~ 33 ~
„Pełnia szczęścia i poczucie winy"
To był impuls. Uczucie jakie zrodziło się pomiędzy mną a Jacobem nie miało prawa bytu. Jednak zaistniało. Nasz romans był pełen namiętności i pasji. Nie dbaliśmy o przeszłości, ani przyszłość. Liczyła się tylko teraźniejszość.
Oboje doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, iż nikt nie może się o tym dowiedzieć. Zarówno ruch oporu, jak i Bramy Edenu zapewne nie zaakceptowaliby tego.
Dopiero teraz zaczynałam zdawać sobie sprawę, że nikt nie ma prawa decydować za moje życie. Nikt, prócz mnie samej. Nie wykluczałam możliwości zranienia przez Jacoba, jednakże w tamtym momencie nie dbałam o to. Czułam się wolna i szczęśliwa.
Nadal wspierałam Ruch Oporu i pomagałam mieszkańcom Hope County. Jacob również wciąż pełnił swoją rolę w Bramach Edenu. Nie rozmawialiśmy o toczącej się wojnie w dolinie. Kiedy byliśmy razem, choć na chwilę zapominaliśmy o otaczającym nas chaosie.
Obawiałam się konfrontacji z Tammy i Bojówkami z Whitetail. Zarządali ode mnie śmierci Jacoba, jednakże nie byłam w stanie tego dokonać.
Wciąż cierpiałam po stracie Eli'ego, jednak zrozumiałam, iż dzięki jego poświeceniu ja przetrwałam. Przynajmniej tak starałam to sobie wytłumaczyć.
Jacob odwołał swoich ludzi, którzy mieli mieć mnie na oku i informować go o moich poczynaniach. Oznajmił im, że nie będę sprawiała już kłopotów. Zapewne myśleli, że dzięki hipnozie mają nade mną całkowitą kontrolę.
Nasz romans kwitł. Coraz częściej spędzaliśmy ze sobą czas. Zazwyczaj wieczorami, kiedy oboje mogliśmy uwolnić się od naszych obowiązków.
Często wybieraliśmy się na wspólne polowania podczas, których za wszelką cenę chciałam dorównać Jacobowi. Irytował mnie fakt, iż jest on znacznie lepszym łowcą niż ja.
Mężczyzna pokazał mi wiele niesamowitych miejsc w Hope County, dotychczas mi nieznanych. Raz nawet wspólnie wybraliśmy się na ryby, jednakże okazało się, że Jacob nie ma cierpliwości do owego zajęcia. Po tym jak zerwał trzy żyłki i nie złowił ani jednej ryby, z głośnym wyzwiskiem wrzucił swoją wędkę do jeziora po czym oznajmił, że już więcej nie da się na to namówić.
Naprawdę zaczynałam wierzyć, że w końcu uda mi się odciąć od przeszłości i zacząć wszystko od nowa.
Był środek nocy. Ogień z kominka przytulnie oświetlał sypialnię, zaś za oknami szalała ulewa.
Leżałam u boku Jacoba, który już dawno zasnął. Przyglądałam się jego licznym bliznom na nagim torsie, zastanawiając się czy wszystkie są pamiątkami po wojnie.
Szum deszczu powoli mnie usypiał, kiedy nagle Jacob gwałtownie zerwał się z łóżka. Wystraszona tak nagłym przebudzeniem zapytałam:
– Co jest?
Mężczyzna spojrzał na mnie, a na jego twarzy dało się dostrzec wyraźną ulgę. Ponownie położył się u mojego boku i przyciągając mnie do siebie szepnął:
– To tylko koszmar. Dobranoc, Ann.
Pocałował mnie w czoło i ponownie zasnął.
Zastanawiałam się co mu się przyśniło. Czy tak samo jak mnie, jego również męczyły koszmary przeszłości? Krótko po tym zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top