40. Wyjaśnienia

*uwaga, bardzo długi rozdział*


Gdy wylądowali, od razu można było wyczuć, że nie znajdują się w Hogwarcie. Zaułek był obskurny i śmierdział moczem, aż piekły oczy. Na dodatek zagnieździły się w nim bezpańskie koty, który uciekły z wrzaskiem na nagłe pojawienie się ludzi. Antares pomogła Hermionie wstać i otrzepała spodnie z pyłu.

– Gdzie jesteśmy? – zapytał szeptem Ron.

Antares wyjrzała za zakręt i ujrzała rząd obskurnych kamienic przy Grimmauld Place.

– W domu – wyjaśniła.

– Co zrobiłaś? – zapytał Harry, gdy podążali ku numerowi dwanaście. – Tam w Ministerstwie. Jak powstrzymałaś zaklęcie uśmiercające? Voldemort... On był naprawdę przestraszony. Czułem to!

Zerknęła na Harry'ego, który był brudny i trochę zakrwawiony. Podobnie jak w Hermionie oraz Ronie, ciągle buzowała w nim adrenalina. We trójkę przyglądali się jej z zaciekawieniem, ale również lekkim strachem.

– Wszystko wyjaśnię za chwilę – obiecała. – Ale to chyba logiczne, gdzie znalazłam to zaklęcie.

– Pamiętniki Grindelwalda – szepnęła Hermiona.

Budynek opatrzony numerem dwanaście wyrósł przed nimi nieśpiesznie i we czwórkę weszli do środka przez ciemne drzwi opatrzone kołatką. Niemal natychmiast rzuciła się na nich Ester, a po jej minie i błyszczących oczach, łatwo można było stwierdzić, że była cała rozemocjonowana.

– Coś ty sobie myślała! – rzuciła wściekle ku wnuczce. – Wiesz, jak się wszyscy poczuliśmy, gdy Stworek powiedział, że udaliście się do ministerstwa? Prawie mi serce stanęło!

A potem nagle przyciągnęła ją do siebie i przytuliła mocno, a następne zrobiła to samo z Harrym, Hermioną oraz Ronem, uszczęśliwiona, że nic im się nie stało.

– Oni tu są? – zapytała Antares.

– Na górze – potwierdziła Ester.

Antares pierwsza zaczęła wspinać się po schodach, a reszta niepewnie ruszyła za nią chwilę później. Gdy weszła do salonu, Narcyza i Draco podnieśli się ze swoich miejsc. Na stoliku przed nimi stała otwarta butelka Ognistej Whisky oraz puste szklanki.

– Moja najdroższa – powiedziała Narcyza, wyciągając przed siebie ręce i Antares wskoczyła w jej ramiona.

– Przepraszam – powiedziała cicho, mocno ściskając ciotkę, jednocześnie patrząc prosto w oczy Draco. – Nie uratowałabym go.

Nagle Narcyza zadrżała, a z jej gardła wydarł się pełen boleści szloch. Antares pomogła jej usiąść i Draco natychmiast zrobił to samo, obejmując matkę ramieniem, by mogła się o niego oprzeć. Antares przyklękła przed nimi. Sama miała łzy w oczach.

– Przepraszam – powtórzyła. – On nas uratował. Dał nam chwilę na ucieczkę, ale Rudolf... Rudolf cisnął w niego avadą...

Narcyza zaszlochała głośniej. Bez słowa wzięła podawaną przez Ester szklankę z alkoholem i wypiła całość jednym haustem. Nie była w stanie nic powiedzieć. Ścisnęła jedynie rękę Antares i mocniej przytuliła się do syna, zagłuszając szloch o jego szkolną szatę. Draco, choć zawsze miał wiele do powiedzenia, teraz był dziwnie milczący. Pozbawionym emocji spojrzeniem zerknął po wszystkich, a potem utkwił wzrok w ogniu, jakby oczekując, że wyskoczy z niego Lucjusz Malfoy.

– Przyniosę wam wody oraz herbatę – zaoferowała Ester i zniknęła na chwilę w kuchni, a gdy wróciła, towarzyszył jej Stworek, który trzymał srebrną tacę z dwoma dzbankami na niej.

– Stworek zrobił, jak panienka prosiła – powiedział.

– Wiem, dziękuję – odparła Antares.

Mijały kolejny minuty, podczas których było słychać jedynie ciche szlochy Narcyzy, pełen bólu po stracie męża oraz delikatny szept Ester, która starała się ją pocieszyć. Antares patrzyła na Harry'ego, on na nią. Ron i Hermiona nie odezwali się ani słowem, choć na usta panny Granger cisnęło się milion skomplikowanych pytań. We trójkę siedzieli ściśnięci na kanapie, w rękach trzymając filiżanki z ciepłą herbatą.

W końcu drzwi na dole trzasnęły i kilka par stóp obiło drewno na schodach. Syriusz pierwszy wpadł do salonu, prawie wyważając drzwi. Zaraz za nim cicho wskoczył Remus, ale podpierający się o laskę Moody już na powitanie rzucił się na Antares i dziewczyna skoczyła gwałtownie ze swojego miejsca.

– Jak to zrobiłaś? Jak to zrobiłaś, się pytam?! To na pewno czarna magia! Skąd piętnastolatka zna czarną magię?

– Alastorze, uspokój się! – wrzasnęła Ester, wkraczając między wnuczkę a byłego aurora. – Nie wiem, co się stało w ministerstwie i z niecierpliwością czekam na wyjaśnienia, ale oskarżanie mojej wnuczki o czarną magię to spora przesada nawet jak na ciebie! Radzę ci się uspokoić albo wyjść!

Gdy Ester krzyczała na Alastora do pokoju weszła jeszcze jedna osoba, która odchrząknęła nieśmiało, zwracając na siebie uwagę.

Narcyza aż krzyknęła, podnosząc się z miejsca. Szklanka wypadła z jej dłoni, roztrzaskując się na dywanie. Nowa porcja łez zalała jej jasne oczy, gdy ostrożnie posuwała się do przodu.

– Regulus? – zapytała ze zdumieniem. – Regulus Black?

– Kopę lat, co? – odparł.

Narcyza, która nie wiedziała, czy to wszystko jej się śni, a może jest wytworem wyobraźni po silnym wstrząsie, usiadła z powrotem, a Ester od razu wcisnęła jej nową szklaneczkę pełną złotego płynu.

Stworek, który wydał z siebie zduszony jęk, ostrożnie poczłapał do przodu, błyszczącymi oczami wpatrując się w Regulusa, aż w końcu padł na ziemię i ryknął płaczem tak głośnym, że aż dziw brał, że nie obudził portretu Walburgi Black.

– Stworku, uspokój się – powiedział Regulus, kucając obok skrzata. – To naprawdę nic takiego.

– Stworek się starał, paniczu Regulusie – wyryczał skrzat. – Stworek próbował spełnić prośbę panicza, ale Stworek zawiódł. Stworek zawiódł rodzinę, której służył i Stworek zawiódł panicza Regulusa.

Płakał tak głośno, że nie dało się go przegadać.

– Stworku... Stworku, weź głęboki wdech i się uspokój – mówił Regulus. – Tak, właśnie tak... głęboko i mocno... a teraz sobie usiądź i odpocznij, dobrze. Nie jestem na ciebie zły – dodał szybko, widząc, że skrzat chce coś powiedzieć. – Naprawdę nie jestem zły...

Stworek przysiadł w kącie i wytarł hałaśliwie nos w swoje brudne ubranie. Oczy błyszczały mu od łez.

– Nic nie rozumiem – szepnęła Narcyza.

– Jak my wszyscy – wycharczał Moody. – To były śmierciożerca, nie powinien tu być!

– W takim razie może my też pójdziemy – odezwał się Draco buntowniczo.

– Uspokójcie się wszyscy! – powiedział Syriusz, zwracając ich uwagę. – Nikt nigdzie nie pójdzie, póki nie wróci Dumbledore i nie wyjaśnimy absolutnie wszystkiego – tu srogo spojrzał na córkę oraz brata – i nie ustalimy, co robić dalej. Ministerstwo w końcu wie, że Voldemort powrócił, czyli wszystko przybierze zupełnie inny wymiar. – Jego spojrzenie zwróciło się ku Antares, Harry'emu, Hermionie i Ronowi. – Co wy sobie myśleliście, idąc tam we czwórkę?

– Proszę cię, tato, czym jest życie bez odrobiny ryzyka? – odparła Antares.

Syriusz, wyraźnie zły, że ktoś wykorzystuje przeciwko niemu jego własne słowa, bezradnie wyrzucił ręce w powietrze i opadł na fotel. Ester podała mu szklanką z alkoholem.

Nie minęła chwila, a drzwi na dole trzasnęły raz jeszcze. Czyjeś spokojne kroki rozbrzmiały na schodach i ujrzeli Albusa Dumbledore'a.

– Cóż to był za wieczór – powiedział. – Na pewno was ucieszy, że naszej kochanej Tonks nic nie będzie, choć spędzi kilka dni w szpitalu św. Munga. Kingsley ma się dobrze, kazał was pozdrowić. Niestety musiał zostać w ministerstwie, by mieć sytuację pod kontrolą. Dużo rzeczy...

– Zwaliło się im na głowę? – zażartowała Antares. Ron i Dumbledore byli jedynymi, którzy się zaśmiali.

– Tak, zaiste zwaliło im się trochę na głowę – powiedział Dumbledore, pozwalając sobie usiąść na stojącym w rogu fotelu, by móc obserwować wszystkich jednocześnie. Jego przenikliwe spojrzenie dłużej zawisło na Regulusie oraz Antares. – Myślę, że wszyscy mamy sobie sporo do wyjaśnienia. Pozwólcie, że ja zacznę. Moje starcze sumienie ma chyba najwięcej do ukrycia. Po pierwsze, jestem ci winien przeprosiny, Harry.

– Mnie? – zdziwił się. – Przecież nic pan nie zrobił?

– Zrobiłem wiele, mój drogi. Na przykład unikałem cię przez cały rok i odmawiałem tobie prawdy, która mogłaby pomóc ci zrozumieć wiele spraw. Dzięki opatrzności losu Antares jest twoją przyjaciółką i naprawiała błędy, których się dopuściłem.

Antares poczuła się wyróżniona.

Ciągle była noc i w blasku świec oraz ognia z kominka wszyscy wyglądali ponuro oraz mrocznie. Niewielki księżyc przedzierał się przez chmury, by swoją łuną oświetlić dyrektora.

– Z prawdą należy się obchodzić ostrożnie, dlatego wszystko, co między nami teraz padnie, ma pozostać w tym gronie. Tak, Narcyzo i Draco, wy też powinniście o tym usłyszeć. Musicie widzieć, w imię czego umarł Lucjusz. To bardzo ważne – powiedział i odetchnął głębiej, zbierając myśli, a wszyscy wpatrywali się w niego w skupieniu. – Gdy piętnaście lat temu zobaczyłem Harry'ego, domyślałem się, co może oznaczać blizna na jego czole. Był to znak, że między nim a Voldemortem doszło pewnego połączenia. Gdy Harry dołączył do świata czarodziejów, było jasne, że się nie pomyliłem. Blizna dawała mu ostrzeżenia, gdy Voldemort się zbliżał lub jego uczucia były bardzo silne.

– Więc Harry nie jest opętany przez Sami-Wiecie-Kogo? – zapytał Ron.

– Nie, panie Weasley – zaprzeczył dyrektor. – Nie jest i nigdy nie był. Gdy Voldemort wrócił do swojego ciała, więź między nimi tylko urosła.

– Dlatego widziałem te wszystkie rzeczy – szepnął Harry. – Ministerstwo i atak na pana Weasleya.

– Tak, dokładnie dlatego, mój drogi. Zacząłem obawiać się, iż Voldemort może zdać sobie sprawę, że takie połączenie między wami istnieje i oczywiście w końcu nadszedł ten moment. Mówię oczywiście o nocy, kiedy byłeś naocznym świadkiem ataku na pana Weasley.

– Tak, Snape mi to mówił – wymamrotał Harry.

– Profesor Snape, Harry – poprawił go cicho Dumbledore. – Ale nie zastanawiało cię, dlaczego to nie ja byłem tym, który ci to wytłumaczył? Dlaczego nie ja uczyłem cię oklumencji? Dlaczego w ogóle na ciebie nie spoglądałem w ciągu tych ostatnich miesięcy?

Nikt nie śmiał nawet mrugnąć, patrząc na zmęczoną i posmutniałą twarz dyrektora. Nawet Stworek skulony w kącie nadstawiał ucho, choć od czasu do czasu zdarzało mu się mocno pociągać nosem.

– Ta... – mruknął Harry – Zastanawiałem się.

– Widzisz, – kontynuował Dumbledore – uważałem, że nie minie dużo czasu, od momentu, gdy Voldemort spróbuje wedrzeć się do twojego umysłu, a ja nie pragnąłem jeszcze bardziej zapalić go do tego. Byłem pewny, że gdyby zdał sobie sprawę, iż nasze stosunki są, albo kiedykolwiek były, bliższe niż powinny, uchwyciłby się tej sposobności do wykorzystania cię w charakterze szpiega. Bałem się, że korzyści płynące z ciebie skłonią go do wejścia w twoje ciało, zawładnięcia tobą. Harry, wierzę, że miałem rację myśląc, że Voldemort może użyć cię w ten sposób. Przy tych rzadkich okazjach, kiedy byliśmy blisko zdawało mi się, że widzę jego cień poruszający się za twoimi oczami... Próbowałem trzymać cię na dystans dla twojego bezpieczeństwa. Błąd starego człowieka...

Westchnął ciężko. Jego słowa głęboko zapadały w pamięć zebranych. Hermiona powtarzała je bezgłośnie, ledwo otwierając usta.

– Ale Antares nie ukrywała przed tobą niektórych rzeczy. Napisała ci latem o Zakonie, wyjaśniła, gdzie i z kim jest, mimo absolutnego zakazu. Powiedziała wam o Ministerstwie Magii, konkretnie o Departamencie Tajemnic, gdy udało jej się pozyskać te informacje od Mudungusa Fletchera, dzięki swojej znajomości legilimencji. Musisz wiedzieć, droga Antares, że nie jestem zły. Harry zasługiwał na prawdę, ale za późno się w tym zorientowałem.

– Nikt nie jest nieomylny – powiedziała Antares. – Nawet ja.

Dumbledore uśmiechnął się do niej lekko.

– Och, nie powiedziałbym. Wiedziałaś, że Harry został wykorzystany, że Voldemort pokazał mu nieprawdziwe wydarzenia, jakoby Syriusz został porwany i to ty namówiłaś swoich przyjaciół, byście poszli do Ministerstwa i ukradli przepowiednię. Wiedziałaś, że jeśli Harry tego nie zrobi, nigdy jej nie dostaniemy. To mogła być jedyna szansa.

– Zaraz moment, skąd ona mogła to wiedzieć? – odezwał się Moody groźnie, jakby w końcu znalazł sposobność, by posądzić ją o pałanie się czarną magią. Nagle wszystkie oczy zwróciły się ku Antares, która westchnęła ciężko, a machnięciem ręki ukazała im swoje oko.

Syriusz zachłysnął się powietrzem, nie mówiąc o Narcyzie, która prawie krzyknęła.

– Co ci się stało? – zapytał Syriusz przerażony.

– Mam trzecie oko, tato – wyjaśniła spokojnie. – Ujawniło się w trzeciej klasie, pod jej koniec. Wiedziała tylko babcia, Snape i dyrektor. Nie chciałam nikomu mówić, bo trochę się tego bałam. Zresztą nie chciałam robić sensacji, to nic takiego.

– Nic takiego? – powtórzył. – Ale... Ja jestem twoim ojcem i powinien wiedzieć. Ester, dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytał z oburzeniem.

– To była jej decyzja – odpowiedziała Ester. – Antares mogła chcieć to ukryć, bo czuła się niepewnie z nowymi zdolnościami. Zresztą ty byłeś poszukiwany. Gdyby ktoś odkrył, że dysponuje takim darem, mógłby ją posądzić o pomaganie ci w ucieczce.

– Nie złość się, Syriuszu – powiedział dyrektor. – Antares zrobiła, co chciała.

– A wy? – zwrócił się do Harry'ego, Rona i Hermiony. – Wiedzieliście?

– Powiedziała nam dwa tygodnie temu – odpowiedziała Hermiona. – Gdy ujrzała to, co stało się dzisiaj w nocy. Ostrzegła nas, a potem...

– Uratowała nas – odezwał się Draco i wszyscy spojrzeli na niego. – Antares nigdy nas nie zawiodła. Pod koniec czwartej klasy, gdy on... Sami–Wiecie–Kto powrócił, ja, Dafne, Teodor i Blaise oznajmiliśmy, że nie mamy zamiaru przystąpić do jego szeregów. Antares obiecała, że nie pozwoli, by to się stało. Że uratuje nas za wszelką cenę.

– Nie zostawiam swoich na pastwę losu – powiedziała cicho.

– I to twoja najsilniejsza cecha, Antares — dodał dyrektor. — Silne poczucie krwi, braterstwa oraz przyjaźni. To, dlatego masz wiernych przyjaciół i to dlatego nie skreślasz swojej rodziny, choćby nie wiem co. Rozumiesz ludzkie błędy i je wybaczasz. Tylko wielkich czarodziejów stać na takie coś.

Antares poczuła się speszona spojrzeniami jej rodziny oraz przyjaciół, więc powiedziała tylko:

– Powinien pan wrócić do przepowiedni.

– Och, no tak – zauważył Dumbledore. – No tak, przepowiednia. Nadszedł czas, abym powiedział ci to, Harry, co powinienem był powiedzieć pięć lat temu. Gdy przyjechałeś do Hogwartu cały i zdrowy, byłem lekko... czułem się trochę winny. Wiele przeszedłeś, Harry. Wiedziałem, że tak będzie, kiedy zostawiałem cię na progu domu twojej ciotki i wuja. Wiedziałem, że skazuję cię na dziesięć mrocznych i trudnych lat.

– Nadal nie rozumiem, dlaczego Aurora nie mogła się zająć Harrym – wtrąciła Ester. – Nie miałby z nami źle. Nawet później... Opiekowałabym się nim jak własnym wnukiem.

– Wiem Ester i bardzo doceniam to wyznanie, ale Harry był w większym niebezpieczeństwie niż ktokolwiek, oprócz mnie, zdawał sobie sprawę. Voldemort został zniszczony kilka godzin wcześniej, ale jego słudzy, a wielu z nich było tak przerażających jak on sam, byli wciąż silni, źli, zdesperowani i brutalni. I ja też musiałem podjąć swoją decyzję, biorąc pod uwagę lata naprzód. Czy wierzyłem, że Voldemort odszedł na zawsze? Nie. Nie wiedziałem, czy to będzie dziesięć, dwadzieścia czy pięćdziesiąt lat, zanim powróci, ale byłem pewny, że to zrobi i wiedziałem, znając go, że nie spocznie, dopóki nie zabije Harry'ego.

Zamilkł, jakby oczekując, że ktoś coś powie, ale żadna z zebranych na Grimmauld Place osób nie była w stanie się odezwać. Nawet Antares, która już dokładnie znała przebieg całej tej rozmowy, słuchała w skupieniu słów dyrektora, bo w świecie materialnym wydawały się jej ciekawsze.

– Wiedziałem, że wiedza, jaką dysponuje Voldemort, jest tak szeroka, jak prawdopodobnie niczyja inna. Wiedziałem, że nawet moje najbardziej złożone i najmocniejsze ochronne zaklęcia i czary nie będą niezwyciężone, jeśli on kiedykolwiek powróci do swych dawnych mocy. Ale wiedziałem też, w którym miejscu Voldemort jest słaby. Tak więc podjąłem decyzję. Harry miał być strzeżony przez starożytną magię, której Voldemort doznał na własnej skórze i którą pogardzał, i dlatego nigdy nie doceniał. Mówię to o poświęceniu Lily Potter, która umarła, by ratować swojego syna. Dała tym Harry'emu trwałą ochronę, której Voldemrot nigdy się nie spodziewał. Ochronę, która płynie w żyłach Harry'ego po dziś dzień. Dlatego zaufałem krwi Lily. Dostarczyłem Harry'ego do jej siostry, jej jedynej żyjącej krewnej.

Teraz wszyscy spojrzeli na Harry'ego, który w skupieniu wpatrywał się w Dumbledore'a, bledszy niż jeszcze był chwilę temu.

– Ona mnie nie kocha – powiedział natychmiast Harry. – Nie obchodzę...

– Ale cię przygarnęła – przerwał mu Dumbledore. – Mogła cię traktować niechętnie, gwałtownie, gorzko, ale fakt pozostaje faktem, że cię przygarnęła, i robiąc to przypieczętowała czar, który rzuciłem na ciebie. Ofiara twojej matki stworzyła więź krwi, najsilniejszą tarczę, jaką mogłem ci dać.

– Nadal nie...

– Dopóki możesz nazwać domem miejsce, w którym płynie krew twojej matki, Voldemort nie może cię tknąć ani zranić. Lily przelała swoją krew, ale ona nadal jest w tobie i w jej siostrze. Jej krew stała się schronieniem. Musisz wracać na Privet Drive tylko raz w roku, ale dopóki możesz nazwać to miejsce domem, Voldemort nie może cię tam dopaść. Twoja ciotka wie o tym. Wyjaśniłem jej, co zrobiłem, w liście, który razem z tobą zostawiłem na progu. Petunia wie, że pozwalając ci tam mieszkać, utrzymała cię przy życiu przez ostatnich piętnaście lat.

Trudno było wyczytać z miny Harry'ego, co dokładnie sobie myślał i ile bólu sprawiały mu słowa dyrektora, gdy beznamiętnie wpatrywał się w niego tępym spojrzeniem.

– Tak więc pięć lat temu – ciągnął Dumbledore, jakby nie przerwał swojej opowieści – przybyłeś do Hogwartu, ani nie tak szczęśliwy, ani tak odżywiony jakbym tego chciał, ale nadal cały i zdrowy. Nie byłeś rozpieszczonym małym królewiczem, ale na tyle zwykłym chłopcem, na ile mogłem mieć nadzieję, biorąc pod uwagę okoliczności. Dotąd mój plan działał bez zarzutu. A potem... no cóż, pamiętasz wydarzenia z pierwszego roku w Hogwarcie tak dobrze jak ja. Wspaniale dorosłeś do wyzwania, przeciw któremu przyszło ci stanąć, i wcześniej niż mogłem się tego spodziewać, stanąłeś twarzą w twarz z Voldemortem. I znowu przeżyłeś. A nawet więcej. Powstrzymałeś jego powrót do pełni siły i władzy. Stoczyłeś męską walkę. Byłem... z ciebie bardziej dumny, niż mogę to wyrazić.

– Ale wtedy pojawiła się rysa – szepnęła Antares.

– Tak, bardzo dużo i oczywista rysa, która już wtedy mogła zniszczyć wszystko. I wtedy, wiedząc jak ważne jest to, aby mój plan się powiódł, powiedziałem sobie, że nie pozwolę, aby ta rysa zrujnowała go. Sam mogłem temu zaradzić, dlatego sam musiałem być silny. I to był mój pierwszy test, kiedy leżałeś w skrzydle szpitalnym, osłabiony po zmaganiach z Voldemortem.

– Nie rozumiem, o czym pan mówi – powiedział Harry.

– Nie pamiętasz, jak spytałeś mnie tam, w skrzydle szpitalnym, dlaczego Voldemort chciał cię zabić, kiedy byłeś dzieckiem?

Harry kiwnął głową.

– Powinienem był ci wtedy powiedzieć?

Harry wpatrywał się w dyrektora, a spojrzenia pozostałych wędrowały z jednego na drugiego, bo żadne słowa nie były w stanie przedrzeć się przez ściśnięte gardła.

– Nie widzisz jeszcze tej rysy? Nie... Więc, tak jak wiesz, postanowiłem nie udzielić ci odpowiedzi. Jedenaście, mówiłem sobie, to zbyt mało, aby móc się dowiedzieć. Nigdy nie zamierzałem powiedzieć ci tego w wieku jedenastu lat. Ta wiedza byłaby zbyt dużym ciężarem jak na kogoś tak młodego. Powinienem już wtedy rozpoznać znaki zagrożenia. Powinienem spytać się samego siebie, dlaczego nie czułem się zaniepokojony, że już zadałeś mi to pytanie, na które pewnego dnia będę musiał dać przerażającą odpowiedź. Powinienem zdać sobie sprawę z tego, że byłem zbyt szczęśliwy, aby myśleć o tym, że nie powiedziałem ci tego tamtego dnia... byłeś za młody... stanowczo za młody.

– Ale w drugiej klasie...

– Po raz kolejny przyszło ci się zmagać z rzeczami, których nie doświadczyło wielu dorosłych czarodziejów, Harry – potwierdził Dumbledore. – Po raz kolejny przerosłeś moje najśmielsze oczekiwania. Nie spytałeś mnie jednak znowu, dlaczego Voldemort zostawił ci tę bliznę. Rozmawialiśmy o niej, o tak... prawie dotknęliśmy tego tematu. Dlaczego wtedy nie powiedziałem ci wszystkiego? Cóż... wydawało mi się, że dwanaście lat, to mimo wszystko niewiele więcej niż jedenaście. Nie była to odpowiednia pora. Pozwoliłem ci odejść pokrwawionym, wyczerpanym, ale radosnym i jeśli poczułem ukłucie niepokoju, że powinienem był ci wtedy powiedzieć, zostało ono szybko zagłuszone. Nadal byłeś za młody i nie mogłem znaleźć w sobie dość siły, aby zmarnować ci tę noc triumfu...

– Nadal nie rozumiem, co to za rysa – powiedział Harry, siląc się na spokój.

– Harry, Dumbledore'owi za bardzo na tobie zależało – wyjaśniła Antares.

– Dokładnie tak, panno Black – potwierdził dyrektor. – Dbałem bardziej o twoje szczęście, niż o to byś poznał prawdę, bardziej o spokój duszy, niż o plan, bardziej o twoje życie, niż o życia, które mogły zostać stracone, gdy plan zawiedzie. Innymi słowy, zachowałem się dokładnie tak, jak Voldemort spodziewał się, że my, którzy kochamy, zachowamy się. Czy można było coś na to poradzić? Opierałem się wszystkim, którzy cię obserwowali, i zacząłem sam obserwować cię bardziej uważnie niż mógłbyś to sobie wyobrazić, ponieważ nie chciałem sprawiać ci więcej bólu. Co mnie obchodziły dziesiątki anonimowych, bezimiennych ludzi i stworzeń, które mogą być wymordowane w dalekiej przyszłości, jeśli tu i teraz byłeś żywy, zdrowy i szczęśliwy? Nigdy nie marzyłem o tym, że będę miał pod opieką taką osobę.

Narcyza, która przestała już płakać, wydała się lekko oburzona tymi słowami. Zresztą, nie tylko ona. Nawet Moody wykręcił dziwnie swoje oko, jakby zawiedziony, że wielki Dumbledore mógł tak powiedzieć o ludziach, którzy na niego liczyli lub mu ufali.

– Wkroczyliśmy w twój trzeci rok nauki w Hogwarcie, Harry. Obserwowałem z daleka, jak dowiedziałeś się kim jest Syriusz i jak go ocaliłeś. Czy mogłem ci to powiedzieć wtedy, gdy z triumfem wyrwałeś swojego ojca chrzestnego z paszczy Ministerstwa? Lecz teraz, gdy miałeś trzynaście lat, moje wymówki traciły na wartości. Mogłeś być młody, ale udowodniłeś, że jesteś wyjątkowy. Moje sumienie było niespokojne, Harry. Wiedziałem, że czas się zbliża... Ale w zeszłym roku wszedłeś z labiryntu, patrzyłeś jak umiera Cedrik Diggory, sam cudem uniknąłeś śmierci... i nie powiedziałem ci, chociaż wiedziałem, że teraz, gdy Voldemort powrócił, muszę to zrobić wkrótce. I teraz, dzisiejszej nocy, już wiedziałem, że od dawna byłeś gotowy na poznanie prawdy, bo udowodniłeś, że powinienem obarczyć cię ciężarem, zanim to wszystko się stało. Mam tylko jedną rzecz na swoją obronę: przyglądałem się, jak zmagasz się z większymi przeszkodami niż jakikolwiek inny uczeń, który kiedykolwiek przeszedł tę szkołę i nie mogłem się zdobyć na dodanie ci jeszcze jednej, najgorszej ze wszystkich.

Czekali, ale Dumbledore nie przemawiał dalej.

– Nadal nie rozumiem.

– Voldemort próbował cię zabić, kiedy byłeś dzieckiem z powodu przepowiedni, która została wypowiedziana na krótko przed twoim urodzeniem, Harry. Wiedział, że taka przepowiednia została złożona, lecz nie znał jej pełnej treści. Wyruszył, aby zabić cię, kiedy byłeś niemowlakiem, wierząc, że wypełnia słowa wyroczni. Przekonał się na własnej skórze, że popełnił błąd, gdy zaklęcie mające cię zabić, odbiło się. I teraz, od czasu, gdy powrócił do swojego ciała, a właściwie od twojej nadzwyczajnej ucieczki przed nim zeszłego roku, uparcie dążył do usłyszenia tej przepowiedni w całości. To jest ta broń, której szukał tak gorliwie od swojego powrotu: wiedza jak cię zniszczyć.

Ponad kamienicą przebiły się pierwsze oznaki nadciągającego świtu i wątłe pasmo słońca oblało ostrożnie salon na Grimmauld Place dwanaście, rozświetlając poszarzałe ze zmęczenia twarze zebranych.

– Przepowiednia się rozbiła – powiedział głucho Harry – gdy Dołohow mnie zabrał.

– To, co się rozbiło, było tylko kopią, trzymaną przez Departament Tajemnic. Przepowiednia została złożona na czyjeś ręce i ta osoba ma sposoby, by zapamiętać ją doskonale.

– Kto ją słyszał? – spytał Harry, chociaż wiedział już, jaką usłyszy odpowiedź.

– Ja – oznajmił Dumbledore. – W zimną, mokrą noc, szesnaście lat temu, w pokoju na piętrze Gospody pod Świńskim Łbem. Wybrałem się tam, aby zobaczyć się z kandydatem na stanowisko nauczyciela Wróżbiarstwa, chociaż było to wbrew temu, co zamierzałem. Nie chciałem w ogóle kontynuować tych wykładów. Kandydatka jednak była praprawnuczką bardzo sławnej i utalentowanej wizjonerki, więc pomyślałem, że zwykła uprzejmość nakazuje mi się z nią spotkać. Rozczarowałem się. Wydawało mi się, że Sybilla Trelawney nie ma ani śladu tego daru. Powiedziałem jej, mam nadzieję, że uprzejmie, że nie wydaje mi się, aby była odpowiednia na tę posadę. Odwróciłem się w stronę drzwi, ale wtedy... wtedy usłyszałem słowa, które zmieniły mnie na zawsze: Zbliża się ten, który ma moc unicestwienia Lorda Voldemorta... Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, przyjdzie na świat, gdy siódmy miesiąc będzie przemijał... I Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, lecz on będzie miał moc, której Czarny Pan nie zna... I jeden z nich musi zginąć z rąk drugiego, jako że jeden nie może istnieć, gdy drugi przeżyje... Ten, który ma moc unicestwienia Lorda Voldemorta ujrzy świat, gdy siódmy miesiąc będzie przemijał...

W salonie panowała absolutna cisza. Ani Dumbledore, ani Harry, ani żadna inna osoba nie wydał z siebie ani jednego dźwięku. Nawe jęki i szlochy Stworka ucichły, choć skrzat nadal siedział w kącie skulony.

– Ale... Ale... – Syriusz wstał pod wpływem emocji, nie mogąc się opanować. – Wtedy, wtedy pan powiedział, że Voldemort chce dorwać Lily i Jamesa. Nie wspominał pan, że...

– Że chodzi o ich syna? – dokończył. – No cóż, nie było potrzeby, by tego rozgłaszać. Powiedziałem Lily i Jamesowi prawdę. Pewnie możesz sobie wyobrazić, że byli przerażeni. Uznali, że lepiej będzie, jeśli nikt nie pozna pełnej treści przepowiedni, by Voldemort nie miał podstaw, by taką osobę porwać i torturować.

– Ale to oznacza – Hermiona odważyła się odezwać. – Że...

– Że jedyna osoba, która ma szanse pokonania Lorda Voldemorta na dobre, urodziła się pod koniec lipca, prawie szesnaście lat temu – dokończył Dumbledore. – Chłopiec miał się zrodzić rodzicom, którzy oparli się już Voldemortowi trzykrotnie.

Syriusz usiadł z powrotem na kanapę.

– I chodzi o... Pottera? – Draco zapytał głupio.

– Dziwną rzeczą jest – powiedział miękko dyrektor – bo to wcale nie musiał być Harry. Przepowiednia pasowałaby do dwóch czarodziejskich chłopców. Obaj urodzili się pod koniec lipca tamtego roku, rodzice ich obu należeli do Zakonu Feniksa i ledwie uciekli Voldemortowi trzy razy. Jednym oczywiście był Harry. Drugim był Neville Longbottom.

– Neville? – powtórzył Ron, jakby się przesłyszał.

– Ale w takim razie... w takim razie, dlaczego to imię Harry'ego znalazło się na przepowiedni, a nie imię Neville'a? – zapytała Hermiona.

– Oficjalny zapis został podpisany na nowo po tym, jak Voldemort zaatakował Harry'ego, gdy był dzieckiem – wyjaśnił Dumbledore. – Opiekunowi Sali Przepowiedni zdało się jasne, że Voldemort tylko dlatego próbował go zabić. Bo wiedział, iż Harry jest tym, do którego odnosi się przepowiednia.

– A więc... to nie muszę być ja? – spytał Harry.

– Przykro mi – powiedział wolno Dumbledore, wyglądając tak, jakby każde słowo kosztowało go duży wysiłek. – Nie ma cienia wątpliwości, że to ty.

– Ale powiedział pan... – Syriusz się uniósł. – Neville też urodził się pod koniec lipca... Alicja i Frank...

– Zapominasz o następnej części przepowiedni, która ostatecznie określa charakterystyczną cechę chłopca, który ma moc unicestwienia Voldemorta... Voldemort sam miał naznaczyć go, jako równego sobie. I tak zrobił w przypadku Harry'ego. Wybrał jego, nie Neville'a. Dał mu bliznę, która jest jego błogosławieństwem i przekleństwem.

– Ale mógł wybrać źle! – próbował Harry – Mógł naznaczyć nie tę osobę!

– Wybrał chłopca, który jego zdaniem zagrażał mu najbardziej – odparł Dumbledore. – I zauważ: nie wybrał tego z czystą krwią, który, zgodnie z jego poglądami, jest jedynym rodzajem czarodzieja wartym czegokolwiek, ale mieszańca, takiego jak on sam. Zobaczył siebie w tobie, zanim ujrzał cię na oczy i naznaczając cię blizna, nie zabił cię, jak zamierzał, ale przekazał ci swoje moce i dał ci przyszłość, pozwalająca ci uciec przed nim nie raz, a cztery razy jak dotąd, czego nigdy nie dokonali ani twoi rodzice, ani rodzice Neville'a.

– W takim razie, dlaczego to zrobił? – spytał Remus, odzywając się pierwszy raz od rozpoczęcia całej tej dyskusji. – Dlaczego próbował zabić Harry'ego, kiedy byłe dzieckiem? Powinien był poczekać, aż obaj chłopcy dorosną i zobaczyć, który z nich wygląda bardziej niebezpiecznie i dopiero wtedy zdecydować, którego zabić...

– To faktycznie mogłoby być bardziej praktyczne posunięcie – powiedział Dumbledore – gdyby nie to, że informacje, które Voldemort posiadał na temat przepowiedni, były niepełne. Gospoda pod Świńskim Łbem od dawna przyciągała, nazwijmy to, bardziej interesującą klientele niż Trzy Miotły. Ta gospoda jest miejscem, gdzie nigdy nie można być do końca pewnym, że nikt cię nie podsłuchuje. Oczywiście ja nie zdawałem sobie sprawy, udając się tam na spotkanie, że usłyszę coś godnego podsłuchania. Na nasze szczęście podsłuchiwacz został wykryty na początku przepowiedni i wyleciał z budynku.

– Wiec usłyszał tylko...?

– Usłyszał tylko początek, część przepowiadającą narodziny chłopca, którego rodzice trzy razy sprzeciwili się Voldemortowi. W konsekwencji nie mógł ostrzec swojego pana, że atakując Harry'ego, ryzykuje przekazanie mu mocy i naznaczenie go jako równego sobie. I tak Voldemort nigdy się nie dowiedział, że jego atak może być niebezpieczny, że mądrzej byłoby poczekać, dowiedzieć się więcej. Nie wiedział, że Harry będzie miał moc, o której Czarny Pan nie wie...

– Ale ja jej nie mam! – krzyknął Harry stłumionym głosem. – Nie mam żadnych mocy, których nie ma i on. Nie umiałbym walczyć tak jak on tej nocy, nie umiem wchodzić w posiadanie ciał ani... ani zabijać ludzi... Nie znam zaklęć, jak Antares i nie jestem tak mądry jak ona czy Hermiona...

– Tu nie o moc chodzi, Harry – Antres odezwała się cicho. – A o serce, którego on nie ma. To twoje serce ratowało cię z opałów. Dzięki niemu podejmujesz słuszne decyzje, często niezrozumiałe dla niego.

Harry gwałtownie odwrócił od niej spojrzenie.

– Ten koniec przepowiedni... było tam coś o... jako że jeden nie może istnieć...

– ... gdy drugi przeżyje – dokończył Dumbledore.

– Więc – zaczął Harry, nie mogąc zebrać myśli. – Więc to znaczy, że... że w końcu... jeden z nas będzie musiał zabić drugiego?

– Tak – odpowiedział Dumbledore.

Przez długi czas nikt się nie odezwał. Harry dyszał ciężko, wpatrując się w Dumbledore'a, powoli rozumiejąc, jak wielka odpowiedzialność spadła na jego barki, ile kłamstw i sekretów przez lata ukrywał przed nim Dumbledore.

Nagle jego spojrzenie przeniosło się na Antares.

– Czy ty wiesz, jak to wszystko się skończy? – zapytał. – Widziałaś...

– Nie potrafię powiedzieć, jak to wszystko się zakończy, Harry – odparła. – Widzę tylko kilka najbliższych dni, a potem to niejasne znaki, które mogą jedynie interpretować lub domyślać się, co mogą naprawdę znaczyć. Widzę strach w twoich oczach, Harry. Niepotrzebnie.

– Dlaczego? – zapytał.

– Bo ja wiem, co robić.

Harry, który do tej pory stał, usiadł w końcu, a siedzący bok niego Syriusz, przyciągnął go do siebie. Przez długą chwilę panowała absolutna cisza. Słońce nad Londynem podniosło się o kolejne centymetry. Z wolna na ulicy rozchodziły się głośne warczenia samochodów.

– Może teraz ja coś powiem – odezwała się Antares. – Naprawdę przepraszam każdego, kto poczuł się urażony zatajeniem tajemnicy na temat mojego trzeciego oka. Nie chciałam, żeby tak wyszło. Wszyscy się dla mnie liczycie. Naprawdę nie ma dla mnie nic ważniejszego niż moja rodzina.

– An, nie musisz – odezwała się Ester, ochrypłym głosem.

– Właśnie, że muszę – powiedziała. – Pora wyjaśnić sprawy. Moje trzecie oko pomogło mi uprzedzić wiele istotnych faktów. Jeśli ktoś naprawdę musi wiedzieć, to dzięki mnie został złapany Peter.

– Co? – zapytał Remus. – Jak to przez ciebie?

– Wiedziałam od Fletchera o Departamencie Tajemnic, a z twoje opowieści, że Peter nie robił niczego, co nie było w jego interesie. Poprosiłam więc Narcyzę, by Lucjusz przekazał Peterowi krótki list. Ta ja powiadomiłam Tonks, Kinglseya i Moody'ego, że tamtej nocy ktoś będzie chciał się włamać do Departamentu Tajemnic. I to również ja poprosiłam Ritę Skeeter, by przyczaiła się tam niezauważona.

– Zrobiłaś to sama? – nie dowierzał Syriusz.

– Widzicie! – wtrącił Harry. – On jest genialna. To ona bardziej się nadaje, by walczyć z Voldemortem. Dzisiaj w nocy nawet się przed nim nie ugięłaś.

– Walczyłaś z Czarnym Panem? – zapytała Narcyza, przyciskając dłoń do piersi. – Sama? W pojedynkę?

– Zablokowała Avadę Kedavrę nieznanym zaklęciem! – zawołał Moody, ucieszony, że w końcu przechodzą do najbardziej interesującego go tematu.

Ester drżącą ręką zakryła usta, by ukryć zdumienie oraz strach.

– Zaklęcie nazywa się Proterio Perfecendo i zaznaczam, że nie jest moim wynalazkiem. Ja je odrobinę dopracowałam. Cóż, może i masz rację, Moody, że jest to czarna magia, ale trudno powstrzymać jedno z najsilniejszych zaklęć na świecie, bez skłaniania się ku niej. W głównym założeniu chodzi o to, że... Wszyscy wiemy, że Avady nie da się powstrzymać... Harry to zupełnie inna sytuacja... Zwykłe Protego czy inna tarcza nie da rady. Zaklęcie jest po prostu zbyt silne, ale przecież nie trzeba go odbijać. Można przecież stworzyć zaklęcie, które pochłonie Avadę Kedavrę, a potem ją wypuścić. Problemem są tylko... eee... gwałtowne skutki... trochę chaosu...

Podrapała się po głowie w zakłopotaniu, a potem odetchnęła ciężej.

– Jest jeszcze jedna sprawa. Wielu z was pewnie dziwi moja moc, może i przeraża, ale jest na to sensowne wyjaśnienie. Ja odkryłam, dokładnie w trzeciej klasie, że... jestem prawnuczką Gellerta Grindelwalda. – Ester wypuściła szklankę z dłoni, która rozbiła się z trzaskiem na dywanie. – Wybacz babciu, że tak się musiałaś dowiedzieć, kim był twój ojciec. – Antares spojrzała na Dumbledore'a. – Pan się pewnie domyślał.

– Brałem taką możliwość pod uwagę – przyznał Dumbledore zamyślonym głosem. – Od samego początku byłaś ponadprzeciętna. Chciałaś zdawać SUMy w wieku trzynastu lat, a potem dowiedziałem się o swoim darze... Czasami masz taki sam błysk w oku jak on, gdy nad czymś pracujesz lub rozmyślasz. Tak, zdecydowanie masz wiele jego cech, ale... Jesteś od niego o wiele lepsza. Wiesz, dlaczego?

Antares pokręciła głową.

– Dla Gellerta ważna była tylko władza i sukces. Tylko to się dla niego liczyło. Twoją siłą jest rodzina i przyjaźń. To twoja najsilniejsza strona, a nie imponująca wiedza oraz zdolności magiczne, które byłyby niczym, gdybyś nie wierzyła w siłę płynącej w tobie krwi.

Syriusz, który miał dość nowinek na ten wieczór, w dwóch susach znalazł się przy barku, skąd wyciągnął największą butelkę alkoholu o niebieskim kolorze i wypił kilka głębszych łyków, krzywiąc się przy tym, jakby zjadł cytrynę.

– Jeśli chcesz powiedzieć o swoim zmartwychwstaniu – zwrócił się do Regulusa – lepiej zrób to teraz, póki nie jestem pijany.

Nagle wszystkie spojrzenia zawisły na młodszym Blacku. Regulus, który do tej pory siedział cicho, odchrząknął, speszony tym zainteresowaniem jego osobą.

– Tak właściwie to nigdy nie umarłem – zaczął opowiadać. Głos miał ochrypły, bo dawno go nie używał. – Ja zrozumiałem swój błąd, jakim było przyłączenie się do śmierciożerców i chciałem go naprawić, ale służba Czarnemu Panu jest na całe życie. Nie mogłem tak po prostu odejść, ale odkryłem jego największy sekret i postanowiłem chociaż spróbować go zniszczyć, ale...

– Ale najpierw przyszedłeś mnie ostrzec, że Peter zdradził – powiedział Syriusz i Regulus przytknął.

– Pojawił się jednak komplikacje. Czarny Pan jakoś dowiedział się, co chcę zrobić i pokarał mnie Klątwa Ghasta.

– Co to takiego? – zapytała Narcyza.

– To skomplikowane zaklęcie używane w starożytnym Egipcie i średniowieczu – wyjaśnił spokojnie Dumbledore. – Pieczętuje się nim rzeczy albo miejsca, jak grobowce. Sprawia, że każda osoba, która znajdzie się w promieniu działania klątwy, zostanie zamieniona w zwierzę bez możliwości powrotu do ciała ludzkiego. Na początku tego stulecia jeden czarodziej odkrył ponoć antidotum na tę klątwę, ale nigdy nie zostało przetestowane.

– Aż do dzisiaj – powiedziała Antares.

– Wiele lat żyłem w swojej zwierzęcej formie bez nadziei na ratunek, a wtedy, tego pięknego dnia zobaczyłem kogoś, kogo na początku pomyliłem z Jamesem Potterem, a potem zobaczyłem dziewczynkę o dużych przednich zębach i wysokiego chłopca z piegami, który trzymał szczura. Szczura, którego przecież bardzo dobrze znałem.

Hermiona zaśmiała się nerwowo.

– Nie... – powiedziała.

– Tak, Hermiono, to ja byłem Krzywołapem.

Hermiona, której ta wiadomość najprawdopodobniej odebrała resztki zdrowego rozsądku, nerwowo potarła ręce i spojrzała po wszystkich, oczekując wyjaśnień.

– To, dlatego mi pomagałeś – powiedział Syriusz szeptem. – Przez całą ich trzecią klasę. Znałeś prawdę o szczurze Rona oraz o mnie. O Czarnym Psie mieszkającym we Wrzeszczącej Chacie.

– Uznałem, że chociaż tyle mogę zrobić – powiedział Regulus, wzruszając łagodnie ramionami. – Wiedziałem, co mi jest. Czytałem o Klątwie Ghasta. Gdy Antares w trzeciej klasie przystąpiła do SUMów z eliksirów, a w piątej zadeklarowała pisanie OWTMów, wiedziałem, że może być jedyną, która zdoła mi pomóc. Próbowałem naprowadzić Snape'a na prawdziwy trop, ale... mnie zbył – wyjaśnił z głośnym westchnięciem na ustach. – W Boże Narodzenie pokazałem Antares książkę o Klątwie Ghasta z mojego pokoju. Wtedy skapnęła się, że nie jestem zwykłym kotem.

– I nic mi nie powiedziałaś! – oburzyła się Hermiona.

– Wybacz, na dobrą sprawę do zeszłego tygodnia nie wiedziałam kto to.

– Antares uwarzyła mi eliksir i wieczorem go wypiłem. Dafne powiedziała mi, dokąd się udaliście, więc pobiegłem do Ministerstwa. W końcu byłem wolny i w końcu mogłem jawnie powiedzieć, po czyjej stronie się opowiadam. Voldemort... On jest wściekły. Nawet nie wyobrażacie sobie jak bardzo.

Dopiero teraz zauważyli jego ściśniętą z bólu lewą dłoń.

– Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie źli – ciągnął. – Jeśli tak, mogę sobie pójść.

– Nie wygłupiaj się! – powiedziała natychmiast Antares, podchodząc do niego, by mocno objąć Regulusa rękoma. – Jesteśmy rodziną, a rodziny się nie zostawia. – Regulus odwzajemnił jej uścisk. – Mam nadzieję, że nie jesteś zły o to kopnięcie... i że zajęłam ci pokój.

Regulus zaśmiał się cicho.

– Nie, weź go sobie – odparł.

Narcyza, która w końcu przyswoiła wiadomości, wstała na drżących nogach i również mocno uściskała swojego kuzyna po latach rozłąki. Draco uścisnął jego dłoń, a Syriusz... Syriusz nie był w stanie się ruszyć. Wpatrywał się w brata przez dłuższą chwilę, nie znajdując odpowiednich słów na to powitanie.

– Przepraszam, że cię tu wtedy zostawiłem – powiedział w końcu.

– Przepraszam, że nigdy nie stanąłem w twojej obronie – odparł Regulus. – Nigdy nie byłem tak odważny, jak ty.

Obaj uznali, że w tej sytuacji najodpowiedniej będzie uścisnąć sobie dłonie. Syriusz ruszył w kierunku Regulusa, ale gdy mijał, Antares ta podstawiła mu nogę i starszy z Blacków runął do przodu, prosto w ramiona brata, które natychmiast się wokół niego zacisnęły, nie dając okazji do ucieczki. Chcąc nie chcąc Syriusz odwzajemnił ten uścisk i dopiero wtedy poczuł, że już dawno powinien był to zrobić.

____

W rozdziale znajdują się fragmenty książki "Harry Potter i Zakon Feniksa" autorstwa J.K. Rowling.

Tym oto sposobem kończymy wydarzenia, które działy się w piątej części i przechodzimy na szósty rok ;-)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top