~Chapter twenty-three~
~♡~
Henryk
Po raz kolejny odepchnąłem się nogami od podnóża, przez co czarne krzesło obrotowe, zakręciło się dookoła, a ja razem z nim.
— A jakbyś powiedział jej, że to ty jesteś Niebezpiecznym? — zaproponował Jasper, zajadając się przy tym chipsami i sosem czosnkowym naszej przyjaciółki.
Ray siedzący na okrągłej kanapie obok chłopaka, zgromił go wzrokiem. Nie ma szans, żeby mężczyzna zgodził się na to, aby kolejna osoba znała moją i jego tożsamość.
— Zapomnijcie! Nie znacie innych sposobów na zdobycie dziewczyny? — oblizał brudne od chipsów palce.
Pół dnia próbuję wymyślić plan bliższego zbliżenia się do Meggie. Oczywiście Ray, Charlotte i Jasper próbują mi odpowiednio doradzić, ale jak na razie jest to bezskuteczne. Jeszcze niedawno cieszyłem się, że mam tak bliskie relacje z szatynką, ale od jakiegoś czasu zaczyna mnie to powoli męczyć. Ona spotyka się z Niebezpiecznym, a nie z Henrykiem do, którego ma czysto przyjacielskie intencje. W końcu przez większość swojego życia jestem Henrykiem, a bycie Niebezpieczny to jedynie moja praca, którą wykorzystałem do zdobycia dziewczyny.
— Ugh — Charlotte wywróciła oczami. — Ile razy mam wam powtarzać, że abyś ty mógł zbliżyć się do Megan, to Niebezpieczny musi z nią skończyć.
— Mam z nią zerwać — zapytałem z lekko przymkniętymi oczami.
— Nie wiedziałem, że z nią byłeś — wtrącił Ray.
Tym razem to ja posłałem mu gniewne spojrzenie, a Charlotte parsknęła śmiechem. Nie uśmiechało mi się, aby niszczyć to na co pracowałem tyle tygodni. Czułem, że nasza relacja rozkwitała z każdym kolejnym spotkaniem. Dziewczyna w moich oczach codziennie była coraz bardziej piękniejsza, a jej uśmiech sprawiał, że świat stawał się dla mnie lepszy.
— Nie chcę jej stracić — powiedziałem ze smutkiem w głosie, lustrując twarze przyjaciół.
— Mówię to z lekkim przymusem, ale Charlotte ma rację — mężczyzna podrapał się po karku. — Musisz to zakończyć.
— Jak mam zakończyć coś, co tak bardzo mnie uszczęśliwia, ale zarazem wykańcza? — zapytałem.
Ponownie zakręciłem się na obrotowym krześle, aby rozładować jakoś emocje. Byłem całkowicie zagubiony i niepewny swoich uczuć. Pierwszy raz żywiłem do kogoś, aż tak mocne, ale zarazem delikatne uczucie. Nie wiem nawet do końca, co do niej czuję. Zauroczenie? Pożądanie? Miłość? Już wielokrotnie chciałem jej powiedzieć te dwa piękne słowa, które są na wagę złota, ale za każdym razem rezygnowałem sądząc, że dzieje się to wszystko o wiele za szybko.
— Mały Henryk się zakochał! — pisnął Ray cienkim głosem i z szerokim uśmiechem podszedł do mnie, aby poklepać mnie po plecach.
— Nie zakochałem się — mruknąłem, nie do końca wierząc w wypowiedziane słowa.
— Sranie w banie, opracujmy plan — zaproponował mężczyzna. — Już nawet go wymyśliłem, gdy ty patrzyłeś się w podłogę, myśląc o córce mojej dziewczyny! — machnąłem ręką, aby kontynuował. — Umówisz się z Megan gdzieś, gdzie nikt wam nie będzie przeszkadzać. Powiesz jej, że chcesz to zakończyć. Oczywiście staraj się to powiedzieć łagodnie i spontanicznie, bo wtedy najlepiej wychodzi. Daj jej do zrozumienia, że nic z tego nie będzie i takie tam. Gdy ona będzie możliwe, że zapłakana wracać do domu, to przebierzesz się w swoje normalne ciuchy i "przypadkiem" spotkasz ją na chodniku. Zaczniesz ją pocieszać, punktując tym samym u niej. Zobaczy, że to ty jesteś tym jedynym i cię pocałuje!
— Ten plan jest...
— GENIALNY! — przerwałem Charlotte.
W mojej głowie ułożył się obraz przytulonej, do mojego ramienia Megan, która po kilku słodkich słówkach całuje mnie, a nie Niebezpiecznego. Wstałem z krzesła, aby jak najszybciej zacząć realizować plan. To jest aż dziwne, że wpadł na niego akurat Ray. Charlotte najprawdopodobniej miała do tego pewne zastrzeżenia, ale siedziała cicho, co także nie było do niej podobne.
Wyjąłem z kieszeni telefon, który kupiłem specjalnie z myślą o Meggie i wystukałem krótką wiadomość z prośbą o spotkanie. Służył on jedynie do tego, abym mógł się z nią komunikować, bądź umawiać na spotkania. Może użyłem go dwa lub trzy razy do robienia żartów telefoniczny, razem z Jasperem.
— Jak tam? — zapytał Schwoz, gdy wszedł do pomieszczenia.
— Henryk idzie zerwać z Megan — wyjaśnił Jasper.
— Czooooo!?
Parsknąłem śmiechem, żując czerwoną gumę i już po chwili byłem w przebraniu pomocnika Kapitana B.
— Życzcie powodzenia — powiedziałem na odchodne i opuściłem kryjówkę.
Kolejny raz głośno westchnąłem, próbując unormować bicie serca, które biło niewyobrażalnie szybko. Czując jak ze stresu pocą mi się palce, ściągnąłem dwie, czarne rękawiczki i odłożyłem je na ławkę na, której dwa miesiące temu całowałem się z Meggie.
— Hej — przywitała się szatynka.
Odwróciłem się w jej kierunku, pierwsze co dostrzegając to szeroki uśmiech, skierowany w moją stronę. Ścisnęło mnie w żołądku, gdy uświadomiłem sobie, że radość, która od niej tryska, przemieni się w smutek, bądź nienawiść do mnie. Jest też opcja, że nic nie znaczę dla dziewczyny i całkowicie nie przejmie się tym, tak po prostu żyjąc beze mnie.
— Meggie — powiedziałem z zachrypniętym głosem. — Hej.
Przyglądałem się jej, wyłapując najmniejsze szczegóły, które nikt nie jest w stanie wyłapać na pierwszy rzut oka. Miała na sobie dzisiaj te białe jeansy, które tak bardzo u niej uwielbiałem. Założyła ręce na piersi, głaszcząc prawą dłonią ramię lewej. Była odrobinę zmieszana zaistniałą atmosferą, która jest dość onieśmielająca.
— Mogę cię wreszcie pocałować? — zapytała swoim słodkim głosem, który wręcz zwala mnie z nóg.
— Tak — odparłem bez zastanowienia. — Znaczy nie! Musimy poważnie porozmawiać.
Dziewczyna przegryzła dolną wargę, czekając na wyjaśnienie. Nie denerwowała się bez powodu, ani nie pośpieszała mnie. Była cierpliwa, co jeszcze bardziej łamało mi serce. Miałem coraz więcej zastrzeżeń co do tego planu. Nie wiem czy jestem w stanie to wszystko zakończyć kilkoma kłamstwami, które najpewniej bym jej powiedział.
Moją głowę pochłoną kompletny nieład emocjonalny. W środku kłóciłem się z tym co myślę, a z tym co czuję. Uczucie, którym darzę Meggie jest silne. Silniejsze niż te, którym darzyłem moje poprzednie partnerki. Z biegiem czasu sądzę, że były to tylko szczeniackie zauroczenia, które mimo wszystko nauczyły mnie kilku ważnych rzeczy o dziewczynach.
— Jeśli nie możesz lub nie chcesz, nie musisz mi tego mówić — usiadła na ławce nieopodal mnie. — Zrób jak uważasz.
Najwidoczniej zauważyła to jak trudno mi się zabrać do powiedzenia czegokolwiek. Nie spodziewałem się, że może być to takie trudne i problematyczne. Megan nie jest głupia i wie, że nie chce jej przekazać nic dobrego.
"Staraj się to powiedzieć łagodnie i spontanicznie"
— Musimy to zakończyć — wypaliłem.
Spojrzenie Megan, miało w sobie z sekundy na sekundę coraz więcej bólu skierowanego w moją stroną od, którego dosłownie łamało mi serce. Przysięgam, że dźwięk łamanego serca usłyszał nawet pomysłodawca tego planu, który w tym momencie najpewniej zajada się swoimi ulubionymi chipsami.
— Uargumentuj mi to — poprosiła. — Chcę wiedzieć co zrobiłam źle — powiedziała z lekko łamiącym się głosem.
Chciałem usiąść obok niej i ją mocno przytulić, ale gdy tylko wykonałem krok na przodu, wstała z ławki i cofnęła się tak, aby być jak najdalej ode mnie.
— Proszę nie mów tak. Nie zrobiłaś nic źle. Jesteś najcudowniejszą osobą jaką znam, ale to nie ma przyszłości i ty dobrze o tym wiesz. Zakończmy to wszystko zanim wymsknie to się spod kontroli — podszedłem do niej i złapałem jej chłodne dłonie. — Idź i zapomnij o mnie. Żyj swoim życiem, ale beze mnie. Mnie już w nim nie ma.
Nie spodziewałem się, że uda mi się to powiedzieć. Z całych sił starałem się nie pokazywać emocji, które mogą jeszcze pogorszyć sytuację. Za to dziewczyna stojąca naprzeciw mnie zaśmiała się gorzkim, przepełnionym goryczą śmiechem. Zamrugałem dwa razy, aby upewnić się, czy to wszystko na pewno ma to miejsce. Za żadne skarby nie spodziewałem się takiej reakcji z jej strony. Wtedy ponownie na mnie spojrzała, ale jedyne co dostrzegłem to pustkę od niej emanującą. Lepiej radziła sobie z emocjami niż ja.
— Może i masz rację — oznajmiła, patrząc się pusto w podłogę. — To od początku nie miało sensu. Jesteś kolejną osobą w moim życie, którą poznałam przypadkiem, spędziłam kilka naprawdę miłych chwil, a potem byłam zmuszona zostawić. Z tą różnicą, że ty zdążyłeś zapuścić korzenie w moim sercu i za cholerę nie chcesz jego zostawić.
Odeszła. Odeszła bez jakiegokolwiek pożegnania, czy kolejnych słów, dających mi do zrozumienia, że jednak byłem ważnym elementem jej życia. W tym momencie miałem ochotę usiąść i zacząć się użalać nad sobą i swoją głupotą, ale przypomniało mi się, że jest to część planu. Ta bolesna i najtrudniejsza część.
Jednak po dostrzeżeniu, że szatynka nie zmierza w stronę naszej ulicy, a centrum szybko wyciągnąłem gumy i zmieniłem ponownie mój ubiór, aby pobiec niezauważalnie za dziewczyną. Nie ułatwiało sytuacji to, że deszcz zaczął padać powodując, że trudniej było mi ją dostrzec. Ona także biegła, ale nie odwróciła się ani razu. Jest godzina wieczorna, a przez nagły deszcze niebo było zachmurzone i granatowe, przez co na ulicy także zrobiło się ciemniej.
Byłem dosłownie kilka metrów od dziewczyny, gdy zatrzymała się przed przejściem przez ulicę. Deszcz padał coraz mocniej, a wszystko dookoła było coraz bardziej rozmazane. Wykrzyczałem jej imię, gdy chciała przejść przez ulicę, ale z lewej strony jechała osobówka z ledwo świecącymi światłami. W ostatniej chwili dzięki hipermobilności, złapałem ją za dłoń i pociągnąłem do siebie, tym samym unikając wypadku.
— Hen... — wyszeptała zdyszana. — Co ty tu robisz? — zapytała najpewniej spodziewając się Niebezpiecznego. — O mój boże, dziękuję.
Była w szoku, ogromnym szoku. Wystarczyła sekunda opóźnienia, a dziewczyna leżałaby na poboczu, potrącona przez samochód i to przeze mnie. W końcu to ja postanowiłem to zakończyć w taki sposób. Chociaż mogłem delikatniej dobrać słowa, tak jak radził Ray.
Na dworze robiło się coraz zimniej i ciemniej, a deszcz nadal nie ustępował. Zauważając przytulną kawiarnię kilka metrów od nas, zaprowadziłem nas w jej kierunku. Po wejściu do środka uderzyło we mnie ciepłe powietrze dzięki, którym zimne krople deszczu na moim ciele, mogły wyparować.
— Jak się czujesz? — zapytałem, gdy usiedliśmy w kącie kawiarni na czerwonej kanapie.
— Czuję się... — spojrzała na mnie swoimi błękitnymi tęczówkami. — Szczerze to okropnie. Długa historia — dodała, gdy spojrzałem na nią pytająco.
— Mam czas — odparłem, podnosząc lekko do góry prawy kącik ust.
Odgarnęła kosmyk wilgotnych włosów za ucho, wzdychając.
— Jakiś czas temu poznałam kogoś, dosłownie przypadkiem. Po czasie poczułam, że uzależniłam się od tej osoby — dostrzegłem jak powstrzymuje się od płaczu. — Wtedy myślałam, że los się do mnie uśmiechnął, ale było to tylko kolejne złudne przekonanie, bo ostatecznie mnie wyśmiał. Dlaczego zawsze muszę tracić to co mnie uszczęśliwia?
Gdybym wcześniej zauważył szczęście jakie dzięki mnie odczuwała, nigdy bym jej nie zostawił.
— Jaka ja jestem głupia! Jak mogłam nie zauważyć tego samochodu! — nagle zmieniła temat.
— Zapomnijmy o nim — poleciłem. — Najważniejsze, że nic się nie stało.
— Tak bardzo dziękuję za... wszystko — posłała mi swój wdzięczny uśmiech i niespodziewanie wtuliła się we mnie. — Proszę nie wspominaj nikomu o tym wypadku, który mogłam spowodować.
— Twój sekret jest u mnie bezpieczny — zapewniłem. — Teraz możesz mi opowiedzieć trochę o tym chłopaku, który tak bardzo namieszał ci w głowie.
Mimo, że miałem ogromne wyrzuty sumienia to i tak chciałem poznać, więcej istotnych dla mnie informacji. To jest moja szansa, aby zbliżyć się do niej. Nienawidziłem siebie za to, że to właśnie ja doprowadziłem ją do takiego stanu. Znam Meggie i wiem, że niektóre rzeczy przeżywa naprawdę emocjonalnie, ale umie także szybko się pozbierać, więc mam nadzieję, że uda jej się także po Niebezpiecznym.
— Kiedyś miałam swój typ chłopaka i się tego trzymałam — zachichotała, mając nadal łzy w oczach. — Ten chłopak całkowicie odbiega od mojego ideału, ale mimo to i tak się w nim zakochałam.
Serce mi się zatrzymało, gdy zrozumiałem pojęcie ostatniego słowa. Bałem się, że dostrzeże panikę na mojej twarzy, więc tym razem to ja ją przytuliłem, powodując tym samym, że nie była w stanie zobaczyć mojej twarzy. Zaskakujące było to, że ona wtuliła się we mnie mocniej, cicho pociągając nosem. Jest to jedno z najpiękniejszych uczuć, gdy obejmujesz ukochaną osobę, a ona przytula cię jeszcze mocniej.
— Jak bardzo cię skrzywdził? — zapytałem ciekawy.
— Nie zrobił nic złego — broniła mnie. — Po prostu czuję, że te wszystkie spotkania nic dla niego nie znaczyły.
Znaczyły i to naprawdę dużo.
— Byłabyś w stanie mu wybaczyć, jeśli chciałby do ciebie wrócić?
Wyswobodziła się z moich objęć i pokręciła głową. Po jej policzkach strużkiem ciągnęły się słone łzy. Płakała przeze mnie i z mojej głupoty.
— Nie — odpowiedziała od razu. — To koniec.
— Przykro mi — powiedziałem szczerze.
— Mi też, ale nie ma sensu się nad sobą użalać. Chcę o tym zapomnieć i zacząć żyć dalej — z wymuszonym uśmiechem wytarła łzy z policzka. — Kiedyś wspominałeś, że masz kogoś na oku. Opowiedz trochę o tej dziewczynie.
W tym momencie powietrze w kawiarni stało się gęstsze, co znacznie utrudniło mi oddychanie. Gdy wyznałem to podczas gry w butelkę, miałem na myśli właśnie ją. Nie chciałem kłamać jej prosto w oczy, a jeśli powiedziałbym prawdę obawiam się, że może się domyślić, że chodziło o nią.
— Nie ma co opowiadać. Nie wyszło nam — wybrałem opcję kłamania.
Postanowiliśmy posiedzieć trochę dłużej w kawiarni, ponieważ deszcz nie ustępował, a rozmowa zaczęła się miło ciągnąć. Po zamówieniu ciepłych herbat na rozgrzanie i rozmawianiu dosłownie o pierdołach, na twarzy Meggie ponownie pojawił się szczery uśmiech, który dał mi do zrozumienia, że plan jednak się udał.
~♡~
Zastanawia mnie jak trafiliście na moją książkę😊
Chętnie poczytam❤
Miłego poniedziałku moi drodzy!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top