57. Odbić Miniterstwo

Sierpień minął zaskakująco szybko i nastał pierwszy września. Antares z lekką nostalgią popatrzyła w okno, gdy wybiła godzina jedenasta – pociąg do Hogwartu właśnie odjechał z peronu dziewięć i trzy czwarte. Zresztą nie tylko ją objęła jakaś dziwna nostalgia w związku z tym. Jej przyjaciele smutno popatrzyli po sobie. W innych okolicznościach siedzieliby teraz w jednym z przedziałów, ciesząc się na powrót do szkoły. To byłby ich ostatni rok, na którym nauczycieli wyciskaliby z nich siódme poty, byle dobrze ich przygotować do zaliczenia Okropnie Wyczerpujących Testów Magicznych. W czerwcu, na koniec roku, opuściliby Hogwart po raz ostatni, by zacząć wieść dorosłe życie w magicznej społeczności. Była to wizja tak piękna, że aż nierealna.

– Jakie mamy plany na najbliższe miesiące? – zapytał Blaise, otrząsając się z lekkiego transu, w który wpadł. – Nadal czekamy na ruch Pottera?

– Tak – potwierdziła Antares. – Musimy poczekać, aż zdecydują się włamać do Ministerstwa Magii.

– I wtedy my spróbujemy je odbić? – upewniał się Draco.

– Dokładnie – przytknęła.

Nagle główne drzwi otwarły się i usłyszeli wolne kroki. Ujrzeli Syriusza, który wszedł do saloniku dziarskim krokiem.

– Wracam od Harry'ego – powiedział na dzień dobry, siadając obok Antares, która ucałowała go w policzek. – Blizna nadal go boli. Ponoć Voldemort zamordował jakąś rodzinę. Szuka Gregorowicza.

– Tego wytwórcę różdżek? – upewnił się Thomas. – W Drumstrangu większość uczniów miało różdżki zrobione przez niego. Był bardzo dobry w swojej profesji.

– Dlaczego miałaby to robić? – zapytał Draco. – Ponoć ma Ollivandera i...

– On próbuje się dowiedzieć, dlaczego różdżki jego oraz Harry'ego działają tak na siebie, co to za dziwne połączenie. Ollivander polecił mu, by użył innej różdżki, co zrobił, gdy przenosiliśmy Harry'ego do Nory, ale ta zamiana na nic się zdała, więc szuka drugiej opinii.

– A ty wiesz, dlaczego tak się dzieje? – zapytał Syriusz.

– Domyślam się. Myślę, że Dumbledore również się domyślał, ale... Może to za wcześnie na takie spekulacje. – Westchnęła ciężko. – Czy Harry mówił, kiedy podejmą jakieś kroki?

– Tak, kazał ci przekazać, że zrobią tu jutro. Co to za „to"?

– Tylko małe włamanie – odpowiedziała wymijająco, wstając gwałtownie. – Remus się do ciebie odzywał? Bo mnie nie chce widzieć na oczy i...

– Uraziłaś jego godność, An – powiedział Syriusz z ciężkim westchnięciem na ustach. – Ale gdybyś ty tego nie powiedziała, ja bym to zrobił. Jego prośba była głupia i irracjonalna. Kazałem mu zostać przy Tonks pod groźbą, że przywiążę go zaklęciami do krzesła, jeśli będzie chciał uciec.

– Wspaniale, miej go za mnie na oku, dobrze? – Syriusz przytknął. – Chodź, odprowadzę cię. Muszę porozmawiać z Regulusem na jeden temat. Thomas, powtórzcie plan, zanim Fabian przyjdzie.

– Co ty właściwe kombinujesz? – zapytał Syriusz podejrzliwie.

– Chcę odbić Ministerstwo ot, co! – odpowiedziała, mrugając do niego. Syriusz nie wyglądał na przekonanego. – Nic wam nie mówiłam, bo nie wiedziałam dokładnie, kiedy to nastąpi. Ale jutro... jutro zmieni się wiele rzeczy.

– Mam się bać?

– Wszyscy powinni.

* * *

Było chwilę przed ósmą, gdy Antares znalazła się w małym zaułku nieopodal Ministerstwa Magii. Harry, Ron i Hermiona już tam czekali. Przywitała się z nimi, jednocześnie przekonując ich, że ona to naprawdę ona. Na razie alejka była pusta, stało w niej tylko parę pojemników na śmieci. Pierwsi urzędnicy ministerstwa nie pojawiali się zwykle przed ósmą.

– Antares, jesteś pewna, że...

– Tak, Harry – przerwała mu. – To wasz plan. Ja dostosowuję swój do waszego. Pamiętajcie tylko, że przy Departamencie Tajemnic odbywają się przesłuchania mugolaków.

– No dobrze – powiedziała Hermiona, spoglądając na zegarek. – Powinna tu być za jakieś pięć minut. Kiedy ją oszołomię...

– Hermiono, przecież wiemy – przerwał jej Ron.

Nie minęła nawet minuta, gdy rozległo się ciche pyknięcie i tuż przed nimi aportowała się drobna czarownica z rzadkimi siwymi włosami, mrugając powiekami, bo w tej samej chwili słońce wyjrzało zza chmury. Nie miała jednak czasu, by nacieszyć się tym nieoczekiwanym darem niebios, bo rzucone przez Hermionę zaklęcie oszałamiające ugodziło ją w pierś i osunęła się na ziemię.

– Ładnie to zrobiłaś, Hermiono – powiedział Ron, wynurzając się zza pojemnika na śmieci.

Hermiona wyrwała jej z głowy kilka włosów i wrzuciła do butelki z błotnistym eliksirem wielosokowym, który wyjęła ze swojej torebki. Ron pogrzebał w torebce czarownicy.

– To Mafalda Hopkirk – powiedział, rzuciwszy okiem na plakietkę identyfikacyjną. – Asystent w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów. Weź to, Hermiono. A tutaj są żetony.

Podał jej kilka małych złotych monet z literami MM, które wyjął z portmonetki czarownicy.

Hermiona wypiła eliksir wielosokowy, który nabrał teraz barwy heliotropu, i po kilku sekundach stał już przed nimi sobowtór Mafaldy Hopkirk. Zdjęła prawdziwej Mafaldzie okulary i założyła je, a Harry spojrzał na zegarek.

– Spóźniamy się, pan Personel będzie tu lada chwila.

Chwilę później Ron zamienił się w niskiego czarodzieja o twarzy i ruchach szczura, a dziesięć minut później Harry był już wysokim na ponad sześć stóp czarodziejem o muskularnych ramionach i gęstej brodzie.

– Powinniście iść, zbliża się dziewiąta – zasugerowała Antares. – Zobaczymy się za chwilę.

We trójkę wyszli na główną ulicę, rzucając jej ostatnie spojrzenia. Ledwo zniknęli jej z oczu, a obok pojawił się Thomas z głośnym trzaskiem. U jego stopy kręcił się Stworek, chyba bardzo podekscytowany, że może wziąć udział w poważnym zadaniu.

– Jesteś gotowa? – zapytał.

– Wszyscy są już na dole? – odparła.

– Zwarci i gotowi.

– Chodźmy więc – zarządziła. – Stworku, pod gabinet Ministra Magii, jeśli łaska.

Stworek chwycił ich za ręce i natychmiast poczuła silne targnięcie. Naparła na nią ciemność i sekundę wylądowali na chłodnym korytarzu wyłożonym dywanem. Z różdżki Thomasa wystrzeliło zaklęcie i siedząca przed wejściem do gabinetu asystentka osunęła się na podłogę.

Antares weszła bez pukania do gabinetu ministra. Pius Thicknesse – niski czarodziej o koziej bródce i długich włosach siedział przy szerokim biurku. Jego wzrok podniósł się leniwie znad papierów i zanim zdążył bodaj krzyknąć, zaklęcie posłane przez Antares sprawiło, że prawie zsunął się z krzesła. W następnej sekundzie oplotły go ciasne liny, a usta zostały zakneblowane. Przerażony rozglądał się wokół.

– Uspokój się – szepnęła do niego. – Spójrz na mnie! Wiesz, kim jestem? – Potknął głową. – Wiesz, kim ty jesteś? – Kolejne potwierdzenie. – I zdajesz sobie sprawę, że ostatnie miesiące byłeś pod działaniem zaklęcia Imperius? – Następne potwierdzenie. – Chcę ci pomóc, więc zdejmę knebel, żebyśmy mogli porozmawiać.

Bez czekania oswobodziła mu usta. Minister Magii otworzył je szybko, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie żadne słowo nie rozbrzmiało w gabinecie.

– Za chwilę przejmę Ministerstwo i zrobię to z twoją pomocą albo bez niej, Piusie. Mam nadzieję, że się nie obrazisz, gdy zastąpię cię kimś innym. Chyba sam rozumiesz, że osoba, która była pod działaniem zaklęcia Imperius nie wzbudzi więcej zbyt dużego zaufania.

– Co miałbym zrobić? – zapytał.

– Za około dziesięć minut rozbrzmi w Ministerstwie alarm. Ludzie zbiorą się w atrium, chcąc uciec. To chyba doskonała okazja, by się przyznać, że Yaxley potraktował cię zaklęciem niewybaczalnym, nie uważasz?

Pius przytknął ledwie widocznie, więc Antares oswobodziła go z lin i wyszła. Na zewnątrz oprócz Thomasa czekał też na nią Fabian.

– Potter nadal jest w Departamencie Tajemnic. Nasi ludzie czają się w pobliżu, gdyby trzeba było im pomóc. Obserwatorzy Ministerstwa Magii zostali wyeliminowani, a Kingsley z chęcią zajął się szefem Biura Aurorów. Twoi przyjaciele poradzili sobie z Komisją do Spraw Mugolaków.

– Świetnie – powiedziała. W tym samym czasie rozbrzmiał alarm i Antares obejrzała się za siebie. Pius Thicknesse wytoczył się ze swojego gabinetu blady jak ściana i powiódł przodem do atrium, gdzie powoli zbiegali się już czarodzieje, chcąc wskoczyć do kominków i opuścić Ministerstwo.

– To Harry Potter! – krzyknął ktoś. – To Harry Potter! ŁAPAĆ GO!

Ujrzała Harry'ego, Rona i Hermionę biegnących przed siebie. Za nimi wściekle podążał Yaxley. Antares cisnęła w niego zaklęciem i śmierciożerca padł przed siebie jak długi.

– TO BLACK!

Wyrosła przed nią tarcza ochronna, którą ochroniła się przed zaklęciem ogłuszającym. Zobaczyła, że Harry, Ron i Hermiona wskakują do kominka. Sekundę później żelazne kraty opadły na każdym z wyjść, zagradzając drogę ucieczki. Do atrium napływało coraz więcej osób. Poplecznicy Voldemorta rzucili się na nią, ale wsparcie Antares napływało do środka, rzucając się na nich.

Yaxley atakował ja wściekle i szybko, ale dla niej były to dziecinne igraszki. Odbijała zręcznie każde z jego zaklęć.

– Petrificus Totalus! – wrzasnęła.

Ręce i nogi Yaxley'a przywarły do siebie i śmierciożerca upadł. Antares rąbnęła zaklęciem w fontannę, na której mugole podtrzymywali czarodziejów, jednocześnie rozwalając ją w drobny mak. Huk był przeogromny, a po atrium przelała się fala wrzasków. Zanim wspięła się na gruzy fontanny, jej ludzie zdążyli już unieszkodliwić tych, którzy rwali się do walki.

– Czarownice i czarodzieje! – wrzasnęła, skupiając na siebie uwagę pracowników Ministerstwa. – Co z wami? Pracujecie jak niewolnicy, żyjecie w strachu i obawie o życia własne oraz waszych rodzin. Zastraszają was, rzucają na was zaklęcia niewybaczalne. I w imię czego? Pychy Lorda Voldemorta...

Przelały się jakieś szmery, parę osób krzyknęło z oburzeniem.

– LORD VOLDEMORT! – powtórzyła. – TOM MARVOLLO RIDDLE. Tak ma na imię i tego imienia nie należy się obawiać. Strach przed tym imieniem wzbudza was strach przed jego właścicielem, a gwarantuję wam, że on jest takim samym człowiekiem jak my wszyscy tutaj. Rok temu w „Przeglądzie Prawdy" ukazał się spory artykuł na jego temat. Kto nie czytał, niech przyjmie do wiadomości, że czarodziej, przed którym drżycie ze strachu, jest zwykłym człowiekiem, półkrwi na dodatek. Rozsiewa wokół jakąś bezsensowną ideologię, samemu nie spełniając jej wymagań.

Dziwne szepty przelały się wokół niej. Antares wiedziała, że magiczny świat ma absolutny zakaz rozmawiania o tym artykule, ale warto było co poniektórym przypomnieć, kim naprawdę był ich wróg.

– Tak łatwo daliście się zmanipulować. Wystarczyło, że umarł Dumbledore, a wy się poddaliście jak tchórze. Oddaliście całą władzę, jaką dysponuje Ministerstwo w ręce jakiegoś szaleńca, który chce z was zrobić marionetki i popychadła. Wyzyskują was, łakną roszczeń i stanowisk, których w normalnym świecie by nie uzyskali. Doskonałym przykładem jest tutaj obecny Minister Magii. Zechcesz powiedzieć, Piusie, co się stało?

Jak jeden mąż zebrani ludzie obejrzeli się Piusa Thicknessa, który poluźnił swój krawat.

– Zostało na mnie rzucone zaklęcie Imperius – wyznał i fala przerażenia przelała się po zebranych. – Yaxley mnie kontrolował. W związku z tym porzucam swoje stanowisko. Wierzę, że ktoś mądrzejszy i sprytniejszy lepiej zaopiekuje się naszą czarodziejską społecznością.

Spojrzał na Antares, a w ślad za nim poszła reszta.

– Jest was tu tylu. Wielu popiera Lorda Voldemorta, choć po dziś dzień nie rozumiem, co was skłania do słuchania tego szaleństwa, ale jest też druga strona, równie duża i równie silna. Wielu z was pamięta zarówno pierwszą wojnę oraz czasy pokoju. To wasz wybór, jak chcecie żyć, ale patrzę teraz na was i widzę po waszych minach, że strach i służba komuś nie jest podstawowym wyborem. Chcę wam powiedzieć, że nawet teraz istnieje wybór, a w przeciwieństwie do niektórych, ja nie mam zamiaru wam go odbierać.

Machnęła różdżką i bramy blokujące kominki podniosły się.

– Śmierciożercy są już blisko. Kto chce, niech ucieka, nie będą zła, ale jeśli są tu osoby na tyle odważne, by walczyć, będzie dla mnie czystą przyjemnością, by stanąć u waszego boku.

Niektórzy natychmiast rzucili się na wyjścia, znikając w zielonych płomieniach, ale znaczna część zawahała się co do następnego kroku. Jeszcze garstka zadecydowała się na ucieczkę, ale większość została, sięgając po swoje różdżki. Antares zeskoczyła na dół i stanęła na Yaxleyem.

– Mam nadzieję, że się nie obrazisz, gdy aurorzy odstawią cię do Azkabanu. Wiem, że bez dementorów to nie to samo, ale gwarantuję, że wrócą na swoje miejsce w najbliższym czasie.

– An, nadchodzą – powiedział Thomas.

Z kominków zaczęły wyskakiwać ubrane w czarne szaty postacie, które poczuły się dość niepewnie, widząc przewyższającą ich liczbę czarodziejów.

Defeniatis – szepnęła.

Dziesiątki zaklęć pomknęły ku śmierciożercom.

* * *

KINGLEYS SHACKELBORT SZEFEM BIURA AURORÓW!

REGULUS BALCK NOWYM MINISTREM MAGII!

MINISTERSTWO WYRWANE SPOD WPŁYWU SAMI–WIECIE–KOGO!

Gorące nagłówki zmieniały się na pierwszej stronie „Proroka Codziennego" i Antares czytała je z lekkim uśmiechem na ustach. Ogromna fotografia przedstawiająca Piusa Thicknesse ściskającego dłoń Regulusa zajmowała pół strony.

– Nadal nie wierzę, że on się zgodził – powiedział Draco, rozkładając gazetę szerzej. – Jak go przekonałaś?

– Jakoś bardzo nie musiałam się starać. On wie, że to tylko na chwilę, póki nie powstrzymamy Voldemorta. Będzie miał wsparcie i ciągłą ochronę. Najważniejsze, że Harry jest bezpieczny. Voldemort nadal na niego poluje, czyli musi się mieć na baczności.

– A co z nami? – zapytał Teodor.

– Wszyscy nadal jesteśmy jego wrogami. Fakt, że odbiliśmy Ministerstwo, zmienił wiele, ale należy pamiętać, że on nadal ma pod sobą małą armią, której nie zawaha się użyć. W tym momencie każdy błąd może nas sporo kosztować.

– Przyszłość nie jest zbyt pomocna? – zapytał Draco.

– Bardzo niejasne, a jeśli dobrze intepretuję znaki... No cóż, tak czy siak, czeka nas walka z Voldemortem i jego poplecznikami.

– A kto wygra? – zapytała Dafne z obawą.

– Ten sprytniejszy – odparła Antares tajemniczo.

____

Rozdział zawiera fragmenty książki "Harry Potter i Insygnia Śmierci" autorstwa J.K. Rowling

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top