50. Razem albo wcale

Antares wolno weszła do Skrzydła Szpitalnego, ale jej obecność nie została szybko zauważona. Większość znajdujących się w środku osób zebrało się przy łóżku, na którym leżał Bill Weasley. Obok niego pani Weasley mocno ściskała swoją przyszłą synową – Fleur. Obie roniły łzy.

Harry spojrzał na nią przelotnie. Antares uśmiechnęła się smutno, ale on odwrócił wzrok, więc podeszła do łóżka, na którym leżał Teodor Nott. Głowę opatrzoną miał bandażem. Obok siedziała Dafne, której nie było za wiele i mocno tuliła go do piersi. Draco przysiadł na brzegu drugiego łóżka. Jedną rękę miał zabandażowaną, ale nie wyglądał na poważnie zranionego. Nawet Blaise miał wyjątkowo dobry humor.

– An, walczyliśmy! – wyznał Draco.

– Cieszę się, że nic wam nie jest – powiedziała cicho Antares z lekkim uśmiechem.

– Oni już wiedzą, An – szepnęła Dafne. – Wiedzą, że zdradziliśmy swoje rodziny.

– No cóż... I tak by się to wydało. Nie martwcie się, nie dam wam zginąć. Jak opuścimy pociąg, udacie się ze mną do bezpiecznego miejsca. Mam nadzieję, że perspektywa spędzenia razem wakacji wam odpowiada.

– Nie mogliśmy się doczekać – powiedział Teodor, a Antares poczuła, że Draco szturchnął ją w ramię. Razem spojrzeli na Harry'ego, który opuszczał Skrzydło Szpitalne. Zaraz po nim wymknęła się też Hermiona i na końcu Ron.

– Źle to przyjął – stwierdził Zabini.

Antares poszła za nimi. Przez chwilę z oddali obserwowała trójkę Gryfonów rozmawiających zaciekle na szkolnych błoniach, ale kiedy się zbliżyła, zamarli i zamilkli, wpatrując się w nią z całkowicie poważnymi minami.

– Harry już wam pewnie powiedział – powiedziała łagodnie.

– Tak – Hermiona odważyła się odpowiedzieć. – I muszę przyznać, że jestem równie przerażona, co zaskoczona. Czy ty... Czy ty naprawdę byś go zabiła... gdyby Snape nie...

– Tak, nie miałabym wyboru.

Zapadło milczenie. Harry wpatrywał się w nią z dziwnym wyrazem na twarzy, na którym żal przeplatał się ze smutkiem i złością. Stojący obok niego Ron miał niepewną minę, jakby się bał wydarzeń oraz słów, które miały za chwilę nadejść.

– Harry, posłuchaj...

– Nie, to ty posłuchaj, An! – krzyknął. – Okłamałaś mnie. Przez cały rok kłamałaś mi prosto w oczy. Mało tego, zaproponowałaś mojemu największemu wrogowi, zabicie mojego największego sprzymierzeńca, a potem... na tej wieży... gdy słuchałem, jak wszystko sobie wyjaśniacie...

Wziął głęboki oddech, by się uspokoić, ale nie potrafił. Strzepnął brutalnie dłoń Hermiony, która ułożyła ją na jego ramieniu i zmierzył Rona srogim spojrzeniem, gdy ten chciał się odezwać.

– Gdy cię tam zobaczyłem, pomyślałem sobie, że śnię. Przecież to było niemożliwe, byś ty... Ty!... chciała zabić Dumbledore'a, a potem zaczęliście sobie wszystko wyjaśniać, a ja nie mogłem się nawet odezwać. Mogłem jedynie gorączkowo myśleć i próbować się utożsamić z jedną lub drugą stroną. Próbowałem zrozumieć, dlaczego Dumbledore chciałby powstrzymać odrodzenie się mocy Grindelwalda i jednocześnie zlecić cztery mordy, ale nie potrafiłem. Próbowałem zrozumieć, dlaczego ty chciałabyś go zabić, przez niego zginęła przecież twoja mama, tak jak przez Voldemorta zginęli moi rodzice, ale też nie potrafiłem. Czuję się zagubiony, Antares. Zagubiony jak jeszcze nigdy dotąd!

Dyszał ciężko, a ona tam stała, próbując opanować łzy. Hermiona i Ron nie odzywali się, rozumiejąc, że to nie ich dotyczyła ta kłótnia.

– Gdy w trzeciej klasie, nie wyjawiłam ci prawdy o tacie i nasza przyjaźń podupadła, obiecałam sobie, że już nigdy cię nie okłamię i starałam się dotrzymywać słowa, które złożyłam sama sobie, ale to nie było takie proste. Miałeś własne zmartwienia na głowie związane z Voldemortem, a na dodatek Dumbledore był twoim wielkim idolem. Nie chciałam ci psuć tak klarownej i pięknej wizji dyrektora, jaką miałeś w głowie. Jemu tak bardzo na tobie zależało, a ty byłeś taki szczęśliwy, że mogłeś być jego oczkiem w głowie. Nie chciałam tobie... wam... psuć tej relacji, wiedząc, że oboje jesteście z niej niesamowicie dumni. Przepraszam, że zakrzywiłam ci krystalicznego dyrektora, że pokazałam ci jego rysy. Możesz się na mnie gniewać do woli, ale i tak pomogę ci zakończyć to wszystko raz na zawsze.

Antares zerknęła niepewnie przez ramię. Stali na błoniach, a w oknach należących do Skrzydła Szpitalnego przysiadło kilka zaciekawionych osób, które najwyraźniej nie mogły oprzeć się pokusie, by przyglądać się ich sprzeczce.

– Czasami ktoś musi umrzeć, by inni mogli żyć – szepnęła Hermiona, na co Harry zerknął na nią zaskoczony.

– Więc nie jesteś na nią zła? – zapytał, podnosząc głos.

– Harry, to nie tak. Jestem zawiedziona, ale próbuję też zrozumieć. Może to dobrze, że to wszystko się stało. Oczywiście wielce żałuję śmierci Dumbledore'a, był wielkim człowiekiem, ale... Chcę tylko powiedzieć, Harry, że wszyscy mamy rysy i wady, które musisz się nauczyć dostrzegać. Może mając taki obraz dyrektora przed oczami ty... może po prostu lepiej ci będzie podjąć niektóre wyzwania w najbliższym czasie.

Harry zamrugał z niedowierzaniem. Jego wzrok przeniósł się na Rona, ale Ronald wepchnął ręce do kieszeni i spojrzał na swoje buty.

– Na mnie nie patrz – mruknął. – Jestem wstrząśnięty jak ty, ale... Nie zwrócimy Dumbledore'owi życia. Myślę, że powinniśmy się skupić na odnalezieniu horcruxów i wykonaniu zadania, które ci powierzył.

– Co?

– Będziemy tam z tobą, Harry – powiedział Ron. – Będziemy z tobą chodzić, gdziekolwiek się ruszysz.

– Nie – powiedział Harry szybko, do tej pory nie biorąc pod uwagę, że w powierzonej przez Dumbledore'a misji, nie będzie sam.

– Powiedziałeś kiedyś – zaczęła cicho Hermiona – że był czas, żeby zawrócić, jeśli chcemy. Mogliśmy, prawda?

– Jesteśmy z tobą, cokolwiek się zdarzy – powiedział Ron.

– Bez względu na to, czy nas lubisz, czy nie. Czy tego chcesz, czy nie – dodała Antares. – Ta wojna nie dotyczy tylko ciebie, Harry. Dotyczy nas wszystkich. Spójrz na Draco, Dafne, Teodora i Blaise'a. Jesteśmy gotowi powstrzymywać Voldemorta tak długo, jak będzie to konieczne, byleś miał odpowiednią ilość czasu na znalezienie wszystkich horcruxów.

– To... To ty nie pójdziesz z nami? – Harry zdziwił się, łagodniejąc nagle.

– Nie? – powtórzył głupio Ron.

– Dumbledore powierzył mi Zakon i myślę, że tam lepiej się spiszę. Wasza trójka doskonale poradzili sobie sama, a ja jedynie... będę mieć na was oko – powiedziała, pokazując na swoją lewą gałkę oczną, z której zeszły czary i ujawnił się jej prawdziwy wygląd. – Poza tym mam swoje rzeczy do zrobienia. Wiem, że to głupie, ale chciałabym spróbować nawrócić Bellatrix.

– Ale ty pamiętasz, co ona zrobiła rodzicom Neville'a? – upewnił się Harry.

– Wiem – mruknęła.

– Nie poradzimy sobie bez ciebie – stwierdziła Hermiona. – Musisz iść z nami i koniec.

– Hermiono, jesteś równie mądra, co ja. Harry i Ron dwóch dni bez ciebie nie przeżyją. Jesteście zgranym, gryfońskim trio, dzielnym i odważnym, a ja... no cóż...jestem Ślizgonką i będę robić to, z czego Slyherin słynie. Trochę fortelić, a przy okazji ścieśniać więzi.

– Najpierw wszyscy i tak musicie przyjechać na ślub Billa i Fleur – powiedział Ron.

Każdego z nich czekały teraz trudne chwile i Antares jak nikt inny zdawała sobie z tego sprawę. Harry będzie musiał się kiedyś spotkać z Voldemortem, a ona... A ona mogła mu jedynie mu w tym pomóc.

Gdy spojrzeli sobie w oczy, Harry już zdawał sobie sprawę, że jeśli nie zrobią tego razem, nie uda im się to wcale. Skoro w czarodziejskim świecie było miejsce na przyjaźń między Gryfonem a Ślizgonką, to może znalazłoby się też trochę dla odrobiny zrozumienia i wybaczeniu, a także dla skromnego marzenia, że gdy wojna się zakończy, wszyscy będą tak szczęśliwi, jak Antares i Harry byli w dniu zakończenia ich pierwszego roku w Hogwarcie.

___

Przyznać się, kto uronił łzę!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top