38. SUMY

Nadszedł czerwiec, ale dla uczniów piątych i siódmych klas oznaczało to tylko jedno – egzaminy.

Nauczyciele już im nic nie zadawali, a lekcje poświęcali powtarzaniu tych tematów, które według nich mogły pojawić się na egzaminach. Napięta, gorączkowa atmosfera udzielała się wszystkim. Dafne do znudzenia powtarzała transmutację, a Draco ostro się wziął do pracy nas Starożytnymi Runami. Antares próbowała tłumaczyć Teodorowi oraz Blaise'owi eliksiry, ale tę dwójkę albo zżerał stres, albo byli zbyt głupi, by zrozumieć podstawy.

Najgorszym utrapieniem dla Antares i tak był kot Hermiony. Obiecała Krzywołapowi, że eliksir na Klątwę Ghasta będzie gotowy w maju i rzeczywiście w ostatnim tygodniu maja udało jej się zakończyć sporządzanie mikstury. Przelała ją do kilku buteleczek i mocno zakorkowała, ale jeszcze nie chciała podawać jej kotu i głównie dlatego, że przedarcie się przez mglistą przyszłość było prawie niemożliwe.

Krzywołap miał to jednak gdzieś. Kręcił się jej pod nogami, gdy szła na lekcje, zaczepiał ją w bibliotece, charczał na nią i syczał w Wielkiej Sali. Raz nawet wdarł się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów i podarł zielonkawy fotel, gdy chcieli go stamtąd wyrzucić.

– Czy Granger może trzymać tego sierściucha w zamknięciu? – warknął Draco, próbując kopnąć Krzywołapa w zadek. W piątkę wracali właśnie z biblioteki, gdzie uczyli się ostatnie godziny. – Jak nic ma wściekliznę!

Kot syknął ostrzegawczo i odbiegł w bok, nie chcąc napatoczyć się na but Malfoya.

– Z nim serio coś jest nie tak – szepnęła Dafne. – An, co mu zrobiłaś? Antares...

Antares nie była w stanie odpowiedzieć. Zatrzymała się kilka kroków za nimi i podparła o ścianę, czując, że pulsujący ból w czaszce za chwilę rozerwie jej głowę.

– Black, co ci? – zapytał Draco, łapiąc ją za ramiona.

– An, co się dzieje? – zapytała Dafne. Twarze jej przyjaciół były przerażone.

– Nie wygłupiaj się, An – powiedział Teodor. – Nie pora na żarty!

Głowa bolała ją tak bardzo, że uroniła kilka łez. Krzywołap miauczał wściekle, jakby się paliło, drażniąc jej zmysły.

– Och, Krzywołapku, co się dzieje?

Zza zakrętu wyłoniła się Hermiona, Harry oraz Ron. We trójkę natychmiast podbiegli do nich.

– Co jej zrobiliście? – zapytał Ron z oburzeniem.

– To nie my – wyjaśnił Blaise spokojnie, obrzucając Rona srogim spojrzeniem. – Coś jej się stało, ale nie potrafi się odezwać.

– Musimy ją zaprowadzić do skrzydła szpitalnego! – wykrzyknęła Harmiona.

Antares uznała to za znak, by wziąć nogi za pas. Zerwała się szybkim krokiem, a oni pobiegli za nią, wołając ją i namawiając do zatrzymania się. Ostatkiem sił blokowała nadciągającą wizję przyszłości. Zanim dotarli pod przejście do Pokoju Życzeń, krew siknęła jej z nosa.

Antares nie pamiętała, o co poprosiła Pokój. Nie pamiętała też, kiedy upadła ani jak zareagowali jej przyjaciele. Przyszłość była zbyt silna i Antares nie mogła się dłużej przed nią bronić.

Natłok wydarzeń sprawił, że nie widziała, na co patrzeć.

Ujrzała Krzywołapa chlapiącego eliksir, siebie i Harry'ego w ministerstwie magii. Zobaczyła bladą twarz swojej ciotki Bellatrix Lestrange oraz strach w jasnych oczach Lucjusza Malfoya. Widziała też jej ojca rzucającego zaklęcie i Lorda Voldemorta pochylonego nad Harrym. Jakby naprawdę trzymała w rękach Proroka Codziennego, ujrzała wszystkie artykuły, które pojawią się tam w najbliższym czasie. Widziała i czuła śmierć, nadciągającą rozpacz i wojnę. W jej wizjach była też Narcyza i Draco, prawda, która wyjdzie na jaw, plotki oraz konspiracje.

– Antares! – usłyszała. – BLACK!

Zachłysnęła się powietrzem i otwarła oczy. Siedziała na ziemi, oparta o coś miękkiego, a Dafne i Hermiona klęczały obok niej wyraźnie przerażone. Za ich plecami blady Harry ściskał dłoń na ramieniu Hermiony, obok stał Draco, a za nimi Ron, Blaise i Teodor.

Rozejrzała się zaskoczona. Byli w Pokoju Wspólnym Ślizgonów, ale poza nimi nikt nie znajdował się w środku.

– Już ci lepiej? – zapytała Dafne, cała drżąc. – Chcesz usiąść?

Antares niepewnie przytknęła głową. Draco i Harry dźwignęli ją pod ręce i posadzili na szmaragdowej kanapie. Dafne i Hermiona również przysiadły. Wszyscy wpatrywali się w nią uporczywie, z wyraźną obawą, że dziwny atak powtórzy się. Antares nie była w stanie spojrzeć im w oczy. Starała spod nosa krew.

– Co się stało? – zapytał Harry spokojnie. – Wyglądałaś, jakby coś cię opętało.

– Chyba nie Sami-Wicie-Kto – szepnął Ron w przerażeniu, za co Teodor i Blaise spiorunowali go srogim spojrzeniem.

– Tylko przyszłość się przejaśniła – wyszeptała.

– O czym ty mówisz? – zapytał Draco. – Co się dzieje?

Antares machnęła ręką przed twarzą, zdejmując zaklęcie maskujące. Jej przyjaciele w końcu ujrzeli sekret, z którym kryła się dwa lata. Dafne zasłoniła usta ręką.

– Co ci się stało? – zapytała piskliwie Hermiona.

– Muszę wam w końcu wyjawić prawdę – powiedziała Antares spokojnie, biorąc głęboki oddech. – Ale to dłuższa historia i... usiądźcie, by się nie męczyć. Chciałabym, żebyście pamiętali, kim naprawdę jestem. Bez względu na wszystko.

– Dobrze wiesz, że cię nie zostawimy – powiedziała Dafne, wyraźnie oburzona, że coś takiego mogło przejść Antares przez myśl.

– O co chodzi, An? – zapytał Harry.

– W wakacje między drugą a trzecią klasą zaczęłam przeczuwać różne rzeczy – zaczęła wyjaśniać. – Wiecie, że coś się stanie, na przykład przyjdzie niespodziewany gość. Tylko to było chwilowe. Szybko naprawdę zaczęłam widzieć przyszłość. Mam trzecie oko – powiedziała, wskakując na swoją twarz. – Ujawniło się całkowicie pod koniec trzeciej klasy. Snape kazał mi uczyć się oklumencji, by wizje były mniej bolesne, bym mogła je kontrolować.

– To, dlatego wiedziałaś! – wypaliła Hermiona. – To, dlatego wiedziałaś, co dokładnie powiedzieć Snape'owi we Wrzeszczącej Chacie! I dlatego jesteś ulubienicą Trelawney! No tak, teraz wszystko ma sens.

– Po części – przyznała z kwaśną miną.

– Ta cała oklumencja nie bardzo ci pomogła, tak? – dopytywał Draco. – Przed chwilą...

– Widziałam przyszłość – potwierdziła, przelatując wzrokiem po twarzach przyjaciół. Dziw brał, że Ślizgoni i Gryfoni siedzieli obok siebie tacy grzeczni i niekłótliwi. – A oklumencja bardzo mi pomogła. Przez całą czwartą klasę potrafiłam kontrolować swój dar, ale ostatni rok... był dziwny.

– Bo Voldemort powstał? – zgadł Harry, a Dafne syknęła na niego.

– Tak i nastały niepewne czasy. Przyszłość była bardzo zamglona i trudno było przewidzieć większość rzeczy. Czasami się przedzierałam przez mgłę. Stąd wiedziałam, że Krum do ciebie wypisuje – zawróciła się do Hermiony – albo że ty i Ginny... – tu spojrzała na Harry'ego.

– I że Pettigrew będzie chciał się włamać do Departamentu Tajemnic! – wykrzyknął Teodor, jakby odkrył całą zagadkę. Antares zaśmiała się krótko.

– To akurat nie było tak – powiedziała. – Długo rozmyślałam nad tym, jak uniewinnić ojca. Było wiadome, że póki jest u boku Volde... Dafne, błagam!... To go się nie złapie. I tu z pomocą przyszła twoja mama, Draco.

Draco otrząsnął się, jakby nie dowierzał, że jego matka mogła wziąć udział w takiej konspiracji.

– Poprosiłam Narcyzę, by przekazała Lucjuszowi, by ten podrzucił Pettigrew fałszywy list dotyczący Departamentu Tajemnic. Nazmyślałam tam jakieś bzdury, które dla niego mogły brzmieć sensownie. Gdy list w końcu dotarł w jego ręce, wizja sama się pojawiła.

– To ty poinformowałaś Tonks, Kingsley'a i Moody'ego, że Pettigrew tam będzie – powiedział Harry, ze zdumienia szeroko otwierając oczy. – I napisałaś też do Skeeter, by wszystko udokumentowała! Jej zdjęcie było jednym z pierwszych dowód przeznaczonych dla czarodziejskiego świata.

– A reszta poszła już z górki – dokończyła, wzruszając ramionami.

Ron odchrząknął, zwracając ich uwagę.

– Mam pytanie. Czy w związku z tym darem, jesteś w stanie przewidzieć pytania na SUMY?

– RONLADZIE WEASLEY! – wykrzyknęła z oburzeniem Hermiona, co rozbawiło Draco. – To poważny i niebezpieczny dar, który można wykorzystać w o wiele ważniejszych celach niż egzaminy! Poza tym to nielegalne i Antares, jako prefekt, na pewno by tego nie zrobiła.

Antares nie chciała nic mówić, a podejrzała sobie kilka pytań z transmutacji. Wolała jednak nie mówić o tym Hermionie, bojąc się jej reakcji.

– Dlaczego tak długo się z tym kryłaś? – zapytał Blaise. – To nic wielkiego mieć trzecie oko. Jedynie świadczy o twojej sile i wyjątkowości.

– No tak, ale... wiecie... wiążą się z tym jeszcze inne sprawy...

– Jaki? – zapytał Draco.

– Pamiętacie zadanie od Binnsa w trzeciej klasie? – zapytała i oni energicznie pokiwali głowami. – Zajmowałam się rodziną mojej mamy i wtedy odkryłam, że odziedziczyłam trzecie oko po swoim pradziadku. To skomplikowana historia, dlatego musicie się teraz skupić.

Ron wziął sobie te słowa do serca. Podparł łokcie na kolanach i wysunął się do przodu, by lepiej słyszeć. O dziwo to samo zrobiła reszta i Antares poczuła się przez nich otoczona.

– Moja prababcia wywodzi się ze starego, amerykańskiego rodu Grenefeld, który zamieszkiwał Nowy Orlean od wieków. Betshabe, bo tak miała na imię, urodziła tylko jedno dziecko, które nazwała Ester.

– To twoja babcia – powiedziała Hermiona, jakby chcąc sobie wszystko ułożyć w głowie.

– Tak, babcia po ślubie zmieniła nazwisko na Langham i została przy nim po śmierci dziadka. Kluczowe pytanie jest jednak takie: kim był ojciec Ester? Betshabe Grenefeld nigdy nie wyszła za mąż, urodziła bękarta, co niezbyt podobało się jej rodzinie. Gdy pracowałam nad wypracowaniem dla Binnsa, dotarłam do zdjęć, na których był pewien mężczyzna.

– Twój pradziadek? – zapytał Teodor.

– Nie byłam pewna – odpowiedziała Antares. – Gdy latem między trzecią a czwartą klasą pojechałyśmy z babcią do Nowego Orleanu, poszukałam w bibliotece starych gazet oraz kronik. Dotarłam nawet do unieważnionych akt oraz paru listów i... Wtedy potwierdziłam swoje przypuszczenia, że moim pradziadkiem jest Gellart Grindelwald.

Hermiona zachłysnęła się powietrzem, a Dafne wytrzeszczyła oczy. Ron spojrzał na nią niepewnie. Teodor odwrócił wzrok, a Blaise zamarł w dziwnej pozycji. Draco, którego usta drgnęły lekko, jakby uważał to wszystko za żart, poruszył się niespokojnie. Jedynie Harry nie drgnął ani o milimetr.

– To, dlatego jesteś taka dobra – powiedział, wręcz wyszeptał.

– Moc Grindelwalda najwyraźniej ujawniła się we mnie – kontynuowała Antares. – Wiecie, on też był jasnowidzem. Wiedział, że się narodzę. Kapsuła Czasu, którą odebrałam latem, była od niego. W środku znajdowały się jego pamiętniki, które były bardzo pożyteczną lekturą. Większość zaklęć, które ćwiczyłam na spotkaniach HS, znalazłam tam.

Jej przyjaciele milczeli w osłupieniu. Specjalnie przemilczała wspomnienia, które ujrzała tamtego dnia. Były rzeczy, które musiała zachować dla siebie.

– Więc to już wszystko – zakończyła, rozkładając ręce w bezradności. – Dumbledore, Snape i babcia wiedzą tylko o moim darze, a wy jako jedyni znacie całą prawdę.

– To Syriusz nic nie wie? – zapytał Harry zszokowany. – An...

– No, powiem mu i to bardzo szybko. Nadciągają niespokojne chwile i równie niespokojne wydarzenia. Za kilka dni... stanie się coś... będziecie wtedy musieli zrobić wszystko, co powiem, dobrze?

– Nie możesz nam po prostu powiedzieć, co zobaczyłaś? – zapytał Blaise.

– Po co? – odparła. – Znając prawdę, będziecie chcieli zmienić przyszłość, a tego się nie da zrobić. Wizje jasno pokazują to, co ma nastąpić. Żadne próby zmienia tego nic nie zdziałają. Niepotrzebnie zrobicie sobie krzywdę tylko...

Hermiona, która do tej pory siedziała sztywno, rozluźniła ramiona, by oprzeć się o oparcie. Panna Granger nie miała nic konkretnego do powiedzenia, co było niecodziennym zjawiskiem.

– Nie martw się, An – powiedział Draco, kładąc dłoń na jej ramieniu. – To nic nie zmienia. Nadal z tobą trzymamy i nadal chcemy, byś nam pomogła.

– Teraz to tym bardziej chcemy! – pisnęła Dafne. – Prawdopodobnie jesteś silniejsza od Volde...morta – skrzywiła się – a to może dać nam szansę.

– Szansę na co? – zapytał Harry podejrzliwie.

– Na...

– Nie! – przerwała Antares. – Nie mówcie im jeszcze. Przepraszam, ale musicie poczekać jeszcze ze dwa tygodnie – zwróciła się ku Gryfonom. – Do tego czasu ta informacja musi pozostać w tajemnicy.

– Nie podoba mi się to wszystko – szepnęła Hermiona.

– Uwierz, że mi też – odparła Antares smutno. – A jeszcze tyle przed nami...

* * *

W pierwszy dzień egzaminów już od samego ranka panowała dziwna atmosfera. Hermiona co chwila sięgała do podręcznika od zaklęć i powtarzała materiał. Antares i Harry dostali obszerne listy od Syriusza, wyrażające szczerą nadzieję, na łatwe tematy oraz życzące im powodzenia. Podobne dostała też od Ester oraz Narcyzy. Dafne nie zjadła śniadania zbyt zestresowana, a Teodor stanowczo odmówił powtarzania czegokolwiek. Temat jej daru oraz pochodzenia uciekł na dalszy plan.

Po śniadaniu uczniowie piątych i siódmych klas zebrali się w sali wejściowej. O pół do dziesiątej, zaczęto wzywać do Wielkiej Sali klasę po klasie. Znikły cztery stoły domów, a na ich miejsce pojawiły się rzędy małych stolików, zwróconych w stronę stołu nauczycielskiego w końcu sali, gdzie czekała profesor McGonagall. Kiedy wszyscy usiedli i zapadła cisza, powiedziała: „Możecie zaczynać" i przewróciła wielką klepsydrę stojącą na biurku obok niej.

Antares odetchnęła ciężko i spojrzał na pierwsze pytanie: a) Podaj formułę zaklęcia; b) opisz, jaki ruch należy wykonać różdżką, żeby przedmiot latał.

Na egzaminy z praktyki wywoływani byli małymi grupkami, według listy alfabetycznej. Ci, którzy czekali na swoją kolej, mruczeli zaklęcia pod nosem i ćwiczyli ruchy różdżką, co jakiś czas szturchając przez przypadek współtowarzyszy w plecy lub w oko. Antares poszła jako jedna z pierwszych, na koniec stwierdzając, że chyba nie poszło jej źle.

Wieczorem nie było czasu na odpoczynek – po kolacji udali się prosto do Pokojów Wspólnych i zaczęli kuć transmutację. Antares starała się jakoś przekonać Dafne, że zna wszystkie zaklęcia i poradzi sobie wyśmienicie. Draco czytał w skupieniu, a Teodor głośno przeklinał co chwila, upominany przez Blaise'a.

Następnego dnia, podczas egzaminu pisemnego, Antares nie zapomniała ani jednej formułki, a podczas egzaminu praktycznego, zamieniła swoją świnkę morską w imbryczek, a kapucynkę w niuchacza. Z przejęciem czekała pod klasą, by jej przyjaciele mogli się podzielić swoimi przeżyciami. Najdłużej zawsze rozmawiała z Hermioną, której czasami trzeba było pięciokrotnie powtórzyć, że poradziła sobie wyśmienicie.

W środę mieli egzamin z zielarstwa, a w czwartek obronę przed czarną magią, na którą całe HS weszło dziwnie spokojne oraz wyluzowane. Antares nie miała żadnych problemów z odpowiedzią na pytania, a podczas egzaminu praktycznego skutecznie rzucała wszystkie zaklęcia i przeciwzaklęcia, od czasu do czasu zwracając się ku Umbridge i uśmiechając się do niej w żywe oczy.

– Słyszałem od przyjaciela, że znasz się na oklumencji – zagadał do niej profesor Toffty, egzaminator. – Legilimacje też ćwiczyłaś, panno Black.

– Zdarzało mi się – potwierdziła.

– Chciałabyś mnie czymś zaskoczyć? – zapytał profesor Toffty z wyraźnym podekscytowaniem.

Antares nie musiała się za dużo skupiać. Egzaminator Toffty miał umysł wielki, ale otwarty jak otwarta księga i podatny na każdy atak z zewnątrz.

– Załamał pan nogę w wieku sześciu lat – powiedziała. – A w piątej klasie podkochiwał się pan w dziewczynie o imieniu Aldona. Hmm... Och, przykro mi, że pana odrzuciła...

Profesor Toffty zarumienił się na policzkach na buraczkowy odcień.

– Ekhm... No, tak...to prawda. Dziękuję, panno Black.

W piątek Antares, Hermiona, Draco, Dafne, Teodor i Blaise zasiadli do egzaminu z starożytnych runów, a w tym czasie Harry i Ron mieli wolne, więc pozwolili sobie na przerwę w nauce, mając przed sobą jeszcze cały weekend.

W weekend Antares ostatni raz tłumaczyła wszystkim eliksiry, aż jej w głowie szumiało od powtarzanych informacji. Tego egzaminu bała się najmniej, choć pisała trudniejsze od wszystkich OWTMY.

Test pisemny zawierał kilka podchwytliwych pytań, ale z każdego wybrnęła obronną ręką. Pisała do ostatniej minut oraz do ostatniej wolnej linijki pergaminu, kurcząc swoje pismo na tyle, na ile mogła, byle wyrazić wszystkie swoje myśli. Wyszła całkiem zadowolona, czego nie można było powiedzieć o jej przyjaciołach.

– To było paskudnie trudne! – stwierdziła Dafne, wyrzucając ręce w powietrze z oburzenia.

Popołudniowy sprawdzian praktyczny również nie był wcale taki straszny. Egzaminatorzy siedzieli w ciszy, obserwując pracujących uczniów. Od czas do czasu przechadzali się między ławkami, podglądając, co akurat robili i zapisując na pergaminie własne uwagi.

– Jeszcze tylko parę i koniec – wyspał Draco, gdy piąta klasa wysypała się z Wielkiej Sali. Był cały spocony. – I jeszcze tylko parę i koniec harowania.

We wtorek odbył się egzamin z opieki nad magicznymi stworzeniami. Część praktyczna miała miejsce na skraju Zakazanego Lasu, gdzie uczniowie musieli prawidłowo zidentyfikować szpiczaka ukrytego wśród tuzina jeżów, a potem pokazać, jak się obchodzić z nieśmiałkiem, nakarmić i oczyścić ognistego kraba, tak, żeby nie odnieść poważniejszych oparzeń, i wreszcie wybrać, spośród różnego pożywienia, odpowiednie dla chorego jednorożca.

– Myślisz, że dobrze ci poszło? – zapytał Harry.

– Na pewno, egzaminator wypytał mnie o mojego niuchacza – odpowiedziała Antares spokojnie. – Był bardzo zadowolony, że go tak oswoiłam.

W środę przed południem mieli egzamin teoretyczny z astronomii, a na egzamin praktyczny musieli czekać aż do późnego wieczora, więc po południu zdawali wróżbiarstwo. Antares zakończyła swój egzamin w piętnaście minut, poprawnie wyczytując znaki w kryształowej kuli, odczytując przyszłość z ręki swojej egzaminatorki – profesor Marchbanks, a także wróżąc jej z herbacianych fusów.

– Ty jesteś wnuczką Ester Langham, prawda? – zapytała ją na koniec egzaminu.

– Zgadza się – potwierdziła Antares.

– Chciałabyś jeszcze, za dodatkowe punkty, powróżyć mi z tarota?

– Z wielką radością! – powiedziała Antares.

Kiedy o jedenastej wieczorem stanęli na szczycie Wieży Astronomicznej, stwierdzili, że warunki są wprost idealne do obserwacji gwiazd, bo niebo było bezchmurne, a powietrze spokojne, choć nieco chłodne. Szkolne tereny skąpane były w srebrzystym blasku księżyca. Wszyscy rozstawili swoje teleskopy i na sygnał profesor Marchbanks zaczęli kreślić mapy tych fragmentów nieba, które im przypadły.

Egzaminatorzy przechadzali się między nimi, przyglądając się, jak wyznaczają dokładne położenia gwiazd i planet. Słychać było tylko szelest pergaminów, skrobanie piór i – od czasu do czasu – skrzypienie teleskopu. Minęło pół godziny, potem godzina, aż z ciemnych błoni zaczęły znikać złote prostokąciki, gdy gasły światła w oknach zamku.

Kiedy wszyscy wracali do swoich pokoi, chyba nikt nie narzekał. Antares uśmiechała się dziwnie, Blaise ziewał potężnie, a Draco i Teodor chichotali do siebie. Dafne zadowolona opadła na łóżku i już nie sięgnęła po żadną książkę, tylko od razu zasnęła, wyczerpana ostatnimi dniami.

Ich ostatni egzamin, z historii magii, był wyznaczony dopiero na popołudnie. Weszli do Wielkiej Sali o drugiej i zajęli miejsca przy stolikach, na których leżały arkusze z pytaniami, odwrócone tekstem do spodu. Antares czuła się wyczerpana. Cieszyła się, że za dwie godziny będzie już po wszystkim i będzie mogła napisać do Syriusza, babci oraz Thomasa listy na temat egzaminów.

– Odwróćcie swoje karty z pytaniami – powiedziała profesor Marchbanks, przewracając olbrzymią klepsydrę. – Możecie zaczynać...

Z łatwością przypominała sobie wszystkie daty oraz wydarzenia, opisywała wojenne potyczki. Skupiona na pracy nie zwracała uwagi na otoczenie.

Nagle drgnęła przestraszona, słysząc okropny huk. Rozejrzała się, a serce zabiło jej mocniej w piersi. To Harry zemdlał i teraz egzaminatorzy skupili się przy nim, chcąc go wybudzić. Gdy w końcu im się to udało i wyprowadzono go z sali, pozwolono im wrócić do egzaminu.

Antares skrzyżowała swoje spojrzenia z Hermioną. Obie dobrze wiedziały, co mogło znaczyć to zachowanie.

Zaraz po egzaminie Antares, Hermiona i Ron pobiegli do Skrzydła Szpitalnego, by dowiedzieć się, co z Harrym.

– An, Syriusz... Voldemort go schwytał i torturuje.

Hermiona pisnęła przestraszona.

– No przecież wiem – mruknęła. – Znaczy, to nie prawda, Harry. Voldemort wykorzystał połączenie między wami. Wie, że zależy ci na Syriuszu i bez wahania rzucisz się, by go uratować. Myśli, że zwabi cię w pułapkę.

Harry nagle się uspokoił.

– Ale...

– Harry, ja widzę przyszłość, pamiętasz? – zapytała.

– I wiedziałaś przez cały ten czas? – Ron niedowierzał.

– Chyba już ustaliliśmy, że tak – odparła. – Posłuchaj, Harry. Tata jest cały i zdrowy, gwarantuję ci to. Nie okłamałabym cię w tej kwestii, dobrze o tym wiesz. To ta dobra wiadomość.

– A zła? – dopytywał Harry.

– Voldemort bardzo chce, byś dotarł do ministerstwa, do tego pokoju, o którym śnisz i wykradł dla niego to, czego pragnie. Zła wiadomość jest taka, że będziemy musieli tam dzisiaj pójść.

– Wpakujemy się tylko w pułapkę! – zauważyła Hermiona.

– Owszem, ale mamy tę przewagę, że wiemy, że to pułapka. Nie możemy pozwolić, by Voldemrot dostał przepowiednie w swoje ręce. To być może nasza jedyna okazja do zwinięcia jej.

– Ale Zakon...

– Ron, Zakon próbował cały rok i nic z tego nie wyszło, poza tym, że twój tata prawie umarł. Wiesz dlaczego? Bo tylko Harry może dotknąć przepowiedni.

– Jakiej przepowiedni? – zapytała Hermiona. Była zła, że nic nie rozumie.

– Została wygłoszona przepowiednia na temat Harry'ego i Voldemorta. Ona zna tylko jej część i bardzo pragnie poznać resztę. Przepowiednie są wygłaszane przez osoby z darem do jasnowidzenia i przetrzymywane w Departamencie Tajemnic. Tylko osoba, której przepowiednia dotyczy, może ją zdjąć z półki i w tym wypadku jest to Harry.

Harry, który i tak był już cały blady jak ściana, pobladł jeszcze bardziej. By nie upaść, podparł się o ścianę.

– Dumbledore...

– Dumbledore'a nie ma w szkole, Harry – odpowiedziała. – Jest piąta po południu, a on udał się na spotkanie Zakonu, gdzie będzie siedział do wieczora i gdzie również się dowie, że pobiegliśmy do Ministerstwa. Nastąpi to za jakieś trzy godziny.

– To jest niemożliwe – szepnął Ron. – Przecież możemy coś zrobić i...

– To jest właśnie najgorsza część mojego daru, Ron. Jeśli widzę dokładnie całą przyszłość, zmienienie jej jest niemożliwe. Jeśli widzę tylko znaki, mogę je sobie interpretować.

Zapadło między nimi długie milczenie, podczas którego mierzyli się przerażonymi spojrzeniami.

– I co teraz? – zapytał Harry. – Jak dostaniemy się do Ministerstwa?

– Spotkamy się za piętnaście ósma przy przejściu do Hogsmeade na trzecim piętrze. Wezwiemy błędnego rycerza i pojedziemy.

Hermiona nie wyglądała na przekonaną, ale Harry przytknął głową i Ron poszedł w jego ślady. Czuła, że Potter był zły na samego siebie. Gdyby nie było Antares, na pewno rzuciłby się na pomoc Syriuszowi i Merlin jeden wie, co z tego by wyszło.

* * *

O wpół do ósmej Antares wcisnęła Dafne do dłoni buteleczkę z eliksirem, który ważyła przez cały semestr.

– O ósmej wyjdziesz z Pokoju Wspólnego i pójdziesz poszukać kota Hermiony. Dasz mu to do wypicia – powiedziała, na co Dafne wykrzywiła twarz dziwnie.

– Że co?

– Kot Hermiony Granger, Krzywołap, dasz mu to. No, to nie jest do końca kot, więc się nie przestrasz.

Wyszła z dormitorium, a Dafne pobiegła za nią. Znalazły się w męskiej części sypialnianej, gdzie odnalazły pokój chłopaków. Draco i Blaise grali w szachy, a Teodor przyglądał się ich grze z obojętną minę. We trójkę podskoczyli jednak, przestraszeni nagłym wtargnięciem.

– Antares oszalała – powiedział Dafne.

– Nie oszalałam. Ja... Naprawdę chcę wam wszystkim pomóc – powiedziała. – Draco, spakujesz swoje rzeczy, dobrze? Stworek – zawołała i z lekkim „pop!" materializował się obok nich skrzat, na widok którego Blaise wykrzywił twarz w grymasie.

– Panienka Black wzywała? – zapytał.

– Stworku, równo o ósmej weźmiesz Draco i teleportujesz was do dworku Malfoyów, a potem zabierzesz ich na Grimmauld Place i powiesz Dumbledore'owi oraz obradującym tam członkom Zakonu, że ja, Harry, Hermiona i Ron udaliśmy się do Ministerstwa, by wykraść przepowiednię.

Stworek zamlaskał i spojrzał na Draco z błyszczącymi w zachwycie oczami.

– An, co ty robisz? – zapytał Draco z obawą.

– Ratuję tobie i Narcyzie tyłki, tak, jak obiecałam – powiedziała, wciskając mu kartkę z pismem Dumbledore'a, którą dała jej Ester na początku wakacji. – Oboje to przeczytajcie. Umożliwi to wam dostanie się do kwatery, ale nie pokazuj nikomu innemu.

– Pan Black nie będzie zadowolony – zauważył Stworek.

– Mój ojciec musi w końcu zrozumieć niektóre wartości – powiedziała Antares. – Zaufaj mi, Draco, tak będzie najlepiej dla wszystkich. Nie chcę dla ciebie źle. Dobrze wiesz, że uwielbiam Narcyzę. Jest mi jak matka.

Draco spojrzał na kartę i przytknął niepewnie, a potem zabrał się za pakowanie.

– A co z nami? – zapytał Teodor.

– Będziecie musieli poczekać jeszcze trochę na swoją kolej. Nie bójcie się, będzie tak, jak powinno.

– Widziałaś to? – zapytała Dafne.

– Po części – odpowiedziała. – Trzymajcie się, ja muszę iść. Dziękuję, Stworku za pomoc.

– Dla szanownej rodziny Black wszystko – odpowiedział skrzat, rzucając się do pomocy Draco.

Antares żywo opuściła Pokój Wspólny i po cichu przeszła pod rzeźbę jednookiej czarownicy z garbem. Harry, Hermiona i Ron już na nią czekali. We trójkę byli bladzi oraz przestraszeni. Bez słowa wskoczyli do garbu. Niewiele też mówili, gdy podążali przez tunel do Miodowego Królestwa.

– Mama mnie zabije, jak się dowie – szepnął Ron, gdy wydostali się już na główną ulicę.

– Módlcie się lepiej, żeby nas śmierciożercy nie dopadli – odparła Hermiona.

Odeszli kawałek za wioskę, gdzie Antares machnęła gwałtownie różdżką.

Huknęło, jak z armaty, a z końca ulicy nadjechał czerwony, trzypiętrowy autobus i ujrzeli pociągłą twarz konduktora ubranego w niebieski mundurek, wychodzącego im na powitanie.

– Witam w imieniu załogi Błędnego Rycerza, nadzwyczajnego...

– Tak, tak wszyscy wiemy – powiedziała Antares, wpychając ich do środka. – Do Ministerstwa Magii, jeśli łaska, byle szybko. Płacę ekstra.

Grzebała już po swoich kieszeniach, gdy autobus ruszył wściekle i Harry, Ron oraz Hermiona opadli na krzesła za nimi. Antares zapłaciła konduktorowi za ich czwórkę i sama usiadła, nie chcąc się obijać o wszystko wokół.

– Och, nie wierzę, że to się dzieje – szepnęła Hermiona.

Nie ona jedna miała mętlik w głowie.

______

Rozdział zawiera fragmenty książki "Harry Potter i Zakon Feniksa" autorstwa J.K. Rowling.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top