Dwudziesta Śmierć

  - Zostało zaledwie pięć walk do zakończenia pierwszego etapu - zauważyła Nemesis, stojąc oparta o ten murek oddzielający widownię od spadnięcia w dół - Zastawia mnie, czy w drugim etapie będziemy walczyć z tymi co byli obok nas, czy też przemieszają nas, by nas zaskoczyć? Bo jeśli tego nie zrobią, to... będę musiała walczyć z tamtą Beth - stwierdziła, patrząc się spod swej maski właśnie na swą przyszłą przeciwniczkę.

  - A tam, za bardzo to analizujesz. Mnie bardziej zastanawia, czy na tej przerwie dostaniemy coś do jedzenia - odpowiedziała jej Ally the Slender Doll, dalej dłubiąc nożem jakieś wzorki na ławce, na której siedziała.

  - Przecież ty nie potrzebujesz jedzenia - zauważyła to kobieta, odwracając się w jej stronę.

  - I co z tego? Może i nie potrzebuję, ale lubię

  - Widzę, że w ogóle nie przejmujesz się tym turniejem. Z kim ty będziesz walczyć tak w ogóle?

  - Z tym takim, co maskę gazową nosi 

  - Czyli Horoskop. Hm... Z tego co wiem, nie posiada on jakichś paranormalnych zdolności 

  - Dlatego się nie martwię - rzekła dziewczynka, nie przestając niszczyć miejsca na którym siedziała.

  W tym samym czasie na arenę zaczęli schodzić Kate The Chaser oraz Bloody Painter. Właśnie miała nadejść ich walka. Już dwudziesta z rzędu. Niektórym trudno było uwierzyć, że do tej pory w tym miejscu zginęło już dziewiętnaście osób. Nie każdy z nich był zły, lecz większość z nich zdecydowanie nie była dobra. Z jednej strony więc, może i dobrą rzeczą było, że umarli. Przynajmniej jedna osoba w tym miejscu podzielała tą właśnie opinię. Dante. Jeden z lepszych członków organizacji ARSU, która między innymi zajmowała się takimi osobami, jak tutaj są obecne. 

  - Helen... Wiedz, że to nie jest nic osobistego, dobra? - odezwała się proxy, kiedy oboje stali już na swoich miejscach.

  - Zdaję sobie z tego sprawę. Poza tym, pragnąłbym powiedzieć tobie to samo. Po prostu nie mam zamiaru tu umierać i opuszczać Diny

  - A ja nie mam zamiaru jeszcze bardziej zasmucać Toby'ego - rzekła, sięgając przy tym za swój nóż - Poza tym, nie spieszy mi się do śmierci

  Oboje więc byli świadomi tego co miało nastąpić. Jedno będzie musiało zabić drugie, żeby przeżyć i mieć szansę na dotarcie do finału. Oboje będą walczyć w dwóch sprawach. Dla samych siebie i dla kogoś, dla nich bliskiego. 

  - Proszę państwa rozpoczynamy dwudziesty pojedynek! - zawołał nagle Hgual, dając tym samym sygnał, na to, że można już zainicjować tą walkę.

  Nie minęło nawet kilka sekund, kiedy oboje zaczęli biec w kierunku przeciwnika. Oboje mieli za broń nóż, oboje wiedzieli jak się takowym posługiwać i oboje potrafili zachować zimną krew. Przesądzić wynik mogła więc tylko jedna rzecz. Doświadczenie. Helen zamachnął się swym nożem od dołu, jednakże kobieta złapała go za nadgarstek i wyrzucając go do tyłu, wycelowała swym ostrzem w jego twarz. Chłopakowi udało się odchylić w tył i uniknąć ciosu, dzięki czemu miał więcej czasu na kontynuowanie tej potyczki. Szybko zamachnął się nogą i spróbował kopnąć ją w brzuch, jednakże brunetka po prostu wyskoczyła w tył i wylądowała jakieś półtora metra dalej. 

  - Widzę, że nie próżnowałeś przez ostatni czas - zauważyła, widocznie będąc pod wrażeniem tego, jak jego umiejętności do walki wzrosły od ich ostatniego spotkania.

  - Po prostu miałem dobrego partnera do treningów - odpowiedział on w taki sposób, że oczywistym było, że chodziło mu o Judge Angels.

  Kate ponownie postanowiła zaatakować. Skoczyła w jego stronę, wymierzając cios od góry, jednakże czarnowłosy najzwyczajniej w świecie wyskoczył w bok i po przeturlaniu się po ziemi, szybko wstał. Można powiedzieć, że zrobił to w ostatniej chwili, albowiem zrobił to idealnie, by zdążyć zablokować jej kolejny atak. Nie zaprzestała jednak na tym. Momentalnie kopnęła go kolanem w brzuch, trafiając gdzieś w okolice jego żołądka. Nie ukrywał, że go to zabolało. Jęknął cicho i zacisnął zęby, by następnie spróbować wolną ręką uderzyć ją z pięści w twarz. Proxy tylko odskoczyła po raz kolejny w tył i wylądowała z gracją. Jasno dało się dostrzec, że w walce go przewyższała, jeśli chodzi o umiejętności.

  - Helen! Nie poddawaj się! Dasz radę to zrobić! - zawołała z widowni Dina Angela Clark, która była partnerką chłopaka. 

  Gdy to usłyszał, poczuł on zastrzyk motywacji. Nie chciał on opuszczać teraz tego świata. Musiał wygrać tą walkę, jak i następne, na wypadek, gdyby Dinie nie udało się czegoś wygrać. Wtedy będzie mógł ją wskrzesić. Tym razem to on zaszarżował w stronę swej przeciwniczki. Kiedy był już blisko niej, wyrzucił swoją broń w górę, a następnie zaatakował ją z pomocą swych pięści. Nie sprawiło kobiecie zbyt wielkiego problemu, przykucnięcie w celu uniknięcia jego ciosów, a następnie zamachnięcie się na niego swym ostrzem. Chłopak spróbował tego uniknąć, jednakże spóźnił się o ułamek sekundy i pozwolił jej lekko przeciąć jego bok. Syknął on z bólu, czując jak powoli z rany zaczyna wypływać jego krew, lecz nie poddawał się. Złapał szybko za swój nóż, który akurat spadał w jego stronę i spróbował wbić jej go w szyję. Prawie udało mu się to zrobić, lecz brunetka najzwyczajniej w świecie uderzyła go swym przedramieniem w jego łokieć, sprawiając, że linia jego ataku skrzywiła się i trafił on tuż za nią. W tym momencie proxy zwietrzyła wygraną. Szybko uderzyła go z całej siły barkiem w tą rękę, wytrącając przy tym jego nóż z ręki, by następnie kopnąć go w jego łydki, pozbawiając go równowagi. Gdy ten już się przewrócił i szybko przeturlał się w bok, by nie zostać załatwionym następnym atakiem, ta szybko podniosła jego broń. 

  - Cholera jasna - skomentował to lekko sfrustrowany, dostrzegając, że teraz ona ma dwa noże, a on zero.

  - Powinieneś był spróbować to załatwić ostrożniej - poleciła mu, po czym zaczęła biec w jego stronę. 

  Kiedy już była blisko, przestawiła cały swój ciężar ciała na lewą stopę i następnie podskakując, zaatakowała go prawą ręką. Chłopakowi udało się przedramieniem odbić jej atak poprzez uderzenie o jej nadgarstek, lecz nie zdążył zareagować na kolejny jej atak. I tak skończył on z nożem wbitym jego prawe ramię. Spróbował on ja szybko odepchnąć od siebie, pod wpływem adrenaliny już nie czując zbytnio bólu, jednakże nie udało mu się to. Kate szybko przywróciła do porządku drugą rękę i wbiła mu nóż w jego podbródek, aż po samą rączkę. Tego nie przeżyłby żaden człowiek. 

  - NIEEE...!! - dało się usłyszeć krzyk Judge Angels z widowni. 

  Już chciała zeskoczyć tam w dół, by móc chociaż podbiec do niego, lecz coś jej to uniemożliwiło. Mianowicie nagle z murka wyrosły czarne łańcuchy, które po wystrzeleniu w górę, stworzyły dość dobrą osłonę. 

  - Nie! On nie mógł...! Helen!! - krzyczała dalej, próbując przedostać się przez te łańcuchy.
  - HAHAHAHA!! Wygrywa Kate the Chaser! - zaśmiał się szaleńczo Hgual, zadowolony bardziej z rozpaczy Diny, niż z powodu samej walki - I w ten oto sposób zakończyła się dwudziesta walka! HAHAHA!! Zostały już tylko cztery!

  Wszyscy na widowni czuli się teraz dziwacznie. Już trochę przyzwyczaili się do śmiechu tego gościa, lecz mimo wszystko... Sposób w jaki mówił te rzeczy, po prostu ich mocno niepokoił. Jak wielkim sadystą trzeba być, by tak bardzo się cieszyć z krzyków cierpienia i rozpaczy? Spośród wszystkich tutaj obecnych, była może tylko jedna taka osoba o tak psychopatycznych zapędach. Mianowicie Jeffrey Woods, który aktualnie śmiał się, patrząc na płaczącą Dinę, która z desperacją próbowała zejść na dół, by zdążyć nim ciało jej partnera zniknie tak jak pozostałe.

  - Ugh... Przepraszam cię Dina - powiedziała cicho Kate, zabierając swój nóż z jego ramienia, a następnie kierując się w stronę wyjścia z powrotem na widownię.

  Ani nie czuła się dumna z siebie, ani nie była zadowolona z tego co zrobiła. Czuła ogromne poczucie winy, że spowodowała u Judge Angels właśnie takie uczucia. Wewnątrz siebie jednak mimo wszystko, cieszyła się, że dane jej będzie pożyć dłużej. Że Toby nie musiał patrzeć również i na jej śmierć. 
  - Teraz zapraszam na dół Miyu Michiko oraz Ben'a Drowned! Rozpocznijmy już walkę dwudziestą pierwszą! - zawołał ochoczo organizator tego przedsięwzięcia, widocznie nie czujący już dłużej nudy.

  Po tych słowach, w pewnej części widowni, z ławki zeszła pewna dziewczyna. To była właśnie Michiko, Japonka, która kiedyś postanowiła zamordować wszystkich, którzy ją wkurzali w szkole i w wyniku pewnych niesprzyjających jej okoliczności, spędziła następne kilka lat w zamknięciu w innym wymiarze. Uśmiechała się teraz i to zaskakująco szeroko. 
  - No nareszcie! Myślałam, że zanudzę się tu na śmierć! - zawołała ze swą typową dla niej sadystyczną nutką w głosie.

  Oparła się ona jedną ręką o murek, a następnie po prostu przeskoczyła przez niego i poleciała w dół. Wylądowała na ziemi z gracją, przy tym lekko zginając kolana, żeby się nie połamać. Gdy już ponownie stanęła na prostych nogach, poprawiła lekko swą grzywkę, by ta nie zasłaniała jej pola widzenia i spojrzała na swojego przeciwnika. Był to jakiś młody chłopak o blond włosach i dość śmiesznym przebraniu. Dla Japonki wyglądał on jak jakiś zielony skrzat. Ciekawe jednak było, że nie zszedł on na dół zwyczajnie, lub chociaż tak jak ona. Najzwyczajniej w świecie tam podleciał, już pokazując przeciwniczce, że potrafi lewitować.

  - Więc lata, ta? Kolejna irytująca mucha do zmiażdżenia - stwierdziła, patrząc się w jego stronę, jak drapieżnik na swa ofiarę.

  - Hej, ty! Nie myśl sobie, że dam ci wygrać! - zawołał chłopak, lądując już normalnie na ziemi.

  - To dobrze. Polowanie bez trudności w ogóle nie jest zabawne

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top