~ 29 ~

„Hotel Grandview"

Obudził mnie potworny ból głowy. Niechętnie otworzyłam oczy i dostrzegłam, że znajduję się w nieznanym mi pokoju. Spojrzałam na szafkę obok, na której leżał mój pistolet i nóż myśliwski.

Wstałam z łóżka i wyjrzałam przez okno. Znajdowałam się w jakieś chacie pośrodku lasu.

– Jak się tutaj znalazłam? – Zapytałam samą siebie pod nosem, kiedy nagle drzwi za mną stanęły otworem.

Odwróciłam się i ujrzałam Wheaty'ego, trzymającego butelkę wody.

– Widzę, że już nie śpisz, zastępco.

– Co tutaj robię? – Zapytałam, ponownie siadając na łóżko.

– Straciliśmy z Tobą kontakt po odbiciu zakładników. Szukaliśmy Cię wszędzie. Baliśmy się, że Jacob Cię dopadł. – Rzekł Wheaty podając mi wodę. – Znalazłem Cię wczoraj wieczorem, kiedy wracałem z patrolu.

– Gdzie?

– Cóż... – Zaczął niepewnie chłopak. – Poczułem najpierw straszny smród, następnie wycie wilków. Przyspieszyłem kroku, chcąc jak najszybciej wrócić do bunkra, gdy natknąłem się na kilka ciał.

Poczułam jak wszystkie kolory odpływają mi z twarzy. Starałam się jednak zachować spokój, by nie wzbudzić podejrzeń.

– Byłam wśród nich?

– Nie do końca... Zawiadomiłem Eliego i Bojówki by zajęli się tą sprawą po czym ruszyłem przed siebie, obawiając się ataku wilków. Ciebie znalazłem pół kilometra dalej. Siedziałaś pod drzewem. Nieprzytomna, zmarznięta i cała zakrwawiona. Bałem się, że też nie żyjesz. Dobrze, że udało Ci się uciec. Pamiętasz może kto was zaatakował?

Kiwnęłam przecząco głową, unikając jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego.
Wheaty westchnął głęboko i oznajmił:

– Daj znać, kiedy będziesz gotowa ruszyć dalej. Nie jest tutaj bezpiecznie, ale nie dałem rady donieść Cię do bunkra.

– W porządku. Dzięki za pomoc.

Ostatni z Edeniarzy wydał z siebie cichy jęk po czym padł na ziemie. Rozejrzałam się dookoła, chcąc upewnić się czy to już wszyscy, po czym chwyciłam krótkofalówkę i oznajmiłam:

Hotel Grandview oczyszczony.

Chwilę później nadjechały auta, z których wyskoczyli rozweseleni mieszkańcy Hope County. Wraz z nimi był Eli, który podszedł do mnie i rzekł:

– Dobra robota, zastępco. Jacoba mocno zaboli strata tego miejsca. Wiele bym dał, by zobaczyć jego wredny pysk jak się dowie, że stracił swoje miejsce tortur.

Wzdrygnęłam się na te słowa i spojrzałam na budynek, w którym po raz pierwszy zaznałam hipnozy.

Członkowie ruchu oporu uwolnili kilku ludzi, którzy wciąż przebywali wewnątrz hotelu. Zapakowali ich do aut i zawieźli w bezpieczne miejsce, gdzie nie będą stwarzać zagrożenia. Nie wiadomo, jak długo byli w rękach Jacoba.

Niestety świętowanie nie trwało zbyt długo. A przynajmniej nie dla mnie.

Gdy tylko opuściłam teren hotelu Grandview, usłyszałam głos Jacoba w krótkofalówce:

– Moi ludzie już po Ciebie idą, Annabeth. Do zobaczenia niebawem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top