C H A P T E R VII

#TCOEnatkassq na twitterze!

Czerwień nie zawsze wywoływała we mnie takie uczucia jak obecnie. Kiedyś była zwykłym kolorem, jak wszystkie inne. Niekoniecznie przeze mnie lubianym za dziecka, ponieważ uwielbiałam miętowy, ale za to nie wzbudzała we mnie żadnych negatywnych emocji. Jak wiele innych rzeczy i to się w pewnym momencie zmieniło. Wspomnienia z przeszłości powracają czasem w najmniej oczekiwanych momentach i postaciach.

W pewnym momencie kolor ten zaczęłam postrzegać niczym realne zagrożenie. Jak ognia wystrzegałam się elementów garderoby o tej barwie. Jednego wieczoru wyrzuciłam całą zawartość swojej szafy, która posiadała choćby najmniejszy czerwony element i wrzuciłam każdą rzecz do wanny. Uformował się imponujący stosik, któremu nie pozwoliłam długo czekać. Ukradzioną ojcu zapalniczką podpaliłam całą zawartość wanny i usiadłam na szafce, przy zgaszonym świetle obserwując pochłaniane przez ogień ubrania. Płomienie lizały tkaniny i pochłaniały je, tuląc w swoich gorących ramionach.

W takiej też pozycji, skuloną na marmurowym blacie, z mokrymi od łez policzkami oraz obłąkanym spojrzeniem, znaleźli mnie ludzie mojego ojca. Ogień został ugaszony, a ja zbita na kwaśne jabłko. To nie był pierwszy raz, kiedy ojciec podniósł na mnie rękę, ale pierwszy, kiedy nie ograniczył się do jednego uderzenia. Spędziłam w łóżku następny tydzień, dochodząc do siebie i pogrążając w myślach.

Nikt nie dostrzegł w spojrzeniu czternastoletniej dziewczyny namiastki szaleństwa, jakie w nim zagościło. Nikt nie przyjrzał się jej dokładnie, nie otworzył na nią oczu. Pozostawili ją samą sobie, pozwalając na utratę zmysłów i rozwijającą się rozpacz. Ona tonęła na ich oczach, a oni wciąż trzymali je na nią zamknięte.

Wieczorem zaskakuje mnie pukanie do drzwi. Akurat jestem w trakcie malowania lakierem paznokci u stóp, więc nie mogę wstać, by otworzyć. Zamiast tego wybieram niezbyt wyrafinowaną, ale jakże skuteczną i wygodniejszą formę zaproszenia gościa do środka. Krzyczę, że drzwi są otwarte.

Moim oczom ukazuje się Raffael, wciąż w tym mniej groźnym stroju, co wcześniej. Prostuję się zaskoczona, bo nie spodziewałam się go dzisiaj gościć w sypialni. Generalnie nie spodziewałam się go kiedykolwiek gościć w pomieszczeniu z łóżkiem, ale przyszedł ewidentnie porozmawiać ze mną na osobności. To chyba nie jest dobry znak.

Wydaje się lekko speszony albo tylko sprawia takie wrażenie. Ciężko rozpoznać jego prawdziwe emocje. Wchodzi do pokoju i rozgląda się na boki, podobnie do Graysona. Jakby bali się, że zaraz wyskoczy na nich  zamaskowany wróg. Zatrzymuje swój wzrok na kupce bagaży, których wciąż nie zaciągnęłam do garderoby.

― Czemu się nie rozpakowałaś?

Wzruszam ramionami.

― Prawdę mówiąc to nie chce mi się. Nie możesz mi powiedzieć, kiedy wyjeżdżamy, a ja nie zniosę ponownego pakowania na ostatnią chwilę. Dopiero to samo robiłam we Francji.

Kiwa głową, jakby zrozumiał. Robi kolejny krok do wnętrza pokoju, ale wciąż nie podaje powodu swojej wizyty, a ja nie poganiam. Mam tylko nadzieję, że nie dowiedział się o prezencie od sióstr... Byłabym skończona. Momentalnie siadam prosto, a w brzuchu wyczuwam wywołany stresem skurcz.

― Coś się stało? ― Pytam.

Mężczyzna wciąż się rozgląda, ale nie zatrzymuje wzroku na niczym konkretnym. Podchodzi do toaletki i opada na miękkie krzesło, które przed nią stoi. Jest obite miękkim w dotyku welurem, w kolorze bladego różu.

― Przykro mi to mówić, ale nie możemy się jutro wybrać na wycieczkę. Musimy to przełożyć na pojutrze. Wypadła mi pewna sprawa do załatwienia i nie może czekać.

Oh.

― Nic nie szkodzi ― odpowiadam i wzdycham z ulgi. Chyba czuję większą ulgę niż zawód. Od razu się rozluźniam. ― Ważne, że nie przepadnie.

Mężczyzna znowu kiwa głową, a ja spoglądam na jego łydki. Pokryte są ciemnymi włosami, ale nie ukrywają one umięśnienia, którym mężczyzna może się pochwalić. Jego łydki, tak jak i reszta ciała, pokrywają apetyczne mięśnie.

Przychodzi mi do głowy głupi pomysł. Uśmiecham się do niego i zerkam na lakier, który wciąż trzymam w dłoni. Zrzucam swoją odwagę na wino wypite do posiłku.

― Chciałbyś, żebym pomalowała ci paznokcie?

Na jego twarzy maluje się zaskoczenie. Drapie się po karku, jakby moje pytanie go zmieszało, a to musi być dość niecodzienny widok. W końcu jest Raffaelem Morrone.

― Mnie?

Przewracam oczami.

― A komu innemu? Mam czarny lakier, jeśli chcesz. Będzie ci pasował do tych wszystkich czarnych koszul, jakie nosisz.

Przygląda mi się z uniesioną brwią, a ja macham zachęcająco buteleczką.

― Wydaje mi się, czy panna Melody się wstawiła? ― Kącik jego ust drży, jakby pragnął poszybować w górę.

Obruszam się.

― Oczywiście, że nie. ― Jego czarne oczy, mimo dzielącej nas odległości, hipnotyzują. Na moje policzki wpływa nieśmiały rumieniec. ― A więc, jak będzie?

Kręci głową, sprawiając wrażenie, jakby nie dowierzał. Cóż, ja też nie będę mogła uwierzyć w swoje pytanie, kiedy tylko wyparują ze mnie resztki wypitego wina.

― Nie ma opcji.

Wypycham usta, formując z nich dzióbek i spoglądam na Raffaela udając rozczarowanie.

― Na pewno?

― Melody, jestem mężczyzną ― mówi, jakby miało mi to wystarczyć za odpowiedź.

― Pomalowane paznokcie są bardzo męskie ― odpowiadam stanowczo.

― Eh... ― Odwraca ode mnie wzrok i przenosi go na swoją lewą dłoń, którą wyciąga przed siebie i zaczyna jej się przyglądać. Nie wiem, co próbuje dostrzec. ― Mogę się zgodzić tylko na jedną dłoń.

Klaszczę z ekscytacji.

― Cudownie.

Nie tracąc czasu, klepię materac tuż obok siebie w zachęcającym geście. Mężczyzna na początku nie rusza się, jakby dawał sobie chwilę na oswojenie z sytuacją i decyzją, którą podjął. Nie wiem, kto z nas jest bardziej zaskoczony.

Wreszcie mruga parę razy i z nieodgadnionym wyrazem twarzy wstaje z fotela, a następnie łapie za jego oparcie, unosi w górę i przenosi go bliżej łóżka. Nie siada na materacu obok mnie, ale jest tuż na wyciągnięcie ręki.

Szybko wyciągam z kosmetyczki pilniczek, którego nie miałam okazji jeszcze nigdy wcześniej używać, jest całkiem nowy i zakupiony dokładnie dzień przed telefonem od matki. Biorę lakier o czarnym kolorze, a także nożyczki do przycinania skórek. Raffael patrzy na to wszystko bez słowa, jedynie wyciąga w moją stronę swoją prawą dłoń. Jest milczący.

― Powiedz, jeżeli będzie bolało, dobrze?

Obrzuca mnie takim spojrzeniem, że o mało nie odskakuję. Chyba nie spodobała mu się moja sugestia. Cóż... Sprawdźmy, czy naprawdę jest tak wytrzymały, jak o nim mówią.

Splatam nogi w siadzie skrzyżnym i kładę rękę mężczyzny na swoim kolanie. Mam na sobie krótkie spodenki, więc jego dłoń styka się z moją niczym niezakrytą skórą nóg. Gęsia skórka momentalnie pokrywa moje uda.

Skórę Raffaela zdobią malutkie blizny, upamiętniające dawne nacięcia. Przejeżdżam dłonią po jednej dłuższej niż inne, przecinającej jego kciuk, ale szybko cofam swoją rękę. Nie o dotykanie powinno mi teraz chodzić. Pora zamienić się w kosmetyczkę.

― Witaj w salonie kosmetycznym u Melody, jakie ma pan życzenia? ― Uśmiecham się pod nosem i bez chwili wahania przechodzę do działania.

Ostrożnie piłuję płytkę nadając jej ładniejszy kształt. Od razu paznokcie zaczynają wyglądać na bardziej zadbane. Z początku Raffael milczy i w ciszy przygląda się mojej pracy, ale w pewnym momencie z jego ust wydobywa się cichy syk, a ręką szybko ucieka do tyłu.

Marszczę brwi i obrzucam go niezadowolonym spojrzeniem.

― Musisz ze mną współpracować ― tłumaczę mu spokojnie. ― Jesteś dużym chłopcem, a duzi chłopcy nie boją się malutkich pilniczków.

Podnoszę wyżej wspomniany przedmiot i podsuwam go niemal pod nos mężczyzny. Marszczy brwi i bez słowa oddaje mi swoją dłoń z powrotem. Z kieszeni wyciąga telefon i zagłębia się w wyświetlanych na jego ekranie treściach.

Kończę piłować paznokcie i otrzepuję je z nagromadzonego pyłu. Decyduję się nie obcinać mu skórek, jedynie podsuwam je wyżej, żeby nie sprawić mu znowu bólu. Mogłoby to być za dużo nowości, jak na pierwszy raz.

Parę razy czuję na sobie jego spojrzenie, ale poza tym pozwala mi w spokoju pracować. Maluję po kolei każdy paznokieć zostawiając kciuk na później, wole go pomalować, kiedy pozostałe wyschną. Zakręcam na chwilę buteleczkę i sięgam do kosmetyczki. Pamiętam, że kiedyś z dziewczynami kupiłyśmy zabawne szablony na paznokcie. Wyciągam je z bocznej przegródki i zaczynam przeglądać w poszukiwaniu odpowiedniego. Uśmiecham się, kiedy dostrzegam idealny, które wręcz krzyczy "weź mnie".

Bez wahania naklejam go na środkowy palec. Raffael niczego nie podejrzewa, jest całkowicie skupiony na komórce. Na chwilę traci czujność.

Nakładam drugą warstwę na wszystkie paznokcie z wyjątkiem środkowego i kciuka, a następnie szybko odkręcam buteleczkę z białym lakierem i przejeżdżam nim po naklejce. Uśmiecham się, bo Raffael wciąż pozostaje nieświadomy moich ruchów.

Układam jego rękę wygodniej i kończę malowanie paznokci. Kiedy wszystkie mają już po dwie warstwy z zadowoleniem podziwiam swoje dzieło.

― Gotowe.

Raffael odkłada telefon i powoli przenosi swoje spojrzenie na dłoń. Nie odrywam wzroku od jego twarzy, która wyraża obojętność dopóki jego wzrok nie pada na malutką niespodziankę.

― Co to jest? ― Odrywa dłoń od mojej skóry i podnosi ją w górę. Z powątpiewaniem przygląda się mojemu dziełu i krzywi widząc biały paznokieć z czarnym uśmieszkiem, który niemal z niego kpi.

― Uznałam, że będzie do ciebie pasował ― przyznaję nieśmiało, a jednocześnie przegryzam wargę, by się nie roześmiać. Próbuję powstrzymać cisnące się na usta rozbawienie.

Przez chwilę żadne z nas nic nie mówi.

Raffael wygląda, jakby analizował sytuacje. Możliwe, że w innych sprawach przychodzi mu to łatwiej.

Z moich ust wyrywa się pisk, kiedy jego ciało bez żadnego ostrzeżenia zderza się z moim. Buteleczki upadają na podłogę, a do moich uszu dociera dźwięk rozbijanego szkła. Nie mam czasu na reakcje, kiedy gorące ciało mężczyzny wbija mnie w materac.

Tracę dech, kiedy przyciska swoje usta do moich i nie czekając na pozwolenie wciska swój język do środka. Moje usta same zaczynają oddawać pocałunki.

Jest inaczej niż ostatnio. Mocniej - bez słodyczy i delikatności. A mi ich wcale nie brakuje. Otrząsam się z zaskoczenia i staram oddawać pocałunki z równą mocą. Próbuję za nim nadążyć, ale nie daje mi szans. To on nadaje tempo pieszczocie.

Zaplatam ręce na jego karku i przyciągam jeszcze bliżej siebie. Umięśnioną klatkę przyciska moich do zakrytych jedynie koszulką piersi. Całe moje ciało opanowuje przyjemność, dreszcze wędrują w stronę podbrzusza.

Czuję jak jego duża dłoń opada na moją talię. Zimne palce wsuwają się pod koszulkę i dotykają nagiej skóry. Z moich ust wyrywa się jęk, który szybko tłumi kolejnym wygłodniałym pocałunkiem. W przeciwieństwie do ust, dłoń niespiesznie przesuwa w górę. Czuję moje mięśnie brzucha zaciskające się w odpowiedzi na jego wędrówkę.

Odrywa swoje usta od moich i przenosi je niżej na szyję. Nie panuję nad jękami przyjemności, które opuszczają moje bezwstydne usta. Wbija zęby i mocno zasysa cienką skórę. W tym samym czasie zimne palce docierają do zarysu mojej piersi. Wyginam się, nie panując nad swoim ciałem.

Wciąż uczepiony mojej szyi, bierze w palce wyraźnie pobudzoną brodawkę i bez ostrzeżenia skręca. Piszczę i jęczę w odpowiedzi na bolesną przyjemność. Podniecona do granic możliwości pociągam go za końcówki włosów, a on wypuszcza skórę z pomiędzy swoich zębów. Rano będę mogła podziwiać w tamtym miejscu fioletowy ślad.

Zasypuje pocałunkami linię mojej żuchwy i bierze pierś w swoją wielką dłoń. Zostawia na szczęce mokre ślady. Zaciskam z całej siły powieki, z każdą chwilą pragnę go coraz bardziej. Jego dotyk mi nie wystarcza, potrzebuję go poczuć jeszcze mocniej i intensywniej. Zniecierpliwiona wiercę biodrami w poszukiwaniu tarcia.

― Melody ― mruczy, a ja niemal dochodzę od dźwięku swojego imienia w jego ustach.

Całuje mnie po raz ostatni w kącik ust i odsuwa się. Rozczarowana rozplatam ręce i otwieram oczy. Nie potrafię ukryć tęsknoty, muszę ją mieć wymalowaną na twarzy, bo wyłapuję w oczach mężczyzny wahanie.

Podpiera się na jednej ręce, drugą wycofuje spod mojej koszulki, a następnie delikatnie obsuwa materiał z powrotem w dół. Spojrzenie ma mroczniejsze niż kiedykolwiek, króluje w nim głód. Ale mnie nie przeraża, wręcz przeciwnie, potęguje moje podniecenie i zachęca do wzięcia więcej.

Oddycham szybko, nie mogąc zapanować na oddechem. To był najlepszy pocałunek w moim życiu. Drugi, ale zdecydowanie najlepszy.

Zwiększa między nami odległość, aż wreszcie podnosi się i staje przed łóżkiem. Leżę przed nim bezbronna i walczę z chęcią zainicjowania kolejnego pocałunku. Chyba się uzależniłam.

Skanuje moje ciało, a w podbrzuszu czuję skutki jego mocnego i błyszczącego spojrzenia.

― Dobranoc, la mia musa ― mówi cicho i po raz ostatni przejeżdża wzrokiem po moim rozciągniętym na pościeli ciele, zatrzymując się dłużej na odznaczających pod koszulką sutkach.

Bezgłośnie opuszcza sypialnię, zostawiając mnie samą, rozpaloną i łaknącą jego dotyku, a ja ledwo mam siłę walczyć ze sobą, by nie zaciągnąć go z powrotem do łóżka.


#TCOEnatkassq na twitterze! Podzielcie się wrażeniami

#NatkaSsq

27.07.2021

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top