Brak Emocji

  Kolejna dwójka. Hybryda człowieka i demona przeciwko jednemu z głównych proxy Slendermana. Masky kontra Fun. Sojusznicy tej dwójki, oczywiście martwili się o swych towarzyszy. Nawet Maria, która przyjaźniła się z półdemonem. 

  - Um... To wszystko jest jakieś bez sensu. - stwierdziła nagle Kate The Chaser - W końcu... Dlaczego to wszystko miałoby się wydarzyć? Przecież ten koleś nie ma żadnej motywacji, by nas tu porwać.

  - Eeech... Coś tam mówił, ale nie pamiętam już co. Chyba, że może przetrwać tylko najsilniejszy, czy coś... - westchnął Hoodie w odpowiedzi, trochę martwiąc się o to co się stanie z jego partnerem, który miał właśnie stanąć do walki.

  - Hmm... Właściwie to... Zdajecie sobie sprawę z tego, że nie ma szans, byśmy to wszyscy przeżyli? Jest nas tutaj pięciu. A finalista, może wskrzesić tylko dwie osoby. - przypomniała im trochę przybita z tego powodu Rouge, opierając się o własne dłonie.

  - Weź mi nawet nie przypominaj... - jęknął Toby, który zasmucony patrzył się w stronę przyszłego pola walki. 

  - Spokojnie Toby, coś wymyślimy. - spróbowała go uspokoić jego przedmówczyni, zauważając, że jej zachowanie wcale nie polepsza sytuacji.

  W tym samym czasie Laughing Jill, czyli ktoś w rodzaju siostry drugiego z poległych, postanowiła znaleźć sobie jakieś towarzystwo. Nie chciało jej się przebywać w samotności. Dlatego osobą, do której podeszła był nikt inny jak Puppeteer. On również był sam, gdyż jego towarzysz zginął w jednym z poprzednich starć. Leżał on na ławce z czapką zasłaniającą większość jego twarzy i z dłońmi, służącymi mu jako poduszka.

  - E! Wstawaj! - podniosła na niego głos, po czym usiadła obok niego.

  - Ugh! Czego!? - warknął, poirytowany tym, że ktoś zakłóca jego chwilowy spokój.

  - Z kim będziesz walczyć? - zapytała się, już spokojnym tonem głosu.

  - Z Candy Pop'em. Nie mam się więc czego zbytnio obawiać. Poza tym, ty chyba walczysz wcześniej niż ja z tego co pamiętam. Nie powinnaś więc, się martwić o siebie? Z kim ty w ogóle walczysz? - zapytał się jej, poprawiając swą czapkę, zakładając ją z powrotem na głowę, a następnie wstał.

  - Z jakąś Olivią. Nie mam w ogóle pojęcia kto to, bo nie skupiałam się zbytnio podczas tego, jak wszyscy się przedstawiali.

  - Też nie kojarzę. Ale to chyba ta, co się trzyma obok Mutatio. - stwierdził duch, patrząc się w inny zakątek widowni i zauważając, że siedzi tam właśnie jakiś mężczyzna w stroju trochę przypominającym Doktora Plagi, lecz mającym trochę różnic. Przede wszystkim świecące na zielone oczy.

  Obok niego siedziała inna postać. Przeciętnych rozmiarów dziewczyna z maską w stylu steampunk, która również miała niektóre miejsca świecące się na zielono. Jej włosy natomiast były czarne i nie sięgały nawet do ramion. Oboje byli dość spokojni, co w sumie nie było aż tak dziwne. Raczej mniejsza część uczestników turnieju jakkolwiek się go obawiała. Co dziwniejsze jednak Puppet dostrzegł również kilka dziwnych osób, w tej pustej części widowni. Wcześniej nikt ich tam nie widział, a teraz? Czy byli tam cały czas? A może po prostu przyszli przed chwilą?

  - Ej, widzisz tych tam? - zapytał się jej w końcu, nie będąc pewnym, czy w końcu oni tam byli cały czas, czy dopiero przyszli. I kim w ogóle były?

  Siedziały tam trzy osoby. Jakaś  dziewczyna z brązowymi włosami do ramion i z lisimi uszami, ubrana w żółty sweter oraz zakolanówki. Jej jedyną bronią był rewolwer przy pasie. Drugą osobą, był jakiś dziwny blondyn w okularach. Za ubrania robiły mu białe rękawice, buty generujące neonowo-błękitne światło na podeszwach. Na szyi miał łańcuch, z przywiązaną do niego małą, fioletową książką ze złotymi zdobieniami oraz klasyczne jeansy. Do tego za górną część ubrań robiły mu niebieski podkoszulek i rozpięta, czarna bluza. Co dodawało temu wszystkiemu dziwności, to fakt, że miał on dwie pary skrzydeł. Z czego jedne były anielskie, a drugie jak od diabła. Trzeci z nich był jednak najdziwniejszy. Był on ubrany w za dużą i mocno pogniecioną, szarą bluzę oraz dresy z takimi samymi cechami. Był on na boso, nawet nie nosił skarpetek. Jego włosy były szare i sięgały mu do ramion, a całą jego twarz zasłaniała kartka papieru. Biała kratka, z napisem "VinierLeek". 

  - Heh... Kreatorzy powoli się zbierają. - stwierdził Hgual, patrząc się w to samo miejsce - Ciekawe ilu z nich postanowi się ujawnić. Hehe... 

  - Kreatorzy? - powtórzyła po nim Maria, nie do końca to rozumiejąc - Wyglądają jak banda dziwaków. A tamta dziewczyna, zaskakująco zwyczajnie.

  - Kreatorzy... Wspominałeś już coś o nich wcześniej. - zauważył to Zalgo, odrywając wzrok od tamtej trójki i spoglądając teraz na swego obecnego przełożonego - Rozwiniesz może tamten temat?

  - Kreatorzy to twórcy naszych światów, chyba już o tym mówiłem. Każdy z ich świata jest w stanie takowym zostać, jeśli tylko chce. Jednak czy ten świat będzie dobry? To już zależy od nich. W jednym mogę wszystkich wymordować! W innych mogę nie istnieć. Tak jak wy zresztą. Ta trójka akurat ma podobne do siebie światy. Przynajmniej pod względem mieszkających w nich osób. Hehehe... 

  - Czyli co? Oni nas niby kontrolują? - zapytała się go, trochę zaniepokojona tym Żniwiarka.

  - W tym świecie? Tylko jego oryginalny kreator. Hehehe... Mógłby nas wszystkich zabić, gdyby tylko chciał. Hyhyhy... Hahaha! HAHAHAHAHAHA!!! - ponownie zaczął rechotać, na swój przerażający i mrożący krew w żyłach sposób.

  W tym samym czasie dana trójka kreatorów, siedziała sobie właśnie na tej pustej części widowni. Jedno z nich wyglądało na znudzone, drugie po prostu sobie siedziało rozluźnione, wówczas gdy dziewczyna, była trochę zaniepokojona słysząc jego śmiech.

  - Kurde, co ty żeś stworzył... - skomentowała to, czując lekki dyskomfort przez ten dźwięk.

  - Nie zwracaj na to uwagi. Taki już ma charakter. - odpowiedział jej ten z kartką, zasłaniającą mu całą twarz. 

  W tym samym czasie na dole, powoli zaczynała się w końcu walka. I Fun i Masky byli już gotowi, by w końcu coś zacząć działać.

  "Nie mogę umrzeć na tym etapie. Jeśli nie uda mi się wygrać tego turnieju, to nikt mnie nie wskrzesi. W końcu nie widzę jakoś, by Fox wygrała z Wyjątkiem." pomyślała hybryda, po czym praktycznie od razu zmieniła się w jakieś zwierzę. Była to pantera. 

  - Cholera jasna. Nie wziąłem tego pod uwagę. - stwierdził Masky, szybko dobywając swego noża, który miał za pasem.
  Fun pod postacią zwierzęta tylko zawarczał, po czym rzucił się na swego przeciwnika. Owszem, normalnie by nie był taki agresywny, jednakże... Był zdesperowany. Wystarczyło już, że i tak będzie musiał wymyślić jakąś taktykę na następną walkę. W końcu możliwe, że będzie musiał walczyć z kimś o wiele silniejszym. Powalił więc Tim'a, po czym ostrymi zębami przegryzł szybko jego gardło. Musiał to załatwić właśnie w ten sposób, jeśli nie chciał umrzeć w pierwszej rundzie. Nie mógł pozwolić przeciwnikowi chociażby w ogóle pomyśleć o wykonaniu jakiegoś ruchu. Masky leżał więc tam teraz z rozwaloną szyją, wykrwawiając się. Nie był w stanie się chociażby poruszyć. Zostało mu zaledwie kilka sekund życia.

  - Piąty pojedynek wygrywa Fun! To była jak do tej pory najszybsza runda! - zaśmiał się tajemniczy byt, podczas ogłaszania wyniku. 

  - Masky, nie! - krzyknął tylko Toby, już chcąc wyskoczyć na trybuny, by mu jakoś pomóc, aczkolwiek został on zatrzymany przez Rouge, która wiedziała, że to nic nie da.

  - Nie Toby! To nic nie da. - powiedziała do niego, próbując mu jakoś przemówić do rozsądku - Jeszcze cię zabiją za złamanie reguł i stracisz szansę, by to wygrać.

  - A-Ale Tim!

  - Ch-Cholera! - zawołał Hoodie, uderzając przy tym z całej siły pięścią o ławkę.

  "Tim... Nie pozwolę, żebyś umarł na marne." rzekł sam do siebie w myślach "Wybacz Clockwork, ale mam przyjaciela do wskrzeszenia." dodał, patrząc się na inną część widowni, w której siedziała właśnie ta dziewczyna z zegarkiem zamiast lewego oka.

  - No! To skoro ten wynik mamy już ustalony, poproszę o następną walkę! A wezmą w niej udział Dante oraz Rouge! - powiadomił wszystkich Hgual, nieudolnie się przy tym powstrzymując od śmiechu.

  W danej grupce, do której ona należała, panowała teraz dość napięta atmosfera. Przed chwilą stracili jednego ze swoich. I zaraz po tym pojawiło się ryzyko stracenia kolejnej osoby. Kobieta, która musiała teraz tam iść wstała więc bez słowa i już chciała iść, jednak została ona zatrzymana. To Kate złapała ją za rękę, by coś jeszcze jej przekazać.

  - Nie daj się zabić. 

  - Nie planuję. - odpowiedziała jej szatynka i dość pewnym krokiem ruszyła ona w stronę zejścia z trybunów. 

  W tym samym czasie, w innej części widowni wstał również i jej przeciwnik. Młody mężczyzna w brązowej skórzanej kurtce, ciemnych spodniach i czarnym bezrękawniku. 

  - No Raven. Nadeszła pora, w końcu wybić trochę tego ścierwa. - rzekł dość nieprzyjaźnie, stojąc teraz tyłem do swej towarzyszki.

  - Raczej nie powinieneś mieć kłopotów. Ja będę miała trochę gorzej. - odpowiedziała mu brunetka, z namalowaną meksykańską czaszką na twarzy. 

  - Ta. IRA, a Rouge to zupełnie inna liga. - potwierdził to, zaczynając powoli odchodzić - Ale spoko. I tak nikogo stąd nie miałbym zamiaru wskrzeszać. Może więc paść na ciebie. 
  - Uhm, agencja raczej będzie zadowolona, że tylu z nich dzisiaj umrze.

  - Ta... W takim razie bierzmy się do roboty. - stwierdził, po czym złapał się jedną ręką murku, który oddzielał widownię od spadnięcia na dół, a następnie przeskoczył przez nią, w ten sposób znajdując się na dole dużo szybciej - It's showtime. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top