Epilogue part 1
- Kochanie, musimy wyjść jakby teraz, jeśli chcemy zdążyć - powiedział Louis z taką ilością cierpliwości, na jaką go było stać. Obserwował Harry'ego, który siedział na kanapie i pracował nad swoją przemową, chociaż Louis zapewniał go, że była idealna. Siedział tam ubrany w swój garnitur tak długo, że Louis zaczął się martwić, że przegapią Oscary. Powinni wyjść dziesięć minut temu, razem z ich rodzicami i agentami.
- Prawie skończyłem - powiedział, jego loki pięknie opadały, okalając jego twarz. Marszczył brwi, czytając swoją przemowę jakiś setny raz. Wyglądał tak dobrze, tym razem o wiele bardziej poważniej podchodził do tego wieczora i nominacji, prawdopodobnie dlatego, że przemysł również brał go bardziej poważnie. Nie był już tylko idolem o ślicznej twarzy (chociaż Louis zawsze, zawsze go tak nazywał), ale prawdziwym kandydatem, razem z innymi wielkimi, aktorskimi nazwiskami. Minął jedynie lekko ponad rok, ale Louis zdecydowanie mógł zauważyć w nim różnicę.
Podszedł, by usiąść obok niego. Harry zrobił kwaśną minę i wydał z siebie dźwięk na znak protestu, kiedy Louis delikatnie wyrwał mu z rąk przemowę i położył ją na stole. Zmarszczył brwi, jakby Louis obudził go z najprawde dobrej drzemki. Louis natychmiast użył kciuka, by wygładzić tę małą zmarszczkę na jego skórze.
- Harry, kochanie - słodko się uśmiechnął, zaczesując pasmo jego włosów za ucho, kiedy spojrzał mu w oczy. - Wiem, że to twój wielki wieczór i mówię ci to z miejsca miłości i całkowitego spokoju, bo wiem, że tak się zachowujesz kiedy jesteś zestresowany, jednakże jeśli nie podniesiesz swojego nominowanego do Oscara tyłka z tej kanapy, nie będziesz miał nawet nagrody do odebrania, bo nie będzie cię na miejscu.
Louis ponownie się do niego uśmiechnął, by pokazać, że naprawdę był spokojny pomijając fakt, że dzieliły go dwie sekundy, by zaciągnąć Harry'ego przez te drzwi za jego nowiutkie buty.
Louis nigdy nie martwił się, by przyjść na czas, ale wielki wieczór Harry'ego był wyjątkową okazją i spóźnią się, jeśli to będzie zależało od Harry'ego. Jego twarz musiała odzwierciedlać jego zmartwienie przez sposób, w jaki Harry walczył z uśmieszkiem, kiedy na niego spojrzał.
- Wyglądasz, jakbyś miał zaraz zwariować.
- Nie, nie, nie. Jest dobrze - uparcie twierdził Louis, składając przemowę w najmniejszy kwadrat jaki mógł. - Całkowicie to rozumiem. Potrzebujesz czasu, by pozbierać siebie i swoje myśli i takie tam. Po prostu- no wiesz- mógłbys może zbierać to trochę szybciej? Może nawet w samochodzie? - popędzał go.
Harry był od niego wyższy, ale nie był przeciwko wyniesieniu go przełożonego przez ramię, jeśli miałoby do tego dojść. Harry przewrócił na niego oczami i jego zrzędliwą (spokojną) uporczywość.
- W porządku, dobra - uśmiechnął się i ku zadowoleniu Louisa wstał. Louis oddał mu z powrotem jego przemowę, by schował ją do tylniej kieszeni spodni od garnituru, które były tak dopasowane, że jego cała dłonia by się tam nie zmieściła. Nie był aż tak muskularny do tego filmu jak do tego o tenisie, ale Louis i tak uważał, że wyglądał idealnie. Poprawił swoją marynarkę i kilka razy zarzucił włosami, aż jego loki nie układały się w ten sposób, w który lubił i potem wziął głęboki wdech. Louis nigdy nie widział żeby wyglądał na tak pewnego siebie, albo bardziej pięknie.
- Dobra, jestem gotowy - powiedział. - Wyglądam okej? - spytał, kiedy poprawiał kołnierz od swojej koszuli.
Wybrał bardzo osobliwy garnitur na dzisiejszy wieczór ze złotym, geometrycznym wzorkiem. Louis nigdy nie wyglądałby dobrze w takim czymś, zarówno jak i dziewięćdziesiąt dziewięć procent populacji, ale wiedział, kiedy zobaczył jak Harry go wybrał, że był dla niego stworzony. Louis uśmiechnął się, łapiąc go za dłoń, by przestał się zamartwiać.
- Wyglądasz jak przyszły zdobywca Oscara. Wyglądasz pięknie, Haz.
Harry próbował udawać, że się nie rumienił, kiedy odchrząknął i pochylił głowę, ale Louis mógł zobaczyć jego zaróżowione policzki. Uniósł podbródek Harry'ego, żeby patrzył na niego, gdy mówił. - Twój garnitur jest świetny, ty jesteś niesamowity i masz to - powiedział mu Louis z całkowitym przekonaniem, nie pozostawiając miejsca na wątpliwości. Czekał, dopóki Harry nie przytaknął, po czym przybliżył się, by szybko pocałować jego usta.
- Teraz - Louis westchnął, kiedy Harry stał prosto i zadawało się, że zebrał się do kupy. - Jeśli w tej sekundzie wsiądziemy do samochodu i nie zatrzymamy się na światłach, przez zwierzęta, albo pieszych, prawdopodobnie wyrobimy się, zanim Liam i Niall zauważą, że nas tam jeszcze nie ma i obedrą nas ze skóry za bycie spoźnionymi.
Żaden z nich jeszcze nic nie napisał, więc Louis przypuszczał, że myśleli, że już byli w drodze. Nie bardzo.
- Jesteśmy tylko kilka minut za nimi - powiedział Harry, idąc w stronę drzwi. - Nawet nie zauważą, gdy wejdziemy - przysiągł, kiedy wyłączył światła i zaprowadził Louisa na zewnątrz do ich samochodu.
Liam i Niall zdecydowanie zauważyli. Z Harrym spóźnili się dwadzieścia minut i większość ludzi już siedziała na swoich miejsach. Właściwie, właśnie tam znaleźli swoich agentów, nerwowych, z szeroko otwartymi oczami i siedzących na ich zarezerwowanych miejsach.
Liam panicznie wypytywał ich o ich przybycie, wstając, by puścić Louisa na jego miejsce, kiedy był wystarczająco blisko. - Gdzie do diabla byliście?
- Uprawialiśmy gratulacyjny seks w toalecie, gdzie idziej? - spytał, siadając na swoje miejsce. Liam spojrzał na niego, prawdopodobnie dlatego, bo nie mógł na niego nakrzyczeć przed tymi wszystkimi ludźmi, w szczególności nie przed Helen Mirren, która przytuliła Louisa, kiedy tylko usiadł. Liam nawet nie mógł go upomnieć. Ha.
- Spóźniłam się z tego samego powodu - powiedziała, całując go w policzek.
Louis zaśmiał się, mówiąc jej, że minęło zbyt wiele czasu, odkąd ostatni raz się widzieli. Nigdy wcześniej jej nie poznał, dopóki nie odwiedził Harry'ego na planie ich filmu kilka miesięcy temu. Zobaczyła go pierwszego dnia, gdy przyszedł zobaczyć swojego chłopaka w akcji. Powiedziała Harry'emu, żeby przyprowadził go i przestawił ją największemu, najciężej pracującemu mężczyźnie w przemyśle filmowym i od tej pory ich trójka była dobrymi przyjaciółmi.
- Jak się trzyma nasz młody nominowany? - spytała, zerkając na Harry'ego, który witał się ze wszystkimi w ich rzędzie.
- Nerwowy, ale nie przyzna się do tego - powiedział jej Louis.
Oboje przez chwilę na niego patrzyli, kiedy fachowo otrzymywał gratulacje. - Poradzi sobie- powiedziała, jakby nie było wątpliwości, że Harry wygra. Uwierzyła w Harry'ego od początku, jakby był jej wnukiem w prawdziwym życiu, nie tylko w filmie. Nie była nawet dzisiaj nominowana, nikt z ich filmu nie był, ale cała załoga przyszła, by go wspierać. Kiedy Harry przyszedł się z nią przywitać, najciaśniej go przytuliła. Zapewniła go, że opuści to miejsce jako zwycięzca Oscara.
Harry wyglądał na przytłoczonego, ale szczęśliwego, kiedy w końcu był w stanie zająć swoje miejsce obok Louisa, wypuszczając cały swój niepokój w wielkim oddechu.
- Czy Niall nakrzyczał na ciebie za spóźnienie?
- Uh...nie? - Harry zmarszczył brwi, jakby pytanie Louisa było absurdalne. I tak było, bo Niall nigdy nie krzyczał, albo nie wygłaszał złośliwych komentarzy swojemu klientowi. Był miły.
- Mój agent jest popsuty. Chcę nowego - westchnął Louis.
- Nie chcesz - przewrócił oczami. - Tęskniłbyś za Liamem. Jest twoim najlepszym przyjacielem.
- Nie, ty jesteś moim najlepszym przyjacielem - Louis zatrzepotał rzęsami.
- Jestem - zgodził się Harry. - Ale również jesteś we mnie zakochany, więc to się nie liczy - Louis domyślał się, że miał rację. Może zatrzyma Liama mimo wszystko.
Harry posłał mu niewielki uśmiech, który ledwo tam był, kiedy Louis przyznał, że kochał Liama, chociaż był irytujący. Louis przez chwilkę obserwował swojego chłopaka, tylko upewniając się czy naprawdę był tak spokojny, jak udawał z zewnątrz. Wyglądał w porządku, ale jego oddech lekko drżał, kiedy rozglądał się po pomieszczeniu.
- Wszystko w porządku, Idolu?
Przytaknął odrobinę za szybko, by było to przekonujące, jego nerwy się teraz pokazywały, kiedy nie było nikogo, kto by go rozproszył.
- Po prostu myślę za dużo. Nie chcę, by ci wszyscy ludzie, którzy przyszli mnie zobaczyć, by przyjechali tu po nic, wiesz? Nie chcę, żeby to wszystko było bez żadnego powodu.
Typowy Harry, martwił się o dosłownie każdego, z wyjątkiem tej jednej osoby, o której był ten wieczór. Louis złapał jego dłoń i przycisnął do niej pocałunek.
- To nie będzie na nic, bo wygrasz - obiecał Louis, kiedy ścisnął jego dłoń. Harry uśmiechnął się, jakby może też w to uwierzył, kiedy światła wokół nich przygasły.
~*~
Siedzenie tutaj było inne od tego, gdy Louis wcześniej siedział na tej widowni. W tym roku nie był nominowany, więc nie było na nim żadnej presji, ale Harry był i stres, który odczuwał Louis był tak samo intensywny, jakby to on był w kolejce po Oscara.
Ale nie pozwolił sobie na całkowity amok, nawet nie robił tego całego Oscarowego rytuału, bo wiedział, że to doprowadziłoby Harry'ego do szału. Louis obrał rolę, by być silnym oparciem dla swojego chłopaka i czym bardziej zbliżali się do jego kategorii, tym bardziej Louis zaczynał wewnątrznie panikować.
Kiedy nadszedł czas na najlepszą rolę drugoplanową, uścisk Louisa wokół dłoni Harry'ego wzmocnił się, kiedy się przygotowywali. Louis mógł stwierdzić, że Harry był nerwowy, nawet jeśli uśmiechał się i machał do kamery jakby wszystko było w porządku. Louis podziwiał go, bo on nigdy nie byłby w stanie tak udawać, nie ważne ile lat grał.
- Masz swoją przemowę, kochanie? - spytał Louis, kiedy nowy prezenter wszedł na scenę.
Harry szybko przytaknął. - Tak.
- Gotowy do przyjęcia swojej nagrody?
- Jeśli wygram, tak.
- Wygrasz - powiedział mu Louis, modląc się, żeby Harry nie miał złamanego serca.
Wszystko działo się zbyt szybko, kiedy nominowani zostali przeczytani na głos. Było tak cicho, że Louis mógł usłyszeć swój własny puls. Wypuścił wstrzymywany oddech, który zawierał jeszcze więcej ulgi niż ten Harry'ego, kiedy zdali sobie sprawę, że jego imię zostało wywołane jako zwycięzcy.
Louis ledwo miał czas by mu pogratulować, zanim był przytulany i ściskany ze wszystkich stron. Harry próbował się zatrzymać i dzielić ten moment ze wszystkimi, którzy przyszli go wspierać, w końcu się poddając, kiedy zdał sobie sprawę, że nie było wystarczająco czasu.
Klatka piersiowa Louisa pękała z dumy. Nigdy nie czuł więcej miłości, albo nigdy nie czuł się bardziej dumny z kogoś w całym swoim życiu. Emocje w jego piersi go zaskoczyły, kiedy w jego oczach pojawiły się łzy.
Walczył z płaczem w krajowej telewizji, ale był to bezcelowy wysiłek, kiedy Harry złapał go za szyję i pocałował, jakby nikt inny nie patrzył. Gdy się odsunął, dołeczki eksplodowały na jego twarzy. Przycisnął nieme dziękuję do jego skroni i trzymał je tam, dopóki nie pobiegł na scenę. Louis starł błakające się łzy, wiedząc, że będzie przez to nękany przez Liama kiedy tylko wrócą do domu, ale nie obchodziło go to.
Przemowa Harry'ego była idealna, nawet jeśli spędził połowe czasu jej pisania na całowaniu Louisa. Jego lista podziękowań oryginalnie tak bardzo się rozciągała, że potrzebowałby pięciu lat, by to wszystko przeczytać. Na szczęście Louis był weteranem w pisaniu przemów, więc pomógł Harry'ego, zmiejszając jego listę do bardziej odpowiednich rozmiarów.
Jego lista obejmowała jego rodzinę, przyjaciół, fanów, wszystkuch reżyserów i ludzi, z którymi pracował, jego obecną ekipę, Nialla i nawet Liama i potem ostatniego, ale nie mniej ważnego, Louisa.
Nie pozwolił pomóc Louisowi z tą częścią dotyczącą jego samego. Zamknął Louisa w pokoju, żeby spisać słowa na kartce, więc to był pierwszy raz Louisa, kiedy słyszał jak Harry dziękował mu za bycie najlepszą osobą, którą kiedykolwiek poznał, zarówno jak i najlepszą rzeczą, która mu się przydarzyła.
Louis nawet nie trudził się z ukryciem faktu, że kolejna łza spłynęła po jego policzku, kiedy stał i bił brawo swojemu chłopakowi, kiedy wziął swojego Oscara i udał się na backstage.
- Wymyśliłeś już imię? - spytał Louis, kiedy leżał na łóżku, patrząc jak Harry uśmiechał się niczym idiota do swojej nagordy stojącej na stoliku nocnym. Nie przestawał się uśmiechać przez cały wieczór. Louis miał nadzieje, że nigdy nie przestanie.
Harry pochylił się, by ją wziąć i podziwiał ją z bliska.
- Zdecydowałem się nazwać go Wilde. Oscar Wilde.
- Ekscentrycznie - powiedział mu Louis, patrząc jak Harry delikatnie przejechał kciukiem po napisie z przodu, zanim ostrożnie odłożył ją z powrotem na szafce. - Michelangelo będzie szczęśliwy, że będzie miał przyjaciela. Myślę, że czuł się samotny na tej półce - skomentował Louis.
- Och nie. Wilde nie wyląduje na twojej półce. Tylko na mojej - uśmiechnął się.
Louis przewrócił na Harry'ego oczami i na podwójną półkę, której domagał się, by wybudować w ich nowym domu. Harry przeprowadził się do Louisa kilka miesięcy po tym, jak zaczęli się spotykać i zmieszał swoje rzeczy z tymi Louisa, ale nawet wtedy nigdy nie czuli jakby to było naprawdę ich. To wciąż było czuć, jakby to był dom Louisa, więc wybrali większy i lepszy dom, by się do niego wprowadzić, taki, który kupili razem.
Półka Louisa w starym domu była zapełniona, bo grał już od tak długiego czasu. Nowa była znacznie większa, żeby ich wszystkie nagrody się zmieściły i chociaż Harry technicznie dopiero zaczynał, jego strona szybko się zapełniała.
- Cóż, może Wilde i Michelangelo będą mogli się czasami razem pobawić - zaoferował Louis.
- Nope. Jeśli chcesz, żeby twój Oscar miał przyjaciela, to wygraj kolejnego - powiedział mu Harry, kiedy dźgnął go swoim dużym palcem. To nie bolało, ale Louis zrobił kwaśną minę jakby tak było.
- Może to zrobię - prychnął Louis, również dźgając go za to, że był taki władczy. - To będę miał dwa Oscary i dwa Złote Globy - wymamrotał Louis.
- Mam trzy nagrody Bafta - Harry cwaniacko się uśmiechnął i cholera. Tu go miał.
Louis usiadł, zwężając swoje oczy na jego zwycięski ton. Przeczołgał się po łóżku, dopóki nie usiadł na biodrach Harry'ego, by móc spojrzeć prosto w jego jasne, zielone oczy.
- Próbujesz ze mną walczyć, Styles?
Louis nie był tak naprawdę w grze od roku, robiąc małe projekty tu i tam i nawet próbując swoich sił w produkcji małych filmów, by zobaczyć czy to było coś, co lubił robić. W większości po prostu czerpał przyjemność ze wspierania Harry'ego, relaksując się i dla odmiany niczym się nie dręczyć, ale tak dłużej może już nie być, jeśli Harry naprawdę próbował zrobić z tego rywalizację; mimo wszystko wygrywanie było ulubioną rzeczą Louisa.
- To zależy - Harry wzruszył ramionami z krzywym, psotnym uśmieszkiem. W tym momencie był absolutnym dupkiem, ale Louis i tak wciąż chciał go pocałować. - Dlaczego pytasz? Boisz się, że Wilde może mieć jakieś towarzystwo przez Michelangelem?
- Nie. Nigdy tego nie powiedziałem - odetchnął Louis, czując się trochę rozdartym przez tą całą sytuację, kiedy dłonie Harry'ego powoli wędrowały po jego udach. Harry mruknął, jego place niewinnie odwiązały sznurek od dresów Louisa.
- Mmm, tak to dla mnie brzmiało, Lou.
- Nie powiedziałem tego. Wkładasz słowa do moich ust - upomniał go.
Harry uśmiechnął się do niego i Louis instynktownie przewrócił oczami, praktycznie słysząc żart, który planował powiedzieć Harry. Szczerze, wpadł jak śliwka w kompot. - Włoż coś do moich ust - powiedział Harry i Louis opuścił swoją głowę, bo ten idiota naprawdę to powiedział i prawdopodobnie również miał to na myśli.
Louis zaśmiał się, bo chociaż to był najgorszy tekst, który kiedykolwiek słyszał, jego kutas był tak właściwie tym całkiem zaintrygowany mimo faktu, że Harry właśnie zagroził mu, by spróbował zdobyć Oscara numer dwa przed nim.
- Wiesz, że nie ma mowy, że powolę ci mnie pobić? Jeśli zadeklarujesz wojnę, nie pokażę żadnej litości - ostrzegł Louis, unosząc brew.
Harry nie zdawał się przejmować groźbami Louisa, kiedy leniwy uśmiech wciąż był rozciągnięty na jego twarzy.
- Zamknij się i mnie pocałuj - uciszył go Harry, przyciągając go za szyję do pocałunku, który momentalnie sprawił, że Louis natychmiast o wszystkim zapomniał. Rozmowa wciąż była z przodu umysłu Louisa i zamierzał ją wznowić, dopóki Harry nie wsadził dłoni pod jego dresy. Po tym natychmiast zmienił swoje zdanie, ale obiecał sobie, by ponownie zacząć dyskusję o Oscarach, kiedy znowu będzie mógł myśleć. No wiesz, po tym jak dojdzie.
Louis był bez tchu, kiedy wciąż leżał pomiędzy udami Harry'ego. Planował ruszyć się jakąś minutę temu, ale wciąż nie zebał sił. Harry był szczęśliwy i opierał się o poduszki, kiedy wciąż dochodził do siebie. Louis chciałby do niego dołączyć, ale jego umysł wciąż był trochę zamglony i jego kończyny niezwykle ciężkie.
W końcu poszedł po ręcznik, by ich wyczyścić i potem opadł obok swojego chłopaka. Harry natychmiast się w niego wtulił, otaczając Louisa ramieniem, by trzymać go blisko siebie. Harry przyciskał delikatne pocałunki do jego klatki piersiowej i to sprawiało, że czuł do środka ciepło.
- Tak bardzo cię kocham. Wiesz to, racja? - spytał Louis, wdychając zapach jego włosów.
Harry przytaknął, jego loki łaskotały twarz Louisa.
- Wiem. Ja ciebie też kocham - powiedział, ponownie całując jego klatkę piersiową.
- I jestem z ciebie taki dumny - dodał Louis na wypadek, gdyby to nie było wystarczająco oczywiste.
Louis powiedział mu to niemal milion razy w ciągu tych kilku godzin. Właściwie, mówił mu to odkąd się poznali, ale chciał, by Harry wiedział, że dzisiejszego wieczoru miał to na myśli bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Harry uśmiechnął się, jakby wiedział.
- To również wiem. Płakałeś podczas mojej przemowy - droczył się z nim.
- Miałem coś w oku.
- Myślę, że nazywa się to łzami - zaśmiał się Harry.
Louis pociągnął za jego kosmyk włosów, by się przymknął, ale to jedynie sprawiło, że śmiał się jeszcze bardziej. - W każdym razie - Louis przekrzyczał jego chichot. - Psujesz to, gdy staram się powiedzieć, jak niezwykle wspaniały i cudowny jesteś.
- Awww. Jak słodko - szepnął Harry. - Ty również jesteś wspaniały, kochanie - powiedział siadając, by nawiązać z nim kontakt wzrokowy i patrzył na niego jakby myślał, że Louis zawisił na niebie księżyc. - Jesteś niesamowity, ale i tak nie postawię swojego Oscara na półce z twoim - uśmiechnął się.
Louis westchnął przez sposób, w jaki jego chłopak próbował sprowokować go swoimi wielkimi, zielonymi oczami. - Harry - ostrzegł.
Harry zignorował go, jakby wcale nic nie powiedział, mała zmarszczka uformowała się pomiędzy jego brwiami, kiedy mruknął. - Hmmm... Zastanawiam się jak nazwę swojego drugiego Oscara, gdy go wygram - odważnie dumał na głos. Harry żartobliwie zmierzył go wzrokiem, próbując ukryć uśmieszek. Louis wytrzymał dokładnie dziesięć sekund, zanim rzucił się na Harry'ego i łaskotał go, dopóki nie mógł oddychać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top