55. Ślub Billa i Fleur

Po skromnych siedemnastych urodzinach Harry'ego, które odbyły się w ogródku państwa Weasley, i które zostały zakłócone przez nagłe pojawienie się Ministra Magii, chcącego odczytać testament oraz ostatnią wolę Albusa Dumbledore'a, nastał w końcu wyczekiwany dzień ślubu.

Od rana w Norze trwały wielkie przygotowania. Popołudniowa ceremonia była wspaniała, a następująca potem zabawa jeszcze lepsza. Antares patrzyła na bawiących się gości i uśmiechała się lekko. Ona sama nie brała udziału w przyjęciu. Razem z paroma innymi członkami Zakonu Feniksa nadzorowała całe wydarzenie jako straż.

– Fleur wygląda ślicznie – stwierdziła, gdy obchodziła z Syriuszem cały teren.

Syriusz, zapatrzony do tej pory w tańczącą młodą parę, obrócił głowę w stronę córki i oboje spojrzeli sobie w oczy.

– Czy ty... no wiesz... chciałabyś kiedyś... wyjść za mąż? – zapytał nieśmiało, czując nagły przypływ skrępowania. – Za Thomasa?

– Uryczałbyś się jak mały bobas, gdybyś mnie zobaczył w takiej sukience – stwierdziła natychmiast. – To byłaby spora plama na twoim honorze i szanowanej opinii.

Syriusz zaśmiał się cicho z tego żartu, ale szybko spoważniał i stanowczo spojrzał jej w oczy.

– Nie wiem, tato – powiedziała spokojnie, siląc się na uśmiech, bo podjęty temat skrępował i ją. – Jeśli wojna pozytywnie się zakończy i jakoś wszystko się poukłada to... czemu nie. Dlaczego właściwie pytasz?

– Tak sobie – mruknął pośpiesznie Syriusz, odwracając spojrzenie. Antares zamrugała szybko. Powoli wszystkie kropki się połączyły, tworząc w jej głowie klarowny obraz sytuacji.

– To dlatego się pokłóciliście! – zawołała, a kilka najbliższych osób obejrzało się ku nim. – Thomas cię pytał, czy ma zielone światło, by mi się oświadczyć, prawda? Nie zgodziłeś się...

– Nie, że się nie zgodziłem – Syriusz naprostował sprawę. – Stwierdziłem, że jesteś jeszcze za młoda. Na dobrą sprawę nie skończyłaś szkoły i... On powiedział, że to nie ma znaczenia w obecnej sytuacji, gdy lada dzień wszyscy mogą zginąć. Ja wiem, że on cię kocha i wiem, że ty jego też, ale...

– Wiele osób myśli podobnie jak on? – dokończyła i Syriusz pokiwał głową.

– Remus i Tonks, nawet Bill i Fleur, choć planowali ten dzień od dłuższego czasu. Nie zrozum mnie źle, chcę dla ciebie jak najlepiej, ale nie chcę byście oboje czuli jakąś presję, bo wojna czy śmierć.

– A co babcia na to? – zapytała Antares ciekawa.

– No nic jej nie powiedziałem o tej rozmowie, ale próbowałem ją dyskretnie podpytać i... Wydaje mi się, że Ester ma już zaplanowany cały wasz ślub, twój i Thomasa – powiedział, na co Antares skrzywiła się krótko. – Będziesz z nim rozmawiać na ten temat czy na razie odpuścisz?

– Nie wiem jeszcze – mruknęła. – Muszę się zastanowić.

Rozdzielili się i Antares weszła do namiotu, gdzie grała skoczna muzyka. Przyjrzała się Ronowi obracającemu roześmianą Hermionę oraz Fredowi i George'owi, którzy jednocześnie tańczyli z Ginny. Dostrzegła Harry'ego, ukrytego pod eliksirem wielosokowym w postaci rudzielca o kręconych włosach. Rozmawiał z Elfiasem Doge oraz ciotką Rona. Powoli zbliżyła się w tamtą stronę.

– To nieprawda! – zachrypiał Doge. – Absolutne bzdury!

– Nigdy mi nie powiedział, że jego siostra była charłaczką – powiedział Harry i Antares wiedziała już, na jaki temat toczy się zaciekła rozmowa przy okrągłym stoliku ozdobionym kwiatami.

– Tobie? A niby dlaczego, u diabła, miałby z tobą o tym rozmawiać? – zaskrzeczała ciotka Muriel, chwiejąc się lekko na krześle, kiedy próbowała skupić wzrok na Harrym.

– Powód, dla którego Albus nigdy nie mówił o Arianie – zaczął Elfias głosem lekko drżącym od emocji – jest, jak sądzę, całkiem jasny. Jej śmierć była dla niego bardzo bolesnym ciosem...

– A dlaczego nikt nigdy jej nie widział, Elfiasie? Dlaczego większość z nas w ogóle nie wiedziała o jej istnieniu, zanim jej nie wyniesiono w trumnie z jego domu i nie wyprawiono pogrzebu? Gdzie był twój świątobliwy Albus, kiedy Ariana siedziała zamknięta w piwnicy? W Hogwarcie świecił przykładem, a nie obchodziło go, co się dzieje w jego własnym domu!

– Co pani ma na myśli, mówiąc „zamknięta w piwnicy"? – zapytał Harry. – Co to znaczy?

Doge milczał, wyraźnie przybity, a ciotka Muriel znowu zagdakała, zwracając się do Harry'ego:

– Matka Dumbledore'a była okropną kobietą. Po prostu przerażającą! Urodziła się w mugolskiej rodzinie... chociaż słyszałam, że się do tego nie przyznawała...

– Nigdy niczego nie udawała! Kendra była wspaniałą kobietą – wyszeptał Doge, ale ciotka Muriel puściła to mimo uszu. Zamiast tego jej wzrok wylądował na Antares, a oczy błysnęły krótko w radości.

– Panna Black – powiedziała. – Proszę z nami usiąść. Właśnie rozmawiamy na temat rodziny Dumbledore. O tym, że matka Albusa zawsze zadzierała nosa i okropnie się panoszyła! Umarłaby ze wstydu, gdyby się dowiedziano, że urodziła charłaka!

– Ariana nie była charłakiem! – zachrypiał Doge.

– To ty tak mówisz, Elfiasie, ale wyjaśnij mi z łaski swojej, dlaczego nie uczęszczała do Hogwartu! – Zwróciła się do Harry'ego: – Za naszych czasów o charłakach często się w ogóle nie mówiło. Wyciszano sprawę. Ale żeby więzić małą dziewczynkę w domu i udawać, że nie istnieje...

– To kompletne bzdury, niczego takiego nie było! – oburzył się Doge, ale ciotka Muriel w ogóle nie zwracała na niego uwagi.

– Charłaków posyłano zwykle do mugolskich szkół i zachęcano, by się wtopili w społeczność mugoli... To chyba o wiele lepsze niż szukanie dla nich miejsca w świecie czarodziejów, gdzie zawsze będą obywatelami drugiej klasy, ale oczywiście Kendra Dumbledore nie mogła pozwolić, by jej córka uczęszczała do mugolskiej szkoły...

– Ariana była bardzo delikatnym, słabym dzieckiem! – jęknął Doge. – Z takim zdrowiem nie można jej było pozwolić...

– Pozwolić opuścić dom, tak? – zaskrzeczała ciotka Muriel. – A jednak nigdy jej nie zabrali do Świętego Munga i nigdy nie wezwano żadnego uzdrowiciela, żeby ją zbadał!

– No wiesz, Muriel, a skąd ty możesz wiedzieć...

– Więc pragnę cię poinformować, Elfiasie, że mój kuzyn Lancelot był w owym czasie uzdrowicielem w Szpitalu Świętego Munga i powiedział w największym zaufaniu mojej rodzinie, że Ariany nigdy tam nie było. I uznał to za bardzo podejrzane!

Elfias Doge wyglądał tak, jakby za chwilę miał zalać się łzami. Ciotka Muriel, która najwyraźniej była bardzo z siebie zadowolona, strzeliła palcami, by podano jej więcej szampana.

– No, więc gdyby Kendra nie umarła pierwsza – ciągnęła Muriel – tobym mogła się założyć, że to ona wykończyła Arianę...

– Jak możesz, Muriel! – jęknął Doge. – Matka zabijająca własną córkę? Zastanów się, co ty wygadujesz!

– A dlaczego nie, skoro mówimy o matce, która swoją córkę więziła przez całe lata? Ale, jak powiedziałam, to można wykluczyć, bo Kendra umarła przed Arianą... na co, tego nikt do końca nie wie...

– No tak, na pewno Ariana ją zamordowała – wtrącił Doge, mężnie siląc się na kpinę. – Dlaczego nie?

– Taak... Ariana mogła w rozpaczy zabić Kendrę, walcząc o wolność – powiedziała powoli ciotka Muriel, jakby się zastanawiała nad taką możliwością. – Ale wysil mózgownicę, Elfiasie! Byłeś na pogrzebie Ariany, prawda?

– Tak, byłem – odrzekł Doge przez rozdygotane wargi. – I nie pamiętam bardziej przygnębiającego pogrzebu. Albus był kompletnie załamany...

– Mówisz o jego sercu, tak? Bo ja o jego nosie. Nie pamiętasz, że na tym pogrzebie Aberforth złamał Albusowi nos?

Doge, już przedtem zrozpaczony i przybity, teraz wzdrygnął się, jakby Muriel dźgnęła go nożem. Zacmokała głośno i znowu łyknęła szampana, który pociekł jej po brodzie.

– A skąd ty... – wychrypiał Doge.

– Moja matka przyjaźniła się ze starą Bathildą Bagshot. Bathilda opisała jej to wszystko dokładnie, a ja podsłuchiwałam pod drzwiami. Awantura nad trumną! Podobno Aberforth wykrzykiwał, że to przez Albusa Ariana straciła życie, a potem rąbnął go pięścią w twarz. Według Bathildy Albus wcale się nie bronił, co już samo w sobie jest dość dziwne, przecież mógł pokonać Aberfortha z rękami związanymi na plecach.

Znowu łyknęła szampana. Wspominanie tych dawnych skandali wyraźnie sprawiało jej wielką uciechę. Harry nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć: chciał poznać prawdę, a tymczasem Doge potrafił się zdobyć tylko na powtarzanie, że Ariana była chora. Harry nie mógł uwierzyć, że Dumbledore pozwoliłby na takie okrucieństwo w swoim domu, gdyby o nim wiedział, ale nie mógł się oprzeć wrażeniu, że w całej tej historii jest coś dziwnego.

– I powiem ci coś jeszcze – zaskrzeczała Muriel i głośno czknęła. – Myślę, że Bathilda wypaplała to wszystko Ricie Skeeter. Te aluzje w jej wywiadzie o ważnym źródle, do którego dotarła... to by do Bathildy pasowało, przecież ona wiedziała wszystko o aferze z Arianą!

– Bathilda nigdy by nie rozmawiała z Ritą Skeeter! – wyszeptał Doge.

– Bathilda Bagshot? – zapytał Harry. – Autorka Dziejów Magii?

– Tak – odpowiedziała o dziwo Antares, co sprawiło, że cała trójka spojrzała na nią zaskoczona. – To dawna przyjaciółka Dumbledore'a.

– Słyszałam, że ostatnio całkiem zdziecinniała – zagdakała ciotka Muriel z wyraźną satysfakcją.

– Jeśli tak, to Skeeter tym bardziej zasługuje na potępienie, czerpiąc informacje z tak niewiarygodnego źródła – powiedział Doge.

– Och, są przecież sposoby, żeby przywrócić komuś pamięć, i jestem pewna, że Rita Skeeter dobrze je zna. Ale nawet gdyby Bathilda była kompletnie stuknięta, to na pewno ma wciąż jakieś stare fotografie, może nawet listy. Znała Dumbledore'ów od lat... warto było ją odwiedzić w Dolinie Godryka.

Harry zakrztusił się piwem kremowym, które właśnie pił. Rozkaszlał się, spojrzał na ciotkę Muriel załzawionymi oczami, a Doge uderzył go parę razy w plecy. Gdy tylko odzyskał mowę, zapytał:

– Bathilda Bagshot mieszka w Dolinie Godryka?

– Och tak, od zawsze! Dumbledore'owie przenieśli się tam po tym, jak uwięziono Persiwala, a ona mieszkała w sąsiedztwie.

– Dumbledore'owie mieszkali w Dolinie Godryka?

– Tak, Barry, przecież dopiero co mówiłam – odpowiedziała cierpko ciotka Muriel.

Spojrzenia Harry'ego i Antares skrzyżowały się. Widziała to zdumienia malującego się na jego twarzy, przeplatane milionem pytań, na które pragnął uzyskać odpowiedzi.

– Barry, myślę, że to koniec pogaduszek – stwierdziła Antares, biorąc go pod pachę i odciągając os stolika. – Dziękujemy za rozmowę. Miłego przyjęcia.

Oddalili się pośpiesznie, przeciskając się gośćmi weselnymi.

– Wiedziałaś? – zapytał Harry.

– Oczywiście, że wiedziałam! – zawołała. – To ja podsunęłam Ricie trop w zeszłe święta, by porozmawiała z Bathildą. Chciałam, by z nią porozmawiała i napisała kilka artykułów na temat Dumbledore'a. Nie sądziłam, że wyjdzie z tego cała książka, ale... niech już jej będzie.

– Dlaczego to zrobiłaś? – wydyszał Harry, gdy stanęli w kącie namiotu.

– By obnażyć Dumbledore'a – wyjaśniła, jakby to było logiczne. – Wiem, że ty go uwielbiałeś, ale moja sympatia do dyrektora podupadła i to dość dawno. Bathilda jest dobrym źródłem informacji. Wiesz dlaczego?

Harry pokręcił przecząco głową.

– Bo ona była nie tylko przyjaciółką Dumbledore'a, ale również ciotką Gellerta Grindelwalda. Gdy Grindelwald został wywalony ze szkoły, przybył do Anglii do Doliny Godryka, gdzie poznał Dumbledore'a. Byli takimi wspaniałymi przyjaciółmi.

– Co? Dumbledore i Grindelwald byli przyjaciółmi? – zdziwił się Harry.

Antares nie miała sposobności, by mu odpowiedzieć. Właśnie podbiegła do nich Hermiona.

– Już nie mam siły tańczyć – wydyszała, ściągając jeden z pantofelków i rozcierając stopę. – Ron poszedł po piwo i... Harry, źle się czujesz?

Harry nie miał pojęcia, od czego zacząć, ale w tym momencie wydarzyło się coś niespodziewanego. Przez baldachim nad parkietem spadło coś dużego i srebrnego. Pośród tańczących wylądował z wdziękiem lśniący ryś. Wszyscy obrócili w jego kierunku głowy, a najbliższe pary zamarły w pół kroku. A potem patronus otworzył usta i przemówił donośnym, głębokim głosem Kingsleya Shacklebolta:

– Ministerstwo padło. Scrimgeour nie żyje. Nadchodzą.

Wszystko jakby się zamazało i spowolniało.

Antares pierwsza wyciągnęła różdżkę i wrzasnęła:

Seriato!

Wielu gości dopiero teraz zdało sobie sprawę, że dzieje się coś dziwnego, wciąż patrząc w kierunku, gdzie przed chwilą zniknął srebrny kot. Od miejsca, w którym wylądował patronus, cisza rozchodziła się jak kręgi zimnej wody. A potem ktoś krzyknął.

– Uciekajcie! – wrzasnęła Antares. – Bierzcie Rona i uciekajcie!

Ochronne zaklęcia otaczające Norę straciły moc. Zaczęli pojawiać się wokół nich nowi ludzie. Goście weselni rozbiegli się we wszystkie strony, wielu deportowało się pośpiesznie.

– Ron! – zawołała Hermiona. – Ron, gdzie jesteś?!

– Nadchodzą! – wrzasnęła Antares do Fabiana oraz reszty doskakujących w pośpiechu osób.

Zamaskowane postacie w czarnych pelerynach pojawiły się w końcu wokół nich. Pierwsze zaklęcia ogłuszające przecięły powietrze. Antares wrzasnęła: „Protego!" i tarcza osłoniła plecy jej ojca, który walczył już zaciekle ze śmierciożercą.

– Fabian, ratujcie ludzi! – rozkazała Antares.

Antares obróciła się i dostrzegła, że Harry i Hermiona wpadli w końcu na Rona i we trójkę deportowali się pośpiesznie. Ścisnęła więc mocniej różdżkę i zakręciła nią w powietrzu. Wir niebiesko-białych płomieni zerwał biały namiot, ukazując rozgwieżdżone niebo. Antares mocniej zamachnęła różdżką i promienie rozbiegły się wokół, atakując zamaskowane postacie.

– Antares! – wrzasnął Syriusz, pokazując na coś palcem.

Tonks po raz kolejny pojedynkowała się z Bellatrix. Antares bez zawahania ruszyła w tamtą stronę. Wyciągnęła już różdżkę przed siebie, gdy czyjeś zaklęcie dźgnęło Bellę w plecy i ta upadła. Zaskoczona spojrzała w bok i ujrzała Draco. Thomas, Dafne, Teodor i Blaise rozbiegli się już po całym ogrodzie, atakując śmierciożerców.

– Jak śmiesz ty parszywy zdrajco! – wykrzyknęła Bellatrix.

– Nie nazywaj go tak!

To Narcyza Malfoy parła już zaciekle do przodu, rzucając w siostrę kilka zaklęć, które Bellatrix zręcznie odbiła. Zaraz do silnego ostrzału dołączył się Draco, za nim Tonks, a Bellatrix choć niewątpliwie uzdolniona w pojedynkach i w walce, nie dała sobie rady, gdy Regulus i Syriusz doskoczyli do ostrzału przeciw niej.

Dźgnięta czerwonym promieniem upadła tuż pod nogami Antares, która szybko wyrwała jej różdżkę z ręki i kucnęła przed nią, mocno chwytając Bellatrix za twarz.

– I co teraz? Zabijesz swoją ukochaną ciocię? – zażartowała, obnażając zniszczone zęby. Furia w jej dużych, ciemnych oczach była odrażająca i przerażająca. Kontrastowała tak wyraźnie ze spokojem w oczach Antares, że można się było zlęknąć tego szaleństwa.

– Nie zabiję, ale coś jej pokażę.

Nagle zetknęła jej czoło ze swoim i spokojnie wdarła się do wspomnień Bellatrix.

W pięknym salonie, przyozdobionym świątecznymi ozdobami oraz ogromną choinką, przy długim stole siedział z tuzin osób. Na jednym jego szczycie siedział mężczyzna o ciemnych, kręconych włosach i ciężkich powiekach. Obok niego zasiadała elegancka kobieta o wręcz białych włosach, teraz spiętych w ciasny kok – Druella. Bellatrix siedziała tuż obok niej, nie mogła mieć więcej niż dziesięć lat.

Mała Bellatrix się rozejrzała. Obok niej siedziała jeszcze siostra Andromeda, potem Narcyza, najmniejsza z trójki sióstr. Przy stole znalazło się też miejsce dla Walburgi i Oriona Blacków, a także ich synów Syriusza i Regulusa. Towarzyszył im roześmiany Alphrad, a także dostojny i srogo wyglądający Pollux, którego poważna żona – Irma – rzadko się uśmiechała, ale tego dnia jej usta drgały od czasu do czasu, gdy pochylała się w stronę Walburgi, by szepnąć jej coś do ucha.

W miarę jak ludzie przy stole rośli i starzeli się, ich wesołe twarze zmieniały się w ponure miny. Radosne kolory świąt bladły. Zniknęła Irma, za nią Druella. Andromeda urosła na tyle, by wyjść bez słowa, a za nią ruszył Syriusz oraz Alphrad. Piękny salon był wręcz szary, gdy po Polluxie i Cygnusie nie został ani ślad. Walburga zlała się z powietrzem. Przeraźliwa ciemność opanowała salon, gdy wokół zaczęli zasiadać zamaskowani śmierciożercy. Lord Voldemort śmiał się w głos, zajmując dawne miejsce Cygnusa.

W końcu Regulus i Narcyza też niknęli. Przed nią na stole pojawiały się trupy. Piętrzyły się przed nią jeden na drugim, a wśród nich były twarze tych, którzy już nie żyli i tych, na których Czarny Pan polował zaciekle. Ci, którzy mieli zginąć z jej różdżki.

Antares cofnęła zaklęcie i spojrzała w oczy Bellatrix, teraz mniej przepełnione furią, a bardziej jakby... strachem.

– Przemyśl sobie niektóre rzeczy, Bella – szepnęła. – Porozmawiamy o tym następnym razem. I z łaski swojej pozdrów ode mnie Snape'a.

Oddała jej różdżkę i Bellatrix natychmiast zniknęła. Jej mała armia zdążyła przegonić śmierciożerców i całe zamieszanie w końcu ustało. Rozejrzała się wokoło, ale nie dostrzegła martwych, więc odetchnęła z lekką ulgą.

– Co zrobiłaś? – zapytał Regulus. – Ona prawie płakała...

– To dobrze, ma jeszcze resztki serca – odparła spokojnie. – Wszyscy cali?

– Tak, przenieśliśmy niektórych gości weselnych w bezpieczna miejsca – powiedział Fabian spokojnie. – Reszta jest tutaj cała i zdrowa. Pewnie zaraz nadciągnie tu Ministerstwo.

– Powinniście się zmyć – dokończyła Antares jego myśl. – Wy też – tu rzuciła w stronę Narcyzy i swoich przyjaciół. I to najlepiej szybko. Dziękuję, Fabianie, do zobaczenia następnym razem. Rees.

Wszystkie postacie zniknęły w tej samej sekundzie z głośnym trzaskiem.

____

Rozdział zawiera fragmenty książki "Harry Potter i Insygnia Śmierci" autorstwa J.K. Rowling.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top