Rozdział 11

 W chwili gdy Scarlett usłyszała dźwięk otwierających się drzwi, posłuchała się Alex i zamknęła oczy. Czuła na sobie czyjś wzrok, jednak mimo to nie dawała oznak, że może być świadoma.

 - Hector podejdź do tej pierwszej, Joe do drugiej, a ja podejdę do tej ostatniej. - odezwał się męski surowy głos

 Słychać było tylko ciężkie kroki i nagle Scarlett poczuła dwa palce przy szyi. Hector sprawdzał jej puls. Nagle rozległ się czyjś krzyk i dziewczyna otworzyła oczy. Zdziwiona spojrzała na Alex, która mały kawałek szkła przykładała do tchawicy mężczyzny, który odezwał się do dwóch pozostałych.

 - Jeden ruch, a go zabiję. - powiedziała ostro

Lekarze cofnęli się od łóżek i stanęli zaszokowani, a w tym czasie Scarlett i Ruth wzięły do rąk nożyczki ze stolika chirurgicznego.

- Nie dasz rady go zabić. - powiedział sucho Hector, a Scarlett wykorzystując chwilę nieuwagi podeszła i dotknęła nożem jego pleców. Lekarz przełknął głośno ślinę.

 - Czyżby? - spytała ironicznie - Wiesz mi jak go zabiję będę miała kolejnego trupa do kolekcji. - uśmiechnęła się

 - Ona blefuje. - odezwał się drugi i gdy już miał podchodzić Ruth wbiła mu nożyce w ramię, a ten aż zawył z bólu.

 - Nie zostaw je. One są zdolne do wszystkiego. - powiedział zdenerwowany Hector - Czego chcecie?

- Po pierwsze: karty dostępu. Po drugie: twardego dysku z komputera.

 Lekarz spojrzał na nią ze zdziwieniem.

 - Jaki dysk?

- To wy o nim nie wiecie? - prychnęła Scarlett - A niby tacy ważni, zobaczcie.

- Dobra dość tej zabawy. - Alex przejechała w powietrzu nożem - Dajcie nam kartę dostępu. - Lekarze stali gapiąc się na nią - No już! - Ten którego trzymała włożył rękę do kieszeni i dał jej ją

- Jak stąd wyjść? - spytała Scarlett

Hector pokręcił z śmiechem głową.

 - Choćbym miał zdechnąć i tak wam nie powiem. Jak nie my to ktoś inny was złapie. - Scarlett z całej siły wbiła mu ostrze w klatkę piersiową. Ten zakasłał nie mogąc złapać oddechu i opadł w jej ramiona. Dziewczyna po ułamku sekundy puściła go. Nie okazywał żadnych oznak życia. Dopiero po chwili zorientowała się, że po policzkach płynął jej łzy. Spojrzała na Alex, która kręciła głową.

 - Brawo. Teraz będą nas jeszcze ścigać za zabójstwo. - westchnęła - To co? Chcecie skończyć tak jak wasz kolega? - dwóch lekarzy pokręciło przecząco głowami - To oświećcie nas jak stąd wyjść!

- Musicie iść dwa piętra na dół. Więcej już wam nie powiem. I tak będą tam znaki oznaczające wyjście. - Joe popatrzył na drugiego lekarza - Arthur jest wyżej ode mnie. Może potwierdzić.

 - Czy to prawda? - Alex złapała go za szyję, a gdy ten potwierdził uderzyła nim o ścianę tak by stracił przytomność

- Ruth weź coś z nim zrób. - odezwała się Alex ostro

 - Ale... ja chyba nie potrafię. - w chwili gdy skończyła ostatni e słowo rozległ się czyjś jęk. To był głos Joe'go. Miał w klatce nóż, którym rzuciła Alex.

 - I co takie trudne!? - krzyknęła - A teraz wiejemy. Chciałam włożyć ich do szafki, ale jeden jeszcze żyje, więc lepiej nie ryzykować.

- Czekaj a ubrania? - spytała Ruth

- Nie ma ich tu. Szukałam. - powiedziała Alex - Słuchajcie. Robimy tak: każda jak najszybciej zdejmie z siebie ubranie i nałoży na siebie ubrania tych tutaj, razem z kitlem. - spojrzała na dziewczyny

Scarlett bez słowa zaczęła rozbierać lekarza, a potem siebie. Po krótkiej chwili miła na sobie białe za duże spodnie, bluzkę i kitel.

 - Idziemy? - spytała Alex

 - Czekajcie a dysk?

 - Nie ma czasu. Przykro mi Scar - powiedziała Ruth

 Scarlett pokiwała lekko głową.

 - Scar? - spytała ze śmiechem

 - Bez komentarza. A teraz nisko głowy. Otwieram drzwi. - szepnęła Ruth

Dziewczyna wyszła na korytarz razem ze swoimi towarzyszkami i skierowała się w stronę windy. Wydawało jej się, że oddechy to pewnego rodzaju zegar, który w którymś momencie może się zatrzymać. Gdy Scarlett weszła do windy dotknęła kartą magnetyczną wybrany obszar i zaraz rozległ się dźwięk zamykających drzwi. Oprała się z westchnieniem o ściany i zamknęła oczy. Po chwili rozległ się charakterystyczny dźwięk, mówiący, że winda się zatrzymała. Dziewczyna wyszła z niej pośpiesznie, rzucając tylko szybkie spojrzenie na Alex i Ruth, sprawdzając czy są całe. Szła przed siebie co raz mijając lekarzy czy strażników. Nagle przed nią stanęli dwaj pracownicy USTT.

 - Dzień dobry. Czy mogą panie pokazać identyfikatory? - odezwał się surowy męski głos

 - Ale po co? - Scarlett czuła jakby jej serce zaraz miało się rozpaść na kilka małych kawałków

 - Niestety trzy obiekty - wzdrygnęła się na jego słowa - uciekły, zostawiając dwóch martwych i jednego lekarza w bardzo ciężkim stanie. - spojrzała na niego, a potem na dziewczyny, które pokiwały lekko głowami

 - Oczywiście, ale najpierw mam dla pana coś do powiedzenia. - podeszła do niego i odwróciła się do Alex i Ruth - Wiać! - Walnęła go w krocze i pobiegła przed siebie

 - Uwaga, uwaga obiekty K 541, K 550 i K 678 są obok wyjścia ewakuacyjnego numer 23. - rozległ się czyjś głos w głośnikach - Łapać je. Czy martwe czy nie to bez znaczenia. Rozkaz z góry.

 Scarlett biegła cały czas przed siebie. Czuła, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa, zupełnie jak płuca. Mimo to co chwilę spoglądała na dziewczyny. Ich miny wyrażały wszytko: teraz, albo nigdy. Dosłownie. Scarlett zatrzymała się na rozwidleniu dróg. Patrzyła się ze strachem na każdą, nie miała pojęcia,którędy iść.

 - Wiem! - krzyknęła Alex - Widzicie otwory wentylacyjne? Podsadźcie mnie tam. Potem ja pomogę wam tam wejść.

 - Nie tylko nie to! - krzyknęła Ruth

- Teraz się w tobie odzywa klaustrofobia?! - wrzasnęła Alex - Chcesz żyć czy nie? - dodała już ciszej

Scarlett i Ruth bez słowa podsadziły Alex, która wybiła kraty nogą i weszła do środka.

 - No pośpiesz się! - ponaglała się Scarlett - Słyszę czyjeś kroki. I nie jest ich mało. - dodała pełnego napięcia głosem

 Ruth podsadziła Scarlett ta złapała za rękę Alex i weszła do otworu.

 - No skacz Ruth złapię cię! -wrzasnęła Alex

 - Ale... - łzy spłynęły po jej twarzy - No dobra. - skoczyła, a Alex złapała ją za rękę i razem ze Scarlett podsadziła do góry. Zaraz po tym położyła kratę na miejsce. Nagle do korytarza wbiegli strażnicy i gdy zobaczyli, że jest pusty zaczęli cicho kląć i pobiegli dalej. Scarlett czuła jak napięcie powoli odchodzi od niej. Przytuliła szlochającą Ruth, a Alex spoglądała na nie z milczeniem.

 - Musimy iść dalej. - odezwała się Scarlett w lepszym humorze - Dasz radę? - zwróciła się do Ruth,a ta pokiwała głową - To chodźmy. Już niedaleko. - uśmiechnęła się

Scarlett szła, a raczej czołgała się pierwsza, za nią Ruth,a na końcu była Alex. Żadna nie odzywała się, ale pasowało im to. Scarlett co jakiś czas zatrzymywała się i pytała się Ruth o samopoczucie. Tak jak zwykle kiwała głową na "tak". Po jakimś czasie dziewczyna dostrzegła światło. Poczołgała się do niego i zdjęła kratę. Wyszła na zewnątrz ośrodka. Za nią Ruth i Alex. Scarlett nie mogła uwierzyć własnym oczom. Daleko na końcu miasta rzeczywiście był mur.

Miałam dodać wcześniej, ale niestety zachorowałam i nie czułam się na siłach aby pisać, więc przepraszam!

Paula



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top