~ 30 ~
„Konfrontacja"
– Czego ode mnie chcesz!? – Wrzasnęłam rozżalona, tuż po tym jak dwóch Edeniarzy zawlokło mnie siłą do biura Jacoba.
Jacob odprawił swoich ludzi i zamknął za nimi drzwi. Oparł się o biurko i zapytał:
– Jak się czujesz?
Myślałam, że niedosłyszałam. Parsknęłam gromkim, ironicznym śmiechem i oznajmiłam:
– Jesteś nienormalny. Wszyscy jesteście! Masz jeszcze czelność udawać, że interesuje Cię moje zdrowie i samopoczucie? Pierdol się, Jacob.
Mężczyzna zacisnął usta i niechętnie zerkając w stronę drzwi, zbliżył się do mnie i szepnął:
– Myślisz, że jestem z tego powodu zadowolony? Z tego, że przejmuję się Tobą mimo, że powinienem był już dawno Cię zabić. Miałem tyle okazji, Ann... A tego nie zrobiłem.
– To na co czekasz? – Zapytałam prowokacyjnie.
Jacob przyjrzał mi się uważnie po czym odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy. Już miałam coś rzec, kiedy usłyszałam kroki za korytarzu. Ktoś się zbliżał.
– Ann... – Zaczął nerwowo Jacob. – Obiecuję, że to ostatni raz.
– Co? – Zapytałam tępo, lecz wtedy dostrzegłam pozytywkę w jego dłoniach.
Spojrzałam na niego wyzywająco, czując gromadzące się w oczach łzy.
– To jedyny sposób... – Zaczął Jacob, lecz nie było dane mu dokończyć.
Do pomieszczenia wszedł Joseph. Ojciec uśmiechnął się na mój widok i rzekł do Jacoba:
– Zakończmy to, bracie. Wyzwólmy ten region od buntowników sprzeciwiających się woli Boga.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top