~ 5 ~

„Ucieczka"

Siedząc w tej klatce już drugi dzień zdążyłam zauważyć kilka powtarzających się sytuacji...

Na przykład Bobby – tęgi facet z łysiną, równo co godzinę wymykał się ze swojego posterunku (co w jego przypadku było pilnowaniem mnie bym nie nawiała) i znikał na 10-15 minut.

Zaś Penny...

– Co za idiotyczne imię dla faceta! – Pomyślałam gdy pierwszy raz je usłyszałam.

... Miał w zwyczaju opierać się o stalowe kraty mojej „willi" i robić sobie krótką drzemkę.

Logiczne więc było, iż postanowiłam wykorzystać ich brak kompetencji przy pierwszej lepszej okazji i postarać się stąd uciec.

– Jacob polubił tą pyskatą dziewuche. – Rzekł Bobby dopalając papierosa.
– Tak sądzisz? – Zapytał Penny nieco sennym głosem.

– Najwyraźniej. W innym przypadku już dawno byłaby martwa. No nic... – Bobby wyrzucił spalonego papierosa na ziemię po czym dodał – Zaraz wracam.

Czekałam w bezruchu i obserwowałam ich spod przymrużonych powiek udając, że śpię.

Nie musiałam długo czekać. Chwilę później Penny smacznie chrapał co oznaczało, że czas wprowadzić mój plan w życie.

Podeszłam po cichu do leżącego wartownika i delikatnie wyjęłam z jego kieszeni klucz.

Starając się nie robić zbędnego hałasu, otworzyłam drzwi od klatki i zamykając je za sobą ruszyłam w stronę wielkiego domu.

Nie widziałam Jacoba od naszej ostatniej konfrontacji co dawało mi nadzieję, że nie przebywa on aktualnie w obozie.

Postanowiłam wślizgnąć się do jego biura a tam spróbować znaleźć klucz od bunkra, w którym prawdopodobnie był przetrzymywany Pratt.

Bezszelestnie wspięłam się na drugie piętro sprawdzając najpierw czy biuro Jacoba jest puste. Weszłam do niego po cichu gratulując sobie w myślach sprytu i przebiegłości.

Szybko wzięłam się za przeszukiwanie szuflad z nadzieją, że znajdę klucz zanim Ci nieszczęśnicy Bobby i Penny zorientują się, że im zwiałam.

Powoli zaczęłam powątpiewać w odnalezienie klucza, kiedy nagle usłyszałam głos za swoimi plecami:

– Tego szukasz?

W drzwiach stał Jacob trzymając w ręku mój obiekt poszukiwań.

Westchnęłam poirytowana po czym odparłam:

– Przyszłam się tylko rozejrzeć...

Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem po czym zamykając za sobą drzwi podszedł do mnie.

Przyjrzał mi się uważnie na co warknęłam:

– No już, zaprowadź mnie do klatki, bez zbędnych scen.

Jacob uśmiechnął się delikatnie po czym wskazał mi drzwi i powiedział:

– Gdybyś nie była tak zachłanna to zapewne już dawno byłabyś daleko stąd.

Poczułam jak czerwienie się na twarzy.
Doskonale wiedziałam, że błędem było przychodzenie tutaj, a Jacob miał jeszcze czelność mi o tym przypominać.

– Mam nadzieję, że następnym razem nie będziesz tak lekkomyślna.

– Następnym razem? – Zapytałam nieco zdezorientowana.

– No jazda, zanim tamte dwa przygłupy włączą alarm.

Stałam jak słup i z szeroko otwartą buzią patrzyłam na rudowłosego zastanawiając się gdzie w tym wszystkim tkwi jakiś haczyk.

– Wypuszczasz mnie? – Chciałam się upewnić czy dobrze usłyszałam.

– Udało Ci się uciec. Nie spodziewaj się jednak jakiś specjalnych pochwał i gratulacji. Wynocha zanim się rozmyślę.

Posłałam mu podejrzliwe spojrzenie po czym bez dalszych zachęt ruszyłam w stronę drzwi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top