~Chapter eighteen~
~♡~
Nałożyłam na siebie kolejną sukienkę, która tym razem była koloru różowego. Odwróciłam się w kierunku siedzącej na moim łóżku Abigail, aby pokazać się w nowej kreacji. Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem, po czym płynnie pokręciła głową.
— Nie będziesz wyglądała jak Barbie. Nie na mojej warcie — wstała z łóżka i zaczęła przeglądać moją szafę.
Dzisiaj nastał ten dzień, kiedy stałam się dziewczyną Petera w oczach jego mamy. Ustaliliśmy, że przyjedzie on po mnie o osiemnastej i razem pojedziemy do wykwintnej restauracji, która znajduje się na wybrzeżach miasta. Muszę przyznać, że stresowałam się tym spotkaniem. Wiem jakie to jest ważne dla chłopaka, dlatego nie chcę go zwieść.
— Trzymaj to — podała mi czarną, przylegającą sukienkę z długimi rękawami.
Przyjęłam wieszak i przyglądnęłam się sukience. Całkowicie o niej zapomniałam. Jak najszybciej zmierzyłam ją i ponownie pokazałam się dziewczynie. Zobaczywszy mnie wyszczerzyła oczy i pisnęła.
— To jest właśnie to! Do tego szpilki i będzie git.
Dziewczyna sama zgłosiła się na ochotniczkę, aby pomóc mi z przygotowaniami. Już miała okazję, aby wykonać mi makijaż i byłam nim zachwycona, dlatego chętnie przyjęłam jej propozycję.
— Opowiadaj co tam u ciebie i twojego chłopaka — powiedziałam, gdy wykonywała mi makijaż.
— Nawet mi o nim nie mów — jęknęła.
— Co się stało?
— Nic się nie stało — wstrzymała na chwilę powietrze. — Podejrzewam, że mnie zdradza.
Spojrzałam na nią niepewnie, zastanawiając się co mogę powiedzieć, aby jej jeszcze bardziej nie zranić. Była tym całkowicie przybita, chociaż starała się to ukryć, nakładając swoją maskę obojętności.
— Czemu tak uważasz? — zapytałam i przełknęłam głośno ślinę.
— Ciągle gdzieś znika i nie mówi mi gdzie idzie, chodzi zamyślony i pisząc z kimś uśmiecha się do telefonu jak głupi — przegryzła dolną wargę. — Skończone!
Przyjrzałam się dokładnie w lustrze, lustrując każdy element będący na moim ciele. Nie pamiętam kiedy ostatnio wyglądałam tak ładnie. Moje długie, falowane włosy były rozpuszczone, a czerwona szminka na moich ustach dodawała jeszcze większego uroku. Pierwszy raz od jakiegoś czasu poczułam się naprawdę piękna. Chciałabym, aby Niebezpieczny mógł mnie teraz zobaczyć.
Zbliżała się osiemnasta, więc obie zeszłyśmy na dół. Abigail nie chciała już poruszać tematu Olivera. Nie jest ona osobą, która chętnie dzieli się swoimi uczuciami. Samo to, że mi powiedziała o swoich podejrzeniach, nie było w jej stylu. Gdy tylko zeszłam po schodach i przeszłam przez łuk ścienny, stukając przy tym czarnymi szpilkami, wzrok wszystkich w salonie przeniósł się na mnie. Siren przyszła do mojej mamy już wcześniej, dlatego nie zdziwiła mnie jej obecność, ale Henryka owszem. Siedział obok swojej mamy i najprawdopodobniej zanim tu przyszłam o coś ją prosił, ponieważ nigdy nie przychodził do mnie do domu bez powodu.
— O Boże, Meg — Siren zasłoniła usta ręką. — Jakaś ty piękna. Randka?
Zaśmiałam się krótko na jej pytanie.
— Nie — zaprzeczyłam od razu. — Zwykła przyjacielska przysługa.
— Dobra to ja już idę — odezwał się Henryk i wstał z szarej kanapy. — Dziękuję mamo — podniósł lewy kącik ust, po czym podszedł do mnie i przytulił na przywitanie. — Ślicznie wyglądasz — szepnął mi do ucha.
Pożegnał się ze wszystkimi i ruszył w kierunku drzwi wejściowych. W momencie, gdy straciłam go z oczu po domu rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi.
— Megan, stój — mama mnie zatrzymała, gdy chciałam iść otworzyć drzwi wejściowe. — Chcę, abyś wiedziała, że zerwałam dzisiaj z Benem — zmieszałam się, nie wiedząc jak na to zareagować. — Nie musisz udawać, że to cię smuci. Nie był dla mnie, a w morzu pływa wiele innych ryb — przytuliła mnie. — Baw się dobrze kochanie.
Uśmiechnęłam się do wszystkich promiennie i wyszłam z pomieszczenia. Przy drzwiach wejściowych zastałam Henryka i Petera, którzy napięcie o czymś rozmawiali.
— ...więc radzę ci uważać — w głosie blondyna można było wyczuć surową, wyraźną emocję. Trudno było jej nie zauważyć
— Wszystko okej? — zapytałam, a wzrok chłopaków powędrował na mnie.
Spięli się, więc nie oszczędzali słów przed moim przyjściem. Jednak teraz starali się jak najbardziej rozluźnić atmosferę i pokazać mi, że żaden konflikt pomiędzy nimi nie powstał. Dwójka wściekłych lwów, stała się parą milusich kociąt.
— To ja już pójdę — odchrząknął Henryk. — Miłej zabawy — powiedział na odchodne i wyszedł.
Pomiędzy mną, a Peterem zapadła niezręczna cisza, którą nie wiedziałam w jaki sposób przerwać. Po prostu staliśmy i patrzyliśmy na siebie.
— Idziemy? — zapytał.
Skinęłam głową, po czym wyszłam z domu. Brunet otworzył mi drzwi do jego czerwonego porsche i odjechaliśmy spod budynku.
— Powiesz mi o czym rozmawiałeś z Henrykiem zanim przyszłam? — zapytałam spokojnym tonem.
— Zwykłe, męskie pogaduszki — przełknął głośno ślinę. — Wyglądasz dzisiaj... wow — zaśmiałam się. — Oglądałaś wiadomości? — zmienił temat.
— Nie, a mówili coś ciekawego? — wyjęłam z małej, czarnej torebki telefon, aby móc odczytać wiadomość, którą przed chwilą dostałam.
Napisała do mnie Rowe, która przeprosiła za swoje i ojca zachowanie. Minęły dwa tygodnie od nieudanej kolacji z Suntly'ami. Przez ten czas dziewczyna umiejętnie unikała mnie w szkole i poza nią. Nie chodziłam za nią i nie próbowałam porozmawiać, po prostu czekałam na moment, kiedy sama do mnie podejdzie o tym pogadać. Odpisałam jej krótko, że nie ma za co i ponownie skupiłam się na Peterze.
— Coldman zabił pierwszą osobę — spięłam się. — Zamroził, po czym powiesił w parku, na drzewie starszą panią, która wracała ze sklepu — dotknęłam dłonią skroni, czując jak zaczęła mi pulsować.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie powagę sytuacji. Po jego pierwszym ataku, który miał miejsce w wesołym miasteczku, dwa miesiące temu otrząsnęłam się w miarę szybko. Miałam świadomość tego, że otarłam się o życie i to wszystko mogło się skończyć inaczej, ale zaczęłam żyć własnym życiem, całkowicie zapominając o tych ciemnych oczach pełnych nienawiści. Oczywiście potem niejednokrotnie pokazywał się publicznie i atakował przechodzących mieszkańców miasta, ale to były raczej drobne zbrodnie. Teraz, gdy odebrał niewinnej osobie życie, stał się mordercą, zagrażającym życie każdemu kogo spotka na swojej drodze.
Po kilkuminutowej jeździe Peter zaparkował na parkingu należącym do restauracji. Cała okolica wygląda elegancko i była bardzo zadbana. Na wprost wisiał wielki, podświetlany szyld z napisem "EVIL RESTAURANT". W tym samym budynku co restauracja, znajdował się dom właścicieli, który był jednym z najnowocześniejszych i najbardziej eleganckich w całym Swellview.
— Jak tu ślicznie — powiedziałam wysiadając z pojazdu. — I drogo — stwierdziłam ujrzawszy okolicę.
— Moja mama powinna przyjechać za piętnaście minut, przejdziemy się? — skinęłam z uśmiechem głową.
Spacerowaliśmy obok rzeki, która była nieopodal restauracji. O okolicę właściciele także zadbali, ponieważ wszystko naokoło było wręcz idealne. Oparłam się o poręcz na mostku, patrząc na potok wpływający do rzeki. Zielone liście drzew i kolorowe kwiaty będące skutkiem wiosny, tworzyły niesamowity krajobraz na, który mogłabym się patrzeć godzinami. W pewnym momencie Peter dotknął mojej ręki i złączył nasze palce. Powoli zbliżał się do mnie na niebezpieczną odległość w celu pocałowania mnie. Wydawałoby się, że to idealny moment na wyznanie komuś swoich uczuć lub właśnie na pocałunek. Mógłby to być oszałamiający całus, przy zachodzie słońca i romantycznym nastroju, którego nie dało się ukryć, ale brakowało tutaj najistotniejsze rzeczy, a właściwie osoby. Zdałam sobie sprawę, że nie mogłabym pocałować Petera, mając w sercu innego. Gdy brunet był bliski muśnięcia moich ust, widziałam przed oczami Niebezpiecznego, z którym chciałam przeżyć właśnie ten moment.
Odskoczyła od niego na odległość co najmniej dwóch metrów. W jego brązowych oczach pojawił się ból, który zabijał mnie od środka. Przez ten cały czas, kiedy wmawiał mi, że uważa mnie tylko za przyjaciółkę, potajemnie zbliżał się do mnie, aby zaatakować w odpowiednim momencie, który był teraz.
— Nie mogę tego zrobić — starałam się uniknąć jego wzroku, który wypalał bolesną dziurę w mojej twarzy.
— Czemu? — zapytał załamanym głosem.
— Chyba kocham kogoś innego! — krzyknęłam za bardzo nie myśląc nad wypowiedzianymi słowami.
Zakryłam usta dłonią nie rozumiejąc, dlaczego właściwie to powiedziałam. Miłość jest silnym uczuciem i nie sądziłam, że mogę ją poczuć do Niebezpiecznego, po ponad miesiącu potajemnego spotykania się. Prawdą było to, że nie znałam go praktycznie w ogóle, ale widziałam jakim był dobrym i troskliwym człowiekiem. Był w moich oczach ideałem, którego pragnęłam mieć tylko dla siebie, ale czy to nie dzieje się wszystko za szybko?
— Wiedziałem — uznał z żalem. — Mogłem się domyślić po tym jak na ciebie patrzy ten szczeniak... że coś was musi łączyć — przejechał ze zdenerwowaniem po swoich brązowych włosach.
— O czym ty mówisz? — zapytałam zdezorientowana.
Nie mógł on wiedzieć o moich spotkaniach z Niebezpiecznym chyba, że mu Rowe powiedziała, co jest możliwe po tych kilku tygodniach milczenia.
— O Henryku! — wykrzyczał nieco zbyt oschle.
— Henryku? Nic mnie z nim nie łączy! — przeszłam do tego samego tonu co on.
— A więc go też zwodzisz? — prychnął.
Wszelkie słowa wypowiedział z pogardą i żalem skierowanym w moją stronę. Sama do końca nie wiem, dlaczego wtedy się rozpłakałam. Słone łzy płynęły mi po policzkach, gdy analizowałam jego wypowiedź. Dotychczas nie dostrzegałam tego, że mogę go zwodzić. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że najmniejsze rzeczy, które dla mnie były czysto przyjacielskie, dostrzegał inaczej. Choćby nawet to, że zgodziłam się zostać jego dziewczyną w oczach jego mamy.
— Nie wiesz, że on także coś do ciebie czuje? — spytał łagodniejszym tonem, gdy nie odpowiadałam na jego wcześniejsze pytanie.
— Henryk jest moim przyjacielem za, którego też cię kiedyś miałam — zagryzłam ze zdenerwowaniem wargę.
— Megan, przepraszam cię — zbliżył się do mnie, ale ja ponownie oddaliłam się krok do tyłu. — Nie chciałem tak na ciebie nakrzyczeć, ale nie mogłem tego trzymać już w sobie. Cholernie mi na tobie zależy i nie chcę cię stracić. Jesteś taka piękna, mądra i troskliwa... — starłam z policzków łzy.
Mówił o mnie tak samo, jak ja mówiłam o Niebezpiecznym.
— Proszę zapomnijmy o tym. Chcę, aby było jak dawniej — poprosił ze skruszoną miną.
— Okej — posłałam mu wymuszony śmiech. — Chodźmy lepiej, bo twoja mama pewnie już przyjechała.
Chłopak zgodził się i wspólnie, bez słowa wróciliśmy pod lokal. Obok drzwi wejściowych stała wysoka, zgrabna kobieta. Była ubrana w obcisłą, granatową sukienkę, która doskonale opinała jej ciało.
— Tu jesteś — powiedziała do Petera, gdy tylko znaleźliśmy się w zasięgu jej wzroku. — Witaj kochanie — mocno przytuliła syna. — A ty musisz być... — zmierzyła mnie zniesmaczonym wzrokiem.
— Megan — uśmiechnęłam się kulturalnie i wyciągnęłam w jej stronę rękę, ale ta zbyła mnie odchrząknięciem.
Po sytuacji na moście myślałam, że to będzie najgorsza część wieczoru, ale się myliłam. Mama Petera okazała się być naprawdę oschłą osobą. Jak tylko zasiedliśmy w trójkę do stolika zaczęła zasypywać mnie pytaniami na, które sama nie znałam odpowiedzi. Jeszcze nawet nie podali nam posiłku, a już nie mogę zliczyć ile razy brunetka mnie skrytykowała.
— Proszę wybaczyć, ale muszę skorzystać z toalety — powiedziałam, po czym opuściłam salę.
Starałam się jak najdłużej przeciągnąć poprawianie makijażu tak, aby nie musieć wracać do stolika. Coraz bardziej żałowałam tego, że zgodziłam się na to wszystko.
— Mogę ci pomóc uciec przez okno, jeśli chcesz — powiedziała dziewczyna, która weszła przed chwilą do toalety.
Spojrzałam na młodą kelnerkę i zaśmiałam się krótko.
— Myślę, że dam radę wytrzymać — ona także się zaśmiała. — Jestem Megan.
— A ja Elizabeth, ale mów mi Lizzie.
~♡~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top