Chapter 7.0
Louis nawet nie poczuł jak ten czas szybko minął, kiedy razem z Harrym biegali po domu pakując się na Oscary. Wielka noc była w niedzielę, ale z jakiś powodów Harry nalegał, żeby pojechali do Hollywood kilka dni wcześniej. Louis próbował mu powiedzieć, że wszyscy przyjadą dzień wcześniej, ale Harry nie chciał słyszeć, by czekać tak długo.
- Haz, już i tak zwiedziliśmy każde turystyczne miejsce w LA - jęczał Louis, kiedy wrzucał kolejne ubrania do torby. Nienawidził pakowania, nawet bardziej, gdy musiał spakować się na wydarzenie, o którym nawet myślenie sprawiało, że był nerwowy.
Harry prawdopodobnie myślał, że przyjechanie do LA kilka dni wcześniej pomoże mu się uspokoić, ale Louis wiedział, że będzie dokładnie na odwrót. Będzie martwił się aż do finalnego dnia, jak robił to co roku i nawet jeśli tam pojadą, będzie panikował i dręczył się możliwością, że wszyscy przyjechali tu po nic.
- Nie mam pojęcia dlaczego tak się temu sprzeciwiasz. Będzie świetnie, kiedy będziesz miał czas na relaks i mentalne przygotowanie się. Podziękujesz mi.
Harry uśmiechnął się do niego ze szczerością i mądrością z miejsca, gdzie skrupulatnie składał koszulę w kwiaty. Louis przewrócił oczami i z rozdrażnieniem wsadził kolejną koszulkę do torby, nie przejmując się tym czy się pogniecie, czy nie.
Wariował. Robił to od ostatnich tygodni, jednak w jakiś sposób drugi nominowany był w pełni opanowany od samego początku. Louis nie wiedział jak do cholery on to robił.
Harry zaśmiał się przez niego i przez stan jego walizki, kiedy Louis wrzucił do niej stertę bielizny i to tak zostawił. Harry zostawił swoją doskonałą walizkę i podszedł, by pocałować Louisa w skroń.
- Stresujesz się niczym, kochanie. Wszystko będzie w porządku.
Louis zauważył, że zawsze tak mówił. Również zauważył to, jak Harry miał zawsze rację. Zabawne.
Louis wziął głęboki wdech, przytakując, kiedy Harry przyciągnął go do uścisku. Ponownie spojrzał na ubrania w walizce Louisa i uśmiechnął się.
- Myślisz, że spakowałeś wystarczająco bielizny?
Louis żartobliwie go odepchnął. - Nie bądź irytujący - ostrzegł, zauważając samotną parę bokserek zwisającą z łóżka. Louis je podniósł i również wrzucił do walizki. Lepiej dmuchać na zimne.
Harry spojrzał na jego Oscarowy garnitur wiszący w szafie. - Możesz chcieć również wziąć dodatkowy garnitur - powiedział.
Louis zmarszczył brwi, czując się zasypany rzeczami, które musiał wziąć ze sobą do LA. - Dlaczego? - spytał, teraz zauważając, że Harry miał przygotowane dwa garnitury.
- Nie wiem - wzruszył ramionami. - Myślę, że dobrze jest mieć wybór. To nie zaboli, żeby zabrać dwa, racja? - Harry uśmiechnął się do niego, kiedy wrócił do pakowania. Włożył do swojej torby ostatnią rzecz i zapiął ją z łatwością, bez upychania niczego.
- Dziwne - powiedział śmiertlenie poważnie Louis, ale podszedł do swojej szafy, by znaleźć kolejny garnitur według sugestii Harry'ego.
Zapiął swoją torbę jakieś pół godziny później i zauważył, jak Harry uśmiechał się siedząc na łóżku, bo walizka nie chciała się zamknąć i wystawało kilka rzeczy, jakby próbowały uciec. Louis zmarszczył brwi, zastanawiając się jak jego chłopak był dobry w dosłownie wszystkim. Harry spakował się w mniej, niż dwadzieścia minut.
Nie musiał błagać o pomoc jak zakładał, bo Harry zaoferował ją, zanim mógł w ogóle zapytać, składając wszystkie rzeczy i przyciskając mokry pocałunek do policzka Louisa, kiedy walizka zamknęła się bez żadnych oporów.
- Co bym bez ciebie zrobił? - spytał Louis, zarzucając ręce na jego szyję i wzdychając z ulgą.
- Przegapił nasz lot i potem płakał, bo przegapiłbyś swoją wygraną - parsknął Harry. Louis nie uważał, że jego prognoza była błędna.
~*~
Dowiedział się, że jego chłopak ponownie miał całkowitą rację, kiedy dotarli do LAX i nie musieli śpieszyć się prosto do domu. Spokojnie dotarli do domu i poświęcili czas, by się rozpakować i rozgościć. Nawet poszli z Harrym po zakupy, kiedy ten znalazł nowy przepis, by wypróbować w kuchni Louisa. Jedli przy dźwiękach radia i wszystko było takie łatwe, jakby po prostu spędzali swój czas w domu z Anglii, jednakże nerwowy dreszcz przypominał Louisowi, że ta podróż nie była jedynie jakimiś wakacjami.
Ich rodzice, Niall i Liam mieli przylecieć do nich w następnych dniach. Przybyli z energią i podekscytowaniem, które ich dwójka próbowała kontrolować przez ten cały czas, odkąd przyjechali. W domu Louisa nigdy nie było tak wielu ludzi na raz, ale na szczęście był w stanie ich wszystkich wygodnie pomieścić, za co zarobił od Harry'ego uszczypnięcie w bok, kiedy cwaniacko się uśmiechnął. "Cieszę się, że kupiłeś tę rezydencję, żeby mieć tu małe miejsce, podczas gdy pracujesz."
Był dzień przed Oscarami, kiedy Louis siedział ze swoją matką w salonie i Harry wszedł do pomieszczenia, wyłączając telewizor.
- Oi! Oglądałem to! - Louis zmarszczył brwi, nawet jeśli już przysypiał słuchając ludzi, którzy mówili o Oscarach.
Harry całkowicie zignorował jego mały protest, odchrząkając, by zwrócić na siebie uwagę, jakby miał coś ogłosić. Louis przypuszczał, że miało to związek z kolacją, więc ponownie zamknął oczy, ale Liam uderzył go w rękę i posłał cięte spojrzenie, dopóki nie usiadł i nie poświęcał swojej pełnej uwagi. Louis nie miał pojęcia kiedy Liam zrobił się tak bezlitośnie niemiły.
- Jak wszyscy wiedzą - zaczął Harry, uśmiechając się do każdego, oprócz Louisa. - Musimy gdzieś wkrótce być, więc wszyscy muszą pójść ubrać się na tę okazję, byśmy dotarli tam na czas.
Louis rozejrzał się po pokoju pełnym tajemniczych uśmieszków i zastanawiał się o czym do cholery mówił Harry. Otworzył swoje usta, by o to zapytać, ale Harry i jego własna matka uciszyli go, zanim mógł w ogóle złapać oddech. Co do kurwy?
Pomieszczenie opustoszało, kiedy wszyscy poszli zrobić to, o co poprosił Harry. Louis został na kanapie, śpiący, zdezorientowany i odrobinę podirytowany, że jako jedyny nie był w temacie, kiedy Harry podał mu swoją dłoń i zaprowadził do ich sypialni.
- G-Gdzie wszyscy idziemy? Co to za okazja? Co-?
Harry uciszył go i uśmiechnął się do niego, nie dając żadnego wyjaśnienia, ani nic. - Przestań zadawać pytania i po prostu współpracuj - rozkazał.
Louis był chory na przewlekłe zamartwianie się i tydzień Oscarów tylko sprawiał, że było gorzej. Nie sądził, że kiedy Harry powiedział mu, żeby po prostu współpracował to zakończy, ale starał się przymknąć i zrobić to, co mu każą, odkąd chłopak wyglądał na tak cholernie podekscytowanego przez jakąkolwiek tajemniczą rzecz, którą zaplanował.
Harry podszedł do garderoby i podał mu ten dodatkowy garnitur, na który tak nalegał, żeby Louis spakował i Louis zmrużył na niego oczy.
- Dobrze jest mieć wybór - Louis przedrzeźnił go, zastanawiając się, czy to tajemnicze wydarzenie było powodem dlaczego Harry chciał tak wcześnie przyjechać do Kalifornii.
Harry zaśmiał się i złapał go za ramiona, by skierować go w stronę łazienki.
- Ubierz się. I pośpiesz się. Musimy zaraz wychodzić - powiedział mu Harry, kiedy Louis chciał znowu zapytać co się do kurwy dzieje. Harry jedynie się uśmiechnął i udawał, że go nie słyszał.
Żadne z jego pytań nie uzyskało odpowiedzi i wszyscy inni tryskali podekscytowaniem, kiedy Louis oparł się o drzwi ich limuzyny. Dłonie Harry'ego były ciepłe i kojące w jego, ale Louis nie mógł nic poradzić, tylko chciał ścisnąć ją odrobinę zbyt mocno jako zemsta za to, że mu nie powiedział o tym tajemniczym wydarzeniu, na które obecnie jechali.
- Awww. Co jest, Louis? - uśmiechnął się do niego Niall z miejsca, gdzie siedział obok Liama powodując, że wszyscy zachichotali.
Louis ich nienawidził.
- Nic. Jestem zdezorientowany - odpowiedział Louis, patrząc z przerażeniem jak Liam wyciągnął swój telefoni zaczął nagrywać ich rozmowę.
- Powiedz nam dlaczego jesteś taki zdezorientowany - Liam cwaniacko się uśmiechnął jak próżny dupek. Louis udawał dla ich rodzin, które obecnie słuchały i również dla kogokolwiek, komu Liam planował pokazać to głupie nagranie, nawet jeśli Louis naprawdę chciał mu powiedzieć żeby spierdalał.
- Bo nie wiem gdzie jedziemy, ale wygląda na to, że wszyscy inni wiedzą - odpowiedział krótko Louis.
Harry i jego matka posłali sobie szybkie spojrzenie i potem starali się powstrzymać swój śmiech. Harry przyciągnął jego dłoń do pocałunku, kiedy Louis posłał w jego stronę spojrzenie.
- Myślisz, że gdzie jedziemy, kochanie?
Mogli wywieść go śmierć, ale tego nie powiedział. - Gdzieś, gdzie jest wstarczająco wykwintnie, że musiałem ładnie się ubrać, żeby wejść? - w południe w Los Angeles. Louis nie był pewien czy coś pasowało do tego opisu, albo tego, że wymagali limuzyny. Wiedział, że byli na przedmieściach Hollywood, tylko tyle. - Jedziemy do miejsca na jutrzejszy wieczór? Czy coś się tam teraz odbywa? - próbował Louis.
Harry pokręcił głową i zagryzł swój uśmiech. - Nie do końca, ale jesteś blisko.
Louis przewrócił oczami i odwrócił się od wszystkich i od głupiego telefonu Liama, by gapić się przez okno. Ulica była zatłoczona; cóż, ta okolica zawsze była zatłoczona, ale zdawało się jakby teraz było więcej ludzi. Louis próbował przypomnieć sobie swój kalendarz i czy coś było na liście, by tyle ludzi znajdowało się na Hollywood Boulevard.
Wszędzie byli paparazzi i ludzie trzymali znaki, kiedy samochód zaczął zwalniać. Louis nie mógł dokładnie odczytać co tam pisało, kiedy przejeżdżali, ale zdecydowanie zobaczył na kilku swoje własne imię.
Odwrócił się do Harry'ego, by uzyskać odpowiedzi, ale tylko wzruszył ramionami z figlarnym uśmieszkiem. Od innych również nie uzyskał pomocy, kiedy się zatrzymali.
Na zewnątrz wiele się działo i Louis kilka razy spojrzał na znak, zanim jego mózg mógł zarejestrować co się tutaj mogło dzisiaj dziać. Był rozłożony czerwony dywan i konkretny obszar był odgrodzony w sposób, w jaki zazwyczaj się to odbywało, kiedy gwiazda odciskała swoją dłoń, kiedy została odsłaniana nowa gwiazda.
Louis sapnął, kiedy to w niego uderzyło i Liam upewnił się, by to wszytko uwiecznić. - Myślisz, że gdzie idziemy, Louis? - spytał jeszcze raz z szerokim uśmiechem, kiedy w końcu zdał sobie ze wszystkiego sprawe.
- Na- na moją ceremonię? Załatwiliście mi gwiazdę? - spytał Louis, ledwo wierząc w to, że w ogóle było to prawdziwe. - O mój Boże, Haz - powiedział, odwracając się w stronę swojego chłopaka. - Jak ty-? - Louis potrząsnął dłonią, jakby próbował obudzić się ze snu. - Co?!
- Obawiam się, że nie mogę wszystkiego przypisać sobie - powiedział mu Harry. - Razem z twoją mamą od miesięcy kłóciliśmy się w komitetem i myślę, że niemal doszło między nami do fizycznej walki, by dostać tę datę, bo wszystko inne i tak jest już takie szalone. Chcieliśmy zrobić to dzisiaj, kiedy już wszyscy przyjechaliśmy tutaj na Oscary i wszyscy byli w stanie tu przybyć, by nas wspierać. To po prostu zdawało się idealnym czasem.
Harry wyglądał na tak dumnego z siebie i z Jay za załatwienie tego, ale również duma błyszczała w oczach Louisa i to wszystko sprawiło, że zrobiły się one wilgotne od prawdziwych łez. Louis szybko wrócił do siebie i złapał Harry'ego za dłoń.
- Ty i moja matka nękaliście ludzi od gwiazd i załatwiliście mi ceremonię i wszystko dzień przed Oscarami?
To była najsłodsza rzecz, którą kiedykolwiek ktoś dla niego zrobił. Komitet prawdopodobnie bał się im odmówić. Louis mógł sobie jedynie wyobrazić poziom irytującej wytrwałości, którą ta dwójka musiała się wykazać, by to osiągnąć.
- Mhmm - przytaknął Harry. - Również odbijesz swoje dłonie. Wszystko co najlepsze dla ciebie.
Louis sapnął. Zawsze chciał przyklęknąć na czerwonym dywanie i przycisnąc swoje ręce do mokrego cementu.
Przyciągnął Harry'ego do pocałunku, którego prawdopodobnie ich rodziny nie musiały widzieć, ale nie obchodziło go to, kiedy ciężar tego ogromnego gestu w niego uderzył. Harry Styles był idealny i nie mógł nic poradzić na pragnienie całowania go w ten sposób przez cały czas, nawet gdy tylko spędzali wspólnie czas w domu.
Liam zakaszlał kilka razy, by zwrócić na siebie ich uwagę. Kiedy Harry był w stanie się oderwać, na jego twarzy widniał głupkowaty, mokry uśmieszek i zarumienione policzki, od których Louis nie chciał odwrócić wzroku.
Podszedł do swojej mamy, by ją przytulić, jego policzki zrobiły się gorące, kiedy żartobliwie poprosiła go, by nie dziękował jej w sposób, w jaki podziękował Harry'emu. Trzymała go blisko siebie i szeptała, że jest z niego dumna. Pozostali również podzielili się swoim zdaniem powodując, że oczy Louisa ponownie zrobił się wilgotne. Louis nie wiedział kiedy zaczął być takim sentymentalnym facetem, ale nie miał nic przeciwko.
Harry ponownie go pocałował, kiedy usiadł obok niego. Kamera Liama była już wyłączona, kiedy ich rodziny wyszły z samochodu. Czuł jakby była tylko ich dwójka, kiedy Harry ostrożnie złączył ze sobą ich usta. Louis się w tym zatracił, ale jego uwaga została skradziona przez hałas na zewnątrz.
- Nie mogę uwierzyć, że to dla mnie zrobiłeś i trzymałeś to w tajemnicy - zaśmiał się Louis, zastanawiając się jak udało mu się dokonać tego wszystkiego.
- Zasługujesz na to, Lou. Powinieneś dostać gwiazdę już dawno temu - powiedział, brzmiąc na lekko zirytowanego przez fakt, że zajęło to tak długo.
Louis naprawdę nie był tym tak urażony, ale teraz był tak podekscytowany, że mógł myśleć jedynie o tym jak bardzo musiał kochać go Harry, by zrobić dla niego coś takiego; od tak.
- Tak bardzo cię kocham, Haz.
Louis mówił to cały czas, ale nigdy nie zdawało się wystarczające. To niegdy nie było adekwatne do tego, co czuł do niego Louis, ale i tak to mówił, żeby Harry wiedział, że był kochany.
- Kocham cię bardziej - odpowiedział. To wcale nie było możliwe, ale Louis mu tego nie powiedział. Harry przejechał kciukiem po jego podbródku i jeszcze raz go pocałował, zanim spojrzał za okno na kamery i ludzi zebranych przy ulicy. - Dobra, wyłaź. Odkryj swoją gwiazdę i zrób odciski dłoni, żebyśmy potem przez całą noc wydrapywać cement spod twoich paznokci.
- To brzmi tak seksownie, nie mogę się doczekać - powiedział z kamienną twarzą Louis, kiedy otworzył drzwi.
Śmiech Harry'ego został zagłuszony przez hałas, kiedy wyszli z samochodu i wszyscy zaczęli wiwatować i klaskać, gdy ich zobaczyli. Louis poważnie nie mógł uwierzyć, że to się działo, kiedy zostali eskortowani na przód, ale był wdzięczny, że miał u swojego boku Harry'ego.
Później tego wieczora, Harry zaśmiał się i spojrzał na niego, leżąc na klatce piersiowej Louisa. Louis unosił się ponad ziemią od tego popołudnia. Za każdym razem, kiedy pomyślał o swoim dniu, uśmiechał się i wzdychał przez to szczęście, z którym nie wiedział co zrobić. Nie mógł uwierzyć, że jego weekend był tak udany i nawet się on jeszcze nie skończył.
- Co? - Harry uśmiechnął się do niego, patrząc, jak powolny uśmiech pojawia się na twarzy Louisa.
Jego włosy były bałaganem przez to, jak Louis przeczesywał je swoimi palcami. Jego loki odstawały w niemal każdym kierunku i wciąż wyglądał idealnie. Louis przyrzekał, że ten chłopak nie był człowiekiem.
- Och, nic. Tylko myślę - odpowiedział Louis, ciągnąc za kolejnego loka, bo mógł. Harry usiadł, by lepiej na niego spojrzeć, kładąc dłoń na klatce piersiowej Louisa.
- Zaczynasz się denerwować przed jutrem? - spytał, jego zielone oczy były tak samo jasne i podekscytowane jak wcześniej tego dnia, kiedy oberwował jak Louis pozował obok swojej gwiazdy.
W poprzednich latach, do tego czasu Louis był bliski postradania swoich pieprzonych zmysłów. Zazwyczaj tyle myślał o Oscarach, że ledwo co spał noc przed nimi. Oczekiwał, że tym razem będzie się czuł w ten sam sposób, ale po tym wszystkim, co Harry i jego najbliżsi dla niego zrobili wszystko, co teraz czuł to zadowolenie.
- Chociaż raz myślę, że mogę powiedzieć, całkowicie szczerze, że nie jestem zmartwiony.
Harry przewrócił na niego oczami, wyraźnie nieprzekonany. - Od kiedy?
- Odkąd mój wspaniały chłopak pokazał mi, że nie liczy czy wygram dwanaście Oscarów, czy może nigdy nie wygram żadnego, bo mam ludzi w swoim życiu, którzy mnie kochają i zrobiliby dla mnie wszystko - uśmiechnął się. - Jestem takim szczęściarzem, że jednym z tych ludzi jesteś ty. To okej, jeśli nie dostanę nagrody.
Spojrzenie Harry'ego zamieniło się w czułe, kiedy złączył ze sobą ich palce i przycisnął ciepły pocałunek w kącik jego ust.
- Aww, Lou. To taka miła rzecz, że to mówisz - zagruchał. - Szkoda, że to gówno prawda - parsknął, patrząc jak Louis zmarszczył brwi.
Louis wydał z siebie oburzone fuknięcie, kiedy chciał wyrwać swoją dłoń z uścisku Harr'ego i Harry ponownie się z niego śmiał, nie chcąc puścić jego dłoni, kiedy ciasno ją trzymał.
- Oi! Te słowa pochodziły z serca! Miałem je na myśli! - oświadczył Louis.
Harry przewrócił oczami, posyłając Louisowi spojrzenie wiedząc, że mógł go przejrzeć.
- Racja, więc mówisz, że byłoby w porzadku, jeśli McConaughey jutro wygrał drugi rok z rzędu? Magicznie byłbyś okej wobec tego, bo teraz masz swoją gwiazdę? - spytał sceptycznie Harry.
I w porządku, więc euforia Louisa z okazji gwiazdy nie była tak dobra. Dobra uwaga.
- Dosłownie oderwałbym swoje siedzenie na sali od podłogi i rzucił na pieprzone podium, jeśli tak by się stało.
Louisowi prawdopodobnie musiałby być podany środek uspokajający i musiałby być wyniesiony z Kodak Theatre na łóżku szpitalnym, kiedy jego puls przyśpieszał na samą myśl o tym.
Więc może Louis nie był aż tak niezmartwiony tą całą rzecą jak myślał, kiedy Harry zaśmiał się przez jego kwaśną minę.
- Teraz to brzmi bardziej jak Louis, którego znam - zaśmiał się. - Ale nie martwi się, kochanie. Jeśli w jakiś sposób skończy się tak, że rzucisz krzesłem, wstanę i rzucę z tobą. Możemy zostać wykluczeni z Oscarów do końca życia razem.
- I mówią, że romantyczność nie istnieje - wymamrotał Louis, szczypiąc Harry'ego za zachęcanie go do tego.
Louis nie mógł nic poradzić na to, że lubił współzawodnictwo i wygrana była jego ulubioną rzeczą poza aktorstwem, jednakże dobrze było wiedzieć, że przynajmniej jedna osoba na tej planecie byłaby tak samo zdenerwowana tym, gdyby przegrał. Harry hipotetycznie zaryzykowałby pobytem w areszcie dla niego. To znaczyło dla niego niemal tyle, co jego błyszcząca, nowa gwiazda na Hollywood Boulevard.
- Co z tobą? - po chwili dźgnął go Louis. - Co zrobisz, kiedy wygrasz, huh? Czy w ogóle napisałes przemowę, Idolu? - droczył się.
Louis przekreślał zdania i przerabiał swoją przemowę od tyfodni i nie widział, żeby Harry nawet podniósł długopis; znając Harry'ego, prawdopodobnie tego nie zrobił. Jego chłopak potwierdził jego podejrzenia, kiedy wzruszył ramionami.
- Nigdy tak naprawdę nie byłem dobry w tego typu rzeczach. Pomyślałem, że po prostu będę czuł to, co będę chciał powiedzieć, jeśli przypadkowo zdarzy się, że wyjdę na scenę. Powinno być w porządku - powiedział, ześlizgując się na łóżko i ponownie położył swoją głowę na klatce piersiowej Louisa.
Louis nie był nawet zgorszony przez nieszablonowe podejście Harry'ego do bycia nominowanym do najbardziej prestiżowej nagrody. Pokręcił głową, śmiejąc się przez tego cudownie obojętnego dwudziestojednolatka leżącego na nim.
- Jesteś beznadziejny, wiesz to, prawda Haz?
Harry nic zrobił nic, tylko uśmiechnął się do niego, kiedy odpowiedział - beznadziejnie zakochany.
Louis nawet nie ruszył się, żeby uszczypnąć go za powiedzenie czegoś tak okropnego, bo do tego czasu nauczył się, by spodziewać się i akceptować żarty Harry'ego takimi, jakimi były; okropnymi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top