XIII

Wesołe podskoki Taehyunga dudnią echem w niewielkim przedsionku, do którego kieruje swoje kroki. Melodyjny dźwięk dzwonka brzęczy w jego głowie, zaś on ma silne przeczucie, że będzie to jedna z tych milszych wizyt w jego przytulnym gniazdku, po którym jeszcze długo będzie się uśmiechać pod nosem, poprawiając przy tym czerwone kosmyki swoich włosów.

Zastanawia się, kim jest niespodziewany gość, stojący za jego drzwiami. Czy jest to Jimin, zaskakujący go pomysłem na kolejny, przyjacielski wieczór, w jednej ręce trzymając torebkę foliową z ich ulubionymi, niezdrowymi przekąskami, zaś w drugiej ściskając jedną ze swoich płyt DVD, które student zbiera z uporem maniaka, nawet jeśli mógłby wydać te pieniądze na coś znacznie bardziej pożytecznego. Zastanawia się, czy tą osobą jest Jungkook, który choć nie podarowałby mu góry słodyczy i paczki ostrych chipsów, zapewne przytuliłby czule jego nieznacznie mniejsze ciało, a potem ucałowałby fałszywie zaskoczone tym gestem wargi, które po udawanej chwili niepewności, oddałyby każdy pocałunek z nawiązką, przejmując kontrolę we własne dłonie.

Kiedy za drzwiami do swojego mieszkania widzi obu tych mężczyzn, patrzących po sobie w ciszy z niewypowiedzianym krzykiem cisnącym się na usta, pod Taehyungiem uginają się nogi.

Jego twarz oblewa się białym mlekiem, szarością nudnych ścian, strachliwą bladością. Gardło zaciska się, a głośno przełknięta ślina z trudem przepływa przez przełyk. Dwójka najważniejszych w jego życiu mężczyzn przenosi swój wzrok na niego, a Kim doskonale czuje bijący z nich żal, smutek i zawiedzenie.

W oczach Jungkooka widzi również wypalającą jego kończyny pogardę. Brunet odrobinę mocniej zaciska swoje palce na trzymanym przez niego kwiecie, a Taehyung mimo rosnących mroczków przed oczami, jest w stanie dostrzec jego bielejące ze złości knykcie.

– Odezwij się – syczy najmłodszy. – Powiedź coś, do cholery jasnej.

W oczach czerwonowłosego pojawiają się pierwsze łzy.

– Błagam, powiedz, że go nie znasz. Że ten człowiek pomylił adresy – jęczy żałośnie.

– J – Ja... Wytłumaczę...

Jesteś parszywym kłamcą, Kim Taehyung. W tej sytuacji każde słowo to samobójstwo  myśli, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nawet gdyby dano mu więcej czasu, nigdy nie znalazłby dobrego wytłumaczenia, mającego usprawiedliwić tę pełną upokorzenia sytuację.

Fala wstydu zalewa każdego z nich.

– Co chcesz mu wytłumaczyć, Taehyung? – pyta smutno Jimin.

Pierwsze sekundy ciszy upewniają blondyna w przeświadczeniu, że czerwonowłosy będzie milczał, pozwalając głuchej bezczynności rozdzierać ich myśli i serca, kiedy najczarniejsze scenariusze będą przewijać się przez głowę stojącego obok ciemnowłosego, który niemal drży od nadmiaru emocji i nerwów.

Biedaczek – myśli Jimin. – On nie ma o niczym pojęcia.

– Nie pomyliłem adresów – zaczyna, wzdychając i obracając się odrobinę w stronę Jeona. – Przyszedłem tutaj do niego, tak jak ty. Chciałem sprawić mu małą niespodziankę, tak jak ty. Chciałem spędzić z nim dzisiejszy wieczór, tak jak ty – Na jego usta wpełza przepełniony wylewnym żalem uśmiech, wyrażający pewne zrozumienie dla swojego konkurenta. – I kocham go. Tak jak ty.

Jimin ma pełną świadomość, że jego słowa prawdopodobnie złamały temu mężczyźnie serce. Ale równocześnie odczuwa kurewską przyjemność, że chociaż jeden raz to właśnie on mógł je złamać komuś innemu.

– Taehyung, czy to prawda? – pyta Jungkook, odwracając się w stronę stojącego w drzwiach starszego.

Kim zdaje się być dziwnie mały, kiedy stoi w ramce otwartych drzwi, obejmując się odkrytymi, drżącymi ramionami. Kiedy czerwień umoczonych łzami policzków dorównuje kolorem jego włosom.

– T – To nie do końca tak... – jąka się. – Jimin jest moim najlepszym przyjacielem. Ja... Ja nawet nie wiem, co mam teraz powiedzieć – wplata swoją rękę w opadające na czoło kosmyki, zaciskając palce na krwistych pasmach. – Kochasz?

– Kiedyś zapytałeś mnie – zaczyna. – dlaczego ciągle jestem samotny. Dlaczego nie korzystam z życia, nie szukam sobie drugiej połówki. Nie szukałem jej, bo... Bo byłem przekonany, że to ty nią jesteś.

Tatuażysta spogląda na przyjaciela z wymalowanym na twarzy szokiem. Po raz pierwszy od kilkunastu minut Park i Jeon są w stanie zobaczyć jego szklane, rozwarte oczy, które teraz stygną, patrząc na Jimina z niedowierzaniem.

– Co?

– Nie zgrywaj niewiniątka, Taehyung. Pocałowałeś mnie, a ja wyraźnie zaznaczyłem, że nie robię tego z byle kim. Myślałem, że chcesz skończyć ze swoim życiem wolnego strzelca, zaznać stałości i prawdziwej miłości. I myślałem, że chcesz to zrobić ze mną.

– Czekaj, czekaj – wtrąca się student. – Jaki wolny strzelec?

– Taehyung nie należy do nikogo – wyjaśnia. – Pada w ramiona tego, kto akurat mu odpowiada i kto chce go przyjąć. Niczym wesoła pszczółka przeskakuje z kwiatka na kwiatek, a potem przychodzi do mnie z płaczem, że znowu nikt go nie szanuje, nikt go nie kocha, nikt go nie chce. A miał mnie jak na tacy przez cały ten czas.

– Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi!

– Nie byliśmy, Taeś. To ty chciałeś, byśmy nimi byli. A ja jak skończony kretyn zakochałem się w chłopaku, który na moich oczach dawał dupy byle komu. Przyjmowałem cię do siebie i opiekowałem się tobą, bo liczyłem na to, że kiedyś spojrzysz na mnie w innym świetle. Że dasz mi szansę i będziemy mogli stać się normalną parą.

– Co ty wygadujesz? – piszczy płaczliwie Taehyung, a z jego oczu płyną kolejne krople słonej wydzieliny. – Jeśli tak bardzo ci na mnie zależało, to czemu nic z tym nie robiłeś? Czemu pozwalałeś mi się panoszyć po klubach z innymi, jeśli tak wielce ci na mnie zależało? Czemu mnie nie odciągałeś, a zamiast tego stałeś i się temu wszystkiemu przyglądałeś?

– O czym wy w ogóle mówicie? – warczy Jungkook i zamachnąwszy się, rzuca czerwonym kwiatem o podłogę.

Łodyga róży łamie się, a z jej owocu sypią się delikatne płatki.

– Ty naprawdę nic o nim nie wiesz... – kiwa głową blondyn. – Nie byłeś jedynym, który mógł go pieprzyć. On pozwalał na to każdemu, a lista jego kochanków mogłaby się ciągnąć w nieskończoność. Jesteś tylko jednym z wielu, kochasiu.

– Nie, to nie tak...

– Nie chcę nawet słyszeć twojej wersji, Taehyung – przerywa mu blondyn. – Ona zapewne też będzie tylko stekiem kłamstw, jak cała twoja urojona rzeczywistość. Wracam do domu – rzuca i odwraca się, by tak po prostu zejść ze sceny odgrywanego właśnie dramatu.

Po Jiminie pozostaje cisza. Głucha, bębniąca w głowach. Taehyung myśli, że zaraz zwariuje, jeśli żadne słowa nie wypłyną z ust Jungkooka. Jeśli ten nadal będzie tylko stać, bo Kim naprawdę wolałby, aby Jeon go spoliczkował, aby napluł mu pod nogi, aby na niego nakrzyczał, nie szczędząc przy tym obelg. Żeby kolce leżącej na ziemi róży wbiły się w jego delikatną skórę.

Ale Jungkook tylko stoi.

Więc Kim postanawia wykonać pierwszy ruch.

– Ju –

– Byłem naprawdę głupi myśląc, że chłopaczek, który jak zwykła dziwka obciągnął mi w kiblu, może być miłością mojego życia – przerywa mu, a jego głos jest zimny jak stal. – Co ja sobie w ogóle myślałem? Że jestem wyjątkowy? Że nie klękasz tak przed każdym?

– To nie tak...

– Nie tak? – syczy, a jego spojrzenie jest tak potwornie okrutne, pozbawione tej typowej dla Jeona czułości i wyrozumiałości, tego uczucia, którym tamten najwidoczniej go darzył.

Taehyung nie jest zdziwiony, że Jeon, jakiego miał, zmienił się w zupełne przeciwieństwo. Ale tak bardzo chciałby go odzyskać, tak bardzo chciałby cofnąć czas i dalej móc go mieć w postaci tego cudownego kochanka, który przynosił mu czerwone kwiaty, który dbał o niego tak, jak jeszcze nikt przed nim tego nie robił.

Tatuażysta uświadamia sobie, jak wiele stracił z powodu swoich głupich zagrań, wiecznego przeświadczenia o swojej atrakcyjności i tej przeklętej chęci posiadania wszystkiego, która ostatecznie obróciła się przeciw niemu, sprowadzając pod jego drzwi dwóch mężczyzn, mających nigdy nie dowiedzieć się o swoim istnieniu.

– Nie chcę mieć z tobą nic więcej wspólnego, Taehyung.

Jungkook spogląda na starszego miną pełną pogardy i obrzydzenia, a czerwonowłosy nie umie obronić się przed tym raniącym spojrzeniem, które jest tak łudząco podobne do zimnych oczu Min Yoongiego.

Kim wie, że bezpowrotnie utracił kogoś, kto naprawdę myślał o nim jako o kimś więcej, niż jako przedmiocie zaspokojenia. Chciałby za nim pobiec, przeprosić, ale nikt, absolutnie nikt nie przyjąłby takich nic nieznaczących przeprosin. Bo czymże są krótkie słowa żałości, jeśli nie wiąże się z nimi żadna kara?

  °  

Szesnastoletni Taehyung uśmiecha się nerwowo, kiedy widzi zmierzającego w jego stronę Min Yoongiego. Wzdryga się, gdy ten nachalnie muska paliczkami jego ciało i ma ochotę krzyczeć, kiedy ten zaciąga go do męskiej łazienki na jednej z dłuższych przerw, by zamknąwszy się w kabinie, doprowadzić go do dziecięcego płaczu, kiedy po raz drugi sięga jego cielesności, nawet nie pytając o zgodę.

Trzecioklasista przychodzi pewnie do młodszego i bierze, tak po prostu bierze, chwyta się dosłownie wszystkiego, co tylko napatoczy mu się na ręce, poczynając od zabranej czystości, a kończąc na uczuciach niewinnego chłopca, który dzień w dzień moczy swoimi łzami puchatą poduszkę, nadal mając cichutką nadzieję, że znaczy coś więcej.

Min Yoongi tak po prostu zabiera mu tę cichutką nadzieję, zagłuszając ją swoimi klawiszami pianina, kiedy po lekcjach zabiera Kima do siebie, by tak po prostu przerżnąć go na ukochanym instrumencie.

Szesnastolatek płacze, krzyczy, piszczy, jęczy i pali się ze wstydu, bólu i zażenowania, kiedy Min traktuje go jak zwykłą zabawkę, jak niewolnika, któremu można zadać niewyobrażalną ilość cierpienia. Ale Taehyung jest przekonany, że w tym całym szaleństwie prawdziwego oblicza pianisty kryje się coś więcej, choćby i najmniejsza dawka uczucia, mogąca się kiedyś ujawnić, by on mógł zapomnieć o upokorzeniach.

Dni mijają. Tygodnie mijają. Miesiące mijają.

Z psychiki Taehyunga zostaje jedynie garstka popiołów – jego szczery uśmiech umiera, a niegdysiejszy optymizm i wiara chowają się w kąt.

Zostaje tylko jedno – miłość do sztuki i chęć posiadania Yoongiego.

Tylko ta chęć, ta przeklęta chciwość sprawia, że Taehyung zgadza się na wszystko, co Min ma mu do zaoferowania. Pozwala mu na spełnienie każdej fantazji, kompletnie ignorując własny dyskomfort, bo kiedy widzi to sadystyczne zadowolenie, ma wrażenie, że robi coś dobrego.

Wyniszcza się dla przyjemności szarowłosego, który delikatnie sugeruje mu, że wyglądałby piękniej z większą ilością piercingu, a Taehyung, łaknący komplementów Taehyung, zwyczajnie udaje się do salonu po następną ozdobę w uchu. Robi to ciągle i ciągle, modyfikuje własną osobę na rzecz uznania, tym samym odbierając sobie swą własną oryginalność.

Kim jest kukiełką. Pozbawioną zdania kukiełką. Porcelanową laleczką do pieprzenia, w której nadal tli się nadzieja.

Ostatnie krople optymistycznego myślenia opuszczają jego myśli wraz z nadejściem maja. Min Yoongi przystępuje do egzaminu dorosłości, by następnie opuścić ich pozbawione możliwości miasto, zapewne po to, by wyjechać do stolicy, spełniając zaszufladkowane marzenia o byciu muzykiem.

Taehyung nadal stoi gdzieś tam w tyle, widząc jedynie plecy chłopaka, który znaczył dla niego tak wiele, a który nieodwracalnie go zhańbił. Szesnastolatek nie potrafi już normalnie funkcjonować – nie potrafi spojrzeć na siebie bez cienia pogardy, nie potrafi wyrzucić z siebie wszystkich tych słów, jakimi bez opamiętania raczył go Yoongi.

Dziwka, szmata, kurwa. Niekończąca się lista epitetów, które Kim tak doskonale pamięta. Wszystkie upokorzenia i każdy krzyk, kiedy naprawdę chciał się uwolnić od palącego, niemal uzależniającego uczucia, jakim obdarzył najbardziej nieodpowiedniego człowieka.

Kim był szaleńczo zakochany.

Wtedy jeszcze nie wiedział, że te kilka miesięcy, że ten jeden rok tak bardzo go zniszczy, że lustro z wizerunkiem jego osoby zmieni się w drobny mak, nie pozostawiając po sobie niczego, poza desperacką chęcią bycia kochanym.

Sztuka. Miłość. Sztuka. Miłość.

Niewinny chłopiec zmienia się w prostytutkę.

Czuje się odrobinę lepiej, kiedy oddaje się fałszywym uczuciom, pozwalając na bolesne kosztowanie jego piękna, zniszczonego przez wielu mężczyzn. W międzyczasie popada w znaczące zainteresowanie tatuażem, aż w końcu jego ciało zapełnia się przeróżnymi obrazami, wykonanymi przed jego wujka, profesjonalnego tatuażystę.

Taehyung chyba po prostu chciał zakryć swoje skażenie.

Ale skutki są nieodwracalne. Mężczyzna już zawsze będzie pamiętać, mimo lat, mimo innych kochanków. Mimo chwilowego szczęścia i znalezienia kogoś, kto naprawdę mógłby to wszystko zmienić. Efekty działań Min Yoongiego będą już z nim na zawsze.

  °  

Upalne lato sprawia, że wszyscy mieszkańcy Seoulu paradują w bardziej skrojonych ubraniach. Niemal każdy Koreańczyk korzysta z pięknej pogody i silnie grzejącego słońca, a wiele pracowników bierze urlopy, by móc odpocząć od standardów swojej pracy.

Taehyung siedzi w swoim mieszkaniu i kompletnie ignorując wysoką temperaturę, owija się w gruby koc, pustym wzrokiem patrząc na telewizję. Nie jest w stanie znieść widoku koreańskich produkcji z całującymi się parami i nie jest też w stanie znieść amerykańskich seriali, w których zawsze pojawia się jakikolwiek wątek romantyczny. Przesłodzony, przekoloryzowany, wyzbyty z kłótni i obustronnych błędów. Taki zwyczajnie nienaturalny, niemający prawa bytu w szarej rzeczywistości.

Tatuażysta nie odbiera już telefonów zdesperowanych klientów, już nie ćwiczy, by wyrzeźbić swoje ciało. Opycha się niezdrowym jedzeniem na dowóz, a po jego całym salonie walają się styropianowe pudełka wraz z puszkami po najtańszym piwie, które ten nałogowo kupuje, wlewając w siebie niskoprocentowy alkohol.

Nie ma już chęci, by żyć, by próbować od nowa, bo wie, że jego serce należy tylko i wyłącznie do jednego człowieka, który już nigdy nie zgodzi się, by wplątać się z nim w gorący romans.

Kim nie ma na myśli oschłego Min Yoongiego.

Pokochał tego zakichanego studenta inżynierii biomedycznej, bachora bogatych Jeonów, który wyrzekłszy się majątku rodziców, mieszkał w malutkim mieszkanku i w międzyczasie pracował jako barman, aby móc pozwolić sobie na kapryśne zdobienie swoich ramion.

Jaka szkoda, że Taehyung o tym odwzajemnionym uczuciu dowiedział się zbyt późno. Że zrozumiał swoją miłość do tego mężczyzny w momencie, kiedy utracił go ze swoich rąk.

Jego komórka brzęczy nieznośnie na stoliku, jednak czerwonowłosy zaciekle ignoruje wszystkie wiadomości od Jimina, chociaż po jakimś czasie każdą z nich czyta, nie wysyłając jednak żadnej odpowiedzi. Były przyjaciel pragnie zgody i dalszej znajomości, jednak Kim nie ma już siły na podejmowanie jakiegokolwiek działania. Woli topić się w swojej nędzy, nie szukając z niej wyjścia.

Dopiero w połowie lipca jego twarz wyraża coś więcej, kiedy Park Jimin prosi o spotkanie, gdyż pragnie mu przedstawić swojego chłopaka.

Kim marszczy brwi, mruży oczy, głowiąc się, czy to tylko zagrywka, czy może blondyn faktycznie znalazł swój własny kawałek szczęścia. Nie ma ochoty oglądać rozanielonego studenta, jednak ciekawi go, kto zawrócił mu w głowie, więc po raz pierwszy odpisuje na jego wiadomość, zgadzając się na przyjście obu mężczyzn do siebie.

  °  

Nie sili się na sprzątnięcie śmieci, nie próbuje się stroić, nawet nie czesze poplątanych włosów, kiedy dwójka gości ma go odwiedzić. Jest sobotni wieczór, a Taehyung słyszy zza okna wakacyjne śmiechy pobudzonej młodzieży, odrobinę zazdroszcząc im tej chęci do życia.

Sam stracił ją kilka miesięcy temu.

Kiedy dzwonek do drzwi zostaje wciśnięty, niechętnie opuszcza swoje zagrzane miejsce na kanapie, pociągając jeszcze dość pokaźny łyk gorzałki ze szklanej butelki. Kupił mocniejszy alkohol tylko po to, by nie musieć na trzeźwo oglądać szczęścia blondyna, ewentualnie, żeby później móc o wszystkim zapomnieć. Nie odkładając wódki z powrotem na stolik, kieruje się w stronę przedsionka, kompletnie nie przejmując się tym, że przyjmie swoich gości w ubrudzonej koszulce i dresach.

– Cześć, Taehyung – mówi zakłopotany Jimin, patrząc na wyjątkowo dobitny przykład wraku człowieka. – Chciałbym ci przedstawić mojego chłopaka...

Alkohol, który Kim trzyma w rękach roztrzaskuje się na panelach, kiedy ten wypuszcza go z drżących rąk.

– Yoongi...

°  

Tak więc mam nadzieję, że rozdział wam się podobał

Kocham was bardzo i życzę wam udanego weekendu, skarbeńki 💖

Ps. Bardzo lubię, jak zostawiacie mi tutaj komentarze odnośnie rozdziału, tak tylko mówię...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top