C H A P T E R V

#TCOEnatkassq na twitterze  🥳

Zasypiając wciąż czuję dotyk jego ust.

Myślę o nich we śnie i budząc się rano. Dotykam palcami warg, patrząc w lustro. Wyobrażam sobie nasz pocałunek schodząc rano do jadalni i nie zapominam o nim nawet na widok Graysona, Lucasa i Liama.

― Jak tam młoda? ― Mój ochroniarz urywa rozmowę z pozostałymi mężczyznami, zauważając, że wchodzę do pomieszczenia.

Ciekawi mnie, czy wie, co wydarzyło się poprzedniego dnia. Czy są ze sobą na tyle blisko, by zdradzać sekrety? Po jego zwyczajnej minie wnioskuję, że jest nieświadom tego, co zaszło między mną, a jego szefem.

― Ty mi powiedz. ― Uśmiecham się do niego i mrugam porozumiewawczo.

Parska śmiechem i kręci głową.

― Nic ci nie powiem.

― A to dlaczego? ― Siadam na podłokietniku fotela i zakładam nogę na nogę.

― Bo to nie są informacje przeznaczone dla tak młodych uszu.

― Grayson ja mam dziewiętnaście lat! ― Udaję oburzenie, ale mężczyzna nie daje się nabrać.

― Pogadamy po czterdziestce.

Liam i Lucas śmieją się cicho na widok mojej miny. Mój ochroniarz wzrusz ramionami, jakby nic więcej w tej sprawie nie mógł zrobić. Głupek.

― Powiedz, chociaż czy była miła i planujecie kolejne spotkanie ― proszę.

Wzdycha męczeńsko.

― Była miła i słodka, dobra? Ale ja nie chodzę na drugie spotkania.

Teraz to ja wzdycham, naśladując go.

― Skoro była miła i słodka to może warto zrobić dla niej wyjątek?

Przerywa nam dzwonek jego telefonu. Kiedy spogląda na ekran w sekundę opuszcza go dobry humor. Rzuca mi szybkie spojrzenie i zaczyna kierować się do drzwi tarasowych. Odbiera dopiero wtedy, kiedy znajduje się poza zasięgiem naszego słuchu.

Mrużę oczy i próbuję wyczytać z jego mowy ciała, o czym i z kim rozmawia, ale poddaję się po chwili. Robi się trochę niezręcznie, bo nikt z nas nie wie, jaki temat do rozmowy zaproponować. Rozglądam się po pomieszczeniu skupiając uwagę na dodatkach. Szklane wazony obejmują kolorowe bukiety kwiatów i ocieplają pomieszczenie. Razem z innymi roślinami rozmieszczone są w wielu miejscach, w tym na blacie stołu. Jestem przekonana, że to Maria dba o takie szczegóły jak żywa roślinność w domu.

Na moich ustach od obudzenia błąka się uśmiech, a moje myśli dominuje wciąż powracające wspomnienie ust Raffaela. Z perspektywy osoby niewtajemniczonej muszę wyglądać głupkowato, ale nie przejmuję się tym wcale.

Nie wiem, czemu tak reaguję na wczorajsze wydarzenia. Jest to głupie i naiwne zachowanie, ale nie mogę przestać. Znamy się pare lat, lecz tak naprawdę poznajemy się od dwóch dni. Nie mogę nic poradzić na to, że nie potrafię zachować obojętnej postawy wobec jego atrakcyjnej sylwetki. Mężczyzna prezentuje się lepiej niż każdy chłopak, jakiego poznałam. Jest niesamowicie męski i ocieka seksapilem. Wbrew mojemu zdrowemu rozsądkowi, przyciąga mnie do siebie. Nie ma w tym nic romantycznego, ale mam ochotę go dotykać. I choć wstyd to przyznać, Raffael jest pierwszym chłopakiem, z którym się całowałam. Nie, nie. Raffael jest pierwszym mężczyzną, z którym się całowałam.

Pewnie ciężko w to uwierzyć, ale nigdy nie miałam chłopaka czy towarzysza na jedną noc. Stroniłam od takich znajomości nie czując potrzeby na zbliżenia fizyczne. Może tez przeszkadzał mi w tym ciężki pierścionek na serdecznym palcu. Patrzyłam na niego i wiedziałam, że chłopak, którego poznałam w barze nie jest dla mnie. Brzydziłam i wciąż brzydzę się umową zawartą pomiędzy naszymi rodzinami, mimo że czasami czułam się dzięki niej spokojniejsza. Owszem, zniewolona i ubezwłasnowolniona, ale w niektórych sytuacjach wiedziałam, że nie będę musiała się martwić byciem singielką, bo w teorii nie jestem nią od prawie czterech lat.

Wczoraj, po niespodziewanym pocałunku i wyznaniu Raffaela, które przedarło się przez mój zamroczony umysł i rozpętało w nim gonitwę myśli, mężczyzna pomógł mi wrócić na jacht. Nie wspomniał więcej o tym, co się wydarzyło, ale był niezwykle znośny i miły, jak na siebie. Dlatego też nie analizowałam tych wypowiedzianych pod wpływem emocji słów. Pewnie nawet nie miały głębszego znaczenia. Zjedliśmy kolacje przygotowaną przez innego szefa kuchni niż Santiago i wypiliśmy po lampce wina.

Tak dotarliśmy do tego momentu, kiedy z głupkowatym uśmieszkiem wgapiam się w pełen plam obraz i próbuje wyczytać, co autor miał na myśli. Niewykonalne.

― Nie będzie dziś Santiago i Marii. ― Lucas odchrząkuje i zwraca na siebie moją uwagę. ― Musimy sami przyrządzić coś na śniadanie.

― Cudownie! ― Klaszczę od razu i rzucam pomysł, który pojawił się w mojej głowie. ― Macie ochotę na gofry z owocami? Wykorzystajmy świeże owoce.

Mężczyźni spoglądają po sobie, sprawiając wrażenie naradzania się bez użycia słów. Liam drapie się po brodzie, jak gdyby decyzja wymagała wielu ciężkich przemyśleń.

― No nie wiem, Morrone może tego nie pochwalić...

― Proszę, przestańcie. ― Przewracam oczami. ― We Francji wiele gotowałam i trochę za tym tęsknię. To będzie przyjemność was nakarmić.

― Dobra. ― Lucas macha ręką. ― Ale będziesz musiała mu powiedzieć, że długo nas namawiałaś.

Kiwam głową z uśmiechem i rozglądam się na boki, by ujrzeć wskazówkę o położeniu kuchni, a najlepiej drzwi z plakietką informującą.

― Kuchnia mieści się tam. ― Mężczyźni wskazują w stronę, z której przedwczoraj wyłonił się Santiago, żeby podać nam lunch. Doskonale odczytują moje myśli.

Pomieszczenie jest ogromne i przerażająco wręcz czyste. Wszystkie blaty błyszczą i nigdzie nie pląta się brudne naczynie bądź sztućce. Każda rzecz zajmuje swoje miejsce pośród licznych półek. Królestwo Santiago jest wyposażone we wszystko, czego potrzeba a nawet więcej do zrobienia gofrów. Znajduję potrzebne składniki, maszynę i owoce. Oczywiście muszę się ich najpierw naszukać, bo pełno jest szuflad.

Mężczyźni niepewnie zajmują miejsca na stołkach przy ogromnej wyspie i bacznie obserwują moje działania.

― Tu jesteście. ― Grayson wpada do kuchni jednymi z wielu par drzwi. Marszczy brwi, widząc, że wbijam do miski jajka, a przede mną pełno jest innych składników. ― Co robisz?

Podchodzi i nieufnie zagląda mi przez ramię do naczynia. Przewracam oczami na te zachowanie.

― Gofry, Grayson. Jadłeś już śniadanie?

― Tak, ale chętnie zjem drugie. ― Zajmuje jeden z wolnych stołków i wyciąga telefon.

Kiwam głową na znak, że zrozumiałam i obracam się po mikser. Omiatam spojrzeniem przepis na mojej komórce i widzę, że ciasto jest gotowe na zmieszanie składników. Choćbym chciała to nawet po kilkudziesięciu razach korzystania z tego przepisu wciąż go nie pamiętam. Mam okropną pamięć, jeśli chodzi o takie rzeczy.

― Gdzie Raffael? ― Pytam z pozoru niezainteresowana. Natomiast mój brzuch skręca się na dźwięk jego imienia.

― Pracuje ― odpowiada krótko Grayson. ― Wpadnie później.

Uderza mnie zawód, wywołany odpowiedzią mężczyzny. Liczyłam, że może po czymś takim Raffael będzie... No właśnie, jaki? Dla niego to pocałunek jak każdy inny. Pewnie wiele już ich w życiu rozdał. Ten niczym może się od nich nie różnic z tym wyjątkiem, że dał go niedoświadczonej dziewczynie, która traci rozum na sam jego widok.

Wzdrygam się automatycznie.

Odkładam mikser na bok, powstrzymując kolejne napływające do głowy myśli. To nie pora na zadręczanie się. Owoce, jakie udało mi się znaleźć to mango, banany, papaje, ananas i melon. Jak tylko wleję pierwszą porcję ciasta do gofrownicy zabiorę cię za robienie sałatki.

Czekając aż maszyna się nagrzeje, myję dokładnie wszystkie owoce i wycieram szmatką. Mimowolnie słucham rozmowy, którą zaczynają prowadzić między sobą Liam i Lucas. Omawiają nowinki motoryzacyjne, a wymieniane kwoty prawie ścinają mnie z nóg. Jednak mam wrażenie, że czują się trochę skrępowani w moim towarzystwie. Może boją się poruszać przy mnie pewne tematy, albo zwyczajnie nie czują się swobodnie. Jestem w stanie to zrozumieć, w końcu jestem obcą osobą, a oni wiedzą wiele rzeczy, takie jak typ dziewczyn, w których gustuje Raffael. Pewnie nie chcą znowu palnąć czegoś, czego nie powinni.

Nalewam do gofrownicy porcję na dwa pierwsze gofry i zamykam pokrywę. Spoglądam na zegarek, umiejscowiony na moim lewym nadgarstku i zapamiętuję godzinę.

Kładę na deskę pierwszy z owoców, wypada na ananasa. Z lekkim trudem przekrawam go na pół i zaczynam wykrawać środek. Idzie mi szybko. Kroję go w kostkę i przekładam do miski, ścinki wyrzucam do kosza. Na deskę wjeżdża kolejny owoc, tym razem mango. W międzyczasie sprawdzam jak się mają moje gofry, ale potrzebują jeszcze minutę lub dwie.

Pracuję w milczeniu, co parę chwil zerkam na moich towarzyszy, ale dwóch z nich rozmawia ściszonym głodem, a trzeci nie odrywa wzroku od telefonu.

― Jak ma na imię twoja wczorajsza towarzyszka? ― Zagaduję go.

Grayson spogląda na mnie i mruży nieufnie oczy.

― Przecież do niej nie pobiegnę, jak tylko mi powiesz. Gdybym chciała to zrobiłabym to nawet bez znajomości imienia. ― Przewracam oczami.

― A ja bym ci na to nie pozwolił.

― Niby w jaki sposób?

― Mel. ― Mężczyzna z politowaniem zwraca się do mnie zdrobnieniem. ― Myślisz, że Raffael wypuści cię stąd bez ochrony? Nie zdążyłabyś się nawet zbliżyć do bramy.

― Przecież bym nie uciekła. I czemu nie mogłabym z nią porozmawiać? Mogłybyśmy się zaprzyjaźnić.

Wyciągam gotowe gofry i kładę na ozdobny talerz. W ich miejsce nalewam nową porcje ciasta.

― Nie uciekłabyś nawet, gdybyś chciała.

― A co to niby ma znaczyć? ― Przerywam krojenie i marszczę brwi, patrząc na Graysona wyczekująco. Jednak on kręci przecząco głową i sięga po gofra.

― Hej! ― Przyciągam szybko talerz w swoją stronę. ― To do Liama i Lucasa. Dla ciebie będzie za chwilę, jeżeli mi odpowiesz.

―To szantaż ― zauważa.

― Popatrz, do czego mnie zmusiłeś. ― Wzruszam niewinne ramionami i kroję dalej owoce.

Mój ochroniarz postanawia nie udzielać mi odpowiedni nawet kosztem gofra. Albo zdaje sobie sprawę, że mimo gróźb i tak nie odmówię mu jedzenia. Nie miałabym serca.

Kończę kroić sałatkę i przesuwam ją razem z talerzem gofrów w stronę Lucasa i Liama.

― Dziękuję ― mówi jeden z nich, przekładając wypiek na swój talerz.

― Smacznego ― odpowiadam.

W międzyczasie zaczyna robić mi się gorąco. Klimatyzacja w kuchni nie jest tak dobra jak w salonie, a chodząca gofrownica wydziela kolejne porcje ciepła. Wachluję się dłonią, ale na nic się to zdaje.

― Może wiecie, czy jest tu gdzieś bita śmietana lub sosy?

Grayson schodzi ze stołka i bez słowa zaczyna otwierać po kolei wszystkie szafki i lodówki. W tym czasie wyciągam kolejną gotową porcję i przekładam na talerz, który przesuwam prosto w stronę na razie pustego miejsca ochroniarza.

― Jesteś zły? ― Pytam lekko zdezorientowana, kiedy znowu bez żadnego słowa mnie mija. Na szczęście przyniósł ze sobą wszystko, o co prosiłam.

― Nie, dlaczego?

― Nie wiem, takie odniosłam wrażenie... ― Wachluję się dłonią, bo dokucza mi gorąca temperatura w pomieszczeniu.

― Niewyspany to lepsze określenie, to dla mnie? ― Zmienia temat i wskazuje podsuniętego gofra. Kiwam głową na tak, postanawiając zadowolić się jego odpowiedzią.

Następnego gofra robię już dla siebie. Zaczynam odczuwać w żołądku lekkie ssanie z głodu. Wczoraj wróciliśmy krótko przed północą i spałam aż do dwunastej. Zdążyłam zgłodnieć.

Kiedy wyczuwam na swoim czole krople potu, nie wytrzymuję. Szybkim ruchem przeciągam przez głowę biały top i zostaję w samej górze od bikini. Tym razem założyłam żółty komplet w białe stokrotki, niezwykle uroczy i dziewczęcy - jeden z moich ulubionych.

Od razu robi mi się lepiej, choć wciąż mam wrażenie, jakbym znajdowała się w saunie. Czy w tym domu popsuła się klimatyzacja?

Przewieszam top przez oparcie najbliższego krzesła i sięgam po ręcznik papierowy. Szybko ścieram nim krople potu, które zdążyły się pojawić na moim czole. Kiedy znowu spoglądam na moich towarzyszy zauważam, że przestali jeść. Liam zamarł z jedzeniem w połowie drogi do ust, a pozostała dwójka wbija we mnie dziwne spojrzenia.

― Co? ― Podpieram rękę na biodrze i pochylam głowę w bok. Wszyscy się dzisiaj dziwnie zachowują.

― On nas zabije. ― Liam odkłada wszystko z powrotem na talerz i chowa twarz w dłonie. ― Lata przyjaźni pójdą się pieprzyć.

Kręcę głową nie rozumiejąc, o czym on mówi.

― Dajcie spokój ― odzywa się wreszcie Grayson. ― Będzie zabawnie.

Pozostała dwójka spogląda na niego z niedowierzaniem, a ja czuje, że omija mnie cała dyskusja.

― O czym wy mówicie?

― Chyba coś zaczyna się palić.

Błyskawicznie obracam się w stronę gofrownicy i faktycznie, kiedy podnoszę jej pokrywkę widzę, że ciasto zdążyło mocno zbrązowieć. Wzdycham i wyciągam wypiek z zamiarem wyrzucenia go. Grayson widząc, co robię, niemal przeskakuje przez wyspę.

― Zostaw, zostaw! Takie są najlepsze.

Unoszę gofra wyżej, żeby dobrze mu się przyjrzał.

― Przecież on jest spalony. ― Nie dowierzam.

― Takie są najlepsze, no daj.

Stoję w bezruchu przez kilka sekund, zastanawiając się, czy spełniając jego zachciankę nie popełnię błędu. Jedzenie spalenizny nie jest najzdrowsze, ale z drugiej strony nie jest cały czarny.

― Niech będzie, ale na twoją odpowiedzialność ― decyduję. Przekładam gofra na talerz, który wyciąga w moją stronę ponad blatem. Mężczyzna zaczyna z powrotem się szczerzyć, co sprawia, że i ja się uśmiecham. Z wesołością mu do twarzy.

Kręcę się po kuchni, przygotowując również kawę. Ekspres jest niezwykle trudny w obsłudze, różni się od tego, którego używałam do tej pory, ale jakoś sobie radzę. Wciskam parę przycisków, a wkrótce potem mogę cieszyć się pachnącą latte. Lucas opowiada żart i nie mogę się powstrzymać od śmiania. Mężczyzna ma wspaniałe poczucie humoru, które skrywa pod tatuażami i groźną miną. Kładę rękę na brzuchu i zginam się w pół nie opanowując rozbawienia.

Odgłos zrobionego zdjęcia dociera do mnie, mimo głośnego śmiechu naszej czwórki. Spoglądam, z wciąż wielkim uśmiechem na twarzy, w stronę Graysona, który nie kryje się i trzyma telefon skierowany w moją stronę.

― Hej! A w jakim celu te zdjęcia? ― Mężczyzna kręci głowa w odpowiedzi i uśmiecha się tajemniczo.

― Zobaczysz.

Nie dopytuję, bo chyba nawet nie chcę znać odpowiedzi. Wreszcie i ja mam gotowe śniadanie. Posypuję wypiek owocami, a kiedy sięgam po sos czekoladowy drzwi kuchenne otwierają się z wielką mocą. Nie spodziewając się tego wypuszczam na blat naczynie, które uderza o nie z hukiem. Obracam się wystraszona i zauważam w niewielkiej odległości postać Raffaela, którego przecież miało nie być. Mężczyzna lustruje wzrokiem pomieszczenie, a w nim momentalnie zapada cisza. Nikt się już nie śmieje, ani nie żartuje.

Spoglądam przez ramię na moich towarzyszy, a Lucas i Liam mają poważne miny. Siedzą sztywno z wyprostowanymi plecami i w bezruchu wpatrują się w postać swojego szefa. Boże... Dlaczego on tak wpływa na ludzi?

Grayson reaguje inaczej. Owszem, nie jest tak wyluzowany, jak wcześniej, ale na jego ustach wziąć tli się uśmiech. Nie za szeroki, ale na tyle duży, by nie sprowokować Raffaela.

Obracam się w stronę narzeczonego, który wysysa z pomieszczenia całą pozytywną energię i zastępuje ją napięciem. Kulę się w sobie, a na moje odkryte ramiona wstępuje gęsia skórka. Cudownie.

― Dlaczego znowu jesteś rozebrana przy moich ludziach? ― Wypowiada pytanie niebezpiecznie niskim i spokojnym głosem. Niepewnie spoglądam w dół, by upewnić się, że mówi o moim stroju kąpielowym i krótkich spodenkach. Wszystko jest na swoim miejscu, nic nie wyleciało, więc nie rozumiem, dlaczego w ten sposób odbiera mój strój.

― Jest bardzo gorąco... ― Odpowiadam niepewnie, niemal jakbym zadawała mu pytanie. Po wczorajszym przyjaznym sposobie bycia nic nie pozostało. Znowu jest prawdziwym Raffaelem.

Zaplatam ręce na piersi, chcąc się ukryć przed jego spojrzeniem. Z bólem serca zakrywam urocze stokrotki przed światem.

― Co tu się właściwie dzieje? ― Kieruje pytanie do mężczyzn, siedzących za moimi plecami, ale to ja mu odpowiadam.

― Miałam pomysł, by upiec gofry. ― Biorę wszystko na siebie, jak obiecywałam. ― Na początku nie chcieli mi pozwolić, ale w końcu dali się namówić. ― Spoglądam przez ramię na jego ludzi, uśmiechając się nerwowo przez towarzyszący mi stres. ― Chciałbyś spróbować?

Proponuję mu, choć nie jestem pewna, jaką odpowiedź wolałabym usłyszeć.

Raffael obrzuca ostatnim spojrzeniem moich towarzyszy i ponownie skupia swój wzrok tylko na mnie. W środku się trzęsę.

― Jadłaś już? ― Wskazuję na talerz, który wyślizgnął mi się z dłoni, gdy przyszedł. Na szczęście nie jest uszkodzony.

― Właśnie miałam zacząć.

― To siadaj, ja dokończę pieczenie.

Bez słowa ściąga swoją marynarkę i podwija rękawy koszuli. Nie wiem, jak on przy takiej temperaturze wytrzymuje w pełni ubrany, a do tego nie wygląda na w najmniejszym stopniu zgrzanego.

Zaskoczona jego decyzją przez chwilę nie ruszam się nawet o milimetr. Dopiero, kiedy zaczyna iść w moją stronę otrząsam się, szybko obracam i zgarniam talerz, a potem czmycham na drugą stronę wyspy. Zajmuję miejsce obok zadowolonego Graysona.

Jego powód do radości pozostaje dla mnie nieznany. W ciszy zabieram się za jedzenie, a chwile po mnie swoją oficjalną postawę zaczynają odpuszczać jego pracownicy. Pewnie smakowałoby lepiej, gdyby atmosfera była inna, ale nawet teraz jestem w stanie siebie pochwalić za pyszny wypiek. Uwielbiam gofry.

Raffael bez trudu odnajduje się w roli kucharza, choć to pewnie przesadzone określenie. Nie zaskakuje mnie jego dzisiejszy strój, który znowu zdominował czarny kolor. Koszulę ma podwiniętą, odsłania jego przedramiona, które pokryte są gdzieniegdzie tuszem. Kilka rozpiętych górnych guzików nadaje mu wygląd leniwego drapieżnika.

Kończę śniadanie i dopijam kawę. Czuję się wspaniale, teraz chciałabym tylko położyć się nad basenem i kąpać w promieniach słońca. Jeżeli moje życie nadal będzie tak wyglądało to szybko się rozleniwię.

― Mam dzisiaj dużo do załatwienia. ― Raffael nie spuszcza tonu z oficjalnego. Chyba lubi czuć władzę, nawet wtedy, kiedy nie wydaje poleceń. ― Grayson musi pójść ze mną, tak samo Liam i Lucas, ale w domu i na terenie rezydencji będą kręcić się moi ludzie. Niestety nie ma też dzisiaj Marii i Santiago, więc sama będziesz musiała o siebie zadbać.

― Nie jestem dzieckiem. ― Przewracam oczami. ― Nie musisz mnie tak traktować.

― Masz mój numer w swojej komórce, jeżeli coś by się działo.

Wczoraj miły, a dzisiaj oschły. Daleko mu do mężczyzny, z którym wygłupiałam się w oceanie, a jeszcze dalej mu do mężczyzny, który stłumił mój śmiech pocałunkiem. Rumienię się mimowolnie na to wspomnienie. Mam nadzieję, że wezmą to za wypieki od panującego w pomieszczeniu gorąca.

― Czekaj. ― Dociera do mnie, co mężczyzna właśnie powiedział. ― Skąd mam twój numer?

Momentalnie siadam prosto i wbijam spojrzenie we wlewającego do maszynki ciasto mężczyznę. Nie zwraca na mnie uwagi i po raz kolejny zostawia moje pytanie bez odpowiedzi. Klasyk w jego wykonaniu, który zaczyna działać mi na nerwy.

Grayson opuszcza z brzękiem widelec na podłogę. Schyla się po niego, mrucząc coś pod nosem. Przy okazji trąca mnie łokciem, a kubek w moich rękach omal z nich nie wypada. Piszczę zaskoczona jego atakiem i wielką siłą. Posyła mi przepraszające spojrzenie.

― Wpisałem ci go ― odpowiada niespodziewanie Raffael. Odwraca moją uwagę od ochroniarza.

Otwieram zaskoczona usta i próbuję sobie przypomnieć, kiedy miał na to okazję, ale żadne wspomnienie nie przychodzi mi na myśl. Może zrobił to, kiedy spałam? Drżę na samą myśl. Chyba czas zamykać drzwi na noc, na zamek.

Dom pustoszeje już godzinę później. Kiedy wychodzę z pokoju, do którego poszłam tylko po laptopa, zauważam, że wszyscy już odjechali. Nikt się ze mną nie pożegnał, nie przyszedł poinformować. Zostawili mnie lekko zdezorientowaną i przybitą.

Mimo wszystko idę zrealizować swój plan i zmierzam do ogrodu. Basen, który do tej pory jedynie podziwiałam z większej odległości, zamierzam dzisiaj przetestować. Słońce smaży niemiłosiernie, kiedy przechodzę przez przesuwane drzwi na taras i daję się pochłonąć pierwszym docierającym do mnie promieniom.

Pokonuję schodki, z których omal nie spadłam trzy dni temu, gdyby nie Raffael. Nie tylko dzięki jego refleksowi i silnym ramionom dał radę uchronić mnie przed upadkiem, ale w ogóle by do tego nie doszło, gdyby mnie nie przestraszył.

Wokół basenu zostały porozkładane leżaki, ale również dwa stoliki z parasolami. Kładę na sąsiednią leżankę wszystkie przyniesione rzeczy i sięgam do guzika spodenek. Nie zakładałam nic więcej na siebie po wyjściu z kuchni, więc nie mam na sobie niczego poza strojem kąpielowym. Ze swoich rzeczy wygrzebuję krem z filtrem i smaruję nim dokładnie ciało.

Wokół panuje idealna cisza, jedyne słyszalne odgłosy wydawane są przez przyrodę. Przeciągam się delikatnie i podchodzę do brzegu basenu. Wystawiam przed siebie stopę, zanurzając w wodzie jedynie jeden palec w celu sprawdzenia jej temperatury. Nie jest najcieplejsza, ale za to idealna na tę pogodę. Składam ręce i odbijam się od brzegu, wskakując do basenu. Owiewa mnie przyjemny chłód wody. Przepływam pod powierzchnią parę metrów nim postanawiam się wynurzyć, a woda obmywa moje ciało. Przeciągam dłońmi po włosach, przygładzając je odrobinę.

Wzdycham. W innych okolicznościach niezwykle cieszyłabym się z takich wakacji. Chociaż już teraz rozpiera mnie radość przez miejsce, w którym się znajduję to z tyłu głowy mam obawę przed tym, co nastąpi. Nie da się zapomnieć o życiu, jakie mnie czeka.

Kładę się na plecach, dryfując na powierzchni. Przymykam oczy, rozkoszując się spokojem.

Tydzień temu byłam na imprezie nad basenem u jednej z moich szkolnych koleżanek, a u swojego boku miałam grupkę najlepszych przyjaciół. Siedem dni później znajduję się na Teneryfie w wypasionej willi, należącej do mojego narzeczonego, a wspomnienia o ludziach, których porzuciłam staram się wyprzeć z pamięci. Porzucić ich tak, jak stary telefon. Po prostu zostawić i zniknąć, jakby nigdy się nie istniało.

Początkowo umowa z moimi rodzicami była prosta. Wysłali mnie do Francji, kraju niezwykle uwielbianego przez moją babcię, by całkowicie zmienić mi środowisko. Trafiłam do państwa, w którym została poczęta moja matka. Choć nie był to Paryż, Nicea przypadła mi do gustu równie mocno, a nawet bardziej. Odzyskiwałam siły po wszystkich złych chwilach, jakie mnie spotkały i powoli stawałam na nogi. Gdyby nie te wszystkie dobre osoby, które stanęły na mojej drodze i nie zbagatelizowały mojego stanu, to nie wiem, gdzie byłabym dzisiaj. Możliwe, że nie byłoby już mnie wcale.

Otwieram oczy i biorąc wdech pozwalam się ściągnąć na dno. Wypuszczam przez nos bąbelki powietrza, które szybują w górę ku powierzchni. Po chwili dotykam tyłkiem zimnego dna.

Spędzam czas w basenie, dopóki nie pojawia się zmęczenie. Podpływam wtedy do schodków, których obecność wcześniej zignorowałam i za ich pomocą wychodzę na brzeg. Nie bacząc na to, że ścieka ze mnie woda, rzucam się na leżak i wystawiam ciało do opalania. Pozwalam swoim myślom błądzić.

Niedaleko słyszę dźwięk czyjegoś telefonu. Zaalarmowana podnoszę się do siadu i mrużę oczy, skanując teren dookoła siebie. Nie od razu zauważam w nieznacznej odległości od domu dwóch mężczyzn. Ubrani są identycznie w czarne koszulki polo i tego samego koloru spodnie. Jeden z nich przy uchu trzyma telefon, a inny rozgląda się na boki. Szybko wyłapuje moje spojrzenie i nim zdążę spanikować, kiwa mi głową na przywitanie i odwraca się tyłem.

Wzdycham z ulgą i kładę rękę na piersi. Zupełnie wypadło mi z głowy to, co Raffael mówił w kuchni o obecności swoich ludzi. Mają się cały czas kręcić w okolicy, czyli nie zostałam całkiem sama. Może to i nawet lepiej. Nie mam obaw przed zostawaniem samej w domu, ale wolę mieć świadomość, że niedaleko jest ktoś, kto mógłby usłyszeć moje wołanie o pomoc. Nie, żebym przewidywała taką konieczność.

Z powrotem opadam plecami na leżak i powracam do poprzedniej czynności - nic nie robienia. Miła odmiana, bo ostatnio ciągle coś się działo. Nawet we Francji, każdego dnia wychodziliśmy ze znajomymi chociażby na spacer, byle tylko nie spędzać całych dni w domu.

Mijają godziny, a ja nieprzerwanie wyleguję się na leżaku. W uszach mam słuchawki, a co jakiś czas zmieniam pozycję i stronę zwrócenia ku słońcu. Jest już po szesnastej, kiedy zaczynam czuć ssanie w żołądku.

Nie wiem, na co mam ochotę, ale najłatwiej byłoby przygotować makaron. Raffael nie wspominał, kiedy zamierzają wrócić, więc może powinnam zrobić większe ilości, a nie tylko porcję dla jednej osoby? Rozmyślając, podnoszę się z leżaka i pozostawiam nad basenem wszystkie swoje rzeczy. W samym stroju przekraczam próg domu i idę prosto do kuchni, do której drogę poznałam dzisiaj rano. W czterdzieści minut przyrządzam spaghetti, bo to najprostszy na świecie przepis i do tego nie zajmuje wiele czasu. Zjadam na stołku przy wyspie, jedzenie gorącego obiadu na dworze byłoby samobójstwem.

Cały czas towarzyszy mi dziwne uczucie niepokoju. Nie mogę wytłumaczyć skąd się wzięło, ale nie opuszcza mnie nawet na chwilę. Przeglądam telefon, starając się zająć myśli czymś innym, ale jest to ciężkie.

Godziny mijają jedna za drugą, a ja łapię się na tym, że wyczekuję ich powrotu. Na każdy dźwięk obracam się z żałosną nadzieją, że to oni. Kiedyś bardzo lubiłam zostawać sama, ale w pewnym momencie się to zmieniło i pragnę czuć stale czyjąś obecność.

Lekko chore, ale nic nie poradzę na swój zniszczony umysł.

Oglądam zachód słońca z ogromnego tarasu, a podwyższenie, na jakim się znajduje zapewnia lepszy widok. Z zajętego miejsca jestem w stanie dojrzeć ocean. Przydałaby się teraz lampka wina, by dopełnić klimat, ale po pierwsze nie wiem, gdzie je przechowują, a po drugie boję się, że trafiłabym na butelkę droższą od połowy mojej szafy. Kto wie, czego można spodziewać się po Raffaelu, gangsterzy lubią otaczać się błyskotkami, wystarczy tylko spojrzeć na mój ociekający kiczem dom rodzinny...

Układam się wygodniej w wiklinowym fotelu stworzonym na styl kosza. Środek wyłożony jest beżowymi miękkimi poduszkami, a nad głową załamuje się dach, ochraniający przed słońcem, którego akurat teraz brakuje. Sięgam po złożony koc i okrywam nim swoje nagie nogi.

Powietrze pięknie pachnie, a przyroda kładzie się do snu. Za chwile nadejdzie noc, zwierzęta pójdą spać do swoich norek, a ja zostanę sama w wielkim zimnym domu. Nie powinno nikogo dziwić, że odwlekam ten moment, jak najdłużej się da.

Nigdzie nie widzę ochroniarzy, którzy wcześniej mnie zaskoczyli. Ziewam przeciągle i podkurczam kolana do klatki piersiowej. Nie muszę patrzeć na zegarek - i bez niego wiem, że nie ma ich od dziesięciu godzin. Czy powinnam zacząć się niepokoić? Co prawda nie zapowiedzieli, ile ich nie będzie, ale przecież wspomnieliby, gdyby nieobecność miała trwać kilka dni... Prawda?

Buziaki i do następnego!

NatkaSsq

10.06.2021

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top