~Chapter two~
~♡~
W trakcie odwiedzin na cmentarzu, żadna z nas nie potrafiła powstrzymać łez. Pół godziny później, ponownie pojechałyśmy pod nasz nowy dom, tym razem aby móc się rozpakować. Gdy wyszłam z auta, moją twarz otulił powiew wiatru. Jest początek marca, więc na dworze jest jeszcze chłodno. Z racji tego, że w Kanadzie było odrobinę cieplej, jestem ubrana jedynie w cienki, szary płaszczyk, a jest mi okropnie zimno.
Kiedy razem z mamą wyjmowałyśmy walizki z auta, z domu naprzeciw wyszło dobrze znane mi małżeństwo Hart. Siren od zawsze była najlepszą przyjaciółką mojej mamy. Razem chodziły do przedszkola, szkoły i razem studiowały. Mimo upływu lat i tragicznych wydarzeń to kontakt im się nie urwał i przez te wszystkie lata starały się utrzymać znajomość. Jak widać udało im się to, co szczerze podziwiam.
Zanim wyjechałam ze Swellview miałam kilku bliskich przyjaciół. Były to dziecięce przyjaźnie, przez co kontakt nam nie przetrwał. Nawet nie próbowaliśmy go naprawić. Jedyne co mnie za każdym razem łączy z ludźmi, których kiedyś znałam, a teraz są mi obcy, to znajomość na mediach społecznościowych. Tyle czasu minęło, że nawet nie wiem, czy oni mnie pamiętają.
— Izabell, Megan! — krzyknęła uradowana blondynka.
Najpierw podeszła do swojej przyjaciółki i mocno ją uścisnęła. Gdy się oderwały, mnie także przytuliła. Jak byłam mała, traktowałam panią Hart jak drugą matkę. Mimo, że wręcz nienawidziłam jej syna, który jest w moim wieku, to akurat ją uwielbiałam.
— Jak dobrze was widzieć — uśmiechnęła się szeroko.
Kolejne godziny spędziłyśmy na rozpakowywaniu się. Siren i Jake z chęcią pomogli nam w przeprowadzce. W trakcie opowiadali mi jaki ten tydzień był dla nich intensywny. Okazało się, że w środku Williams nie zostawili dosłownie nic, dlatego trzeba było na nowo zagospodarować przestrzeń. Mama uważa, że bez pomocy Hart'ów nie zdążyłaby z remontem. To właśnie blondynka zaprojektowała mój pokój, który jest niebywale piękny i zarazem przytulny.
Mój pokój jest średnich rozmiarów. Ściany są koloru szarego, a na ścianie obok łóżka, wisi żółta tapeta w delikatne wzorki, która cudownie komponuje się w klimaty pomieszczenia. Uroku dodaje duże okno od strony ulicy i parapet na, którym będę mogła usiąść i poczytać książki. Obok znajduję się biała, pusta półka na książki. Szerokie łóżko, toaletka, komoda, szafa i biurko, także są koloru białego. Całemu wystrojowi towarzyszą żółte obiekty dekoracyjne takie jak dywan, firanki czy poduszki. W swoim życiu miałam wiele tymczasowych pokoi, ale ten zdecydowanie jest jednym z lepszych. Pani Hart całkowicie trafiła w mój gust.
— I jak się podoba? — zapytała kobieta, patrząc na mnie z wyczekiwaniem.
— Jest piękny — skomentowałam pracę blondynki i ponownie ją przytuliłam.
— Jadę zapisać Meg do szkoły — powiedziała moja mama, która weszła do pomieszczenia. — Od razu kupię coś do jedzenia.
Posłała nam swój promienny uśmiech i chciała wyjść, ale zatrzymała ją Siren.
— Zanim zapomnę chcę was zaprosić do mnie na kolację, dziś wieczorem — powiedziała uradowana. Natychmiast uśmiech zszedł mi z twarzy, wiedzą co to oznacza.
Przez cały wieczór będę musiała siedzieć przy stole z Henrykiem Hart'em, który za czasów dzieciństwa był moim wrogiem numer jeden. Nigdy się nie dogadywaliśmy. Wzajemnie robiliśmy sobie na złość, kłócąc się przy tym. Odkąd widziałam go ostatni raz minęło siedem lat, więc nienawiść do niego wyparowała, ale niechęć spowodowana ciągłym płaczem w dzieciństwie przez niego, pozostała.
Spojrzałam na mamę błagalnym wzrokiem. Wiedziała o co mi chodzi, w końcu ona zna mnie najlepiej. Gdy znajomi przychodzili i odchodzili to właśnie moja mama za każdym razem była obok, wspierając mnie. Jest ona moją najlepszą przyjaciółką.
Najwyraźniej Izabell stwierdziła, że przeżyję jeden wieczór, ponieważ przyjęła zaproszenie przyjaciółki. Nie podobał mi się pomysł z tą całą kolacją. Jednak Siren zrobiła dla nas tak wiele, więc niegrzecznie byłoby odmówić.
Po tym jak mama opuściła budynek, zostałam sama z blondynką, która pomagała mi w układaniu rzeczy. Jej mąż także musiał się ulotnić z racji, że zaraz zaczyna swoją zmianę w pracy. W trakcie układania książek telefon kobiety zawibrował. Odczytała wiadomość i przegryzła wargę. Robiła tak zawsze, gdy coś nie szło po jej myśli.
— Co się stało? — zapytałam zmartwiona.
— Moja dwunastoletnia córka, Piper skończyła szybciej lekcje — nadal kontynuowała układanie książek. — Może tutaj przyjść na chwilę, dopóki nie skończymy? Ma szlaban, więc muszę ją mieć na oku.
— Pewnie — uśmiechnęłam się.
Szczerze liczyłam, że nie odziedziczyła charakteru po braciszku, bo wtedy prawdopodobnie się nie dogadamy. Ostatni raz gdy widziałam Piper miała ona cztery lata, więc nawet nie wiem czy mnie pamięta. Chociaż już od małego była bardzo problematycznym maluszkiem, ale mimo to emanowała od niej istna słodycz.
Po jakimś czasie w domu rozniósł się dzwonek do drzwi. Pani Hart kiwnęła do mnie potwierdzająco głową, że to jej córka. Poszła otworzyć jej drzwi, a ja zostałam w pokoju nadal układając ciuchy. Chwilę potem do pomieszczenia weszła Siren i jej córka. Już przy framudze drzwi nasze spojrzenia się spotkały. Widziałam jak powoli i uważnie skanuje mnie spojrzeniem, przez co trochę zbiłam się z tropu. Jedyne na co zdołałam się zmusić to szczery uśmiech w jej stronę. Zapowiadało się na to, że dziewczyna zignoruje to, ale ku zaskoczeniu także odpowiedziała mi uśmiechem.
— Piper — przywitała się blondynka i podała mi rękę.
— Megan, ale możesz mówić mi Meg — także uścisnęłam jej dłoń.
~♡~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top