~ 7 ~

Ryzykowne posunięcie"


Jesteś wyjątkowo intrygującą kobietą.

Słowa Jacoba huczały mi w głowie od tamtego feralnego spotkania sprzed dwóch tygodni.

Siedziałam w kościele czekając na nowe instrukcje od Dutcha kiedy nagle w mojej słuchawce rozległ się jego głos.

– Jesteś tam, zastępco?

– Tak, masz coś nowego? – Zapytałam.

– Ludzie Faith porwali kilku naszych i teraz przetrzymują ich w strażnicy na granicy terenów Faith i Jacoba...

– Zajmę się tym. – Oznajmiłam. – Bez odbioru.

Od ponad dwudziestu minut siedziałam na drzewie i obserwowałam wspomnianą przez Dutcha strażnicę.

Zdążyłam już zorientować się jakie są jej słabe strony, które umożliwią mi wejście na teren bez zbędnego hałasu.

Zlokalizowałam również trzech z pięciu pojmanych ludzi. Teraz pozostało mi jedynie przejść do działania.

Pov. Jacob:

Siedziałem w swoim biurze z nudów obserwując Hope County przez kamery rozmieszczone po całej dolinie.
Nagle moją uwagę przykuła postać przeskakująca z krzaka za drzewo.

– Co za uparta dziewucha... – Westchnąłem widząc jak Annabeth skrada się do jednego z wartowników po czym bez problemu go obezwładnia i pozostawia bez tchu w trawie.

– Nieudacznicy...

Przyglądałem się jak kobieta dalej brnie przed siebie co rusz zostawiając za sobą ciała członków Kultu.

– Po jaką cholerę trudzę się z ich wyszkoleniem... – Warknąłem rozwścieczony wstając na nogi.

Niewiele myśląc chwycił kluczyki od jeepa i wyszedłem z pomieszczenia z zamiarem złożenia wizyty w najbliższej strażnicy.

Pov. Annabeth:

Skradałam się niczym wyszkolony ninja czując wewnętrzną dumę z samej siebie.

Banda nieudaczników, niech Jacob lepiej zacznie szkolić swoich ludzi... – Pomyślałam przedostając się na teren strażnicy.

Ukryłam się za wysokim kontenerem i rozejrzałam po terenie.

Trzech z pojmanych członków ruchu oporu przetrzymywali w głównym magazynie. Zerknęłam przez ramie po czym wślizgnęłam się do budynku.

Ku memy zdziwieniu był pusty, a przynajmniej tak mi się wydawało.

Nagle zza rogu wyszedł chudy mężczyzna celując we mnie bronią, a za nim pojawiło się jeszcze czterech innych.

– Dałaś się nabrać, laleczko. Wiedzieliśmy, że się zjawisz. John już nie może się doczekać aż oczyści Cię z grzechu. – Rzekł mężczyzna z satysfakcją po czym uśmiechnął się zwycięsko.

Nie wiele myśląc szybko strzeliłam z pistoletu w stronę zbiorników paliwa.

Pomieszczenie przeszedł ogromny huk oraz powiew gorącego powietrza. Wypadłam przez drzwi krztusząc się dymem po czym podnosząc się z ziemi ruszyłam przed siebie.

Do budynku, a dokładnie do budynku, który właśnie stanął w płomieniach zaczęło zlatywać się coraz więcej osób.

Biegłam ile sił w nogach modląc się w duchu aby nie ruszyli za mną w pogoń.

Nagle gwałtownie zatrzymałam się przy stromym urwisku, na dnie, którego znajdowała się rwąca rzeka.
Odwróciłam się w stronę strażnicy a wtedy zamarłam.

W ciągu sekundy wydarzyło się kilka rzeczy naraz.

Usłyszałam głośny huk a potem dostrzegłam rakietę lecącą w moją stronę.

Aby celować wyrzutnią rakiet w kobietę!? Serio?

Rakieta eksplodowała kilka metrów przede mną, a jej uderzenie odrzuciło mnie do tyłu gdzie czekała mnie jedynie ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top