Hipnoza
Sam wyrzuciła w stronę swej przeciwniczki swój sierp, który poleciał z dość sporą prędkością, co było oczywiście spowodowane wcześniejszym kręceniem, nadającym mu prędkości. Cindy w ostatniej chwili przykucnęła i skuliła się ze strachu, nie chcąc zostać przez to trafiona. Zaraz po tym, broń została przyciągnięta z powrotem do jej właścicielki, która zaczęła nią ponownie kręcić. W końcu należało znowu nadać broni jej poprzedniej prędkości. W tym czasie była atrakcja cyrku w końcu zerwała się z ziemi i pobiegła kilka metrów w tył. W sumie to bardziej uciekła, niż pobiegła. Kompletnie nie mogła się skupić na tym, by wydobyć z siebie choć trochę tego jej zwierzęcego instynktu.
"Co mówił Cudotwórca? Co mówił Cudotwórca?" powtarzała sobie w myślach, próbując sobie przypomnieć jedną z wielu porad, które jej kiedyś mówił, na temat tego co ma robić, jeśli będzie jej grozić niebezpieczeństwo. Po prostu ciężko jej było to zrobić, w takich warunkach.
- Hm... Nudy. - stwierdziła Sam, po czym ponownie rzuciła ostrzem w dziewczynkę.
Ta tylko z cichym piskiem odskoczyła w bok w ostatniej chwili, przewracając się przy tym na ziemię. Szczerze mówiąc, to na widowni było bardzo mało osób, które mogłyby wyciągać jakąś przyjemność z oglądania tej walki. W końcu kto by mógł cieszyć się z oglądania, jak dziesięciolatka próbuje uciec śmierci? W sumie to Sam również nie czuła się z tym najlepiej. No ale przecież również chciała przeżyć. Nie z jakiegoś większego powodu... Po prostu chciała przeżyć, by móc dalej kontynuować swą bezcelową egzystencję. Dlaczego? Być może ze strachu.
"Kurczę no! Pomyśl o... Pomyśl o..." już nawet w własnych myślach Cindy zaczęła się jąkać ze strachu "Nie chcę wracać wspomnieniami, do cyrku..." pomyślała na koniec, po czym wbrew samej sobie spojrzała na swe całe dzieciństwo. Zimno. Ciemno. Ciasno. Głód. Smród. Trzymanie w klatce, wśród zwierząt. Straszenie batem. Nazywanie potworem.
- Nie... Nie chcę! - krzyknęła nagle łapiąc się za głowę i padając na kolana.
Te wspomnienia, to było dla niej po prostu za dużo. Myślała, że nigdy już nie będzie musiała do nich wracać. One po prostu jakby przełączały w niej jakiś przełącznik. Strach był zastępowany gniewem, a ona... ona była przejmowana przez swój zwierzęcy instynkt.
- Hm? A tej co? - zapytała się samej siebie szatynka, przy tym przekrzywiając lekko głowę w swym zdezorientowaniu.
A co się stało? Otóż nagle mała dziewczynka zmieniła się. Z wyglądu tylko lekko, aczkolwiek jej postawa oraz atmosfera, jaka od niej biła, po prostu zaczynały niepokoić. Z jej palców wyrosły ostre pazury, jej zęby zaostrzyły się, a jej źrenice zmniejszyły co najmniej o siedemdziesiąt procent swe poprzedniej wielkości. Sam jej wyraz twarzy, również nie był tak niewinny jak wcześniej.
- Oh damn, może jednak powinnam była to zakończyć od razu? - skomentowała to Sam, trochę zaniepokojona tym co się właśnie stało.
Nie minęło za dużo czasu, nim nagle zielonoskóra zaczęła biec w jej stronę. Jej podświadomość przejęła nad nią kontrolę. Przedstawicielka gatunku, który był na szczycie naturalnego łańcucha pokarmowego znajdującego się na Ziemi. Zapowiadało się więc teraz w końcu ciekawie. Szatynka szybko złapała obiema rękami za łańcuch swej broni, po czym użyła go jako tarczy, która zatrzymała pazury dziewczynki.
- Um... Kochana, jesteś tam jeszcze? - zapytała się jej trochę niepewnie trans, po czym zaśmiała się cicho i dość mocno niezręcznie.
Cindy jednak nie odpowiedziała jej i po prostu zaatakowała drugą ręką od dołu. Sam odskoczyła w tak mocno ostatniej chwili, że aż pazury jej przeciwniczki dość mocno zniszczyły jej sweter.
- Oh... To był mój ulubiony. - jęknęła cicho, dekoncentrując się na chwilę - O kurczę! - pisnęła następnie, gdy dostrzegła kolejny atak i musiała odskoczyć w bok.
Osoby na widowni dość mocno zdziwiły się. Raczej nikt nie znał Cindy, ani nigdy jej w ogóle nie widział. Nic dziwnego, w końcu mieszkała głównie w chmurach i tylko od czasu do czasu schodziła na ziemię. W dodatku potrafiła się dość dobrze ukrywać.
- Hmm... Szczerze, muszę przyznać, że zdziwiła mnie trochę ta mała. - wypowiedział się czerwonowłosy, blady mężczyzna w cylindrze i krótkim płaszczu z futrem, znany jako Jason The ToyMaker.
- Ta... Ponad przeciętną wychodzi, ale to nie jakaś wybitność. - odpowiedział mu mężczyzna głównie w szarych kolorach, lecz o całkowicie żółtych i świecących oczach, zwany jako Puppeteer.
- Rację może i masz, lecz nie spodziewałem się tego po małej dziewczynce.
- Ta, ta, co mnie to obchodzi. - westchnął marionetkarz, który do tej pory cały czas tylko leżał na tych siedzeniach, nie interesując się w ogóle tym co się odbywało na dole.
W tym samym czasie Sam udało się w końcu dotrzeć jakąś lukę w gardzie swej przeciwniczki i postanowiła zaatakować. Trzymała w dłoni normalnie swój sierp za rączkę i już miała ciachnąć potworzycę w jej szyję, jednakże stało się coś, czego nikt się w sumie nie spodziewał. Ostrze zatrzymało się na jej skórze, w ogóle się przez nie nie przebijając. Powiedzmy, że naszej trans nie przyniosło to za wiele szczęścia.
- Um... Coś nie wyszło. - skomentowała to, a zaraz po jej słowach odbył się kolejny atak małej.
Skończyło się to dość mocnym podrapaniem twarzy, a następnie lekkim wyciekiem krwi z trzech płytkich pasków się tam znajdujących.
- Aua! Kurde, dość już tego mam! - zawołała dość oburzona, łapiąc się przy tym za swą twarz.
"Skoro zwykłe cięcie nie da rady, spróbuję wbić jej tą końcówkę w głowę." warknęła w myślach, już zdenerwowana przez to co się stało "No dobra. Moja umiejętność działa na słabsze umysły, jak na przykład na nietrzeźwych, lub po prostu głupich. Skoro więc ma teraz mentalność zwierzęcia, powinno zadziałać."
W tym momencie Sam postanowiła zrobić to, czego myślała, że nie będzie musiała robić. To za czym specjalnie nie przepadała, no ale mimo wszystko raz na jakiś czas zdawało jej się tego użyć. Odskoczyła więc szybko w tył i cofnęła się jeszcze o parę kroków. Następnie jeszcze raz szybko zakręciła swą bronią i rzuciła nią w stronę przeciwniczki, by kupić sobie trochę czasu. Cindy raczej nie miała z tym problemu, albowiem odskoczyła po prostu w bok, po czym zaczęła ponownie biec w jej stronę. Piętnastolatka w tym momencie po prostu wzięła głęboki oddech, po czym otworzyła swe usta i zaczęła śpiewać, bardzo spokojną melodię. Większość ludzi na widowni zdziwiło się. W końcu czemu nagle ktoś zacząłby śpiewać w takiej sytuacji?
- Co ona odwala? - zapytał się sam siebie Jeff The Killer, obserwując to całe zajście z trybunów.
- Nie wiem, ale głos ten jest jakiś dziwny... Taki jednocześnie słodki i hipnotyzujący. - stwierdziła trochę zaniepokojona Nina, jego kompanka - Melodia natomiast jest dziwnie... uspokajająca.
Jedyną osobą na widowni, która wiedziała o co w tym wszystkim chodzi, był IRA. Od paru miesięcy przebywał on z Sam, więc wiedział to i owo na temat jego umiejętności. Z jednej strony irytował go trochę fakt, że nie postanowiła zrobić tego od samego początku, no ale w końcu... Sam to był dziwny chłopak. Jego metody więc były dość niekonwencjonalnie.
- Czyli jednak hipnoza. - rzekł sam do siebie, podsumowując to co się miało za chwilę wydarzyć.
Akurat mniej więcej w tym samym momencie Cindy zatrzymała się i stanęła tak w bezruchu. Jej źrenice nagle zrobiły się kilka razy większe, zajęły praktycznie całą powierzchnię tęczówek. Jej wyraz na twarzy natomiast był dość tępy. Oznaczało to, że znajdowała się teraz pod hipnozą. Jedyne co mogło ją teraz spod niej wyzwolić to kontakt fizyczny, albo silne emocje. Ewentualnie osoba z bardzo silną wolą.
- Huff... Mam nadzieję, że mają tu jakieś leczenie... - jęknęła cicho, po czym zaczęła iść w stronę swej nieświadomej niczego przeciwniczki - No cóż... Nigdy nie zabiłam dziecka, zazwyczaj tylko dorośli. - powiedziała sama do siebie, dość nostalgicznie, a następnie spojrzała na swój sierp - Eeech... Sorry, poproszę IRĘ, żeby ciebie również wskrzesił jak już wygra. - dodała z uśmiechem, po czym wbiła to jej w głowę.
Musiała to zrobić bardzo mocno, by jej broń przebiła się przez bardzo twardą skórę, która mogła zatrzymać nawet bardzo ostre ostrze. W ten oto sposób więc rozlało się trochę krwi, która oczywiście trafiła prosto na Sam oraz trochę na ziemię. Skończyło się to więc tak, że na jej twarzy znajdywały się teraz dwa rodzaje krwi. Jej własna, która ciągle powoli wypływała i ta, która przed sekundą na nią trafiła. W sumie to nikt nie czuł jakiegoś zadowolenia z powodu tego, że ujrzeli zabite dziecko. Nikt jednak nie miał zamiaru robić z tego powodu wyrzutów do Sam. W końcu każdy zrobiłby to samo na jej, czy tam jego miejscu.
- I tak oto zakończyła się trzecia już walka moi drodzy! - zawołał nagle Hgual, po czym zaśmiał się szaleńczo - Zabiliśmy już trzy osoby! Trzy! HAHAHAHA!! - zarechotał ponownie, na tyle głośno, że obiło się to echem, po całym świecie.
Śmiech ten był tak silny, jak już dawno nie był. Sadyzm. Szaleństwo. Widocznie śmierć dziecka, spowodowała u niego tak wielką euforię, że jego rechot najprawdopodobniej przebił się nawet przez granice tego świata i zaczął przenikać do innych wymiarów. W niektórych miejscach więc, w których życie mogło występować, lub nie, mogło być złe, lub nie... nagle dało się usłyszeć przerażający śmiech. Wszystkim istotom, które miały pecha to usłyszeć zmroziła się krew w żyłach. Żadne z nich tego nigdy nie słyszało. Było to dla nich okropne i przerażające doświadczenie. Na widowni jednak nie było już aż tak źle. Słyszeli to już kilka razy, więc nie doznali aż takiego szoku, jak powinni. Co najwyżej mocno się zaniepokoili i z pewnością poczuli bardzo źle. W końcu... Tylko najgorsza szumowina, śmiałaby się z śmierci niewinnego dziecka. Owszem, niektórzy na widowni nie czuli się jakoś specjalnie źle z tym, co przed chwilą ujrzeli. W końcu znajdywali się tutaj również i psychopaci oraz seryjni mordercy. Niektórzy z nich widzieli więc już śmierć dzieci, czasem nawet spowodowaną przez nich samych.
- No! To w takim razie pozbywamy się śmieci i lecimy dalej z naszą zabawą! - zawołał złowieszczy byt, a następnie pstryknął palcami.
Zwłoki dziewczynki momentalnie zniknęły. Zupełnie tak, jakby ktoś nagle zapalił światło. Lub raczej pasowałoby bardziej, zgasił światło. Jedyny ślad jaki po niej pozostał, to rozlana wcześniej krew oraz rana, jaką zadała swej przeciwniczce. A skoro już o tym mowa, to Sam właśnie wróciła na widownię. Ciągle trzymała się delikatnie za swą obolałą twarz, która z jakiegoś powodu nie chciała przestać krwawić, nawet jeśli robiła to bardzo powoli.
- Hej, młoda! - zagadnął ją nagle Wyjątek, który siedział stosunkowo blisko zejścia na arenę - Nie przeszkadza ci ta rana? Mogę ci pomóc.
- Naprawdę? - podekscytowała się i szybko do niego podbiegła - Dziękuję panu!
- Nie ma sprawy. Chociaż tak mogę pomóc, poprzez opatrzenie twej rany. - rzekł dość życzliwie, kiedy trans siadała obok niego i Matrix.
W sumie to Ally, dość dziwnie czuła się przy niej. W końcu... Można by powiedzieć, że Cindy była czymś w stylu jej rówieśniczki. To przecież mogła być ona. I nawet mimo tego, że wiedziała, że nikt tutaj zbytnio nie ma wyboru, tak... no nie wiedziała co ma o tym myśleć. O ile pamiętała, jak sama kiedyś zabiła tych z jej otoczenia, tak teraz... Po prostu dziwnie jej z tym było. Przecież ona nie zrobiła nic złego. Prawdopodobnie. A nawet jeśli, to przez ten zwierzęcy instynkt, który w niej się krył.
- No. Powinno być w porządku. Nie dotykaj tego i nie zmieniaj zbyt gwałtownie ekspresji twarzy, żeby maź się nie porozprowadzała po całej twojej facjacie. Zagoi się już niedługo. - zapewnił jej to, dość spokojnie jak na sytuację, w której się znajdywali.
- Dziękuję bardzo panu! - ucieszyła Sam, po czym zbliżyła się do niego i dała mu buziaka w policzek.
Następnie tylko w podskokach, pobiegła w stronę miejsca, w którym siedziała przed samą walką. Tak jakby nic się nie stało. Tak jakby wcale przed chwilą nie była zmuszona, by zabić.
- Panie IRA! Udało mi się wygrać! - zawołała, powoli się już do niego zbliżając.
W tym czasie właściciel schroniska tylko tak tam siedział teraz, nie wiedząc do końca jak powinien na to zareagować. W końcu... to było dość nietypowe zachowanie. Nawet jak na takie środowisko, w jakim przyszło im wszystkim żyć.
- To było... dziwne. - stwierdził, powoli kładąc dłoń w miejscu, w którym wcześniej znalazły się wargi nastolatki.
W tym samym czasie Matrix, również nie wiedziała w ogóle jak powinna teraz zareagować, czy co w ogóle powiedzieć. W końcu była jeszcze dzieckiem, więc dla niej takie okazywanie sobie uczuć, było raczej nie za fajną rzeczą. Oboje więc tak teraz siedzieli i patrzyli się, jak tamta szatynka dotarła w końcu do mężczyzny w zniszczonej masce hokejowej i teraz skakała wokół niego, widocznie szczęśliwa, że to przeżyła. W tym samym czasie podszedł do nich Kreator, który widział całe zajście i postanowił się wypowiedzieć, skoro tym dwóm zabrakło słów.
- Stary, ale ty wiesz, że to był chłopak?
- Zaraz... Co?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top