rejeter

rejeter

Michael leżał sam na kanapie w swoich bokserkach. Nie widział Clemence prawie przez tydzień w związku z Dziękczynieniem i czekał przez ostatnie kilka godzin pod drzwiami, jak zagubiony szczeniak.

Jego nogi były przewieszone przez oparcie kanapy, przykrywało go kilka koców. Jego telefon wibrował, leżąc mu na brzuchu, jednak był zdecydowanie zbyt leniwy i zmęczony, by odebrać. Kto jeszcze do niego dzwoni? Kto dzwoni do kogokolwiek?

Cały budynek był wypełniony studentami z koledżu, piętrzącymi się tutaj po długim weekendzie w domu. Słyszał Luke'a i Caluma, wrzucających walizki do własnego mieszkania, narzekających na ból głowy i jakąś ciotkę Betsy.

Jego telefon zawibrował raz jeszcze, gdy Michael go podniósł. Wyświetlacz przypominał sto słońc. Na ekranie pojawiło się imię jego matki, zaś on prawie wypuścił komórkę. Michael usiał prosto, zrzucając koce i opakowania po czipsach na podłogę. 

– Halo? – odezwał się wycieńczonym głosem.

– Michael?

– Cz-cześć, mamo – wykrztusił. Naciągnął niżej swoje bokserki, próbując je powstrzymać przed podnoszeniem się. Nawet jeśli jego mama nie mogła go zobaczyć, to wciąż chciał udawać wyrafinowanego dwudziestosiedmioletniego chłopaka, którym powinien być.

– Tylko sprawdzam jak się masz, jak mijają twoje święta – głos Karen był kojący, nawet trzy tysiące mil dalej wciąż przypominał mu o domu.

– Nie robiłem niczego specjalnego, pracowałem cały dzień, potem Silver i ja poszliśmy na kolację. – Michael obrzucił wzrokiem swoje mieszkanie, zawsze czuł się niezręcznie rozmawiając przez telefon, szczególnie ze swoją matką, która spodziewała się po nim czegoś lepszego.

Nie sądził, że kiedykolwiek chciała syna doktora/prawnika. Ale chciała kogoś więcej niż to, kim był Michael.

– Umawiasz się z nią? – spytała. – Czy to ta z kolczykami?

– Nie, nie umawiam się. I tak, to ona. Nie bądź wredna.

– Nie jestem, skarbie – zaśmiała się. – Spotykałeś się z kimś po Rosie?

– Czy tata jest w domu? – Michael przygryzł dolną wargę, chcąc powiedzieć rodzicom o Luke'u. Wiedział, że nie będą smutni, będą go wspierać tak jak od samego początku.

– Tak, chcesz, żebym go zawołała?

– Chciałbym porozmawiać z waszą dwójką. – Słyszał jej kroki uderzające o linoleum, kilka szeptów i potem: 

– W porządku, jesteśmy oboje.

– Ja... myślę, że poznałem chłopaka i bardzo go lubię. – Michael usiadł na taborecie w kuchni, nie był pewny jak przeszedł taki odcinek drogi w tak krótkim czasie. – Byłem z nim na randce kilka tygodni temu i chciałbym, żeby to już było oficjalne. Chyba.

– To dobrze, synu – głos jego ojca wypełnił telefon. – Dopóki Clemence nie ma nic przeciwko i ten chłopak jest w porządku, nam to nie przeszkadza.

– On i jego współlokator zajmują się nią cztery razy w tygodniu, nie znienawidźcie mnie. – Michael mógł usłyszeć śmiech swoich rodziców. Jego twarz płonęła od niezręczności całej tej rozmowy. – Ma na imię Luke, ma dwadzieścia jeden lat i jest studentem na nowojorskim uniwersytecie.

– Wow, student koledżu, chciałabym mieć takiego – drażniła się jego mama.

Mike przewrócił teatralnie swoimi zielonymi oczami. 

– Trzeba było mieć drugie dziecko, hm?

– Masz zamiar wrócić do domu, Mike? Tęsknimy.

– Wiem, mamo, przepraszam. Mam Clemence, którą muszę się zająć i nie mogę zrobić sobie wakacji. Nie wiem kiedy mogę was odwiedzić. – Jego dłonie bawiły się niebieskim długopisem, obracając go na brudnym blacie.

– Możesz zabrać ze sobą tego Luke'a. Zakładając, że wszystko pójdzie dobrze – dodał jego ojciec. – Kto wie? Może on tak naprawdę cię nienawidzi, może jest hetero.

– Dziękuję za zastrzyk pewności siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top