~Chapter twenty-two~

~♡~

— Chodziłem z nią kiedyś — Henryk wskazał na blondynkę, grającą w reality show, które właśnie oglądamy. — Z nią też kiedyś chodziłem — burknął, tym razem wskazując na wysoką brunetkę.

Każdy z obecnych zaśmiał się z nieszczęścia chłopaka, który wydaje się, że niezbyt tym się przejmował. Był całkowicie pochłonięty telefonem, który dawał o sobie znać od początku spotkania, wydając charakterystyczny dźwięk przychodzącego powiadomienia.

— Przełączmy na Wojny Toaletowe — zaproponowała znudzona Piper. — Te odcinki są już stare, ile można oglądać to samo?

Wspólnie przyznaliśmy jej rację. Blondyn, który miał przy sobie pilot, z uśmiechem przełączył program, odkładając telefon na stolik. Zaczęliśmy oglądać popularny program, śmiejąc się przy tym. W pewnym momencie poczułam na sobie wzrok blondyna, więc posłałam mu pytające spojrzenie. Chłopak jedynie sprawnym ruchem głowy, wskazał na kuchnię i wstał z kanapy, dając mi do zrozumienia, że mam podążyć za nim.

— Chciałem pogadać trochę wiesz...na osobności — powiedział, gdy staliśmy w odpowiedniej odległości od przyjaciół. — Słyszałaś, że Ray i twoja mama... — zmieszał się. — ten teges.

— Powiedziała mi przed ich pierwszą randką — wyjaśniłam, uśmiechając się delikatnie, mając przed oczami to jaka jest od tego czasu szczęśliwa i uśmiechnięta.

— Przeszkadza ci to? — zapytał.

— Skądże. Z jej wszystkich facetów, których miała po tacie, Ray jest najlepszy — uznałam. — Nie jest wariatem i go lubię. Czego tu więcej wymagać?

— Z tym pierwszym, bym się pokłócił — zaśmialiśmy się.

Jego blond włosy, które były roztrzepane po całodniowym leżeniu, zasłaniały czekoladowe oczy, z których wydaje się, że tryskały iskierki szczęścia. Po dłuższym wpatrywaniu się w nie, poczułam w żołądku niezidentyfikowany uścisk czując, że pełne emocji spojrzenie jest mi bardzo dobrze znane.

— Jak się trzyma Abigail? — zagłuszył ciszę i spuścił głowę, aby uniknąć mojego skoncentrowanego wzroku.

— To wszystko jest jeszcze świeże, więc widać, że dalej cierpi, ale myślę, że wkrótce się pozbiera — oparłam się o blat, zakładając ręce na piersi.

— A Peter? — dopytywał zaciekawiony Hart, drapiąc się po karku.

— Peter... — przegryzłam lekko dolną wargę. — Przeprowadził się do mamy, do Nowego Jorku.

Uśmiech Henryka powiększył się kilkukrotnie, ale orientując się, że to nieodpowiedni moment, odwrócił głowę w stronę przyjaciół, którzy od czasu do czasu na nas zerkali i posłał im pełny radości uśmiech.

— Nawet tego nie ukrywasz, że go nie lubiłeś! — powiedziałam, śmiejąc się przy tym.

— Eee... irytujący typ.

Dźgnęłam go łokciem w żebra powodując, że chłopak teatralnie jęknął z bólu. Nie był on mi jednak dłużny, więc już chwilę potem uciekałam od niego, aby nie zostać brutalnie połaskotana, czym właśnie groził mi ze śmiechem Henryk. Biegaliśmy po całym pomieszczeniu, wygłupiając się przy tym, a reszta narzekała na hałas, który przy tym robiliśmy. Gdy chciałam zrobić kolejne okrążenie wokół kanapy, zaczepiłam nogą o dywan sprawiając, że straciłam równowagę i upadłam na podłogę. Blondyn będący tuż za mną, nie zdążył wyhamować i także upadł obok mnie na podłogę. Najpewniej nabiliśmy sobie niezliczoną ilość siniaków, ale przez nadmiar głupawki, która nas ogarnęła, nie przejmowaliśmy się tym. Hart nie zapominając o łaskotkach, starał się mnie przetrzymać tak, żebym nie uciekła. Nie poddawałam się, próbując nieudolnie wyrwać z jego objęć. Gdy miał już dość moich wierceń, usiadł na mnie i zaczął łaskotać. Ze wszystkiego co dotychczas w życiu przeżyłam, to była najgorsza fizyczna tortura.

— Jak dzieci — podsumowała Piper, popijając sok pomarańczowy z małego kartonika.

— Nie sądziłem, że łaskotanie działa na podryw — powiedział Jasper, gdy jego przyjaciel nadal nie dawał mi chwili wdechu, przez ciągły śmiech.

— Tak, spróbuj połaskotać jakąś dziewczynę na ulicy — Charlotte wywróciła oczami. — Z pewnością będzie twoja.

— Dobra, rozejm! — krzyknęłam przez śmiech, mając już dość.

Te dwa proste słowa zadziałały natychmiast, ponieważ chłopak szybko ze mnie zszedł, po czym pomógł mi wstać. Strzepałam z siebie niewidzialny kurz, który najpewniej nabyłam leżąc na brudnej podłodze. Nawet nie zdałam sobie sprawy, że mój uśmiech nadal był nienaturalnie szeroki. Zdyszani usiedliśmy obok siebie na kremowej kanapie.

— Ogólnie, to pisał do mnie Ray, że JA i JASPER musimy iść do Składu Rupieci — oznajmiła Charlotte.

— Po co my tam dzisiaj? — jęknął chłopak, ale napotykając zdenerwowany wzrok Char i Piper, spuścił głowę wpatrując się w sznurówki swoich butów.

— Ja też muszę już iść! — wtrąciła trzynastolatka.

— Gdzie? Ty tu mieszkasz — spojrzałam na nią podejrzliwie.

Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko robiąc skrzywioną minę, wzruszyła ramionami. Trójka przyjaciół w pośpiechu opuściła dom Hart'ów, zostawiając mnie samą z Henrykiem.

— Ich nie zrozumiesz — powiedział, gdy czekałam na jakikolwiek odzew z jego strony. — To co teraz oglądamy?

Przez nasze wygłupy nie obejrzeliśmy Wojen Toaletowych, które zdążyły już się zakończyć. Jęknęłam smutno w kremowa poduszkę, która to zagłuszyła. Chciałam zacząć jakiś temat, ale nie wiedziałam co mogę powiedzieć. Jeśli w głowie pojawił mi się jakiś pomysł, to niedługo potem gardziłam się w myślach, że mogło mi to w ogóle wpaść do głowy.

— Słyszałaś o tej nowej akcji Kapitana B i Niebezpiecznego? — pierwszy zaczął temat, podczas surfowania po kanałach.

Moje serce zabiło szybciej, po usłyszeniu przezwiska chłopaka, którego nie widziałam od dnia naszej pamiętnej randki, a następnie włamania.

— O tej nocnej w sklepie jubilerskim? — przytaknął. — Słyszałam.

— Wykazali się wielką odwagą, a najbardziej Niebezpieczny. Myślę, że mógłby sam go pokonać — uznał, podnosząc do góry prawy kącik ust.

— Może i masz rację — zaśmiałam się cicho, mając przed oczami czekoladowe tęczówki wspomnianego chłopaka.

— Niebezpieczny jest super — spojrzałam na niego kątem oka zauważając, że szczerzy się sam do siebie.

— Kraszujesz go, że tak go chwalisz? — zapytałam żartobliwie.

Chłopak zerwał się z kanapy, stając naprzeciw mnie. Starał się wyglądać groźnie i poważnie, ale nie umknęły mi roześmiane iskierki w jego oczach i to jak walczył z tym, aby się nie uśmiechnąć.

— Co ty powiedziałaś? — powoli podchodził do mnie, aby najpewniej znowu połaskotać mnie za karę.

Zaśmiałam się głośnie, nie wytrzymując i rzuciłam w niego trzymaną przeze mnie poduszkę, dodając sobie tym samym kilka sekund na ucieczkę. Powtórzyliśmy zabawę sprzed pół godziny, o mało nie wywracając wazonu Siren za, którego rozbicie mogła nas zabić. Wiedziałam, że chłopak dawał mi fory, ponieważ biegał szybciej ode mnie i z łatwością mógł mnie dogonić. Całkowicie zapomniałam o moim wcześniejszym błędzie i popełniłam go ponownie, zahaczając stopą o ten cholerny dywan. Tym razem chłopak był szybszy i złapał mnie zanim, moja twarz miałaby bliskie spotkanie z ziemią. Przestałam się śmiać, gdy zorientowałam się, że chłopak nadal nie wypuścił mnie ze swojego objęcia, kurczowo trzymając mnie w talii. Jego wzrok był utkwiony w moich rozchylonych ustach. Zbliżał się na niebezpieczną odległość, której nie byłam w stanie powiększyć. W jego wzroku było coś, co mnie do niego przyciągało, ale zarazem odpychało.

Gdy Henryka i mnie dzieliły jedynie milimetry, usłyszeliśmy huk dobiegający z kierunku drzwi wejściowych. Dębowe drzwi dosłownie wyleciały z zawiasów, a zza nich wyszedł roztrzęsiony szef blondyna. W lewej dłoni trzymał czerwoną paczkę chipsów, a prawą miał nadal zaciśniętą w pięść, którą najprawdopodobniej wybił sobie wejście. Razem z sąsiadem odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni. Ja wylądowałam na dywanie, a Henryk na kanapę.

— Henryk! Henryk! — krzyczał zdesperowany Ray. — Miałem koszmar, że ukradli mi szczotkę klozetową!

— Ty tak poważnie, stary? — zapytał zezłoszczony blondyn, trzymając dłoń w okolicach serca.

— To był mój najgorszy koszmar! — kontynuował. — Bo Charlotte nie chciała, przez to wyczyścić mi łazienki! Musiałem biegać po całym Swellview w poszukiwaniu różowej szczotki klozetowej! Jak ją znalazłem i dałem jej tą różową szczotkę, to ona mnie zjechała, że nie chce różowej i mi ją nie wyczyści kibla! — zamilkł na chwilę, wkładając sobie do buzi czerwonego chipsa. — I zniszczyła mi moją szczotkę klozetową! Więc pobiegłem do ciebie... — wskazał dłonią na Henryka. — A ty mnie wyśmiałeś! Obudziłem się zalany łzami — usiadł roztrzęsiony na kanapie, obok blondyna.

Z mojego punktu widzenia, cała sytuacja wyglądała jeszcze komiczniej, niż była.

— Serio głąbie!? — Henryk podał mi rękę, abym mogła wstać z dywanu.

— Młody, nie nabijaj się z problemów starszych! — warknął.

— Ile pan ma lat? — zapytałam ze śmiechem.

— Gdzieś czterdzieści parę — wtrącił Hen.

— Że co proszę!? — Manchester ponownie wsadził chipsa do ust. — Zwariowałeś, mały!? Mam trzydzieści siedem lat! Nie czterdzieści! Jestem młody! Rozumiesz? I seksowny — teatralnie odgarnął spadające mu kosmyki włosów na oczy. — Zapamiętaj! Dlatego Izabell mnie uwielbia.

Mężczyzna wydawał się być naprawdę rozbity emocjonalnie. Spojrzeliśmy po sobie zmieszani z moim rówieśnikiem. Chłopak wydawał się wstydzić poczynań swojego przyjaciela.

— Wiesz co, myliłam się — szepnęłam chłopakowi. — Jednak on też jest wariatem.

— Wiem — także szepnął.

— CO WY TAK SZEPCZECIE!?

— Lepiej się uspokój, bo ci jeszcze włosy posiwieją — zażartował Hart.

— Coś ty powiedział? Moje włosy nie siwieją! Jestem na to za młody! One są zawsze PERFECT! Rozumiesz? Z-A-W-S-Z-E!

— Ta jasne — zaśmialiśmy się.

— Już niedługo młody — mężczyzna zacisnął mocno szczękę. — Ja ci kiedyś z lasera strzelę!

Posłałam zdezorientowane spojrzenie brunetowi, który brzmiał całkowicie poważnie. Ray ciężko westchnął.

— Spadam stąd — oznajmił, wstając z kanapy. — Nikt tu nie rozumie moich problemu ze szczotką klozetową — powiedział na odchodne i wyszedł, zostawiając naszą dwójkę w osłupieniu.

Żałuję, że po wyjściu Char, Jaspera i Piper, nie zrobiłam popcornu.

~♡~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top