarek.

  - Żałuję, że nie ma przy mnie Cudotwórcy. - jęknęła tylko była atrakcja cyrku, przy tym przełykając ślinę - Pamiętaj co ci mówił Cindy. Po prostu nie pozwól, by instynkt przejął nad tobą kontrolę. - powiedziała cicho do siebie samej, by się trochę uspokoić.

  - No! To zacznijmy! Haha! - zaśmiała się lekko Sam, przy tym zaczynając kręcić swą bronią, przy tym rozpędzając ją do dość sporej prędkości.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top