C H A P T E R IV

Miłego czytania!

Kiedy wystawiam głowę za okno, a wiatr smaga mnie po twarzy mam ochotę krzyczeć, że jestem najwolniejszym człowiekiem na świecie. Ta namiastka normalności, jaką chwilowo odczuwam jest jedyną rzeczą, która zapewnia mi wewnętrzny spokój. Nie liczy się, że na siedzeniu obok mnie znajduje się mój własny ochroniarz, a ja wracam do mężczyzny, który wbrew mojej woli został mi przypisany. Nie. Liczy się tylko ta chwila, to, co jest tu i teraz.

Nabieram w płuca powietrza i krzyczę z całych sił, dzieląc się swoim stanem ze wszystkimi w okolicy. Zdzieram gardło wykonując okrzyk radości i opadam usatysfakcjonowana na oparcie fotela. Czuję się chwilowo naprawdę spełniona.

We Francji poznałam grupkę najlepszych przyjaciół, trzymaliśmy się razem i staliśmy za sobą murem w każdej sytuacji. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam takiego uczucia, jakim jest szczera sympatia i bezinteresowne relacje, które są silne w swojej naturalności. Wcześniej byłam przekonana, że dużą role przy zawiązywaniu przyjaźni grają pieniądze, a dokładniej to ile ktoś ich ma. Powinie ci się noga? Żegnaj, zostajesz wykluczony z towarzystwa. W mojej szkole z internatem tego nie było. Ludzie lubili się za to, kim ktoś był.

A wcześniej, zanim trafiłam do Nicei, spędziłam pół roku wśród ludzi, którzy nie ufali nikomu, a szczególnie sobie samym. Spoglądali wgłęb swojej duszy, obserwowali wszystkie słabości, a później tę wiedzę obracali przeciwko sobie samym. Poznawali najsłabsze punkty i je wykorzystywali. W ciągu swojego kilkunastoletniego życia byłam częścią trzech zupełnie różnych od siebie środowisk. Odniosło to duży wpływ na to, kim teraz jestem i pragnę się stać. Pobrałam parę lekcji od życia, aby ukształtować swój charakter i być szczęśliwą.

Grayson gasi silnik, wyrywając mnie ze swoich myśli. Drgam lekko wystraszona i obracam się w jego stronę.

― Dzięki za dzisiejszy dzień ― mówię szczerze. ― Dobrze się bawiłam.

― Do usług, młoda. I tak jesteś na mnie skazana jeszcze przez długi czas.

Wysiadamy, a ja czekam, aż mężczyzna wyjmie z bagażnika wszystkie nasze torby. Właściwie to moje, bo on nic dzisiaj nie kupił. Idziemy do drzwi, prowadząc lekką rozmowę.

― Czekaj, chcesz mi powiedzieć, że Teneryfa nie umywa się do widoków na Hawajach?

― Oczywiście, tylko ślepy byłby w stanie zestawić ze sobą te dwie destynacje. ― Otwiera przede mną drzwi i puszcza mnie przodem, a ja idę przed siebie, patrząc na niego przez ramię.

― Też bym chciała polecieć na Hawaje. Moja przyjaciółka opowiadała mi, że jest tam... ― Wpadam na coś twardego. ― Pięknie ― kończę lekko skołowana.

― Mogę cię tam zabrać ― mówi niski głos, a ja czuje przez bliskość wibracje wytwarzane przez jego klatkę piersiową. Spoglądam w górę i ukazuje mi się twarz mojego narzeczonego. Spogląda w dół, przez moją twarz na klatkę piersiową i jego spojrzenie przecina błyskawica. Oh.

― Co ty do kurwy masz na sobie? ― Jego głos jest jeszcze niższy niż był przed chwilą, zatrzymuje swój wzrok na mojej górze od bikini i spogląda ponad moją głową na ochroniarza. ― Czy ty wypuściłeś ją tak z domu?

Marszczę brwi i sama spoglądam na swój strój.

― A co z nim jest nie tak?

― Chyba, kurwa, nie pytasz poważnie.

Krzywię się i robię krok w tył, bo wciąż stykam się z jego klatką. Zawiązuję ramiona na piersi i mierzę go spojrzeniem. Do tej pory przy mnie nie przeklinał.

Jego oblicze wykrzywia grymas złości. Oj. Nie jest dobrze. Moja postawa nie jest tak pewna, jak była jeszcze przed chwilą. Cofam się jeszcze bardziej, aż stoję prawie przy Graysonie. Skoro nie bał się go wcześniej to może teraz przyjmie na siebie całą jego złość.

― Raff, ale ona wygląda jak wszystkie laski na wyspie. ― Na jego ustach maluje się uśmiech pełen rozbawienia, ale stara się mówić spokojnie.

― Nie obchodzą mnie tamte laski, Melody nie jest jak one.

Auć. Może nie chciał mnie zranić, ale dokładnie to zrobił. Nie jestem jak tamte laski, bo co? Bo wyglądam gorzej? Moje ciało nie jest zbyt dobre, żeby je pokazywać? Kręcę głową i odwracam wzrok, żeby na niego nie patrzeć. Chyba starczy mi już jego obecności.

― Szykuj się, idziemy pływać jachtem. ― Wyrzuca z siebie.

― Nie ma ochoty ― mówię zraniona.

― Przecież mieliśmy jechać pozałatwiać... ― zaczyna Grayson, ale Raffael mu przerywa.

― Zmiana planów. Melody, pakuj się do samochodu.

― Dopiero przyjechaliśmy! ― Protestuję.

― Nie obchodzi mnie to.

― Ale mi się chce siku.

― To idź, kurwa, do łazienki i pakuj się do samochodu. ― Zaczyna się coraz bardziej denerwować, ale wciąż panuje nad swoim głosem.

― Grayson jedzie z nami?

― Po moim trupie.

Marszczę brwi i wreszcie na niego spoglądam. Grayson obok mnie trzęsie się od powstrzymywanego śmiechu, a ja zaczynam wątpić czy jest zdrowy na umyśle. Takie zachowanie przy Raffaelu to tylko z masochistycznych pobudek.

― Ale ja nie chcę z tobą jechać bez Graysona.

― Mel. ― Mój ochroniarz musi zakaszleć, by ukryć swoje rozbawienie. ― Tak sobie pomyślałem, że może zadzwonię do tej dziewczyny z lodziarni. Co mi szkodzi?

Obracam się błyskawicznie w jego stronę, a na moją twarz wstępuje uśmiech.

― Naprawdę?

Kiwa potakująco głową.

― Jutro ci wszystko opowiem, ale musisz być grzeczna.

― Jesteś wkurzający.

― Nie przeklinaj ― upomina mnie Raffael, przypominając o swojej denerwującej obecności. Spoglądam na niego z niedowierzaniem. ― A więc postanowione, Grayson jedzie się zabawić, a my na jacht.

― Obrzydliwe. ― Stojący obok mnie ochroniarz wybucha długo powstrzymywanym śmiechem, który rozluźnia atmosferę. Słysząc go mimowolnie się uśmiecham.

― Rozumiem, co facetów może w tobie kręcić.

― Wydaje mi się, czy miałeś gdzieś zadzwonić? ― Cierpliwość mojego narzeczonego jest na wyczerpaniu.

― Tak jest, szefie. ― Grayson salutuje, mruga do mnie i obraca się, by odejść.

Zostawia mnie samą z Raffaelem, który roztacza wokół siebie aurę wkurwienia. Cudownie. Mierzymy się spojrzeniami.

― Za pięć minut przed domem. ― Przerywa nasz kontakt i spogląda na zegarek, wystający spod rękawa marynarki. Przy tylu stopniach za oknem jego strój jest nieodpowiedni.

Czując coraz silniejszy uścisk na pęcherzu decyduję się zostawić go w holu. Nie wiem, gdzie w tym domu są łazienki, więc idę do tej w moim tymczasowym pokoju. Torby z dzisiejszych zakupów już tam na mnie czekają, co oznacza, że Grayson musiał być tu chwile przede mną.

Prócz spełnienia swojej potrzeby, zmieniam bieliznę na dół do kompletu z górą stroju. Spodenki wymieniam na zwiewną sukienkę, a do torebki wkładam krem z filtrem. Poprawiam szybko szminkę i biegiem pokonuję odległość dzielącą mnie od schodów. Na ich szczycie wyglądam ponad barierką w poszukiwaniu mężczyzny, ale widząc pusty hol bez zastanowienia po nich zbiegam. Drzwi wejściowe są otwarte, więc widzę przez nie czarny samochód Raffaela. Sam mężczyzna zajmuje miejsce kierowcy.

Już dużo wolniej podchodzę do drzwi pasażera, ale trzymając rękę na klamce przychodzi mi do głowy pewien pomysł. Otwieram je i z uśmiechem zadowolenia zamiast zająć miejsce, sięgam do boku fotela i przechylam go w przód, prześlizgując się na tył pojazdu. Moszczę się na swoim nowym miejscu i ignoruję spojrzenie mężczyzny rzucane mi w przednim lusterku. Nie siedząc obok niego czuję się mniej osaczona niż zwykle. Bez słowa uruchamia pojazd i rusza przed siebie, a ja cieszę się swoim małym zwycięstwem.

***

Raffael, trzymając mnie za łokieć niczym jakiegoś niewolnika, do którego jest mi coraz bliżej, wciąga mnie na jacht i pozostawia samą sobie. Nikt nie zwraca na mnie uwagi, kiedy pałętam się po wnętrzu łódki szukając czegokolwiek, co by mnie zainteresowało. Bez niczyjej pomocy odnajduję na pokładzie jacuzzi i strefę z wygodnymi leżakami, przypominającymi bardziej kanapy.

Przeciągam się, rozciągając z przyjemnością wszystkie swoje spięte mięśnie. Moja sukienka razem z torebką leżą rzucone na sąsiednim legowisku, a ja wyginam się niczym kotka pieszczona przez promienie słoneczne. Przed chwilę jedynym docierającym do mnie dźwiękiem jest szum fal.

Gdzieś z tyłu słyszę kobiecy śmiech i automatycznie zerkam w tamtym kierunku. Wytężam wzrok i moim oczom ukazuje się widok Raffaela z kobietą, której ubrania wskazują na bycie częścią personelu. Przeczesuje z radością swoje rude włosy i uroczo przykrywa usta, kiedy się śmieje. Coś mnie ściska nieprzyjemnie w żołądku na ten widoczny flirt.

Raffaela twarz jest nieprzenikniona, nie ukazuje żadnych emocji, ale kobiecie to nie przeszkadza. Z resztą, czemu miałoby jej przeszkadzać, gdy stoi przed nią upadły anioł, który zrzucił część swojego odzienia.

Boże.

Przekręcam się cicho na brzuch, by mieć lepszy widok, wciąż pozostając dla nich niewidoczną. Nie słyszę, o czym rozmawiają, ale mało mnie to obchodzi, kiedy pierwszy raz mam okazję zobaczyć jego odkryte ramiona. Jest umięśniony, nawet bardzo, ale zarazem nie przesadnie. Jeden jego biceps zdobi tusz, układający się w mistyczne wzory. Chciałabym się znaleźć bliżej i wypytać go o ich znaczenie.

Delikatna kobieca dłoń zasłania mi widok, rozpalając we mnie coś złego. Rudowłosa pozwala sobie przejeżdżać ręką po tuszu, a Raffael ani myśli o jej odtrącaniu. Spinam się cała, obserwując reakcje swojego organizmu na ten widok. Czy powinnam wstać i ujawnić swoją obecność? Po tym, co dzisiaj powiedział w holu wiem, że nie jestem dla niego w żadnym stopniu atrakcyjna, ale kobieta również odbiega od typu, który opisali ochroniarze. Jest naturalna od stóp do głów, a przynajmniej w miejscach, jakie ma odkryte.

Czyli tak będzie wyglądała nasza przyszłość? Mężczyzna będzie zabierał mnie w eleganckie miejsca i otaczał bogactwem, podczas kiedy on sam będzie otaczał się innymi kobietami? Nie ukrywam, że jest to bolesna wizja. Może nie chciałabym z nim stworzyć prawdziwego związku, lecz relację opartą na szacunku i wierności. A przynajmniej wtedy, kiedy jestem w pobliżu. Złość przepełnia moje komórki, Raffael zobowiązał się do czegoś, co odebrało mi wolność, a on nie wygląda na w żaden sposób poszkodowanego.

Na moje nieszczęście i życiowego pecha odzywa się moja komórka. Zamykam oczy zażenowana, kiedy para automatycznie obraca się w stronę dźwięku i odkrywa swoją podglądaczkę. Chciałabym zapaść się pod ziemię, albo chociaż pod pokład.

Jednak życie to nie bajka, umożliwiająca teleportację głównym bohaterom, więc z wypiekami wstydu na policzkach, podrywam się z wygodnej kanapy i sięgam do swojej torebki. Odbieram telefon w ostatnim momencie, nawet nie spoglądając na ekran.

― Słucham? ― Obracam się tyłem do pary, czując na swoich plecach ich spojrzenia, a szczególnie jedno intensywniejsze, wypalające dziury w moim ciele. Głośny pisk zmusza mnie do odsunięcia komórki od ucha.

― Zabrał cię na wakacje?! ― Dziewczyny krzyczą jednocześnie.

― Ah tak, zapomniałam wam wczoraj napisać.

― Tak ci zazdroszczę!

― Tam jest przepięknie!

Przekrzykują się nawzajem, a ja próbuję się skupić na tym, co mówią, ale jest mi ciężko. Zażenowanie wymieszane ze złością pali mnie od środka. Siostry dzielą się ze mną informacjami, które wyczytały o wyspie i dyktują nazwy miejsc i plaż, które powinnam odwiedzić.

― Może lepiej wyślijcie mi listę, a ja postaram się ją później sprawdzić.

― Czy Raffael pozwoli ci pozwiedzać?

― Dzisiaj byłam bez niego, więc pewnie tak. Ale muszę zabierać ze sobą ochroniarza...

― Masz ochroniarza? ― Pytają z niedowierzaniem.

― Tak i nazywa się Grayson. Jest super miły i chyba go lubię. ― Podchodzę bliżej barierek.

― O nie, Melody!

― Wiesz, że nie możesz się w nim zakochać!

Dziewczyny w zabawny sposób uzupełniają swoje wypowiedzi, ale mi wyjątkowo nie jest do śmiechu.

― To zupełnie nie tak. Po prostu dobrze by było mieć jakiegoś przyjaciela w Nowym Jorku.

― Na pewno poznasz jakieś koleżanki.

― Tak. ― Prycham. ― Kobiety mafiosów. Nie o takie przyjaciółki mi chodzi.

Słyszę po drugiej stronie zbiorowe westchnięcie. Nie mogę być na nie zła, ale przez zróżnicowane metody wychowania, stosowane wobec nas przez rodziców, mamy odmienne opinie o tym świecie.

― A poza tym, jak tam jest?

― Intensywnie ― przyznaję. ― Dużo się dzieje i nawet nie miałam czasu zatęsknić.

― No wiesz!

Uśmiecham się delikatnie, zaczynając się rozluźniać. Głosy sióstr dobrze działają na moje spięte ciało.

― A Raffael...?

― Możesz nam powiedzieć... ― Dodaje nieśmiało Kelly.

― Raffael jest... Cóż. ― Brakuje mi słów, żeby opisać im to, co się pomiędzy nami dzieje. ― Raffaelem.

― Niewiele nam to mówi.

― Mi też. Ale wy... ― Zmieniam temat. ― Małe bestie, z wami policzę się innego dnia.

Staram się zabrzmieć surowo, ale nie mogę ukryć nutki rozbawienia w swoim głosie. Mimo wszystko doceniam ich gest bez względu na jego konsekwencje. Zatroszczyły się o mnie, choć zrobiły to w jeden z najbardziej lekkomyślnych sposobów. Gdyby ktoś się dowiedział... Potrząsam głową, by wyrzucić z niej te myśli.

― Mama nas woła...

― ... Ale będziemy dzwonić i sprawdzać, co u ciebie!

Potakuję, choć nie mogą tego zobaczyć.

― Buziaki i uważajcie na siebie.

― Ty też!

― Baw się dobrze! ― Dorzuca Shelly.

Kończę połączenie i wpatruję się w ekran komórki, aż nie gaśnie. Wzdycham czując ciężar na piersi spowodowany tym telefonem. Gdyby mogło być tak prosto i beztrosko... Mam przeczucie, że jeszcze wiele przeszkód przede mną.

― Melody ― słyszę przy swoim uchu. Obracam się z piskiem w drugą stronę i wyłapuję czujne spojrzenie Raffaela. ― Z kim rozmawiałaś?

Nogi mi się trzęsą, a serce wybija rytm w zawrotnym tempie.

― Czy ty jesteś normalny?! ― Pomijam fakt, że stoi blisko, a nasze ciała niemal się stykają. ― Chcesz, żebym dostała zawału?!

Kwituje mój zarzut uniesieniem brwi i nie odpowiada.

― A więc?

― A co cię to w ogóle obchodzi?

Podchodzi jeszcze bliżej całkowicie likwidując moją przestrzeń osobistą. Czuję, jak metalowa barierka zaczyna wbijać mi się w plecy.

― Obchodzi mnie, bo jesteś pod moją opieką.

― Nie jestem dzieckiem, żeby być pod czyjąś opieką. W świetle prawa jestem dorosła i zdolna do całkowitego zadbania o siebie.

Kącik jego ust drga, aż unosi się, przedstawiając jego twarz dużo łagodniej, ale wciąż złowieszczo. Zbija mnie tym z tropu.

― A w świetle zasad mojego świata prawo, o którym mówisz służy do podcierania tyłka i zamykania buzi cywilom.

Zaciskam usta tak bardzo się na niego złoszcząc. Nie chcę zrobić czegoś, przez co mogłabym ponieść konsekwencje. Bez względu na to, jak mnie denerwuje boję się tego, co mógłby mi zrobić, gdybym przekroczyła granicę.

― Wracaj do swojej kelnerki ― wypalam podminowana i niemal od razu tego żałuję. Jego kącik ust opada, a spojrzenie znów jest czujne i zimne. ― Ja nie...

Próbuję się spod niego wyślizgnąć, ale łapie mnie mocno za ramię, zatrzymując. Cholera.

― O kim mówisz? ― Pyta spokojnie, choć zostaje mi się tylko domyślać, czy w środku też taki jest. Nie no pięknie, w żałosnych zachowaniach jestem mistrzynią.

― Kelnerka, stewardessa, obojętne mi, kim jest. Możesz sobie rozmawiać i robić, co chcesz z kimkolwiek chcesz.

Kulę się w sobie, kiedy jego spojrzenie zaczyna wypalać dziury w mojej twarz. Spogląda mi w oczy, ale ja natychmiastowo odwracam wzrok. Rozpadłabym się pod nim, gdybym tego nie zrobiła.

― To była pracownica ― mówi po prostu, a ja wzruszam ramionami, obserwując powierzchnię pokładu.

— Choć jedno z nas może poszczycić się swobodą w życiu...

Wreszcie puszcza mnie, a ja z ulgą rozmasowuję ramie, które omal mi nie zmiażdżył. Obserwuje, co robię, a kiedy i ja na niego spoglądam uderza mnie jeden cholernie istotny fakt, którego zaćmiona nie zarejestrowałam.

Przecież Raffael jest bez koszulki. Tuż obok mnie, z doskonale widocznymi tatuażami. Musiał zrzucić koszulkę chwilę temu, bo rozmawiając z kelnerką wciąż ją miał. Błądzę spojrzeniem po jego klatce i uderza mnie nowa fala gorąca. To nierealne, by mieć takie ciało. Lewą pierś mężczyzny pokrywa duży tatuaż smoka, a tuż pod nim zaczynają się wyrzeźbione niczym w kamieniu mięśnie. Efektem wielu godzin spędzonych na siłowni jest okazała kratka.

On również mnie obserwuje. Rumienię się, bo przecież jestem niemal naga. Dwuczęściowe bikini zasłania tylko strategiczne miejsca, które pod jego spojrzeniem zaczynają reagować. Nie mam gdzie się cofnąć ani ukryć, więc stoję i poddaję mu się całkowicie. Rozpala mnie uczucie gorąca, policzki zdobi rumieniec, a jego zimne spojrzenie to wszystko schładza i kieruje z mocą ku moim dolnym partiom. Walczę z pragnieniem zaciśnięcia ud, ale nie chcę się przed nim zdradzić.

Nie mogę wyczytać z jego twarzy żadnych emocji.

On pierwszy wykonuje ruch. W powolnym tempie zmniejsza między nami dystans, sprawiając, że oddech w mojej piersi zamiera w oczekiwaniu. A kiedy jest już niemal przy mnie, błyskawicznie zmienia zdanie i obraca się bokiem. W szybkim tempie składa ręce i wskakuje do wody, pozostawiając po sobie tylko uczucie niezaspokojenia.

Przenoszę cały ciężar na barierkę za mną, próbując zrozumieć, co się właśnie stało. Mam płytki oddech, a moja klatka unosi się w szybkim tempie. Zamykam oczy i zaciskam drżące dłonie na metalowej poręczy. Pieprzony Raffael znowu doprowadził mnie do takiego stanu nawet nic nie robiąc. Jedynie się na mnie patrzył, dokładnie tak samo, jak ja na niego. Jednak on nie dał po sobie poznać, czy w najmniejszym stopniu go to ruszyło.

Dociera do mnie, że jestem sfrustrowana. Jego zachowanie rozpaliło moje zmysły i zostawiło łaknącą męskiego dotyku.

Zbieram się w sobie i na miękkich nogach robię parę kroków w przód. Mimo żarzącego słońca trzęsę się z zimna. Z ulgą opadam na miękkie siedzisko i wypuszczam głośno powietrze. Zaciskam rozedrgane ręce na poduszce i patrzę przed siebie, gdzie widoczny jest obiekt, który wywołał mój stan.

Jacht już nie płynie, jakiś czas temu zatrzymał się daleko od brzegu. Gdyby na plaży stał jakiś człowiek pewnie bym go z tej odległości nie zauważyła.

Raffael pływa przez chwilę, nie spoglądając w moją stronę ani razu. Wkrótce znudza się i podpływa do barierki. Czekam ze skrytą ekscytacją, a on wyłania się z wody, ociekając nią i teatralnym ruchem przejeżdża dłonią po mokrych włosach. Przewieszony przez barierkę wisi czarny ręcznik, a on bierze go i pobieżnie wyciera końcówki. Jego mięsnie napinają się.

Nasuwam na nos okulary, żeby nie widział, jak się na niego gapię. Chciałabym tego nie robić, ale nie umiem przestać.

Z obojętną miną przewiesza sobie ręcznik wokół szyi. Resztę ciała ma mokrą, ale nie przeszkadza mu to w rzuceniu się na leżankę tuż obok mnie. Nie pamięta i nie przejmuje się już tym, co chwilę temu miało między nami miejsce. Znowu utwierdza mnie w przekonaniu, że tego rodzaju kontakt nic dla niego nie znaczy.

Przymykam oczy i staram się rozluźnić - zapomnieć, kto leży tuż obok. Skupiam się na dźwięku szumu fal, obijających o kadłub i kołysaniu łodzi. Gdybym tak bardzo nie odczuwała jego bliskiej obecności to pewnie by mnie te dźwięki uśpiły.

Drgam nieznacznie, kiedy słyszę, jak przekręca się na swoim ogromnym łożu.

― Zakupy się udały? ― Pyta znienacka.

Biorę głęboki wdech na uspokojenie nim mu odpowiadam. Serce wciąż nie uspokoiło się po ostatniej wymianie zdań.

― Grayson wpadł w jakiś szał zakupowy, ale przekonałam go, że dwa sklepy wystarczą.

― Dlaczego tak mało? ― W jego głosie wyczuwam ciekawość.

― Nie miałam więcej potrzeb, ale dziękuję ci bardzo za kartę ― mówię. ― Choć zawarta na niej kwota to jakiś kosmos. Nikt normalny nie daje takich prezentów.

― Prezentów? Tyle dzisiaj wydałaś?

Podsuwam się wyżej i zsuwam na nos okulary, by na niego spojrzeć. Leży na brzuchu, a ramiona splecione ma wokół poduszki. Twarz zwraca ku mnie.

― Oczywiście, że nie! Ale komputer był dość drogi...

― W takim razie nie był to żaden prezent, paru tysięcy nawet nie odczuję. Ba! Tych pięciu milionów bym nie odczuł, jeśli cię to uspokoi. ― Wszystko mówi z zamkniętymi oczami.

Znowu wstrząsa mną szok.

― To ile ty masz pieniędzy? ― Pytam bez zastanowienia.

Kącik jego ust wygina się delikatnie ku górze, ale pomija moje pytanie.

― Mam nadzieję, że komputer będzie ci służył. Teraz wszystko to, co moje staje się też twoje, więc nie krępuj się mówić mi o swoich potrzebach. Albo Graysonowi. ― Dodaje.

Kiwam głową, choć tego nie widzi. Czując, że rozmowa skończona wyciągam rękę po torebkę i wyjmuję z niej krem. Wcześniej o tym zapomniałam, ale czas najwyższy zastosować ochronę przed szkodliwymi promieniami UV. Smaruję całe ciało, nie pomijając twarzy i wyciągam tubkę w stronę mężczyzny.

― Chcesz? ― Nie jestem pewna czy zasnął, więc zapobiegawczo ściszam głos.

Leniwie otwiera najpierw jedno oko, a potem następnie. Spogląda na krem, na mnie i zwilża usta językiem. Przełykam ślinę na ten widok.

― Posmarować ci plecki?

― Nie, dzięki. ― Marszczę brwi w reakcji na jego propozycję. ― Ale może sam chcesz użyć, słońce nie jest naszym dobrym przyjacielem.

Mężczyzna milczy przez chwilę, a ja wciąż tkwię z wyciągniętą w jego stronę ręką. Okay, to głupie. Chce się wycofać, kiedy wreszcie wykonuje jakiś ruch. Puszcza poduszkę, a następnie szybko podnosi się do siadu. Bez słowa przejmuje ode mnie tubkę i wyciska na dłoń niewielką ilość kremu.

Obracam się do niego plecami, bo wiem, że mogłabym nie znieść spokojnie tego widoku. Choć skręca mnie z ciekawości wytrwale trwam w swojej pozycji. Ciało mam spięte i postawione w stanie gotowości w razie ewentualnej ucieczki przed moim narzeczonym. Jakby w ogóle miała cień szansy powodzenia.

― Dzięki ― mówi pod dłuższej chwili i słyszę jak tubka ląduje obok mnie. Przymykam oczy i przekręcam się na plecy, żeby być przodem do słońca.

Spędzamy w ciszy czas obok siebie, a ja powoli zaczynam się rozluźniać, a nawet przyzwyczajać. Mężczyzna postanowił zostać.

W pewnym momencie podchodzi do nas kobieta z załogi, zbierając zamówienia na drinki, a ja z przyjemnością proszę o mojito. Raffael posyła mi ciężkie do rozszyfrowania spojrzenie, ale nie wtrąca się. I bardzo dobrze, bo nie powinien się w tej sprawie wypowiadać.

Z zadowoleniem odbieram od kobiety swojego drinka i pociągam przez słomkę niewielki łyk napoju. Humor mam lepszy, bo obsługuje nas inna stewardessa niż ta, którą podglądałam. Rudowłosa postanowiła się nie pojawiać.

― Jesteś blisko ze swoim rodzeństwem?

Pytanie mnie zaskakuje.

― A niby jak miałabym być z nimi blisko? ― Staram się ukryć gorycz w swoim głosie, która pojawia się zawsze, kiedy myślę o rodzinie. Mężczyzna zaskakująco szybko potrafi sprawić, że przechodzę z jednego stanu w drugi. ― Widziałam się z nimi pierwszy raz po trzech latach.

― Naprawdę? Jak to możliwe?

Wzruszam ramionami. To dość ciężki dla mnie temat.

― Nie byłam ani razu w domu od wyjazdu.

― A oni u ciebie? ― Dopytuje.

Poprawiam okulary i strzepuję z uda niewidzialny pyłek.

― Nie było okazji.

Mężczyzna przez chwile milczy. Łudzę się, że może moja odpowiedź go zadowoliła, ale najwyraźniej jest dużo bardziej ciekawski niż wygląda.

― Przez trzy lata nie widziałaś się z rodziną, wróciłaś na jeden dzień i znowu wyjechałaś?

Marszczę brwi, wyczuwając w jego głosie delikatną nutkę pretensji.

― Dokładnie tak było, a ja każdego dnia za nimi tęskniłam. Ale wiesz co? ― Unoszę głos i uśmiecham się gorzko. ― W pewnym momencie człowiek rozumie, że doskonale radzi sobie sam. Więzi krwi można zastąpić prawdziwą przyjaźnią, a nasza rodzina to też osoby, dla których liczymy się bardziej niż oni sami bez względu na to, czy jesteśmy ich rodzoną córką. Ponad wszystko kocham moje siostry, ale nasze więzi są słabe i nie wiem, czy kiedykolwiek je odbudujemy. Te spotkanie z nimi było jedną z najpiękniejszych chwil mojego życia i cieszę się z niego bez względu na to, ile trwało. Nikt nigdy nie odbierze mi tego wspomnienia, a szczególnie ktoś, kto zabrał mnie ponownie z dala od rodziny.

Wyrzucam z ogromną prędkością z siebie słowa, które już długo mi ciążyły. Opuszczają moją głowę i wychodzą na światło dzienne. Raffael staje się świadkiem mojego małego wybuchu, który pod koniec przeradza się w atak. Jego zimne oczy uświadamiają mi, że to zaplanował. Podrywam się do siadu i przejeżdżam ręką po włosach. Sprowokował mój słowotok, bo chciał coś usłyszeć. Albo się pobawić. Nie wiem, co temu mężczyźnie chodzi po głowie.

― Zaprosimy twoje siostry do Nowego Jorku, kiedy zrobi się bezpiecznie ― mówi cicho i bez emocji. Jego słowa wywołują u mnie niedowierzanie i nadzieję, ale jednocześnie pojawia się podejrzliwość.

― Naprawdę?

― Oczywiście, też mam rodzeństwo i nie wyobrażam sobie nie widzieć ich tyle czasu, co ty. Obiecuję ci, że będzie dobrze.

― A ile masz rodzeństwa? Jak się nazywają? ― Kiedy byłam w Nowym Jorku poznałam tylko jego rodziców i Raffaela. Nikogo poza nimi nie widziałam.

― Trójkę, dwóch braci i siostrę. Idalia nie może się doczekać twojego przyjazdu, chciała przylecieć razem ze mną, ale została z Gabrielem i Javierem.

― Oh. ― To smutne, że nie wiedziałam o nim podstawowych rzeczy.

Znowu zapada między nami cisza, ale tym razem jest dużo przyjemniejsza. Nie czuć w niej napięcia. Kończę swojego drinka i podnoszę się z leżanki. Słońce nie jest już tak mocne przez popołudniową godzinę. Jest dużo przyjemniej niż było rano.

Podchodzę do miejsca, gdzie przymocowana została drabinka. Można za jej pomocą zejść do wody, ale ja nie mam na to ochoty. Siadam po prostu na krawędzi jachtu i spuszczam nogi do wody. Jest to idealny sposób na schłodzenie.

Słyszę za sobą ruch i od razu wyczuwam, że to mój narzeczony. Gdybym nie wiedziała, co o mnie sądzi pomyślałabym, że nie może długo wytrzymać bez mojej obecności.

― Zabrałem sprzęt do nurkowania, jeśli chcesz. ― Dobiega mnie z tyłu.

― Może innym razem ― odpowiadam. Macham nogami w wodzie. Próbuję dostrzec pośród fal pływające ryby.

Pasuje mi otaczająca nas cisza i spokój. Z wnętrza jachtu nie dobiegają żadne rozmowy, jesteśmy tylko my i ocean.

Raffael staje obok mnie i znowu skacze do wody, przepływa parę metrów pod powierzchnią nim postanawia się wynurzyć. Rozpryskuje na boki wodę ze swoich włosów, a ja piszczę, kiedy dociera do mnie parę kropel. Obrzuca mój ciało szybkim spojrzeniem i znowu uśmiecha się kącikiem ust.

― Boisz się wody? ― Pyta.

― Wręcz przeciwnie ― odpowiadam. Na potwierdzenie swoich słów macham nogami w wodzie. ― Ale na razie jestem za bardzo rozgrzana.

― Może trzeba cię schłodzić? ― Jego oczy przecina błysk. Marszczę brwi.

― Co...? ― Ale nie jest dane mi dokończyć, bo mężczyzna składa dłonie i posyła w moją stronę wodną falę. Piszczę i próbuję się zasłonić, ale jest już za późno. Moje ciało przechodzą dreszcze po spotkaniu z zimnymi kroplami.

― Raffael! ― Piszczę, kiedy nie przestaje. ― Jestem cała mokra!

Mężczyzna wstrzymuje atak i skanuje z pełnym uśmiechem moje ciało. Ja też zaczynam się uśmiechać. Spoglądam na dzielącą nas odległość i zaczynam mocno wymachiwać nogami. Staram się mu odwdzięczyć, choć i tak jest już cały mokry. Zasłania przedramieniem twarz, ale po chwili rezygnuje i biorąc wdech nurkuje.

Przestaję chłapać i spoglądam na ciało mężczyzny pod wodą. Błyskawicznie do mnie podpływa i łapie za kostki. Otwieram szeroko oczy, ale jest już za późno. Wynurza się tuż przy mnie i jednym ruchem wciąga moje ciało pod wodę.

Nie mam czasu krzyczeć, zderzam się z zimną taflą oceanu i zaciskam powieki. Wymachuję rękoma i po długich trzech sekundach wypływam na powierzchnie. Ocieram się o jego klatkę i kaszlę wodą na wszystkie strony. Ale moja reakcja przechodzi jego najśmielsze oczekiwania, bo zamiast krzyczeć i wyrzucać mu głupotę wybucham śmiechem. Śmieję się głośno, bo sytuacja najzwyczajniej mnie bawi. Nasze przekomarzanie i dziecięce wygłupy muszą wyglądać przekomicznie.

Raffael nie śmieje się, ale za to uśmiecha. Dzielą nas centymetry, nogi niemal o siebie uderzają, kiedy próbujemy utrzymać się na wodzie. Mężczyzna kładzie swoją dłoń na moim policzku, a śmiech zamiera mi na ustach. Spoglądam mu głęboko w oczy urzeczona. Jego palce delikatnie głaszczą mój policzek.

A wtedy mężczyzna robi coś, czego nie spodziewałabym się w najśmielszych snach. Całuje mnie. Robi to niezwykle delikatnie, jakby bał się o sprawienie krzywdy. Musa moje usta delikatnie, ale zarazem niezwykle władczo. Chwilowy szok ustępuje miejsca ekscytacji. Odwzajemniam jego pocałunek, a wtedy mężczyzna wsuwa w moje usta język. Tracę dla niego oddech. Smakuje doskonale, połączeniem alkoholu z miętą. Mam ochotę się pod nim rozpłynąć. Przerywa nasz pocałunek i odsuwa się, ale tylko na nieznaczną odległość. Nasze usta wciąż się dotykają. Oddychamy tym samym powietrzem, jego oddech owiewa moją twarz. Rzuca na mnie czar, zapominam o całym bożym świecie.

― Od tak dawna chciałem to zrobić.


Dziękuję każdej osobie, która postanowiła dać szansę mojej książce! Buziaki i do następnego ;)

#TCOEnatkassq

NatkaSsq

08.06.2021

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top