Pierwsza Przerwa
Osoby, które czytają to na komputerze, naprawdę polecam wam puszczenie sobie tego utworu w tle i zapętlenie go sobie. Specjalnie szukałem tego, by nadać temu rozdziałowi odpowiedniego klimatu. A jeśli potrafisz sobie to puścić na telefonie i jednocześnie czytać, to też możesz to zrobić. Mi na telefonie się zawsze wyłącza jak tylko przewinę kawałek.
~
Nadeszła już w końcu ta chwila. Została zaledwie połowa zawodników, którzy zostali tutaj sprowadzeni. Zaledwie dwadzieścia cztery osoby, z wcześniej obecnych czterdziestu ośmiu. Każdy kto pozostał, miał więc teraz na sumieniu przynajmniej jedną osobę. Wciąż jednak nie był to koniec, w końcu to był zaledwie dopiero pierwszy etap.
Z areny właśnie zniknęło ciało Pinkameny oraz resztki jej zmiażdżonej głowy, razem z krwią jaką po sobie pozostawiła. Na dole została więc już tylko Miyuki, która nie miała pojęcia co powinna teraz ze sobą zrobić. Czuła się dość źle z powodu tego co tutaj zaszło. W końcu, nie chciała jej przecież zabijać. Jej strach okazał się jednak być silniejszy od niej samej. W tym samym czasie Hgual wstał w końcu ze swego tronu, po czym podszedł on do murku oddzielającego lożę organizatorów od spadnięcia w dół.
- Proszę państwa! Oto i było zakończenie naszego pierwszego etapu! Udało nam się dzisiaj zabić, aż dwadzieścia cztery osoby i możemy być z tego dumni! HAHAHA!! Wszystko co dobre jednak kiedyś się kończy, dlatego zarządzam teraz przerwę, tak jak wam obiecałem! W końcu wasza rasa musi odpoczywać, bo inaczej następne walki byłyby nudne! - kiedy to mówił, na arenie znikąd pojawiły się nagle dość spore drzwi, umiejscowione teraz równo na przeciwko zejścia na arenę - Tam czeka was odpoczynek moi drodzy! Jedzenie, picie, toalety i wszystko inne czego potrzebują ludzie do przeżycia! Będziecie więc mieli parę godzin dla siebie, na robienie czego chcecie! Ale uwaga... Nie możecie się zabijać w tamtym miejscu. Od tego jest przecież arena, co nie!? - po tych słowach ponownie się zaśmiał, po czym można było wnioskować, że nie bierze on tego wszystkiego zbyt poważnie - A teraz uwaga! Żeby było zabawniej, ogłosimy wam teraz, jak będą wyglądać walki w drugim etapie naszego małego turnieju. Będziecie więc mogli się również przygotować do swej walki, przez ten czas, hehe... Słuchajcie więc, gdyż będę leciał po kolei!
Beth vs Nemesis
Sam vs Vec
Fun vs Dante
Harry vs Hoodie
Olivia vs Futura
Kreator vs Puppeteer
Jeff The Killer vs Nina
Horoskop vs Ally The Slender Doll
Doktor Mutatio vs IRA
Wyjątek vs Kate The Chaser
Miyu Michiko vs Ticci Toby
Judge Angels vs Yumi Miyuki
Tak jak na początku, jeśli ktoś ma możliwość, może się wypowiedzieć, o kim myśli, że ma większe szanse. Ja osobiście pozostanę bezstronny, bo jaki byłby wtedy ze mnie organizator!? HAHA!! A teraz proszę państwa, zapraszam was wszystkich do waszej poczekalni! I nie martwcie się, kiedy już nadejdzie pora na rozpoczęcie drugiego etapu, z pewnością nie przegapicie sygnału - po zakończeniu swych słów, uniósł się na parę metrów w górę, ponownie zachichotał w dość sadystyczny sposób i zniknął.
Najzwyczajniej w świecie w ułamek sekundy, nie pozostał po nim żaden ślad. Na górze zostali więc tylko Maria i Zalgo, którzy byli dość zdezorientowani obecną sytuacją. W końcu, dlaczego miałby on nagle ich opuszczać? Po krótkiej chwili tej wszechobecnej dezorientacji, nowe drzwi nagle same zaczęły się otwierać. Był to proces dość powolny i głośny, aczkolwiek po kilku sekundach przejście było już zdatne do użytku. Nikt jednak nie zaczął iść w tamtym kierunku. Wszyscy mieli wątpliwości co do tego wszystkiego, w końcu złym pomysłem raczej byłoby zaufanie komuś takiemu.
- Powinniśmy tam iść? - zapytał się Toby Rogers, który siedział wśród reszty proxy.
- Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł. Nie mamy pewności, czy nas nie oszukał i nie czeka nas tam niebezpieczeństwo - stwierdziła Kate, która na tym etapie, nie wiedziała już co powinna robić.
- A co mamy do stracenia? - skomentował to tylko Hoodie, po czym po prostu wstał z ławki i zaczął powoli iść w stronę zejścia na dół.
Nie minęło dużo czasu, zanim reszta zaczęła powoli do niego dołączać. Ostatnimi, którzy się na to zdecydowali byli Harry oraz Kreator. Zostali więc w tyle, pozwalając całej reszcie dojść do tych całych drzwi.
- No dobra! Przegrajmy ten wyścig! - zawołał nagle zamaskowany haker, po dość zaskakująco długiej jak na niego chwili ciszy.
- Że co?
- Nie zrozumiesz! - po tych słowach zamaskowany zerwał się z ławki, po czym chyba poślizgnął się, by na sam koniec przewrócić się przez murek i zacząć spadać na dół. Uderzył z dość sporym hukiem - Au... Nic mi nie jest!
- Eeech... Ten idiota mógłby chociaż w takiej sytuacji przestać grać idiotę - skomentował do długo włosy, a następnie zrobił to samo.
Jego skok przez barierkę był jednak dużo bardziej smukły i wylądował on jak człowiek. Gdy już był na dole, spojrzał tylko na leżącego ciągle na ziemi partnera.
- Jesteś pewny, że sobie nic nie zrobiłeś tym upadkiem? - zapytał się go Kanibal, dość oschłym tonem głosu.
- Yep! Podziwiam teraz chmury!
Harry tylko przymrużył lekko oczy czując zażenowanie, następnie spojrzał w górę i po krótkiej chwili z powrotem na Kreatora.
- Kretynie tam nie ma żadnych chmur
- Haha! Dałeś się nabrać! - zawołał haker zrywając się z ziemi, by następnie zacząć biec w stronę drzwi, za którymi miała odbyć się ta cała ich przerwa.
Zabójca na zlecenie pozostał z tyłu i tylko patrzył się na niego z połączeniem lekkiej irytacji oraz zażenowania. Doskonale wiedział on, że to tylko gra autorska z jego strony, jednakże mimo wszystko irytowało go to, że musiał on spędzać czas z kimś takim.
- Eeech... Ciekawe, czy chociaż znajdę tu kawę - rzekł tylko dość beznamiętnie i sam ruszył w stronę przejścia, przez które już większość osób na tym etapie przeszło.
~
Miejsce do którego przeszli, nie było tym, czego się spodziewali. Było to dość spore pomieszczenie z wieloma stołami pokrytymi jedzeniem, a za jedyne oświetlenie robiły świeczki. Ściany były zbudowane z gołych cegieł, a w niektórych ich miejscach dało się dostrzec drzwi. Jedne z nich prowadziły do bardzo dużej sypialni, w której znajdowały się dwadzieścia cztery łóżka, a drugie do toalety. Łatwo było się domyślić, że osoba, która to projektowała nie pomyślała o tym, że mogą się tu znaleźć osoby, którym niezręcznie by było przy drugiej płci. Ale cóż poradzić, miejsce to było stworzone na myśl o wojownikach, którym raczej nie przeszkadzałoby to, że muszą współdzielić praktycznie wszystko. Powietrze tutaj było dość wilgotne i chłodne, co dla niektórych było ukojeniem, gdyż takie jest po prostu przyjemniejsze. Jedzenie, które znajdowało się na tych wszystkich stołach tutaj, było bardzo zróżnicowane, dało się tu znaleźć potrawy wywodzące się chyba z każdej kultury, niektórych z nich nikt nawet nie poznawał, co musiało oznaczać, że nie pochodzą z tego samego świata co oni. Nie minęło więc dużo czasu, nim wszyscy porozchodzili się we własne strony. Niektórzy przebywali więc teraz w grupach, a inni woleli pozostać w samotności. Wielu z tu obecnych musiało przetrawić na spokojnie całą tą sytuację, lub nawet opłakać bliskich, których tutaj stracili. Oczywiście byli tutaj również i ci, którzy w ogóle się tym wszystkim nie przejmowali.
- Aaach... Jak mi brakowało takich dobrych wrażeń - ziewnął Jeff The Killer, przeciągając się przy tym, siedząc na jednym z krzeseł - Szkoda tylko, że nie można zabijać poza areną, bo byłoby tylko zabawniej - stwierdził, patrząc przy tym na jedzenie, które sobie wcześniej nałożył.
Było to po prostu jakieś mięso. Sam nawet nie wiedział jakie, po prostu wziął to co wydało mu się apetyczne. Jednakże sam się nie oszukiwał, to czym się kierował przy wyborze, było wręcz nazbyt oczywiste. Powierzchnia przypominała mu spaloną skórę Jane, mógł więc wyobrazić sobie, że zjada jej ciało i w ten sposób jeszcze bardziej napawać się, że w końcu się jej pozbył. Nie miał on więc zamiaru przejmować się tym, w jakiej sytuacji był. Wolał po prostu znaleźć w tym jakąś przyjemność.
Nie brakowało tutaj jednak również i osób, które myślały nad tym, jak wydostać się z tej całej sytuacji. Grupa ta była zaskakująco mała, albowiem znajdowały się w niej zaledwie osoby, które ani nie odczuwały przyjemności z przebywania tutaj, ani nie miały tutaj żadnego celu. Celu, by wskrzesić kogoś, kogo się tutaj straciło. Można by powiedzieć, że tych, którzy nie chcieli tu być, była prawie połowa, co może i faktycznie małą liczbą nie było... Lecz świadomość, że więcej niż połowa woli tu pozostać, mogła odbierać otuchy.
- Ally, posłuchaj mnie. Będziemy musiały pomyśleć nad tym, jak się stąd wyrwać - rzekła nagle Nemesis do dziewczyny lalki.
- Ale po co? Slenderman z pewnością po nas przyjdzie prędzej czy później - odpowiedziała jej dziewczynka, dość beztroskim tonem.
- Zanim on w ogóle znajdzie to miejsce, może już być za późno - stwierdziła szatynka, uświadamiając sobie w końcu, że nie przekona białowłosej - No ale skoro tak, to sama chociaż się porozglądam - po tych słowach wstała ona od stołu z jedzeniem, biorąc przy okazji do ręki kawałek ciasta, po czym poszła w bliżej nieokreślonym kierunku.
Zaczęła się rozglądać po całym tym miejscu. Drzwi przez które przeszli zatrzasnęły się za nimi, kiedy tylko wszyscy znaleźli się już w środku, więc nie było zbytnio opcji, żeby wyjść na arenę i spróbować jakoś uciec właśnie stamtąd. Kobieta musiała więc znaleźć jakieś przejście właśnie w tej jadalni, sypialni, lub ewentualnie w toalecie. Raczej nie miała zamiaru nikogo prosić o pomoc w tym zadaniu. W końcu jeśli ona znajdzie drogę ucieczki to sobie z niej skorzysta, a reszta? Cóż, oni również będą musieli sobie ją znaleźć. Gdy tak chodziła, zdała sobie sprawę z tego, że jest obserwowana. Nie zdziwiło jej to, gdyż osobą która śledziła ją wzrokiem była Beth. Ta sama kobieta, z którą przyjdzie jej walczyć już w pierwszym pojedynku drugiego etapu. Nancy nie wiedziała na jej temat za dużo, jedynie tyle ile dało się dostrzec podczas turnieju. Że jej główną bronią jest trójząb oraz jest dość dobra w walce wręcz. Z pewnością miała ona spore doświadczenie jeśli o to chodziło.
"Będę musiała być ostrożna. Nie mam pojęcia, czy nie chowa ona jakichś asów w rękawie"
~
W tym samym czasie w pomieszczeniu sypialnym przebywało może z pięć osób. Byli to Kreator, Judge Angels, Ticci Toby, Nina oraz Puppeteer. Duch aktualnie sobie drzemał, Rogers siedział na jednym z łóżek skulony, Dina ostrzyła swój miecz, Nina po prostu leżała i patrzyła się w sufit, a zamaskowany haker po prostu siedział na ziemi, oparty plecami o jedno z łóżek. Właściwie, to on był w tym pomieszczeniu jako pierwszy, wcześniej nawet nie wziął on żadnej rzeczy do jedzenia. Można powiedzieć, że siedział już w tym miejscu jakieś czterdzieści minut, nic nie robiąc, co mogło dziwić tych, którzy go znali, albowiem zazwyczaj starał się on zwracać na siebie uwagę wszystkich dookoła.
- Toby - zagadnęła nagle Rogersa blondynka - Będziesz walczyć z tą całą Michiko, prawda?
- T-Tak, a co? - odpowiedział jej z lekki zająknięciem, gdyż nie spodziewał się, że ktoś w ogóle będzie chciał z nim rozmawiać.
- Tak pytam. Ja będę musiała walczyć z tą całą Miyuki i z tego co zdążyłam zauważyć, to te dwie są partnerkami - wyjaśniła mu szybko dziewczyna, nie zaprzestając ostrzenia ostrza swego miecza.
- HAHAHA!! - wybuchł nagle śmiechem Kreator, co było dość dziwne, gdyż jak do tej pory w ogóle się nie odzywał - Partnerkami!? One!? Ahahaha!! - Z śmiechu, aż przewrócił się on na ziemię, jednakże nie zaprzestawał on.
- Co cię tak bawi? - syknęła w jego stronę Nina, poirytowana przerwaniem tego spokoju, który utrzymywał się w tym pomieszczeniu.
- O kurde, ehehehe... - ciągle się śmiał, próbując się w miarę uspokoić - Wow, dawno się tak nie śmiałem. Tak czy inaczej! Nie powiedziałbym, że są partnerkami. Bardziej są na siebie skazane jak już, ale whatever - wyjaśnił, ciągle lekko chichocząc, przy tym z powrotem siadając na ziemi.
- Nie zmienia to faktu, że jak pracują ze sobą, to nie można ich nazwać partnerkami
- A bo ja wiem? Czy można powiedzieć, że pasta do zębów i szczoteczka to partnerki? Pracują razem, ale nimi nie są. Tyle i basta! - wypowiedział się, przy tym rozciągając lekko swe ramiona - A tak w ogóle to o czym mówimy?
- Eeech... Irytujący jak zawsze - westchnął Puppeteer, który przez te krzyki aż się przebudził.
- O! Patrzcie kto się obudził! Będziemy się nawalać w następnej rundzie, co nie? Bam bam i takie tam!
- Pff... Załatwię cię w mniej niż minutę patałachu - prychnął szarowłosy, po czym po prostu przykrył swa głowę poduszką, by ograniczyć dochodzące do niego dźwięki.
- Oj uważaj bo jeszcze nauczysz się liczyć! Pue! - pisnął ostatnie słowo, a na sam koniec sięgnął ręką gdzieś na bok swej maski i nacisnął coś na niej.
W tym momencie jej wyświetlacz zgasł, co mogło oznaczać, że najpewniej po prostu ją wyłączył. Miało to nawet sens, ponieważ przecież w miejscu tym nie ma prądu i nawet gdyby chciał ją później doładować, to nie miałby jak. W końcu Matrix już nie żyła. Pozostałe trzy osoby w tym miejscu były bardzo mocno zdezorientowane tym wszystkim, albowiem nie byli oni przyzwyczajeni do osób o takiej osobowości.
Nagle drzwi do pomieszczenia otworzyły się i do środka weszła Nemesis. Zakończyła ona już przeszukiwanie jadalni i teraz właśnie miała się wziąć za sypialnię. Obraz jaki przed sobą ujrzała, lekko ją zdziwił. Zwłaszcza ten Puppeteer, który przyciskał sobie poduszkę do głowy, próbując z powrotem zasnąć.
- Nemesis? A ty co? Przyszłaś już spać? - zapytała jej się Dina, patrząc się teraz w jej stronę.
- Skądże. Po prostu szukam jakiegoś wyjścia z tej całej sytuacji
Po jej słowach, atmosfera jakby nagle się pogorszyła. Większość z obecnych tutaj osób raczej nie miała zamiaru uciekać. Musieli tutaj zostać.
- Aha. W takim razie powodzenia. Ja muszę tu zostać dla Helena - powiedziała dość oschle blondynka, wracając do pracy nad swą bronią.
- A ty Toby? - zapytała się go szatynka, zauważając, że on również nagle spoważniał.
- Muszę zostać. Muszę uratować Masky'ego i Rouge - odpowiedział dość smutnym tonem, wbijając wzrok w dół.
- Ja się nigdzie nie wybieram. Przysięgłam sobie, że zabiję Jeff'a i w końcu mam na to okazję. Jak już, to może to zrobię podczas następnej przerwy - wypowiedziała się Nina, dalej nie zdejmując wzroku z sufitu.
Kobieta spojrzała jeszcze na Kreatora, jednakże ten tylko pokiwał głową na nie, nawet się nie odzywając. Teraz to wręcz musiał siedzieć cicho, gdyż po wyłączeniu wyświetlacza na jego masce, wyłączał się również jego modulator głosu. A nie miał on zamiaru zdradzać swojego prawdziwego.
- Eeech... To sobie tu siedźcie - westchnęła Nemesis, po czym zaczęła chodzić po tym pomieszczeniu, szukając czegoś, co mogłoby jej jakoś pomóc w tej sytuacji.
~
W tym samym czasie Hoodie siedział gdzieś w odosobnieniu i obserwował kilka poszczególnych osób. Kogo mianowicie? Otóż Harry'ego Kanibala, Fun'a oraz Dante. Z jednym z nich miał się zmierzyć w następnej turze, a w jeszcze następnej z którymś z pozostałej dwójki. Próbował on sobie jak najlepiej odtworzyć w głowie walki tej trójki, by wiedzieć co mniej więcej potrafią. Jeden z nich umiał zmieniać formę, drugi pokonał Rouge bez większych trudności, a trzeci? Trzeci był w stanie walczyć z kimś, z kim w sumie to nie powinien mieć szans. W końcu jak można w miejscu gdzie nie ma żadnych osłon, pokonać jednego z najlepszych strzelców? Wbrew pozorom, cała trójka zachowywała się w miarę podobnie. Siedzieli w samotności i widocznie również byli zamyśleni, tak samo jak Brian.
- Bardzo możliwe, że myślą o tym samym co ja. To tylko utrudnia mi jeszcze bardziej robotę - skomentował to mężczyzna w kominiarce, starając się wymyślić różne scenariusze co do tego, jak może się potoczyć jego walka.
Każdy z nich jednak wbrew pozorom myślał o czymś innym.
"Dlaczego wzięto tutaj akurat mnie? Wszyscy inni, poza Raven, są lub byli mordercami. Owszem, ja również zabijam, lecz to na zlecenie ARSU, a nie z własnych zachcianek. A gdyby w takim razie tak to działało, to większość ten chrzanionej organizacji tutaj powinno siedzieć" myślał Dante, czując lekką irytację z powodu tego wszystkiego "No cóż, przynajmniej mam okazję pozbyć się tych szumowin i będę miał mniej roboty, jak już wrócę z powrotem do swojego świata. Heh... W sumie to możliwe, że to moje przeznaczenie postanowiło zadziałać. Jeśli tak, to równie dobrze mogę tutaj umrzeć. I tak bym tego nie oszukał" Podczas tego myślenia, jadł on powoli jakąś dziwną potrawę, której nigdy nie widział.
Jedyne co o niej wiedział, że najprawdopodobniej było w niej mięso oraz jakieś warzywa. Poza tym, to nie miał pojęcia co się w tym znajdowało. Podczas tego siedzenia, spojrzał on na Fun'a, który siedział sam kilka stołów dalej. Ten nawet nie jadł, po prostu siedział tak, nieskupiony, rozmyślając o tym, co się mogło stać z Fox.
"Cóż, wnioskując po krwi, która wtedy się rozlała oraz fakcie, że krzyczała z bólu, o czym myślałem, że jest niemożliwe, mogę uznać, że nie żyje. Eeech... I teraz będę musiał ją wskrzeszać, bo inaczej Maria będzie mi robić wyrzuty. Tak czy inaczej, ciekawi mnie ile jeszcze czasu pozostało do zakończenia tej całej przerwy. Siedzimy tu pewnie już jakąś godzinę, więc myślę, że mogliby już dać nam sygnał do drugiego etapu. Nudzi mnie takie siedzenie bezczynnie, a nawet nie ma tu nikogo odpowiedniego komu mógłbym zabrać jego emocje"
Kiedy zdał on sobie z tego sprawę, wstał on w końcu od stołu dostrzegając przy tym, że jest obserwowany przez dwie osoby. Dante oraz Hoodie. Prychnął on tylko, nie czując z tego powodu nic specyficznego, po czym ruszył on w stronę toalety, domyślając się, że musi tam być jakieś lustro. Akurat osoba, która tam wcześniej była, postanowiła stamtąd w końcu wyjść. Był to Wyjątek. Jego włosy były dość mocno nieogarnięte, a po jego ubraniach dało się jasno dostrzec, że nie miał on za dobrego czasu przez ostatnie kilka godzin. Wpierw pozwolił Matrix umrzeć, a później sam przyczynił się do śmierci Fox. Potrzebował się odosobnić od całej reszty, inaczej mógłby stracić nad sobą panowanie i przez przypadek jeszcze kogoś zaatakować. Skończyłoby się to jeszcze dyskwalifikacją, a wtedy nie miałby już żadnych szans by je wskrzesić. Wówczas gdy szedł przed siebie, będąc dość mocno przybity, minął on Fun'a. Chciał on z nim porozmawiać chociaż przed chwilę, jednak dało się zauważyć, że półdemon nie miał na to ochoty. Po prostu wszedł on do tej całej toalety i zatrzasnął za sobą drzwi.
- Eeech... Mam nadzieję, że nie ma mi tego za złe - westchnął smutno blondyn i zaczął iść dalej.
Zatrzymał się dopiero przy jednym ze stołów, przy którym następnie usiadł. Przed sobą ujrzał różne rodzaje jedzenia. To usmażony kurczak, to jakieś przekąski, to jakieś sałatki... Szczerze mówiąc, to nie miał on teraz apetytu. Po prostu nie czuł, że cokolwiek mogłoby mu teraz przejść przez gardło. Nie teraz. Nie po stracie tej dwójki.
- Hajo! - usłyszał nagle dziewczęcy głos, w tym samym czasie co poczuł jak ktoś rzuca się na jego plecy.
- H-Hej! Co to ma znaczyć? - zapytał się niepewnie, szybko wyrywając się i odwracając w stronę osoby, która go zaatakowała.
- Jak to co!? Chciałam ci podziękować! Tak bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo! - zawołała Sam, ponownie rzucając się na niego z przytulasem, lecz tym razem od przodu.
- Spokojnie, spokojnie. To nic takiego - powiedział z lekką dezorientacją odsuwając od siebie tą osobą, której już sam dłużej nie wiedział jak określać.
- Ale spójrz! Nie ma już śladów po ranach na mej twarzy! - Sam zaczęła się chwalić, wskazując przy tym dłońmi na swą facjatę - Dziękuję jeszcze raz!
- Nie ma sprawy. Takie już moje... hobby - dokończył po krótkiej przerwie, gdyż sam nie wiedział jak to określić.
- Leczenie seryjnych morderców, zabijających niewinnych ludzi? Trochę dziwne moim zdaniem - stwierdziła trans dość beztrosko, przy tym trochę się zamyślając.
- Em... Pomogłem ci to nie marudź - rzekł, trochę zatkany tym jej stwierdzeniem.
- Dobrze! A skoro ma pan taką fajną maź, która leczy, to ma pan może coś na uspokojenie?
- Uspokojenie? - zdziwił się chłopak, trochę zdezorientowany tym jej pytaniem - Po co ci leki na uspokojenie?
- To nie dla mnie, tylko... dla IRY. Bo widzi pan... - zaczęła mówić już trochę poważniej.
- Proszę nie mów do mnie per pan. Nie jestem aż tak stary - przerwał jej Wyjątek, chcąc w ten sposób jakoś rozluźnić tą atmosferę, gdyż już widział po jej zmianie tonu, że to nie zmierza w dobrym kierunku.
- Bo widzisz... Pan IRA ma dość spore problemy z gniewem, nad którymi nie panuje. A ja... nie zawsze będę w pobliżu, żeby go uspokoić hipnozą - wytłumaczyła dość smutnym jak na nią tonem.
- Chyba nie sugerujesz, że... - tutaj chłopak przerwał, by na chwilę się zamyślić - Z kim walczysz w następnej rundzie?
- Z Vec'iem. Tym z przyszłości - odpowiedziała mu, po czym na jej twarzy ponownie pojawił się uśmiech - Ale nie martw się! Nawet jeśli nie podołam, to dam z siebie wszystko! - przy tych słowach werwa jakby nagle do niej wróciła i nawet zaczęła uderzać powietrze, udając, że się z nim boksuje.
Wyjątek jednak tylko patrzył się na nią trochę zaniepokojonym, lecz głównie zmartwionym wzrokiem. Czuł się teraz okropnie. Już sobie przysiągł, że wskrzesi Matrix i Fox, a ona? Ona teraz tu przychodzi i łamie mu serce, gdyż uświadamia go, że nie tylko tamta dwójka nie ma wcale złego serca, tylko po prostu zbłądziła w życiu.
- Ugh... Coś mnie głowa rozbolała - stwierdził, opierając się zaraz po tym o stół.
- Um, wszystko w porządku?
- Ta, nic mi nie będzie, tylko... Tak jakoś nagle... - przerwał, nie chcąc kończyć swojej myśli.
Jedyne co więc mógł teraz zrobić, bez zostania zdyskwalifikowanym, to chociaż wypełnić jej prośbę. Poszperał więc przez chwilę w kieszeni, po czym wyjął z niego małe pudełko, pełne jakichś małych fiolek.
- Trzymaj. Po wypiciu tego powinien nie być w stanie się zdenerwować przez najbliższe dwie godziny. Później efekt zacznie słabnąć - wyjaśnił jej szybko działanie tego specyficznego leku.
- Och dziękuję! - zawołała szczęśliwie, szybko łapiąc za owe pudełko.
Po tym tylko odwróciła się i zaczęła biec w stronę z której przybiegła, z widoczną ekscytacją i lekkim zniecierpliwieniem.
- Panie IRA! Mam dla pana prezent! - powiadomiła go, przy tym podbiegając do niego.
- Ugh... Nie musisz się tak drzeć dziewczyno - upomniał ją, gdy ta już usiadła obok niego.
- Oj wybacz, ale jestem szczęśliwa!
- Zazdroszczę - odrzekł dość sucho, co jednakże było tylko małą zabawą pomiędzy tą dwójką.
- Hej! Weź wyjdź z tą krawędzią! - zaśmiała się, przy tym popychając go lekko.
- To ty weź wyjdź z tą ekscytacją - odpowiedział jej, również lekko rozbawiony tą całą sytuacją.
Właściciel schroniska obserwował to wszystko ze swojego miejsca, wiedząc, że raczej nie doprowadzi to niestety do niczego dobrego. Z tego co zauważył, to owszem IRA był bardzo silny, jednakże Sam? W dodatku ona walczy wcześniej niż on, więc... Jeśli ona przegra, najprawdopodobniej będzie się on czuł tak samo, jak Wyjątek, gdy musiał patrzeć się na śmierć jego podopiecznej Matrix.
~
W tym samym czasie Maria razem z Zalgo ciągle siedzieli w tej całej loży organizatorów, niezbyt zadowoleni z tego wszystkiego co tu się odbywało. Oczywiście oboje z innego powodu i zdawali oni sobie z tego sprawę.
- Czy tylko ja mam tego dość? - zapytała się żniwiarka, która siedziała teraz na ziemi, oparta o jedną z tamtejszych ścian.
- Myślisz, że ja nie? Cały czas mnie poniża i nie ma do mnie żadnego szacunku. Ksh... Nie tak sobie wyobrażałem moje wyjście z tego całego więzienia - warknął, wyraźnie zirytowany tą całą sytuacją.
- To czemu nic z tym nie zrobisz? Przecież jesteś Zalgo do cholery. Czy demony przypadkiem nie mają jakiegoś tam swojego honoru?
- Pff... A czy ty przypadkiem nie jesteś żniwiarką? Jesteś tuż pod Mrocznym Kosiarzem, więc spójrz na siebie lepiej, a nie zrzucasz wszystko na mnie robaku
- Hej! Nie nazywaj mnie tak, dobra?
- To miej do mnie jakiś szacunek malutka
- Sorry, ale nie mam szacunku do demonów Zalguś
- Ghhh... Nazwij mnie tak jeszcze raz, a upewnię się, że nie dotrwasz do tego całego drugiego etapu - zagroził jej, starając się jakoś zdusić w sobie wściekłość jaką teraz poczuł.
- Dobra, nieważne... Weź mi coś powiedz na temat tego typa. Bo skoro tutaj jesteś, to chyba coś o nim wiesz, no nie?
- Ta. To i owo o nim wiem - westchnął on, trochę zrezygnowany - I powiem ci jedno. O ile ja jestem wśród niektórych znany jako zło ostateczne... Powiedzmy, że przy nim to jestem aniołkiem
- Że co? Jak to niby jest możliwe?
- Cóż... Pozwól, że opowiem ci pewną historię moja droga - powiedział zaskakująco spokojnie, przy tym rozsiadając się na podłodze trochę wygodniej - Otóż kiedyś istniała tylko jedna linia czasowa. Obecnie mamy trzy, z czego ta trzecia powstała stosunkowo niedawno. Druga natomiast, wiele, wiele lat, zanim wasza planetka w ogóle zaczęła formować kształty. I teraz powiedz mi, myślisz, że dlaczego ta druga w ogóle powstała? Bo uwierz mi, był w tym cel
- Jaki niby?
- Pozbycie się tego, co teraz kazał nam mówić na siebie Hgual. Jak jednak widzisz, nie zadziałało to, a cała pierwsza linia czasowa teraz jest doszczętnie wymarła
- Kurde... To kim... kim on jest do cholery?
- Niestety nie mam pojęcia. Ale wierz mi, jeśli ten, którego staramy się tu zwabić przybędzie... Możemy mieć nawet jakieś małe szanse, że uda nam się z tego jakoś wyjść. O ile on go oczywiście nie zabije
~
Mniej więcej w tym samym czasie Harry siedział w sypialni na jednym z łóżek i z lekką irytacją obserwował to co się działo dookoła niego. Kreator siedział na ziemi i pilnował jednego łóżka, jakby ktoś miał mu je zabrać, Ticci Toby miał jakiś napad drgawek, a Kate The Chaser próbowała mu jakoś z tym pomóc, Puppeteer przyciskał dwie poduszki do swojej twarzy, chyba próbując się w ten sposób udusić, Doktor Mutatio siedział niedaleko niego i majstrował coś przy swojej rękawicy, a co najgorsze dla długowłosego Kanibala, czuł on cały czas na sobie wzrok Miyu Michiko, która co chwilę zmieniała swoją pozycję, w nadziei, że ten jej nie dostrzeże.
- Ugh... To powoli zaczyna się robić upierdliwe - skomentował on tą sytuację, mając ochotę po prostu stąd wyjść. Jednakże w jadalni, wcale nie było lepiej.
- Nie jest tak źle, zawsze Kreator mógł się nie wyłączać. Albo Futura mogłaby zacząć... po prostu być sobą - odpowiedział mu głos znikąd, który już po chwili okazał się być Vec'iem, właśnie zdejmującym ze swojego kombinezonu osłonę, czyniącą, że był niewidzialny.
- Ta. Wtedy byłoby jeszcze gorzej - potwierdził to długowłosy, faktycznie zdając sobie z tego sprawę.
- Tak czy inaczej - zaczął mówić, siadając przy tym obok swego rozmówcy - zauważyłem coś, co może nam sprawić problemy, jeśli chcemy zajść gdzieś dalej
- Ta. Wydaje mi się, że możemy myśleć o tym samym - potwierdził to chłopak, zerkając przy tym na koniec pomieszczenia, gdzie ciągle chodziła Nemesis, uważnie przeszukując to pomieszczenie.
- Dokładnie tak - potwierdził to przybysz z przyszłości, zauważając gdzie powędrował wzrok Harry'ego - Nemesis może być dla nas ciężkim przeciwnikiem, o ile uda jej się pokonać Beth. Jeśli jednak Beth okaże się od niej silniejsza... Tu również możemy mieć problem
- Eeech... Wcześniej będę prawdopodobnie zmierzyć się z Dante, lub z kimś silniejszym od niego, jeśli przegra - stwierdził Kanibal, odwracając od niej w końcu wzrok - W każdej kolumnie w tym turnieju jest ktoś, kto raczej średnio umożliwia reszcie wygraną
- Ta... W pierwszej Nemesis, w drugiej Futura, a w trzeciej IRA - skomentował to Vec, zdejmując przy tym swój hełm z głowy, po czym lekko pomachał głową, by ogarnąć włosy.
Zaraz gdy tylko to zrobił, tuż przed oboma chłopakami pojawiła się lewitująca, długowłosa i blada dziewczyna w swetrze. Właśnie Futura.
- Heja! Panie Paniczu, pozwolisz na chwilę ze mną?
- Hm? - przybysz z przyszłości widocznie zdziwił się lekko - Po co niby?
- Oj no coś odkryłam po prostu - bąknęła w jego stronę, po czym złapała go za rękę i jak nagle się pojawiła, tak teraz zniknęła w ten sam sposób.
- Ugh... Miejmy nadzieję, że to co odkryła nie przeszkodzi jakoś w tym wszystkim - westchnął Kanibal, zerkając przy tym na Kreatora, który wciąż nie ruszył się z miejsca i pilnował tego jednego, specyficznego łóżka.
~
Vec i Futura pojawili się w łazience. Fun już ją opuścił, dlatego mogli na spokojnie się schować właśnie tutaj. Pomieszczenie to nie było za duże. Jedyne co się tutaj znajdowało to jakiś stary prysznic, toaleta, umywalka oraz dwa wieszaki. Czyli jedyne, najważniejsze rzeczy, które powinny się znajdować w takim właśnie pomieszczeniu. Kolorystyka tego miejsca natomiast przypominała pozostałe pomieszczenia. Gołe cegły, a za jedyne oświetlenie robił świeczki.
- No dobra, po co mnie tutaj wzięłaś - zapytał się jej chłopak, z lekkim zażenowaniem, że ta napadła go tak nagle.
- Oj nie dąsaj się teraz, bo chcę ci powiedzieć coś co cię nie zadowoli Panie Paniczu - powiadomiła go, jak zwykle beztroskim głosem, mimo tego, że sytuacja prawdopodobnie wymagała trochę więcej powagi.
- No dobra. Mów, co żeś odkryła. Zrobiłaś to o co cię poprosiłem?
- No próbowałam, ale jak się okazało, w tym świecie nie jestem w stanie używać pełni swoich mocy - powiedziała naburmuszona, przy tym robiąc minę obrażonego dziecka - Nie mogę się w ogóle przenieść w czasie, wejść w ciało dawnej lub przyszłej siebie, ani w ogóle wrócić do starej linii czasowej
- Hm... To trochę może komplikować naszą sytuację. Odcina nam to drogę ucieczki - skomentował to, zdając sobie sprawę z tego ile kłopotów mogło to teraz przynieść - Z drugiej strony zawsze możesz użyć swoich mocy, jak już nas wypuści z tego świata
- No, ale do tego któreś z nas musiałoby wygrać ten cały turniej - bąknęła cała nadąsana, z powodu tego ograniczenia które dostała.
- Fakt. To może być lekki problem
~
Minęło już kilka godzin od czasu, kiedy zaczęła się przerwa. Wszyscy wiedzieli, co się powoli zbliża, dlatego większość osób postanowiła wykorzystać ostatnie chwile i pójść spać. W tym czasie więc, kiedy w tym miejscu było o wiele spokojniej niż wcześniej. Co teraz porabiał Hgual? Przechadzał się on po widowni. Robił to do czasu, aż dotarł do miejsca, w którym siedziało około siedmiu osób. Niektórzy z nich wyglądali zwyczajnie, inni natomiast dość specyficznie. Byt jednak zatrzymał się dopiero przy tym, którego twarz była zasłonięta kartką papieru.
- I jak? Podoba się show, które zorganizowałem autorze? - zapytał się go uśmiechnięty, przy tym cicho chichocząc.
- Czy mi się podoba, czy nie... Ja tutaj jestem tylko obserwatorem. Powinieneś zapytać się tych, co siedzą tutaj razem ze mną - chłopak odpowiedział mu, przy tym wskazując na osoby dookoła niego.
- Hm... - widocznie zamyślił się, wówczas gdy przechodził wzrokiem z jednego na drugiego.
Zatrzymał się dopiero na szatynce z włosami do ramion i lisimi uszami, która ubrana była w sweter.
- Heh... Coś czuję, że wkrótce otrzymam swą odpowiedź na pytanie. Jeśli jednak nie, to trudno - zaśmiał się pod nosem, po czym zniknął w ułamku sekundy.
- Cóż. Chyba sobie kogoś tu upodobał - skomentował to osobnik z kartką na twarzy, przy tym rozsiadając się wygodniej na ławce.
~
W tym samym czasie w sypialni pozostały już tylko dwie przytomne osoby. Harry Kanibal oraz Kreator. Specjalnie czekali tak długo, aż w końcu cała reszta zaśnie, lub nie będzie już wchodzić do tej sypialni, tak jak na przykład Yumi Miyuki, która aktualnie przebywała w jadalni i raczej nie wybierała się do łóżka, gdyż nie potrzebowała snu.
- No dobra. Myślę, że raczej mamy już spokój - odezwał się długowłosy, wstając przy tym ze swego łóżka, po czym podszedł on do swego partnera.
- No nareszcie, już nudziło mnie to siedzenie w ciszy na ziemi i pilnowanie cholernego łóżka - odpowiedział mu haker, zwykłym, niezmodulowanym głosem - To co? Na trzy?
- Taa... Raz, dwa
- Trzy - dokończyli razem i w tym czasie, oboje popchali owe łóżko na bok, odsłaniając przy tym klapę w ziemi.
- Tak jak ci mówiłem Harry. Więźniowie najczęściej kopią drogi ucieczki pod pryczami - rzekł zamaskowany, a następnie po prostu złapał za ową klapę - Ciekawe gdzie prowadzi?
- Nie mam pojęcia. Jednakże jak wiesz, ja zostaję tutaj
- Hm? A po cóż to?
- Po pierwsze nie mamy nawet pojęcia, czy z tego świata faktycznie da się uciec, a poza tym... Marksmania pewnie by została do końca by mnie wskrzesić, gdybym to ja przegrał ten pojedynek - odrzekł poważnie Kanibal, przy tym cofając się o kilka kroków - Ale ty idź. Przynajmniej będzie jedno wolne miejsce do wskrzeszenia kogoś
- Heh... Od kiedy to Harry naraża swoje życie dla innych? Zaskakujesz mnie kanibalu - zaśmiał się cicho pod nosem, przy tym wchodząc do wydrążonego tunelu, który był zaskakująco duży jak na kopany w takich warunkach - Jak nie znajdę drogi ucieczki to plan B, co nie?
- Ta... Choć nie sądzę, żeby się ci to udało - stwierdził długowłosy, przy tym łapiąc ponownie za łóżko, by zasłonić nim to przejście z powrotem.
- Nie doceniasz mnie Harry! - zawołał już z dołu, po czym cała ta rozmowa się zakończyła, gdyż klapa się zamknęła.
Kreator został więc teraz na dole sam. W zimnym, wilgotnym i znajdującym się w kompletnej ciemności tunelu. Przejście to było o dziwie, bardzo dobrze wydrążone w ziemi, zupełnie tak, jakby nie była to wcale droga ucieczki zrobiona przez więźnia, tylko prawdziwe wyjście ewakuacyjne.
- No dobra. Czas wkroczyć do akcji - powiedział sam do siebie, po czym sięgnął dłonią do boku swej maski i włączył ją, by za jej pomocą oświetlić sobie drogę - Plan C uważam za rozpoczęty. Sorry Harry, ale po prostu mam własny pomysł jak to rozegrać, hehe...
~
W tym samym czasie, w kuchni została już bardzo mała ilość osób. Yumi Miyuki, Wyjątek, Michiko oraz Jeff The Killer. Żadne z nich widać nie miało zamiaru korzystać z przerwy jaką otrzymali, by się przespać. Jednakże to nie było do końca tak. Miyuki po prostu nie potrzebowała snu, Wyjątek nawet gdyby chciał nie mógłby teraz zasnąć, Michiko została stamtąd wyproszona przez Harry'ego, a Jeff? On po prostu czuł teraz zbyt wielką ekscytację, żeby chociażby myśleć o zaśnięciu. Po prostu nie mógł się on doczekać swojej walki i momentu, w którym do zatopi ostrze swojego noża w ciele Niny. Sama myśl o tym sprawiała, że czuł on coś w rodzaju podniecenia.
- Hej ty, dziwaku - odezwała się nagle w jego stronę Miyu - Co się tak szczerzysz przez cały czas?
- Sorry, do mnie mówisz? - zapytał się jej, odrywając wzrok z kawałka mięsa, w którym przez cały ten czas zdążył zrobić tyle dziur, że trudno było w tym rozpoznać, co to wcześniej w ogóle było.
- A kto tu inny szczerzy się jak porąbany? - prychnęła czując lekkie zirytowanie jego postawą.
- Szczerzy? Hahaha! Po prostu mam piękny uśmiech! Uśmiecham się więc przez cały czas i mnie to nie boli! Haha!! - zaśmiał się szaleńczo, widocznie pozwalając na chwilę swojej ekscytacji wyjść z jego ciała.
- Ugh... Z miłą chęcią zarżnęłabym cię tu jak świnię - syknęła, łapiąc przy tym za nóż, który akurat leżał obok na stole.
- Och taaa? - specjalnie przeciągnął on lekko ostatnią sylabę - To co cię powstrzymuje?
- Twój krzywy ryj mnie powstrzymuje. Brzydziłabym się dotknąć czegoś takiego - odpowiedziała mu dość wulgarnie, przy tym cicho śmiejąc się pod nosem.
- Um... Michiko? Czy mogłabyś może nie... - chciała coś powiedzieć do niej Miyuki.
- Cicho tam!
- Mój krzywy ryj!? HAHAHA!! Jestem piękny! Moja twarz jest idealna! Pasuje do mnie perfekcyjnie! - zaśmiał się, wstając przy tym od stołu, trzymając przy tym nóż w swojej dłoni.
Wyjątek zwrócił właśnie uwagę na ten konflikt, który powoli narastał między tą dwójką. Wiedział, że nie zaprowadzi to do niczego dobrego, jeśli dalej będą kontynuować. W końcu oboje trzymali już swoje bronie w rękach i jedyne co ich teraz powstrzymywało, to kilka stołów znajdujących się przeciwko nimi. A patrząc na ich poprzednie zachowanie podczas turnieju, nie trudno było wywnioskować, że oboje po prostu lubią zabijać. Znajdują w tym jakąś chorą przyjemność.
- Dość tego - rzekł on w końcu, zauważając w jak niebezpieczną sytuację może się to zmienić.
W tym samym czasie owinął też on oboje swoimi mackami, które wyrosły z ziemi tuż obok nich. Dość łatwo dało się zauważyć, lekkie zainteresowanie w oczach Miyuki, gdy zobaczyła to co zrobił. Dziewczyna najzwyczajniej w świecie lubiła nadnaturalne rzeczy, wszystko co zaliczało się do paranormalnego. Fascynowały ją takie rzeczy, jeszcze odkąd była dzieckiem.
- Hej! Jeśli nie chcesz, żebym za chwilę kropnęła również ciebie, to mnie puść lepiej! - krzyknęła w jego stronę Japonka, próbując się przy tym wyrwać z więzów.
- Kurde no! Daj mi ją zarżnąć! Pozwól mi położyć ją spać!
Mniej więcej w tym momencie do owej jadalni wszedł właśnie Harry Kanibal, którego zainteresowało skąd brały się te całe krzyki, które słyszał z sypialni. Gdy tylko zobaczył, kto był źródłem konfliktu, jakoś nie zdziwiło go to.
- Ugh... Mogłem się domyślić, że to wy - westchnął, patrząc się to na Michiko, to na Jeff'a.
- Damnit! - syknęła Miyu, po czym włożyła w tą czynność trochę więcej siły.
Po kilku sekundach siłowania się, udało jej się w końcu uwolnić z macki, która ją trzymała. Było to dla niej dość obrzydliwe przeżycie, jeśli miała przyznać. Nie lubiła macek. Zamiast jednak rzucić się na Jeffrey'a tak jak planowała, po prostu odłożyła nóż na swoje miejsce i spojrzała na nowo przybyłego chłopaka.
- To co? Mogę już wrócić do sypialni? Co żeście tam robili, że aż z własnej woli musiałeś mnie o coś poprosić? - zapytała się go dziewczyna, widocznie zainteresowana, zupełnie tak, jakby nagle po prostu zapomniała o konflikcie w którym brała przed chwilą udział.
- Nie twoja sprawa - odpowiedział jej zimnym tonem, a następnie podszedł on do jedynego stołu, na którym została jeszcze jakaś kawa.
- Pff... Kiedyś sam mi to powiesz
~
W tym samym czasie Kreator chodził dalej po jaskini, która była wydrążona pod podłogą tej całej areny. Czuł on z niedaleka dochodzące ciepłe powietrze, dlatego wiedział on, że powoli zbliża się do wyjścia. Chodził tak już od jakichś dwudziestu minut, więc najwyższa pora, żeby w końcu się stąd wydostał. Po kolejnej chwili chodzenia, w końcu dostrzegł on wyjście na własne oczy. Nie prowadziło ono jednak na zewnątrz. Samo przejście było zasłonięte jakąś zasłoną, a dziura wychodziła na jakiś korytarz. Gdy haker już tam był, rozejrzał się dookoła. Tego się w sumie nie spodziewał, jednakże brał to pod uwagę.
- Czyli to miejsce jednak jest większe, niż mogłoby się wydawać. Dobrze wiedzieć - skomentował to, po czym zaczął on iść wzdłuż niego.
Gdy tak szedł, dostrzegł on przed sobą odwróconą, znajomą już mu sylwetkę. Był to Hgual, który najwidoczniej wchodził właśnie do jakiegoś pomieszczenia, do którego drzwi wyglądały bardzo specyficznie. Dlaczego? Otóż były one wykonane z jakiegoś, świecącego się materiału. Świecącego się bardzo jasno. Gdy byt wszedł już do środka, zamaskowany podążył za nim. Przytrzymał sobie drzwi, zanim się zamknęły, a następnie wszedł do środka. Wnętrze było dość dziwne, jak na miejsce w którym się znajdowali. Pokój ten wyglądał dziwnie znajomo, zupełnie jakby został zaprojektowany przez człowieka. Ściany były w jasnej kolorystyce, podłoga była przykryta białym dywanem, a w kącie nawet stał mały kwiatek. Nieznajomy siedział teraz przy jakimś stole i patrzył się na intruza, z bardzo szerokim uśmiechem na twarzy, odsłaniając przy tym swe pożółkłe zęby oraz zepsute dziąsła. Jako iż ubrany był w czerń, dość mocno wyróżniał się na tle tego pokoju.
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy. Jeden z dwóch, których myśli nie byłem w stanie odczytać - zaśmiał się, przy tym opierając się łokciami o blat swego stroju - Co powinienem z tobą zrobić? W końcu nie powinieneś był opuszczać tamtego miejsca
- Pff... Nie było tego w zasadach - stwierdził haker, łapiąc przy tym za swoją maskę od przodu.
- W sumie racja - zauważył, chichocząc przy tym sadystycznie i mocno niepokojąco - W takim razie czego tu szukasz drogi chłopcze?
W tym samym czasie Kreator zdążył ściągnąć z siebie swoją maskę, którą następnie upuścił na ziemię. Uderzenie wydało z siebie głuchy dźwięk, lecz na tyle cichy, że żaden z tu obecnych nie zwrócił na to uwagi. Na szczęście ów maska się nie zepsuła, co dało się poznać, po tym, że wyświetlacz na niej wciąż działał. Zaraz po ukazaniu swej twarzy chłopak sięgnął do kieszeni, a następnie wyjął on z niej małe, mieszczące się na spokojnie w dłoni opakowanie.
- Słyszałem, że lubisz grać w karty - rzekł z pewnością siebie w głosie, podchodząc przy tym do tego stołu.
- Heh... A kto ci o tym powiedział Kreatorze? - widać było, że byt był teraz pod lekkim wrażeniem, wiedząc już, co ten ma zamiar za chwilę zrobić - Zresztą, zdajesz sobie sprawę z tego co się stanie, jeśli przegrasz?
- Niekoniecznie, aczkolwiek nie trudno jest się tego domyślić - odpowiedział on wpierw na drugie pytanie - A kto mi o tym powiedział? Otóż twój znajomy, którego zapewne chcesz tutaj zwabić. Poza tym Kreatorem jestem tylko pod tamtą maską. Mów mi Henry
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top