~Chapter thirteen~

~♡~

Henryk

Po usłyszeniu tych kilku, krótkich słów moje serce dało o sobie znać dudniąc jak szalone. Jasper posłał zadziorny uśmiech w moją stronę sądząc, że postąpił właściwie. Wręcz zmusił wyzwaniem Megan, aby pocałowała osobę siedzącą naprzeciwko, którą jestem akurat ja. Nigdy nie zapomnę jej miny, gdy zorientowała się, że to właśnie mnie musi pocałować. Wydawała się być zdziwiona i zniesmaczona, a ja nie przestawałem myśleć o tym jak bardzo pragnąłem dotyku jej ust.

— Nie ma mowy — powiedziała unikając mojego wzroku.

— To osobę po lewej stronie — wtrąciła Rowe.

Spiorunowałem ją wzrokiem. Tego wieczoru była wyjątkowo irytująca i natarczywa. Co chwilę szeptała do mnie różne słówka i komentarze, które uważała za śmieszne mimo, że nie były.

— Chodź, będziesz miała to z głowy — Peter złapał Megan za rękę, a ta przytaknęła patrząc mu w oczy.

— Niech wam już będzie — Jasper westchnął.

On także starał się unikać mojego wzroku. Charlotte za to posłała mi współczujące spojrzenie. Od początku wiedzieli oni o moich spotkaniach z Megan jako Niebezpieczny. Dziewczyna jak zwykle mi tego odmawiała mówiąc, że skończy się to czyimś złamanym sercem. Szatynka jest atrakcyjna i odkąd wróciła spodobała mi się, a jako Henryk nie miałem u niej szans, dlatego wykorzystałem sytuację i zbliżyłem się do niej jako Niebezpieczny.

W mojej głowie pojawiły się wspomnienia z każdego naszego spotkania, pocałunku i jej uśmiechu skierowanego w moją stronę. Gdy Peter zbliżył się do szatynki i wbił jej się w usta, czułem jak gotowałem się od środka. Miałem ochotę podejść do nich i odepchnąć ją od tego pasożyta, ale nie zrobiłem nic oprócz patrzenia się na nich z udawaną obojętnością. Nie mogłem pokazać zazdrości ani tego, że mi zależy, bo w końcu nie całowała ona wieczorami Henryka tylko Niebezpiecznego. Nie była ona moja, więc mogła całować kogo tylko chce. Liczyłem każdą sekundę ich pocałunku, więc gdy trwał on dłużej niż powinien miałem ochotę krzyknąć lub zrobić cokolwiek, aby oni się tylko od siebie oderwali. Trzy sekundy po wyznaczonym czasie Megan odsunęła się od niego cała zarumieniona. Abigail i Oliver zaczęli bić brawo, a inni dołączyli zaraz po nich. Wszyscy, oprócz mnie.

Potem przestałem słuchać kogokolwiek. Zabawa nadal trwała w najlepsze i wydaje się, że wszyscy dobrze się bawili. Ponownie wszyscy, oprócz mnie. Z zawiasu, którego złapałem wyrwał mnie dźwięk mojego pikającego zegarka. Każdy ze zgromadzonych patrzył się na z zainteresowaniem i dezorientacją.

— Muszę zadzwonić do szefa — wstałem szybko z kanapy i bez zbędnych słów poszedłem na werandę. — Co chcesz Ray? — zapytałem ponuro, gdy ujrzałem hologram mężczyzny.

— W tej chwili robisz u siebie w domu imprezę na, którą przyjdzie pomocnik Snowmana — rozkazał.

— Nie ma mowy! Po za tym ostatnio kazał na siebie mówić Coldman — przypomniałem.

Jakiś czas temu ponownie spotkaliśmy się z mężczyzną, który wywołał chaos w całym mieście. Niestety po krótkiej rozmowie, a następnie walce, uciekł nam. Muszę przyznać, że facet jest całkiem niezły. Mało, któremu kryminaliście udało się zwiać dla Kapitana B i Niebezpiecznego, tym bardziej dwa razy. Nie mówiliśmy tego policji ani mediom, aby nie wywołać jeszcze większej paniki.

— To był rozkaz — rozłączył się.

Nie dostałem żadnych potrzebnych informacji, a Ray nie odbierał. Nie wiedziałem czy mam jakoś zaprosić tego pomocnika, ale postanowiłem o tym nie myśleć i po prostu zorganizować tą imprezę na, którą nie miałem najmniejszej ochoty. Brakuje mi jeszcze tego, aby po domu szwendało mi się więcej chłopaków, których Megan woli całować ode mnie.

— Kochani! Robimy imprezę! — krzyknąłem z udawanym szczęściem. — Dajcie znać znajomym i na portalach, aby przyszło jak najwięcej ludzi. Mam ochotę potańczyć — pokręciłem w charakterystyczny sposób biodrami, co spotkało się ze śmiechem obecnych tutaj dziewczyn.

Zbliżała się godzina pierwsza w nocy, a w mój dom był pełen pijanych nastolatków. Nie spodziewałem się, że zgromadzi się tu tak wielki tłum nad, którym nie miałem żadnej kontroli. Minęły dwie godziny odkąd Ray się nie odzywał, przez co lekko panikowałem. Na dodatek w domu zrobił się taki bałagan, że nie byłem pewny czy zdążę ogarnąć przed powrotem rodziców.

— Widziałeś może Abi? — zapytała Megan, która do mnie podeszła.

Była jedną z nielicznych osób, która była tutaj trzeźwa. Obserwowałem ją większość imprezy i dostrzegłem, że nie bawiła się za dobrze. Chciałem do niej podejść i pogadać, ale co chwilę kręcił się wokół niej Peter, który także nie tknął nawet kapki alkoholu.

— Jakieś dwadzieścia minut temu obściskiwała się z Oliverem w pokoju mojej siostry — powiedziałem zgodnie z prawdą, ale zbyt oschle, co dziewczyna dostrzegła.

— Henryk — zbliżyła się. — Jesteś na mnie zły za wcześniej?

Stała na tyle blisko, bym mógł poczuć jej cudowny zapach perfum, który sprawiał, że za każdym razem uginały mi się nogi. Na początku myślałem, że zbliżyła się do mnie z własnego wyboru, ale zorientowałem się, że muzyka gra tak głośno, że trudno było jej mnie usłyszeć.

— Nieee — przeciągnąłem. — Po prostu nie mogę zrozumieć tego, że wolałaś pocałować to coś zamiast mnie — wskazałem na Petera, który pomagał koledze wymiotować do mojej doniczki. — Znamy się tyle czasu, więc myślałem, że to nie będzie dla ciebie problem.

— Te coś jest moim przyjacielem — owinęła ręce wokół piersi. — A ty jesteś zwykłym sąsiadem, który był moim największym wrogiem niecałe osiem lat temu, więc nie ci mnie oceniać — odeszła.

— Auć.

Odwróciłem się za siebie i dojrzałem Ray'a, który przysłuchiwał się z zainteresowaniem całej rozmowie. Musiał dopiero co przyjść, ponieważ wcześniej go nie zauważyłem, a wyróżnia się na tle nastolatków.

— Ray po co to wszystko? — zapytałem wściekły. — Czemu się przez tyle czasu nie odzy... — zasłonił mi usta ręką, po czym wskazał na osobę stojącą za mną.

— Widzisz tego blond chłopaka? — zapytał mężczyzna, a ja kiwnąłem głową. — Jest to Barry - pomocnik białego świra.

— Skąd wiesz?

— Śledzimy go ze Schwozem od jakiegoś czasu — poklepał mnie po plecach. — Młody, szczelamy balona i łapiemy gówniarza.

Musieliśmy spuścić chłopaka na chwilę ze wzroku, aby móc niezauważalnie się przebrać. Najbliższym takim miejscem była łazienka na górze, a musieliśmy się śpieszyć. Gdy wyszliśmy na schody odszukałem Barry'ego. Rozmawiał on z pijaną Rowe, i Megan, która pomagała jej utrzymać równowagę.

— Stój! — zatrzymaliśmy się na schodach. — Nie możemy go teraz zaatakować. Jest tu za dużo ludzi — spojrzał na mnie niepewnie. — I stoi za blisko Megan — wyjaśniłem.

— To Kapitan i Niebezpieczny! — krzyknęła jakaś dziewczyna stojąca obok.

Każdy z obecnych spojrzał w naszą stronę, a muzyka została wyłączona. Na twarzach części można było wyłapać strach pomieszany ze zdziwieniem. Najpewniej sądzili, że zjawiliśmy się tutaj przez duży zbiór nieletnich osób pijących napoje wysokoprocentowe.

— Dzieci bawcie się dobrze! My tylko przyszliśmy zabrać co nasze — powiedział Kapitan i spontanicznie zbiegliśmy na dół.

Barry nawet się nie ruszył, tylko nadal stał w miejscu obok dziewczyn. Jednak, gdy miał pewność, że to jego szukamy wyciągnął z kieszeni kurtki broń, która wyglądem przypominała pistolet.

— Ani kroku, bo zamrożę każdą osobę w tym domu — zagroził pewny siebie. — Teraz pozwolicie mi bez żadnego kłopotu opuścić budynek.

Staliśmy w miejscu na szybko obmyślając plan. Jeden gwałtowny i nieprzemyślany ruch, a ktoś mógł ucierpieć. Chłopak wiedział, że ma przewagę, więc starał się to wykorzystać. Był stuprocentowo skupiony na nas, więc nie był w stanie zareagować na jakikolwiek atak na niego. Wtedy Peter naskoczył na chłopaka ze znienacka i wybił mu z rąk broń. Brunet chciał uderzyć w twarz zdezorientowanego Barry'ego, ale używając mojej szybkiej prędkości, wyprzedziłem go i ogłuszyłem pięścią, przez co chłopak zatoczył się na podłogę.

— Myślę, że to jednak koniec imprezy! — krzyknąłem. — Do domu!

Nie musiałem więcej powtarzać, ponieważ nastolatkowie opuścili mój dom zostawiając po sobie bałagan, który będę musiał sprzątnąć do południa. W salonie została tylko Megan, ledwo przytomna Rowe i Peter, który stał za blisko szatynki. Gdy Ray zakłuwał w kajdanki nieprzytomnego chłopaka, ja lekko pociągnąłem Megan za rękę, aby porozmawiać z nią na osobności.

— Nic ci ten psychol nie zrobił? — szepnąłem lustrując twarz dziewczyny.

— Nie — obejrzała się za siebie, aby spojrzeć na Petera, który nawet na sekundę nie odwrócił od nas wzroku.

— Jutro mam wolne — podniosłem prawy kącik ust. — Spotkamy się?

— Zastanowię się — puściła mi oczko i zaczęła sprzątać szklane butelki, które walały się dosłownie wszędzie.

Razem z Ray'em nie odwieźliśmy Barry'ego do więzienia, a do kryjówki, aby móc go skuteczniej przesłuchać. Gdy mężczyzna zapakował chłopaka do bagażnika to kiwnął głową i odjechał spod mojego domu. Czując ulgę, że to już koniec imprezy, wróciłem do swoich ciuchów.

— Gdzie ty byłeś? — zapytała Megan, gdy przekroczyłem próg domu.

Przez te dziesięć minut kiedy mnie nie było odbyła się tu dość poważna kłótnia. Oliver i Abigail najwyraźniej zeszli z góry całkowicie spici, ponieważ nie mogli powstrzymać śmiechu siedząc na kanapie. Za to Rowe także nadal pijana ledwo co stała i krzyczała na wszystko co się ruszało.

— U sąsiadów — skłamałem. — Grozili policją, a gdzie reszta? — zmieniłem temat.

— Kapitan B i Niebezpieczny wbili i aresztowali kuzyna Rowe, który miał ze sobą broń — wytłumaczył Peter.

Spojrzałem na niego gniewnym spojrzeniem. Oczekiwałem odpowiedzi od Megan, a nie chłoptasia, którego ona woli całować niż mnie.

— Nie pytałem ciebie — wysyczałem. — Jak to kuzyna?

— Barry jest kuzynem Rowe — wyjaśniła Megan. — Peter proszę idź już do domu i zabierz Olivera — poprosiła, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. — Ty Henryk pomóż mi z dziewczynami. Zaprowadzimy je do mnie, a potem wrócimy i to posprzątamy.

Gdy wręcz wyrzuciła chłopaków za drzwi cieszyłem się jak głupi, przez co zapomniałem o naszej krótkiej sprzeczce. Podczas ogarniania Abigail i Rowe, nie odezwała się do mnie ani razu. Starała się mieć jak największą kontrolę nad obecną sytuacją. Od początku nie podobał jest się pomysł z imprezą tak samo jak Charlotte, która poszła do domu, aby uniknąć jakichkolwiek kłopotów i najprawdopodobniej sprzątanie.

— Przepraszam — powiedziała, gdy zgarniała czerwone kubki z blatu. — Za ten mój ostatni wybuch.

Na dworze zaczynało się już powoli robić jasno, a my nadal sprzątaliśmy. Cieszę się, że dziewczyna została, aby mi pomóc, bo sprzątając samemu zajęłoby mi to jeszcze dłużej. Jednak przez większość czasu panowała kompletna cisza, którą szatynka przerwała dopiero teraz.

— Ja też przepraszam — spojrzałem na nią.

Postawiła czarny worek ze śmieciami na podłogę i podeszła do mnie. Bez zbędnych słów mocno wtuliła się w moją klatkę piersiową. Zdziwił mnie jej nagły ruch, ale objąłem ją mocno i gładziłem po plecach.

— Przepraszam także za to, ale musiałam kogoś przytulić — wyszeptała.

— Ja nie narzekam — zaśmialiśmy się.

Posiadanie jej w swoich ramionach było najprzyjemniejszym uczuciem, jakie do tej pory doświadczyłem.

~♡~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top