~ 17 ~
„Oczyszczenie"
Jacob miał rację. John dwoił się i troił by mnie pochwycić. Jego ludzie ścigali mnie po całym regionie. Postanowiłam opuścić dolinę Holland i udać się do szeryfa, który ukrył się na posterunku za rzeką Henbane.
Spędziłam tam tydzień i w tym czasie przekonałam się na własnej skórze czym są „anioły" stworzone przez Faith.
Najmłodsza z rodzinki nie próżnowała. Wielokrotnie chciała mnie pochwycić lub złapać na jakąś ckliwą historyjkę, jednakże za radą Dutcha starałam się unikać bliższego z nią kontaktu. Na razie.
Po tygodniu wróciłam do doliny Holland by spotkać się z pastorem Jeromem, który chciał omówić ze mną kilka istotnych spraw.
Nie zdołałam nawet dojechać do Fall'd End, ponieważ zostałam osaczona przez Edeniarzy.
– Pożałujesz tego, Seed! – Wrzeszczałam na całe gardło podczas gdy dwóch mężczyzn ciągnęło mnie w stronę jeziora, przy którym czekał na mnie John.
Był późny wieczór. Spora grupa wyznawców Kultu zebrała się dookoła by obejrzeć moje „Oczyszczenie".
John z wyraźnym zadowoleniem czekał aż dopadnie mnie w swoje łapska po czym uwolni od grzechu.
– Puszczaj! – Krzyknęłam wierzgając nogami i starając się wyszarpać z uścisku mężczyzn. – Popierdolona banda!
– Ahh, Annabeth. – Rzekł John z uśmiechem. – Nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się, że tutaj jesteś.
Seed wskazał na jezioro i nakazał swoim wyznawcom mnie do niego wprowadzić.
Mężczyźni nie byli łaskawi, toteż bez zbędnych uprzejmości pchnęli mnie prosto do zimnej wody.
Od zimna odebrało mi aż dech!
Wynurzyłam głowę łapczywie łapiąc powietrze.
John dołączył do mnie i chwytając mnie za gardło szepnął:
– Muszę zmyć z Ciebie przeszłość i grzechy.
Musisz za nie odpokutować by być godnym stanąć w boskim świetle.
Po tych słowach najmłodszy z braci gwałtownie zanurzył moją głowę w wodzie. Zaskoczona tym gestem ponownie zachłysnęłam się wodą. Kiedy znowu znalazłam się na powierzchni zaczęłam kaszleć.
– Sukinsyn. – Warknęłam ledwie słyszalnie.
– Ah, ciii... Poznałem już Twój grzech. Jest nim gniew. – John chwycił moją twarz, a ja ponownie zaczęłam się szarpać, jednakże z pomocą przyszedł jeden z Edeniarzy, który bez ostrzeżenia uderzył mnie w głowę.
Poczułam pulsujących ból w okolicy skroni. Nogi się pode mną ugięły i znalazłam się w wodzie po samą szyję.
– Ośmieszyłaś mnie przed moim rodzeństwem, zastępco. Srogo tego pożałujesz...
John ponownie przymierzył się mnie by mnie podtopić, ale w tym momencie rozległ się czyiś głos:
– Drwisz z rytuału oczyszczenia, John?
Wraz z Johnem spojrzeliśmy w stronę brzegu, do którego zbliżał się Joseph. Za nim stał Jacob, który uważnie przypatrywał się najmłodszemu z braci.
John spojrzał na mnie po czym odparł ze skruchą:
– Nie, Josephie.
– Musisz ich kochać. – Rzekł Joseph i wskazał na mnie głową. – Wypuść ją.
Seed bez słowa mnie puścił i ze spuszczoną głową ruszył w stronę Ojca.
Poszłam w jego ślady. Byłam cała przemoczona i zmarznięta a do tego ból głowy coraz bardziej się nasilał.
Kiedy wygramoliłam się z jeziora dostrzegłam, że wszyscy dookoła łypią na mnie groźnie, toteż bez namysłu ruszyłam w stronę Jacoba, który bacznie śledził każdy mój krok.
Stanęłam za mężczyzną i czekałam aż Joseph mnie do siebie wezwie. Ucieczka nie wchodziła w grę. W tym stanie nie przebiegłabym nawet dwudziestu metrów, nie mówiąc już o tym, że byłam otoczona.
Jacob zerknął na mnie lecz nie odezwał się. Mruknął jedynie pod nosem i spojrzał na rozmawiających braci.
Po niedługiej chwili Joseph zwrócił się do mnie i rzekł:
– Podejdź tu, moje dziecko.
Dostrzegłam jak ciało Jacoba się napina.
Trzęsąc się z zimna ruszyłam ku Josephowi.
Ojciec zbliżył się i chwytając moje dłonie szepnął:
– Mimo czynów, których się dopuściłaś nie jest jeszcze za późno by spowiła Cię łaska Boża. Wkrótce się okaże jaki los nas czeka. Przyjmiesz go albo odrzucisz. Wybór będzie należał do Ciebie... Wyspowiadasz się. Wyciągnę z Ciebie każdy popełniony grzech, a dopiero potem dostąpisz pokuty.
Niewiele myśląc splunęłam mu prosto w twarz.
Owe zachowanie nie obyło się bez wyzwisk i
krzyków pełnych oburzenia.
Zapewne gdyby nie obecność Seed'ów, Edeniarze ponownie zaciągnęli by mnie do jeziora i żywcem w nim utopili.
Joseph jednak nie dał się sprowokować. Westchnął głęboko i oznajmił z udawanym bólem:
– Nie chciałem tego, jednakże nie mam wyboru. – Tu zwrócił się ku Jacobowi. – Nadeszła pora na Ciebie, bracie. Przekonaj tą grzesznice do współpracy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top