~Chapter twenty-eight~
~♡~
Abigail
Po raz kolejny przyjrzałam się dekoracjom, którymi ozdobiłam wnętrze domu Castellano, razem z Eleanor i Charlotte. Dzisiaj są siedemnaste urodziny Megan, więc wspólnie organizujemy imprezę niespodziankę dla niej. Wiemy, że dziewczyna nie przepada za wielkimi przyjęciami, więc zaprosiliśmy jedynie jej najbliższych, aby mogła z nami spędzić dobrze czas.
— Mamy tort! — oznajmił Jasper, gdy wszedł do domu z Henrykiem u boku.
— Wspaniale, odstawcie go do kuchni — rozkazałam. — Jest tam zimno, więc lukier się nie stopi.
Wywróciłam oczami, widząc blondyna przyglądającemu się naszej dwugodzinnej robocie.
— Fajnie wam to wyszło — odparł lustrując pomieszczenie.
— Wiem — uśmiechnęłam się sztucznie i zeszłam z drabiny, którą zaraz potem Tommy odniósł do garażu.
Tessa skończyła wykładać smakołyki na stół, więc wszystko jest niemal gotowe. Wystarczy tylko poczekać na przybycie reszty gości i jubilatki.
Z lekką irytacją patrzyłam jak Hart kładzie na kafelkach prezent dla Meg, obok reszty prezentów. Było to małe pudełeczko, idealnie zapakowane w kremowy papier i owinięty różową wstążką. Z minionym czasem coraz bardziej dolegała mi nuda. Oparłam głowę o ramię brunetki wyczekując na przyjazd Megan, mojej i jej mamy. Wszyscy wyczekiwani gości przybyli, a one były spóźnione już drugą godzinę.
— Bell i Lucy nie odbierają — oznajmił spanikowany Ray.
— Meggie też — dodał Henryk.
Siren zdenerwowana wstała z fotela i ruszyła w stronę drzwi wejściowy oznajmiając, że jedzie je poszukać. W momencie, gdy otworzyła drzwi, weszły przez nie roztrzęsione siostry. Większość osób na początku odetchnęła z ulgą, ale gdy zorientowałam się, że nie ma przy nich Megan, podbiegłam do cioci.
— Gdzie jest Meg? — zapytałam.
Izabell spojrzała na mnie ze łzami w oczach, próbując cokolwiek powiedzieć. Dostrzegłam w jej dłoniach rozbity telefon szatynki, z którym rzadko kiedy się rozstaje. W głowie miałam najmroczniejsze scenariusze.
— Ona... — kobieta zakryła twarz dłonią, z której wypadł na jasne kafelki telefon.
Manchester podbiegł do niej i zamknął ją szczelnie w swoich ramionach, próbując uspokoić.
— Miała na nas czekać pod kawiarnią, ale jak wyszłyśmy zastaliśmy tylko jej pobity telefon — wyjaśniła moja rodzicielka.
— W-wiecie coś jeszcze? — wyjąkał Hart, który naprawdę przejął się tą sytuacją.
Rzuciłam nerwowe spojrzenie mojej mamie i jej siostrze, próbując wymyślić dobre uzasadnienie jej zniknięcia.
— Jedynie ten telefon — kobieta wskazała ręką na podłogę na, którą spadło urządzenie. — Szukałyśmy dobre dwie godziny, ale nigdzie jej nie było — po policzka Izabell zaczęły spływać słone łzy. — Czuję, że stało się coś okropnego. Przecież to jest moja córka...
Manchester jeszcze mocniej przytulił kobietę, szepcząc coś do jej ucha. Tymczasem poczułam jak w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Ten sam strach, co odczuwałam tego dnia w wesołym miasteczku, powrócił. Utkwiłam spojrzenia w Henryku, który ze zdenerwowaniem przeczesywał blond włosy. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Był w totalnej rozsypce. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jaka Megan jest dla niego ważna. Dotychczas miałam wrażenie, że jest on zakochanym w sobie egoistą, który jedynie bawi się dziewczynami, ale teraz dostrzegłam dlaczego dziewczynie tak bardzo zależało, abym go polubiła.
Nie był jej obojętny. Od randki, którą zorganizował jej blondyn minęło już kilka tygodni i przez ten czas nie było dnia, żeby oni się nie spotkali. Mimo wszystko byłam mu wdzięczna, że dzięki niemu, Megan przestała cierpieć po krótkiej relacji z Niebezpiecznym. Dosłownie kilka godzin temu zdradziła mi, że chce porozmawiać z Henrykiem o związku na, który czuje się gotowa.
— Nie przesadzacie trochę? — odezwała się Lucy.
Castellano oderwała się od Raymonda, aby móc rzucić gniewne spojrzenie swojej siostrze.
— Co masz na myśli?
— Może Megan po prostu gdzieś poszła i telefon wypadł jej z kieszeni? — wytłumaczyła Lucy.
— Ale Meg nigdy nie rozstaje się z telefonem — wtrąciłam się, a moi przyjaciele zgodzili się z moją wypowiedzią.
— Właśnie! — wykrzyczała roztrzęsiona kobieta. — Umówiłyśmy się, że na nas poczeka. Nie poszłaby bez powodu w świat! — płakała coraz mocniej.
Nie wyobrażam sobie co musi przeżywać teraz ta kobieta. Doświadczyła już tak wiele bólu, a życie nadal ją nie oszczędza.
— Może warto zawiadomić Kapitana i Niebezpiecznego? — zaproponował milczący dotąd Jasper.
— Ale po co? — zapytała moja mama.
— Bo ktoś mógł ją porwać — wymamrotał Hart, wymieniając zdenerwowane spojrzenie z Page.
Poczułam ukłucie w sercu na myśl, że jakiś szaleniec mógł porwać Meg. Gdy ja byłam w niebezpieczeństwie nie wahała się, aby zainterweniować, więc i ja nie mogę być obojętna jej zniknięciu. Nie mogę pozwolić, aby stała jej się krzywda.
— Kto mógł ją porwać? — zapytał brunet.
Henryk zmierzył swojego szefa przeszywającym spojrzeniem.
— Serio stary? Jeszcze się pytasz? — odparł blondyn.
Każdy obecny w pomieszczeniu, rzucił Henrykowi pytające spojrzenie, na co jedynie głośno westchnął.
—, A kto zabija i torturuje nasze miasto od kilku ostatnich miesięcy?
Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Na myśl o tym, że ten lodowaty świr mógł wyeliminować moją kuzynkę. Usiadłam na szarej kanapie starając uspokoić napływające myśli i wspomnienia. Czułam się temu wszystkiemu winna, ponieważ gdyby podczas ataku w wesołym miasteczku Megan nie zainterweniowała, nie wiadomo czy jeszcze bym żyła. Zaczęłam się cała trząść, co zauważyła Eleanor, która w mgnieniu oka zamknęła mnie w swoim uścisku.
— Snowman? — zapytał Manchester.
— Coldman.
Hamowanie łez sprawiało mi coraz większą trudność. Mogę stracić swoją kuzynkę i zarazem najlepszą przyjaciółkę.
— Przecież to niemożliwe... — odezwała się Tremblay.
— Ten świrus porwał moją córeczkę!? — wrzasnęła zapłakana gospodyni domu. — Niech ktoś zadzwoni po policję! Po Kapitana! Po Niebezpiecznego! Musimy ją ratować!
— Musimy najpierw wymyślić plan działania, jeżeli chcemy dowiedzieć się co się stało i jak ją odzyskać — tłumaczył Ray.
— Jednak powinniśmy już kogoś zawiadomić — przerwał Tommy.
— Zgadzam się z nim — spojrzałam zapłakana na gości. — Im szybciej ktoś zacznie jej szukać, tym lepiej.
Eleanor wyjęła z tylnej kieszeni swoich czarnych jeansów telefon.
— Do.. do kogo dzwonisz? — spanikował mężczyzna.
— Do Kapitana i Niebezpiecznego — wyjaśniła dziewczyna i przyłożyła telefon telefon do ucha.
Mimo, że byłam przerażona i roztrzęsiona obecną sytuacją to i tak wyjęłam swoją komórkę i wybrałam numer na policję. Po wyjaśnieniu najważniejszych informacji dowiedziałam się, że niekoniecznie może być to porwanie, a zaginięcie możemy zgłosić dopiero po dwudziestu czterech godzinach. Nie mogliśmy tyle czekać wiedząc, że liczy się każda minuta.
— Typiara z policji uznała, że zaginięcie możemy zgłosić dopiero jutro, a co z Kapitanem? — zwróciłam się do brunetki, która przed chwilą zakończyła swoją rozmowę.
— Przyjęli zgłoszenie i za chwilę tu będą.
W takich chwilach jestem naprawdę wdzięczna, że mamy dwóch miejscowych bohaterów. Mimo, że to właśnie przez nich policjanci są leniwi, to trzeba im przyznać, że można na nich liczyć. Chwilę ciszy przerwał dzwoniący telefon Ray'a i zegarek Henryka, która zaczął wydawać dziwne dźwięki.
— My idziemy na werandę! — oznajmili i wybiegli z domu.
Ponownie przytuliłam się do dziewczyny stojącej obok. Tak bardzo się bałam. Bałam się, że już więcej jej nie zobaczę. Moja głowa nadal była pogrążona wspomnieniami. Ona jest dla mnie taka wspaniała. Nie zliczę ile razy mi pomogła. Przed nią jest jeszcze tyle rzeczy do zrobienia.
— Musimy lecieć do sklepu! — wrzasnął brunet, gdy wrócił do pomieszczenia z Hartem u boku.
— Po co? — zapytała Izabell.
— Ważna sprawa — odezwał się blondyn. — Nie mamy żarówek, musimy kupić.
— Bo poprzednie wybuchnęły — dodał Ray. — Obiecuję, że wrócimy za piętnaście minut i znajdziemy Megan!
Bez kolejnych, zbędnych tłumaczeń wybiegli z domu.
~♡~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top