~ 12 ~
„Rozmowa na tarasie"
Delikatny wiatr rozwiewał moje włosy. Otarłam łzy spowodowane powrotem do najbardziej bolesnych dla mnie wspomnień po czym oparłam się o balustradę ciesząc się panującą dookoła ciszą.
– Zastępco. – Na taras wrócił Jacob trzymając w rękach niewielką skrzynkę. Już chciałam udawać, że jestem zaskoczona i zapytać co to za skrzynka lecz mężczyzna mnie uprzedził:
– Wiem, że już widziałaś jej zawartość ale chciałbym byś jeszcze raz to zobaczyła.
Poczułam jak rumieniec wstydu rozpala moje policzki lecz bez słowa podeszłam do stołu, na którym Jacob położył ową skrzynkę.
Mężczyzna wyjął jedno zdjęcie i położył je przede mną.
– Jak już się pewnie domyśliłaś to są Joseph oraz John kiedy mieli po 15 i 3 lata. Stojący za nimi to nasi rodzice. Kiedy byłem dzieckiem często się im sprzeciwiałem. Sprawiałem wiele kłopotów przez co wylądowałem w ośrodku dla nieletnich. To zdjęcie wysłali mi rodzice z listem, że za mną tęsknią i nie winią mnie za krzywdy jakie im wyrządziłem. Byłem wtedy młody i nieokiełznany. Uważałem, że niesprawiedliwie wysłali mnie do tego ośrodka, toteż po wyjściu z niego wstąpiłem do armii.
Jacob wyjął z pudełka kolejne zdjęcie przestawiające go wśród kilku żołnierzy.
– Służąc w wojsku zostałem wielokrotnie ranny i wystawiany na ciężkie próby. Jedna jednak była wyjątkowo ciężka. Wraz z moim przyjacielem Millerem zostaliśmy oddzieleni od swojej jednostki i zmuszeni do przejścia około 200 kilometrów by dotrzeć do najbliższej bazy. Wędrowaliśmy przez pustynie w upale i z ograniczonymi racjami żywnościowymi... – Jacob przerwał a ja dostrzegłam zawahanie na jego twarzy. – Mój instynkt przetrwania nie pozwolił mi się poddać. Nie po to wstąpiłem do armii by zginąć na pustyni z wycieńczenia. Zrobiłem co musiałem...
– Zabiłeś go. – Szepnęłam domyślając się co będzie dalej. Poczułam jak żółć podpływa mi do gardła lecz zachowałam kamienną twarz.
– Tak. – Szepnął Jacob patrząc na fotografię. – Dzięki temu przeżyłem. Krótko po tym raport medyczny wykazał, że cierpię na zespół stresu pourazowego. Nie okazywałem tego ale te traumatyczne wydarzenia z pustyni mocno mną wstrząsnęły. Zostałem uznany jako niezdolny do służby i wysłany do szpitala wojskowego po czym wydalony z armii.
W ciszy słuchałam słów mężczyzny i wpatrując się w zdjęcia.
– To... – Jacob wskazał ręką na zdjęcia. – To wszystko czyni nas słabych. Rodzina, powinność, obowiązki, obietnice. W życiu każdego człowieka następuje taki moment, który wywraca nasz świat do góry nogami. Całkowicie zmienia nasze spostrzeżenia i światopogląd. Najważniejsze by się temu przeciwstawiać. Nie możemy być słabi. Świat jest zbyt okrutny, zastępco.
Moim punktem zwrotnym była pustynia, Twoim zaś tamta wyspa.
– A co jeśli człowiek ma już dość walki? – Zapytałam przyciszonym głosem. – Co jeśli chce się poddać i pozwolić się wykończyć? Chcecie mnie zabić, wykorzystać do swoich planów, pozwolić bym przyczyniła się do śmierci tych niewinnych mieszkańców Hope County. Zrób co masz zrobić, mam już dość cierpienia i bezradności.
– Nie. – Rzekł stanowczo Jacob. – Gdzie się podziała ta kobieta, która w ostatnim czasie zawojowała całą dolinę doprowadzając mnie i moje rodzeństwo do szału? Nie daj się przytłoczyć swojej przeszłości, Ann.
Na dźwięk zdrobnienia swojego imienia zerknęłam na mężczyznę, który bacznie się we mnie wpatrywał. Zastanawiałam się dlaczego mi to wszystko pokazał i opowiedział historię swojego życia. Może zrobił to celowo by namieszać mi w głowie? Albo chciał uśpić moją czujność?
– Dlaczego to robisz? – Zapytałam wiedząc, iż już wcześniej zadałam mu to pytanie.
– Jest coś w Tobie. Od początku to zauważyłem. Mówisz, że masz dość walki ale mimo to jesteś niezwykle zdeterminowana. Ciekawiłaś mnie, ponieważ nie znając wcześniej Twojej historii czułem, że muszę ją poznać. Teraz zaś, widzę, że jesteś taka sama jak ja.
– Nie jestem taka jak Ty! – Warknęłam. – Nie morduje ludzie dla własnej korzyści.
– Ale sprawia Ci to satysfakcję. Wiesz dlaczego po powrocie z wyspy tak ciężko było Ci wrócić do normalności? Ponieważ brakowało Ci tego uczucia. Brakowało Ci dynamiki, adrenaliny i poczucia obowiązku. To dlatego wstąpiłaś do FBI.
Byłam szczerze zaskoczona, że tak szybko mnie przejrzał. Nawet moi najbliżsi nie wiedzieli co działo się w mojej głowie po ucieczce z wyspy.
– Jest już późno. – Oznajmiłam ruszając w stronę drzwi. – Zaczynam się czuć coraz lepiej. Chciałabym niedługo stąd odejść.
– Droga wolna, zastępco.
Przystanęłam na chwile wpatrując się w mężczyznę. Czułam, że chce coś jeszcze dodać, jednakże ostatecznie bez słowa zniknęłam w domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top