~ 42 ~

Wiele mogłam się spodziewać po Josephie Seedzie. Ale to, że uprowadził moich przyjaciół w ramach zemsty za rzekome zamordowanie jego rodzeństwa, przekroczyło moje przypuszczenia.

Wejście na teren jego kościoła nie sprawiło mi żadnych trudności. Edeniarze odprowadzali mnie wzrokiem, rzucając w moją stronę wiele negatywnych i obraźliwych słów. Nie dbałam o to.

W pełni skupiłam się na Josephie oraz moich przyjaciołach, którzy klęczeli na ziemi, skuci i pilnowani przez wyznawców kultu.

Nick Rye, Adelaide, Hurk, Sharky, Jesse Black, szeryf Whitehorse, pastor Jerome, Mary May, Grace Armstrong, Wheaty, Tracey, Tammy, a także zastępca Pratt i Joey Hudson.

Każdy z nich wiele wycierpiał. Każdy z nich walczył u mego boku oraz wspierał podczas mojego pobytu w Hope County.

Teraz zaś, klęczeli przede mną, kompletnie przerażeni i zasmuceni.

Zaklęłam z myślach i spojrzałam na Josepha, który dzierżąc w dłoni swój różaniec, przemówił:

A gdy zdjął piątą pieczęć, widziałem poniżej ołtarza dusze zabitych dla Słowa Bożego... — Mężczyzna wycelował we mnie palcem i kontynuował — Zrobiłaś z mojej rodziny męczenników. Jestem gotów odpłacić Ci tym samym. Jednak Bóg patrzy na nas i osądzi Cię na podstawie decyzji podjętych w tym właśnie momencie.

Joseph omiótł spojrzeniem moich przyjaciół. Wydawał się być spokojny, zupełnie inny niż podczas naszej ostatniej rozmowy. Mężczyzna ponownie spojrzał na mnie i dodał:

— Mówiłem Ci, że żyjemy w świecie na skraju przepaści, gdzie każda uraza, występek i wybór, jest świadectwem naszych grzechów. I dokąd zaprowadziły nas te grzechy? Dokąd zaprowadziły Ciebie? Twoich przyjaciół porwano i torturowano, i to wszystko Twoja wina. Mnóstwo ludzi zginęło z twojej winy. Cały świat stanął w ogniu, i to również jest twoja wina. Było warto?

Nie odpowiedziałam. W milczeniu śledziłam każdy ruch Josepha, co rusz, nerwowo zerkając na swoich przyajciół.

Joseph przeszedł obok mnie i stając u bramy swojego kościoła, rzekł:

— Kiedy zrozumiesz, że nie każdy problem da się rozwiązać przy użyciu kul? Wielokrotnie zastanawiałem się, co takiego spotkało Cię w przeszłości, że teraz jesteś tak zawistną i rządną zemsty osobą. Kiedy się tu zjawiłaś, dałem Ci szansę, byś odeszła, lecz postanowiłaś inaczej.

Joseph westchnął głęboko, stając naprzeciwko mnie.

— Teraz, w obliczu Boga, składam Ci tę propozycję po raz ostatni. Odłóż broń. Zabierz swoich przyjaciół. Zostaw mi mój lud i odejdź w pokoju.

— W pokoju? Chyba cię pojebało! — Krzyknęła Hudson, na co jeden z Edeniarzy wymierzył jej solidny cios w szczękę.

— W ogóle nie powinno nas tutaj być — Szepnął żałośnie Pratt.

Spojrzałam na szeryfa, który jedynie pochylił głowę i rzekł krótko:

— Wiesz co robić, zastępco.

Ponownie zwróciłam się ku Josephowi.

— Pamiętaj... Bóg patrzy.

— Nie — Oznajmiłam stanowczo — Nie odejdę. Nie po tym wszystkim.

Seed pokręcił głową z wyraźną dezaprobatą.

— Każda uraza. Każdy występek. Każdy wybór jest świadectwem naszego grzechu — Rzekł mężczyzna — John się mylił. Twoim grzechem nie jest gniew. Twoim grzechem jest pycha. Pożałujesz tej decyzji, zastępco...

— Wystarczy — Przerwałam mu — Już wystarczająco dziś powiedziałeś. Teraz wysłuchasz mnie.

— Nie widzę powodu bym miał to uczynić. Jesteś grzesznicą, która zasługuje na potępienie!

— Poddasz się — Powiedziałam spokojnie na co Joseph posłał mi pełne oburzenia spojrzenie — Poddasz się, a w zamian oszczędzę Twoje rodzeństwo.

Seed był wyraźnie zdezorientowany. Za moimi plecami usłyszałam ciche szepty i pełne niedowierzania głosy moich przyjaciół.

Sięgnęłam po swoją krótkofalówkę i przemówiłam:

— Tu Annabeth. Wasz brat czeka na dowody moich słów.

Przez chwilę była cisza, kiedy nagle ze słuchawki przemówił Jacob:

— To koniec, bracie. Przykro mi.

Wyłączyłam krótkofalówkę i spojrzałam wyzywająco na Ojca, który z niedowierzaniem wpatrywał się przed siebie. Wyjęłam kajdanki i podchodząc do niego, oznajmiłam:

— Już nic nie wskórasz. Poddaj się dobrowolnie.

Mężczyzna zachwiał się w miejscu i zaczął mówić łamliwym tonem:

— Wybacz im, Ojcze, gdyż nie wiedzą co czynią. A gdy zdjął siódmą pieczęć, nastało w niebie milczenie. Widziałem siedmiu aniołów, którzy stoją przed Bogiem i dano im siedem trąb...

Nagle ptaki zerwały się z pobliskich drzew. Zmarszczyłam brwi, zaskoczona ich zachowaniem. Ponownie spojrzałam na Josepha, kiedy kątem oka dostrzegłam, że z pobliskiego lasu ucieka stado jeleni.

I nastąpiły grzmoty donośne, i błyskawice, i trzęsienie ziemi,  — Joseph kontynuował, zupełnie nie zważając na to co się wokół niego działo — I usłyszałem donośny głos mówiący, że ze świątyni do siedmiu aniołów; Idźcie i wylejcie siedem czasz gniewu Bożego na ziemię.

W tym momencie zawył głośny alarm. Rozejrzałam się dookoła, czując narastającą we mnie panikę.

Co się dzieje? — Pomyślałam.

Szeryf Whitehorse podbiegł do Josepha, mówiąc:

— Josephie Seed. Jesteś aresztowany.

W momencie, kiedy wyjął kajdanki, oślepiło nas jasne światło. Zasłoniłam ręką oczy, czując pod stopami trzęsienie ziemi.

Niepewnie spojrzałam za Josepha i dostrzegłam ogromny wybuch, który z zawrotną prędkością niszczył wszystko na swojej drodze.

Alarm ucichł. Teraz dało się usłyszeć jedynie panikę wśród otaczających mnie ludzi. Zwierzęta i ptactwo uciekały w przeciwnym kierunku od wybuchu, a ja wpatrywałam się przed siebie niczym zahipnotyzowana.

— O Boże... — Szepnęłam, przykładając sobie dłoń do ust — On miał rację.

— Annabeth! Ann! — Usłyszałam głos Jacoba, dochodzący z mojej krótkofalówki — Jesteś tam?

Wolno sięgnęłam po urządzenie i zapytałam tępo:

— Czy Ty też to widzisz?

— Tak, Ann. Bierz Josepha i natychmiast ruszajcie do najbliższego bunkra. Będziemy tam na was czekać.

Kiwnęłam sztywno głową, kiedy nagle dotarło do mnie to całe zamieszanie. Moi przyjaciele krzyczeli w popłochu, wskakując do samochodów, Edeniarze z wyraźnym strachem biegali dookoła, szukając odpowiedniego miejsca na ukrycie się przed nadchodzącą falą wybuchu. Jedynie Joseph pozostawał spokojny.

Ojciec wpatrywał się we mnie z wyraźnym triumfem na twarzy i rzekł:

— Mówiłem Ci, że Bóg nie pozwoli mnie zabrać.

Pratt podbiegł do mnie i ciągnąc mnie w stronę samochodu, krzyknął:

— Nie stój tak, Annabeth! Musimy uciekać! To koniec świata! On miał rację. On, kurwa, miał rację!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top