36. Poświąteczne nowości

Antares teraz z pewną dozą niepewności przyglądała się Krzywołapowi. Kot zaś, kimkolwiek był, zwracał na nią większą uwagę niż zazwyczaj. Gdy wrócili do szkoły, wskakiwał na jej kolana podczas śniadań lub kolacji i miauknięciem domagał się reakcji ze strony Antares. Panna Black potrafiła jedynie zrzucić go z siebie i udawać, że go nie widzi.

– To nie takie proste – warknęła na kota jednego dnia, gdy została z nim sama. – Składniki eliksiru są trudne do zdobycia. Musiałam przekupić kogoś sporą ilością złota, by mi je zdobył.

Mundungus Fletcher bardzo hojnie się policzył za wykonanie zadania. Wziął też dodatkowe galeony za milczenie przed jej ojcem oraz babcią.

– No i ten eliksir długo się waży, pewnie będzie dopiero gotowy na maj! Poza tym nikt nigdy go nie testował! Nie jest powiedziane, że zadziała.

Krzywołap syknął na nią wściekle i odbiegł.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że przyszłość była tak zamglona i niepewna, że Antares nie potrafiła dostrzec nic więcej niż to, co już wiedziała. Każdego dnia przed snem próbowała przebić się przez szarą mgłę, ale każda z jej prób kończyła się potężnym bólem głowy oraz niewyspaniem.

– Ćwiczyłeś coś? – zapytała Antares Harry'ego w poniedziałek rano. Wieczorem miały się odbyć jego pierwsze zajęcia z oklumencji. Harry pokręcił przecząco głową. – Harry, to ważne... Przeczytałeś chociaż...

– Nie, nie czytałem – warknął – bo nie mogę się skupić. Ciebie Snape o dziwo lubi, na mnie będzie się wyżywał. Na dodatek to nie nad tobą ciąży groźba, że Voldemort cię opętał!

Dopiero gdy skończył mówić, zorientował się, że się uniósł.

– Przepraszam – wymruczał.

– Snape gardzi tobą, bo widzi w tobie Jamesa – powiedziała spokojnie. – Ale w tym jego zachowaniu jest też gorycz...

– Gorycz po utracie swojego pana – prychnął Harry.

– Po stracie twojej matki, Harry – poprawiła go, co tak zdziwiło Harry'ego, że się nie odezwał. – Ja wiem większość rzeczy od Malfoyów, ale gdybyś poprosił tatę albo Remusa, pewnie by ci powiedzieli, jak wyglądało życie w Hogwarcie, gdy Lily Evans i Severus Snape się przyjaźnili. – Harry nie odezwał się. – Powodzenia wieczorem, Harry – dodała więc i odeszła.

* * *

Po samej minie Harry'ego można było wywnioskować, że lekcje ze Snapem były dla niego prawdziwą katorgą, ale nie tylko Harry chodził dziwnie poddenerwowany.

– Wszystko u was w porządku? – zapytała cicho Antares, gdy ona, Draco, Dafne, Teodor i Blaise siedzieli w bibliotece pochyleni nad wypracowaniem z zaklęć.

– Znośnie – mruknął Zabini.

– Po staremu – odparł Teodor.

Było jednak czuć kłamstwa w tych słowach.

– Święta nie poszły najlepiej, co?

– Ojciec chodzi przerażony – szepnął Draco, nie podnosząc głowy znad książki. – Schudł ze dwa rozmiary ze stresu. Zresztą... Chyba widziałaś go wtedy na peronie. Z mamą też nie jest najlepiej. Chciała do ciebie napisać w święta, ale uznała, że na pewno dobrze się bawisz i to nierozsądne obarczać cię naszymi problemami.

Antares odetchnęła głośniej. W gruncie rzeczy jej Boże Narodzenie było fantastyczne i zrobiło jej się głupio, że inni nie mogli mieć tyle szczęścia. Przypomniała sobie święta, które spędzała z Malfoyami, gdy była dzieckiem. Ona i Narcyza śpiewały kolędy pod choinką, a drugiego dnia świąt Lucjusz zawsze organizował kulig.

– Następne święta spędzimy razem, obiecuję – powiedziała.

– Nie wiadomo, czy będzie okazja – mruknęła Dafne. – Podsłuchałam jak... tata rozmawiał z mamą i... Sami–Wiecie–Kto chce wkrótce uwolnić swoich popleczników z Azkabanu.

– Też takie coś słyszałem – potwierdził Teodor.

– I ja – szepnął Blaise.

– Jeśli to zrobi, jego szeregi znacznie się umocnią. Chyba nie muszę mówić, kto wtedy wróci do gry.

Antares wiedziała, że Draco mówi o ich ciotce – Bellatrix Lestrange.

– Jest jeszcze jedna rzecz – ciągnął Draco, ówcześnie rozglądając się wokół, by upewnić się, że nikt ich nie podsłuchuje. – Ponoć... Ponoć Sama–Wiesz–Kto wypytywał mojego ojca o ciebie.

– Pewnie Voldemort myśli, że możemy być przyjaciółmi – mruknęła Antares.

Ze strachu Dafne wylała atrament na swoje wypracowanie, a Teodor uderzył kolanem w stół.

– Nie wymawiaj tego imienia! – syknął Blaise ostrzegawczo.

– To tylko imię – odparła. – Jeśli naprawdę chcecie mu się przeciwstawić, to nie powinniście się go bać.

– Nie boisz się? – szepnęła Dafne. – Że on cię dorwie? Albo kogoś z twoich bliskich?

– W Hogwarcie jesteśmy bezpieczni – powiedziała Antares spokojnie. – A moi bliscy wiedzą, co robią i jakie ryzyko podejmują. Nawet jeśli Voldemort... Dafne, błagam, uspokój się... chciałby ze mną porozmawiać, jestem pewna, że poczeka jeszcze kilka lat, aż stanę się pełnoletnia. Bardziej martwiłabym się o was.

– Co masz na myśli? – zapytał Blaise.

– Ministerstwo musi w końcu uwierzyć w powrót... no niech będzie ten jeden raz... Sami–Wiecie–Kogo i wymyśliłam drobny plan. Niestety padną w nim nazwiska, części z was na pewno.

– Co chcesz zrobić? – zapytał Teodor.

– Zmuszę Harry'ego, by opowiedział Ricie Skeeter o powrocie Voldemorta. Ona puści to na łamach Proroka Codziennego i wszyscy poznają prawdę.

– Potter się nie zgodzi! – zauważył Draco.

– Siła sugestii – odparła Antares, wzruszając ramionami.

* * *

Minęły dwa dni. Harry zdołał porządnie wkurzyć się na Umbridge, Antares prawie dostała szlaban, a SH zaczęło wypytywać o następne spotkanie grupy. Tego dnia jednak ładny poranek został zastąpiony przez strach oraz silne obawy.

– Patrz, Black!

Draco podsunął jej Proroka Codziennego pod nos.

Bez słowa rozłożyła przed gazetę i zerknęła na czarno–białe fotografie, które zapełniały prawie całą pierwszą stronę. Na dziewięciu byli czarodzieje, na dziesiątej czarownica. Niektóre osoby uśmiechały się kpiąco, inne z bezczelnymi minami stukały palcami w ramki zdjęć. Każda fotografia opatrzona była imieniem i nazwiskiem oraz opisem zbrodni, za którą dana osoba została zesłana do Azkabanu.

Antonin Dołohow, przeczytała pod zdjęciem czarodzieja z długą i bladą twarzą szaleńca, który uśmiechał się drwiąco do niej, oskarżony o brutalne zamordowanie Gideona i Fabiana Prewettów.

Augustus Rookwood, głosił podpis pod zdjęciem mężczyzny o dziobatej twarzy i tłustych włosach, który ze znudzoną miną opierał się o krawędź zdjęcia, oskarżony o przekazanie tajnych informacji Ministerstwa Magii Temu, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać.

Ale spojrzenie Antares przyciągnęła fotografia czarownicy. Jej twarz rzuciła się jej w oczy, gdy tylko spojrzała na gazetę. Miała długie czarne włosy, na zdjęciu potargane i matowe, choć kiedy ją ostatnio widział, były gładkie, grube i błyszczące. Spojrzała na nią ze złością spod ciężkich powiek i jej usta wykrzywił bezczelny, pogardliwy uśmiech. Podobnie jak Syriusz, zachowała resztki dawnej urody, której coś ją pozbawiło – zapewne Azkaban.

Bellatrix Lestrange, oskarżona o torturowanie i trwałe upośledzenie umysłów Franka i Alicji Longbottomów.

Jej wzrok przewędrował ze zdjęć na krzykliwy tytuł:

MASOWA UCIECZKA Z AZKABANU

MINISTERSTWO OBAWIA SIĘ, ŻE PETTIGREW

BYŁ „SKRZYNKĄ KONTAKTOWĄ"

DLA BYŁYCH ŚMIERCIOŻERCÓW

– Oho i wracamy do czasów, gdy Prorok wypisuje same bzdury – powiedziała, zerkając na artykuł.

Ministerstwo Magii podało wczoraj do wiadomości, że doszło do masowej ucieczki z Azkabanu.

Korneliusz Knot, rozmawiając w swoim prywatnym gabinecie z dziennikarzami, potwierdził, że dziesięcioro więźniów pod specjalnym nadzorem uciekło wczoraj we wczesnych godzinach wieczornych i że już poinformował mugolskiego premiera, że osobnicy ci są bardzo niebezpieczni.

„Ucieczka tak dużej liczby więźniów wskazuje, że mieli pomoc z zewnątrz" powiedział minister Knot. „Prawdopodobnie Peter Pettigrew był ich skrzynką kontaktową. Gdy dowiedzieli się, że wpadł, postanowili się zemścić. Robimy jednak wszystko, co w naszej mocy, by wytropić tych przestępców, a społeczność czarodziejów prosimy o czujności ostrożność. Do żadnej z tych osób pod żadnym pozorem nie należy się zbliżać".

Antares parsknęła głośno w kubek z herbatą i oddała gazetę Draco.

Przez następne dni w Hogwarcie dało się wyczuć dziwną atmosferę. Teraz na korytarzach rozmawiano tylko o jednym: o ucieczce śmierciożerców, bo ta wiadomość w końcu rozeszła się po szkole dzięki tym niewielu uczniom, którzy czytali gazety. Krążyły pogłoski, że niektórych zbiegłych skazańców widziano w Hogsmeade, że ukrywają się we Wrzeszczącej Chacie i że zamierzają włamać się do Hogwartu, a większość z nich to na pewno nielegalni animagowie.

Ci, którzy pochodzili z rodzin czarodziejów, od dawna słyszeli nazwiska tych śmierciożerców i wymawiali z prawie takim samym lękiem, jak nazwisko Voldemorta.

Antares miała jednak nadzieję, że ucieczka z Azkabanu trochę upokorzyła Umbridge, że zbiła ją z tropu ta katastrofa, która miała miejsce pod nosem jej ukochanego Knota. Okazało się jednak, że to wydarzenie tylko wzmocniło jej wściekłe pragnienie podporządkowania sobie każdego aspektu życia w Hogwarcie.

Z POLECENIA WIELKIEGO INKWIZYTORA HOGWARTU

Nauczycielom zabrania się odtąd udzielania uczniom jakichkolwiek informacji, które nie są ściśle powiązane z tematami, za nauczanie których mają płacone.

Powyższe rozporządzenie pozostaje w zgodzie z Dekretem Edukacyjnym Numer Dwadzieścia Sześć.

Podpisano:

Dolores Jane Umbridge

Wielki Inkwizytor

– Ma baba tupet – stwierdził Teodor, czytając nowy dekret.

Coraz więcej dziwnych zakazów pojawiało się w szkole, a SH nadal grało na nosie profesor Umbridge, ucząc się potajemnie raz w tygodniu w Pokoju Życzeń. Mundungus w końcu przysłał Antares wszystkie potrzebne składniki do sporządzenia antidotum na Klątwę Ghasta. Wymusiła na Dafne przysięgę, że ta nie będzie pytać, co takiego waży się w małym kociołku w kącie ich dormitorium i zabrała się do roboty, a było nad czym pracować.

Nic więc dziwnego, że nadszedł luty, przynosząc nieco bardziej mokrą i ciepłą pogodę, a także perspektywę wypadu do Hogsmeade.

– Harry! Harry! – zawołała Antares, biegnąc za Potterem. – Ale pędzisz!

– Wybacz, śpieszę się – mruknął.

– Więc zajmę ci tylko sekundę. Jutro o czternastej musisz przyjść do Trzech Mioteł i to koniecznie.

– Co? Nie, ja mam plany. Ja...

– Idziesz z Ginny na randkę walentynkową, tak wiem – wysapała, nadal czując kolkę w prawym boku, bo szaleńczym biegu. – I nie pytaj skąd. Weź pannę Weasley i przyjdźcie oboje. Na pewno jej się spodoba, co chcę zrobić. Pa!

I by mu więcej nie przeszkadzać oraz nie dać szansy na wykręcenie się z tego, pobiegła dalej.

* * *

Sobota była wietrzna. Gdy Antares weszła do Trzech Mioteł, większość stolików była zajęta. Przy jednym siedziała niska czarownica o bladej cerze, ubrana w zielonkawy kubraczek. Sączyła z filiżanki herbatę, a obok niej leżał pusty talerzyk po cieście.

– Jesteś wcześniej – zauważyła, siadając naprzeciw.

– Postanowiłam, że napiję się w spokoju herbaty – powiedziała Rita Skeeter, od razu sięgając po notesik i samonotujące pióro o brzydkim różowym kolorze, który natychmiast skojarzył się Antares z Umbridge. – Gdzie Harry Potter?

– Powinien przyjść o czternastej – wyjaśniła. – To za kilka minut.

– Cieszę się – Rita uśmiechnęła się sztucznie. – Nasza ostatnia współpraca była wyśmienita i teraz nie będzie inaczej, panno Black. Jak czuje się tata? Nie chciałby udzielić mi krótkie wywiadu? – zapytała z nadzieją. – Mógłby opowiedzieć o stracie najlepszego przyjaciela i dwunastu latach w Azkabanie, gdzie przeraźliwie tęsknił za swoją jedyną córką i synem chrzestnym, marząc o...

– Wątpię, by tata chciał o tym rozmawiać – Antares wpadła jej w słowo, widząc, że Ritę poniosły niestworzone fantazje. – Skupmy się na tym, co teraz.

Drzwi się otwarły i Antares obróciła głowę. Zobaczyła Harry'ego w towarzystwie Ginny i pomachała, zwracając ich uwagę. Oboje spojrzeli niepewnie najpierw na nią, a potem na Ritę, której oczy błysnęły dziwnie, widząc, że Harry Potter przyszedł na spotkanie z koleżanką.

– To twoja dziewczyna, Harry? – zapytała nagle. – Długo jesteście razem? Co ci się w niej najbardziej podoba?

– Rita, na litość boską, uspokój się! – wykrzyknęła Antares. – Harry, Ginny, siadajcie, nie mamy zbyt wiele czasu.

– Co tu się dzieje? – spytał Harry, siadając obok niej i spoglądając to na Ritę, to na Antares. Ginny obok niego miała niepewną minę i wpatrywała się w reporterkę, jakby chcąc ją udusić.

– Zbieram informacje, ot co! – zawołała Rita. – Prorok Codzienny wypuścił w tym roku dość potwornych historii na twój temat, Harry. Jak się z tym czujesz, Harry? Zdradzony? Zakłopotany? Niezrozumiany?

– Oczywiście, że jest wściekły – powiedziała Antares wyraźnym mocnym głosem. – Bo powiedział prawdę Ministrowi Magii, a Minister jest za głupi, by mu uwierzyć.

– A więc właściwie obstajesz przy swoim, tak? Że Ten, Którego Imienia Się Nie Wypowiada, powrócił? – spytała Rita, rzucając Harry'emu przeszywające spojrzenie znad paskudnych okularów. – Obstajesz przy wszystkich faktach, które rozpowiada naokoło Dumbledore, że Sam Wiesz Kto powrócił i że byłeś tego jedynym świadkiem?

– Nie byłem jedynym świadkiem – warknął Harry. – Było tam również koło tuzina śmierciożerców. Chcesz ich nazwiska?

– Z przyjemnością – wydyszała Rita. Pstrykneła palcem i pióro się uruchomiło. – Wielki tłusty nagłówek: "Potter oskarża...". Podtytuł, "Harry Potter wymienia po nazwisku śmierciożerców pośród nas". A dalej, pod ładnym, dużym twoim zdjęciem "Zaniepokojony nastolatek, który przeżył atak Sami Wiecie Kogo, Harry Potter, lat 15, wywołał wczoraj skandal oskarżając szanowanych i sławnych członków czarodziejskiej społeczności o przynależność do śmierciożerców...".

Harry wpatrywał się w nie obie dziwnie zakłopotany. Nagle jego wzrok przeniósł się na Ginny, jakby szukając w niej wsparcia.

– Antares, ty chyba nie chcesz...

– Owszem, chcę, Ginny. Ministerstwo robi wszystkich w bambuko, mogą nie ufać Dumbledore'owi i ośmieszać Harry'ego, ale... i to bardzo ważne... wszyscy wiedzą, że Harry ma dziwną i niezrozumiałą dla wszystkich moc, dzięki której przeżył spotkanie z Voldemortem, gdy był dzieckiem. Jeśli dowiedzą się, że rok temu Harry ponownie się z nim starł i przeżył...

– Będą musieli uwierzyć! – szepnęła Ginny podniecona. – A jednocześni Harry upokorzy ministerstwo, a także Sami–Wiecie–Kogo oraz jego popleczników!

– No nie wiem – mruknął Harry. – Na razie nie mówiłem o tym zbyt wielu osobom.

– Widzisz, Harry, w tym rzecz – powiedziała Antares. – Oni nie usłyszeli tej historii od ciebie, tylko przez Dumbledore'a albo jeszcze kogoś innego. Poza tym... Wersja ucieczki z Azkabanu przedstawiona w Proroku Codziennym ma pewne dziury. Myślę, że mnóstwo ludzi będzie się zastanawiać, czy nie istnieje lepsze wytłumaczenie na to, co się stało. I jeśli dostępna jest alternatywna historia, myślę, że mogą być raczej chętni do zapoznania się z nią.

Przez chwilę Rita nie mówiła ani słowa, obserwowała tylko Antares przenikliwie z głową przekrzywioną trochę na bok.

– I Prorok to puści? – zdziwił się Harry. – Myślałem, że chcą mnie tylko ośmieszać.

– Och, no tak, ministerstwo pozwala sobie kontrolować trochę Proroka, ale mój artykuł o Syriuszu Blacku przecież przeszedł – powiedziała i mrugnęła porozumiewawczo zadowolona z siebie. – Mam niezłego haka na pracowników z drukarni. Zrobią wszystko, byle nie stracić posad.

– Skoro tak jawnie się pod wszystkim podpisujesz, dlaczego cię jeszcze nie wsadzili do więzienia? – zapytała Ginny, marszcząc brwi.

– Moja droga, gdyby to zrobili, musieliby się przyznać, że kontrolują prasę, a nie mogą sobie pozwolić na taki błąd – powiedziała Rita z uśmiechem, podnosząc filiżankę do ust i upijając łyk.

– W porządku, Harry? – spytała Antares, zwracając się do niego. – Jesteś w stanie to zrobić? Gotów powiedzieć prawdę opinii publicznej?

– Sądzę, że tak – odpowiedział Harry, obserwując, jak Rita ustawia w gotowości samopiszące pióro na pergaminie pomiędzy nimi.

– Odpalaj zatem, Rita – oznajmiła pogodnie Antares.

______

W rozdziale znajdują się fragmenty książki "Harry Potter i Zakon Feniksa" autorstwa J.K.Rowling.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top