C H A P T E R IX

Jeden z moich ulubionych rozdziałów. Niektórym alkohol rozwiązuje język, a inni decydują się na szczerość, będąc zbyt zmęczonym na udawanie 🤭

#TCOEnatkassq na twitterze

Powrót do rezydencji mija nam w akompaniamencie muzyki grającej w radiu. Żadne z nas się nie odzywa. Jedynie czasem czuję na sobie mroczne spojrzenie Raffaela, ale podróż szybko dobiega końca, a po przekroczeniu progu rozchodzimy się w innych kierunkach.

Biorę zimny prysznic, chcąc ochłodzić się po długim wylegiwaniu na słońcu i obmyć z piasku, który mam dosłownie wszędzie. Muszę myć włosy cztery razy, żeby przestać czuć pod palcami malutkie ziarenka.

Przez cały czas odtwarzam w pamięci wydarzenia z plaży. Przypominam sobie jego dotyk i pocałunki, które rozpaliły we mnie podążanie. Zwieszam głowę i zamykam na chwilę oczy, ale to tylko sprawia, że zaczynam widzieć wszystko wyraźniej.

Zakręcam wodę i nie kłopocząc się wytarciem ręcznikiem staję na miękkim dywaniku. Mam ochotę krzyczeć, kiedy mój wzrok pada na odbicie w ogromnym lustrze, zajmującym całą jedną ścianę.

Klnę pod nosem i robię parę kroków, by znaleźć się bliżej.

— Pieprzony Morrone... — Dotykam palcem największego ze śladów i zaciskam zęby.

Brzuch, obojczyki i szyję obsypane mam ciemnymi malinkami. Największa z nich znajduję się nad moją prawą piersią, której sutek wciąż pamięta uścisk zębów Raffaela. Wkurzam się na niego, mimo że w chwili ich robienia byłam najszczęśliwszą osobą na ziemi. A nawet wyżej, bo unosiłam się na pieprzonej chmurce, kiedy jego palce błądziły po mojej cipce.

Zamykam oczy i biorę kilka uspakajających wdechów. Jednak widok tych wszystkich śladów po ponownym otworzeniu nie sprawia, że czuję się spokojniejsza. Jak ja to wszystko przykryję? Jesteśmy na wyspie, nie założę bikini bez ukazaniu światu dowodu mojego opętania.

Owijam wokół siebie ręcznik, by przykryć chociaż część z nich. Kręcę głową na swoją głupotę. Omamiona jego urokiem zupełnie zapomniałam o obietnicy, którą sobie złożyłam. Choć od tamtej chwili minęło parę lat nie zamierzam wyprzeć z pamięci działań matki, które sprawiły, że zalana łzami obiecałam coś sobie.

Nigdy nie dopuszczę do zbliżenia z Raffaelem Morrone.

Może jego łagodne traktowanie, którego doświadczam od wezwania do Londynu, zamydliło mi oczy. Jedyną grozę wzbudza we mnie tajemniczość i mrok jego spojrzenia, ale czas z tym skończyć. Raffael jest graczem, szefem mafii, zarządza oddziałami ludzi na całym świecie, a ja tylko nastoletnią dziewczyną po przejściach, która pragnie bliskości. Pozwoliłam mu na to, bo pragnęłam coś przeżyć – nie dlatego, że mi się spodobał. Muszę mu pokazać, że nie jestem tu po to, by mu dogodzić. Umowa między naszymi rodzinami nie zawierała punktu o usługiwaniu i oddawaniu się Raffaelowi – nie ważne jak wielkim marzeniem mojej matki się to stało. Nie ważne ile podpunktów miała jego lista życzeń. Nie pozwolę na więcej zbliżeń.

***

Oglądam film na nowym laptopie, ale nawet wciągająca historia dwójki zakochanych nie jest w stanie odwrócić moich myśli. Towarzyszy mi kujące poczucie zawodu. Zawiodłam samą siebie pozwalając pożądaniu wysunąć się na pierwszy plan.

Co z tego, że Raffael jest przystojny? Może i przewyższa urodą każdego poznanego mężczyznę, ale w tych okolicznościach nie ma to najmniejszego znaczenia, a jedynie robi ze mnie kierującą się urodą partnera idiotkę.

Wzdycham i zamykam klapę komputera. Nic z tego nie będzie, nie pamięta nawet połowy akcji w filmie, a dobiega już końca. Do tego mam ochotę coś zjeść, po powrocie z plaży zamknęłam się w sypialni i ominęłam kolację.

Ubieram klapki i zarzucam na ramiona sweter, pod spodem mam tylko różowy komplet piżamy z satynowego materiału.

— Mel! — Przestraszona potykam się na schodach, ale w ostatnim momencie wspieram na balustradzie, która zapobiega mojemu upadkowi. Napinam przy tym wszystkie mięśnie. Grayson macha mi z korytarza. — Wiedziałem, że potrafię przywoływać ludzi myślami. Chodź.

Mrużę oczy, by mimo ciemności przyjrzeć się mężczyźnie. Próbuje zrobić krok w przód, ale zatacza się parę razy.

— Chodź, chodź — ponagla mnie machając na wszystkie strony ręką. Drugą trzyma zupełnie nieruchomo przy brzuchu.

A do mnie dociera pewien istotny fakt – Grayson jest kompletnie pijany.

Wytrzeszczam oczy na niespodziewany widok. Szybko pokonuję dzielącą nas odległość i bez pytanie zarzucam sobie na barki jego ramię, starając się przenieść choć część jego ciężaru na siebie. Drugą rękę nie bez powodu trzyma przy brzuchu, chroni w ten sposób sprawce całego zamieszania – butelkę czerwonego wina.

— Gdzie chcesz iść? — Pytam widząc, że zaczyna mnie gdzieś ciągnąć.

— Idziemy się napić na tarasie — odpowiada, jakby to było oczywiste i mimo swojego stanu okazuje się mieć wciąż dużo siły. Poddaję mu się i staram dotrzymać kroku.

Przechodzimy przez pusty salon i rozsuwane drzwi, które stoją teraz otworem. Ogród oświetlają pojedyncze lampiony i lampy. Niebo jest całkowicie ciemne. Puszczam Graysona dopiero, kiedy upewniam się, że siedzi bezpiecznie w fotelu. Sama zajmuje kanapę tuż obok i wyciągam nogi przed siebie, prostując je całkowicie.

— Za życie! — Korek butelki puszcza, a Grayson pociąga szybko łyk i wyciąga wino w moją stronę. Przyglądam mu się z niechęcią, ale w końcu biorę do ręki.

— Za wolność — mruczę pod nosem i przykładam butelkę do ust. — Dobre — przyznaję i wypijam jeszcze parę łyków.

Wino rozchodzi się po moim przełyku ze znajomym ciepłem. Wzdycham. W poprzednim życiu miałam wiele podobnych momentów – wieczory przy butelce wina z przyjaciółkami. Czy mi ich brakuje? Tak, jak wszystkiego z ostatnich lat, ale nie chcę rozpamiętywać, bo całkowicie się w tym zatracę.

— Powiedz mi, Mel... — Przerywa milczenie po paru kolejkach. — Jak to jest z tobą i Raffaelem?

Przebiega mnie lodowaty dreszcz.

— Nie rozumiem pytania. — Przykładam butelkę do ust, bo akurat znajduje się w moich rękach, a na trzeźwo tego tematu nie zniosę.

— Chłopak ma na twoim punkcie obsesję, ty nie masz w sobie tego strachu, co każda osoba wiedząca, kim jest Raffael Morrone, a i tak będziecie zamieniać swoje życie w niskobudżetowy dramat.

Zamieram, czując, że serce wybija swój rytm w przyspieszonym tempie. Chyba alkohol uderzył mi do głowy, bo nagle zrobiło się duszno.

— Co... — Odchrząkuję, kiedy wbrew woli mój głos postanawia się załamać. — ... co masz na myśli?

Jego pijany wzrok wbija się we mnie wgniatając mnie w oparcie kanapy. Spojrzenie ma szkliste, ale słowa nie składają się w bezsensowną całość. Mimo alkoholu we krwi buduje całkiem logicznie brzmiące zdania.

Zaczynam czuć się niekomfortowo. Wiercę się pod jego ciężkim spojrzeniem, a uczucie nie mija.

Wzdycha i pociąga łyk z prawie pustej już butelki. Nie wiem, kiedy zdążyliśmy ją opróżnić, ale wiem za to, że jutro będzie bolała mnie głowa. I to jak.

— Panu chyba już wystarczy. — Znikąd zjawia się Raffael, który bez trudu wyrywa spomiędzy palców Graysona wino i z nieprzeniknioną miną spogląda na dno, po którym ślizgają się ostatnie kropelki płynu. Wzdycha.

— Oho, przyszedł Pan Maruda — wyrywa mi się cicho, ale niewystarczająco cicho. Wytrzeszczam oczy i przykładam palce do ust, nie wierząc, że powiedziałam to na głos.

Grayson wybucha pijackim śmiechem, poklepując się z plaskiem po udzie.

— Chciałabyś mi coś wyznać, la mia musa? — Raffael przysiadana oparciu fotela, na przeciwko mnie.

— Skądże. — Opuszczam dłoń i wbijam wzrok w mojego towarzysza zbrodni.

— Bo jeśli chcesz ja również mogę coś wyznać naszemu przyjacielowi.

Moje oczy muszą ciskać w niego błyskawicami.

— Świnia!

Wbrew moim przewidywaniom nie reaguje gniewem na wyzwisko, ale nieoczekiwanie unosi w górę kącik ust, jakby go to bawiło.

Nie ma już na sobie ubrania z plaży, przebrał się i wziął prysznic, bo włosy ma starannie ułożone. Nie założył niczego eleganckiego, lecz zwykłe lniane spodenki i koszulkę.

Prycham i kręcę głową, odwracając ją w bok.

— Niesamowite zjawisko. — Grayson ociera z kącików oczu udawane łzy. — Dwójka kochanków udaje, że ich do siebie nie ciągnie.

— Tobie naprawdę już starczy. — Raffael poklepuje przyjaciela w plecy i posyła pobłażliwy uśmiech. — Pomóc ci się dostać do sypialni?

— Spokojnie, ja sobie poradzę — przedrzeźniam zirytowana, ale niemal od razu krztuszę zszokowana. To miało pozostać w myślach.

— Nie zapomniałem o tobie, Malutka. — Zagryzam wargę, w tym stanie gniew szybko ustępuje miejsca zażenowaniu, a później zawstydzeniu.

Ogarnij się, Melody!

— Żartowałam — odpowiadam. — Poradzę sobie sama. — Na dowód swoich słów, próbuję wstać, ale gwałtowna zmiana pozycji doprowadza do zawirowania wszystkiego przed oczami.

Ojej. Jakieś mocne musiało być to wino.

Nie wiem, kiedy Raffael znalazł się tuż obok, ale w odpowiednim momencie łapie mnie w pasie i pomaga znaleźć się w pionie, chroniąc przed upadkiem.

— Dzięki... — Niechętnie przyjmuję jego pomoc, bo nie pozwala się odepchnąć, a ja orientuję się, że nie mam tyle siły, by poświęcić ich część na sprzeciw. Pamiętajcie, trzeba mądrze wybierać swoje bitwy.

— Chodź, chłopie. — Znikąd pojawia się Liam i zarzuca sobie ramię Graysona tak, jak ja wcześniej. A może to jest Lucas? A zresztą, czy to ważne?

Raffael popycha mnie delikatnie w stronę drzwi balkonowych, a ja bez gadania robię to, co chce. Chwilowo opuściła mnie cała waleczność.

— Ile wypiliście? — Pyta po chwili.

Wzruszam ramionami, ale pewnie nawet tego nie zauważa. Idziemy w stronę schodów, ale wyrywa mi się ciche westchnięcie, kiedy stajemy przed pierwszym stopniem.

Raffael obrzuca moją twarz czujnym spojrzeniem i po chwili zastanowienia zabiera ręką, którą miał owiniętą wokół mojej tali i chwyta mnie pod kolanami. Piszczę, kiedy nagle znajduję się w powietrzu.

Nie zwracając uwagi na moją reakcję, w mgnieniu oka pokonuje schody i kieruje się korytarzami w stronę zajmowanej przeze mnie sypialni.

— To nie jest prawdziwe — wyrzucam z siebie nagle. — Daliśmy się ponieść emocjom, a to co jest pomiędzy nami... — Macham ręką pomiędzy naszymi ciałami uderzając go przy tym w pierś. — ...to tylko umowa, fikcyjne pożądanie i nic więcej. To nie powinno się wydarzyć! To pomyłka!

Raffael przystaje pod drzwiami mojej sypialni i odstawia mnie delikatnie na podłogę. Upewnia się czy dam radę stać o własnych siłach i obrzuca dziwnym spojrzeniem.

— Chcesz teraz o tym rozmawiać?

— Tak.

Wzdycha, a ja zaplatam ręce na klatce piersiowej, by wyglądać choć trochę groźniej.

— Grayson powiedział, że...

— Grayson w takim stanie mówi wiele bzdur — przerywa mi. — Nie powinnaś się sugerować jego słowami przy własnym osądzie sytuacji.

Wzdycham sfrustrowana.

— Wiem, że chciałeś przygotować sobie robota, a nie narzeczoną, ale muszę cię rozczarować: nie ukończyłam szkolenia.

Marszczy brwi, ale nie pozwalam dojść mu do słowa.

— Nie chciałam tu przyjeżdżać i nie chcę tu być, bo musisz wiedzieć, że bez względu na to ile jestem winna rodzinie, nigdy nie pozwolę im rządzić moim sercem.

Nagły błysk przecina jego spojrzenie. Popycha mnie w tył i całym ciałem uderzam o drzwi. Przymykam na sekundę powieki, a on w tym czasie chwyta mnie za kark i unieruchamia. Spoglądam przerażona w jego ciemne tęczówki. Widzę tylko mrok i obce błyskawice.

— C-co ty...

Zaciska mocno szczękę i marszczy brwi. Jest zdenerwowany.

— Posłuchaj mnie, la mia musa. — Niski ton głosu wytwarza wibracje. Przenikają mnie aż do kości. — Nie wiesz o czym mówisz, wszystko jest dużo bardziej skomplikowane, a ty widzisz jedynie czubek potężnej góry lodowej.

Nie rozumiem. Widzi w moich oczach zdezorientowanie, a ja nie potrafię tego przed nim ukryć.

Przejeżdża kciukiem po moich ustach, a złość powoli znika z jego oczu.

— Nie możesz się ze mną kłócić, nie teraz, kiedy tyle się dzieje.

— Co takiego się dzieje?

Zaciska usta, jakby powiedział za dużo i puszcza mnie. Odsuwa się, a ja odzyskuję przestrzeń osobistą.

— Idź spać — mówi tylko. — Jutro będzie cię bolała głowa.

Mimo wszystko żadne z nas się nie rusza. Wciąż tkwimy na swoich miejscach skupiając się na drugiej osobie.

— Dlaczego poświęcasz mi tyle uwagi?

W skupieniu analizuje moje pytanie.

— To naprawdę skomplikowane, Melody.

— Ale ja potrzebuję jakichś odpowiedzi! Nikt mi nic nie mówi i każdy traktuje jak dziecko.

Przejeżdża ręką po twarzy. Wreszcie widać na niej jakieś emocje, a szczególnie na wierzch wychodzi zmęczenie.

— Nic nie jest czarno białe, a ja mam jeszcze parę spraw do zrobienia zanim uda mi się pójść spać.

Nie mogę nic poradzić na współczucie, które zaczynam czuć.

— Dobranoc. — Sięgam w końcu do klamki i rzucam mu ostatnie spojrzenie.

Skoro nawet upadły anioł nie może sobie poradzić i daje złapać w pułapkę komplikacji to, co czeka świat śmiertelników?


Czekam na wasze komentarze! Buziaki i do następnego x

NatkaSsq

09.08.2021

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top