3. Eliksiry, miotły i cuda na kiju

Antares cieszyła się, że mogła zacząć pierwszy rok równo z Harrym Potterem i bynajmniej nie dlatego, że szybko stali się dobrymi przyjaciółmi. Po prostu cała szkoła bardziej interesowała się nim niż ją, co pozwoliło Antares na spokojne rozpoczęcie roku. Zaprzyjaźniła się z Dafne, z którą dzieliła dormitorium oraz bez pośpiechu poznała Hogwart, a było co poznawać.

Na kilku potężnych piętrach szkoły było aż sto czterdzieści różnych schodów, a niektóre prowadziły zupełnie gdzie indziej w różne dni tygodnia. Były też drzwi, które nie były drzwiami albo nie dały się otworzyć, jeśli ich się nie poprosiło. Osoby z portretów nieustanie się przemieszały, dezorientując pierwszorocznych. Trudno było zapamiętać, gdzie co jest. Wiele osób z ciekawością zerkało na korytarz na trzecim piętrze, w tym roku zakazany, jak obwieścił Dumbledore podczas uczty.

Draco, który natychmiast powiadomił o tym ojca, spekulował, że trzymane jest tam coś bardzo niebezpiecznego, może nawet smok. Niestety Lucjusz nie wiedział, co dyrektor mógł przetrzymywać na trzecim piętrze. Lucjusz obiecał powęszyć w ministerstwie tu czy tam.

Antares całym sercem nienawidziła woźnego, Argusa Filcha. Filch miał kotkę, Panią Norris – kościste, bure stworzenie o wypukłych, płonących oczach. Choć zwykle korytarze patrolowała samotnie, wystarczyło złamać jakiś przepis, a kocica natychmiast wzywała Filcha. Jakimś dziwnym i niewytłumaczalnym cudem, pani Norris często kręciła się wokół Antares i Black musiała się powstrzymywać, by nie kopnąć ją w zadek.

Zajęcia według niej były ciekawe. Raz w tygodniu o północy studiowali niebo przez teleskopy na szczycie Wieży Astronomicznej. Poznawali układy gwiazd oraz konstelacji, badali ruchy planet. Trzy razy w tygodniu wychodzili z zamku do cieplarni, aby uczyć się zielarstwa pod kierunkiem profesor Sprout, która zaznajamiała ich z hodowlą oraz pielęgnacją magicznych roślin i grzybów.

Historia magii była najnudniejsza. Wykładał ją profesor Binns – jedyny duch w gronie pedagogicznym. Według Anatres zaklęcia, nauczane przez maleńkiego profesora Flitwicka, były ciekawe oraz pouczające. Na pierwszej lekcji przyznał jej pięć punktów za dobrze rzucone zaklęcie. Antares była jedyną, której się to udało.

Wszyscy pierwszoroczni szybko przekonali się, że z profesor McGonagall nie będzie żartów. Profesorka była bystra i energiczna. Od pierwszych zajęć przykuwała dużą uwagę do nauki oraz ćwiczeń. Notowali sporo skomplikowanych reguł i wskazówek. Już na pierwszej lekcji dostali zapałkę, którą mieli transmutować w igłę. Pod koniec zajęć zapałka Antares była srebrna, co profesor McGonagall skwitowała lekkim uśmiechem zadowolenia. Ta sztuczka udała się również Hermionie Granger, której zapałka zaostrzyła się i pokryła srebrem.

Antares nie mogła nie zauważyć, że Hermiona była bystra. Zgłaszała się na każdych zajęciach i zawsze poprawnie odpowiadała na pytania nauczycieli. Czasami tak gwałtownie wyrywała się do odpowiedzi, że szurała ławką. Młoda Black zauważyła również, że wiedza Hermiony nie przynosiła jej grona przyjaciół. Często siedziała sama, głównie z nosem w książce. Widziała, jak Ron Weasley wywraca oczami, gdy Hermiona wyrywa się do odpowiedzi. To samo robił Draco i Antares jednego dnia pozwoliła sobie żartować:

– Ty i Weasley zawsze robicie takie same miny. Może jesteście braćmi?

Ze złości Malfoyowi zaczerwieniły się uszy.

Obrona przed czarną magią była ciekawa, choć profesor Quirrell, który strasznie się jąkał, prowadził ją mało interesująco. Turban, który nosił, śmierdział przeraźliwie i niektórzy uważali, że jest w nim pełno czosnku, mającego chronić Quirrella przed wampirami.

W końcu nadszedł dzień, w którym mieli mieć pierwsze zajęcia eliksirów. Antares uwielbiała eliksiry. Od dziecka wiele czytała na temat mikstur oraz esencji i czuła, że będzie w nich dobra. Jedyne, co ją niepokoiło, to profesor Snape. Nie mogła stwierdzić, skąd chłód i niechęć do niej w zachowaniu nauczyciela.

Eliksiry odbywały się w lochach. Wzdłuż ścian ciągnęły się słoje, w których pływały najróżniejsze marynowane zwierzęta, co przyprawiało o gęsią skórkę. W mniejszych buteleczkach stały niebezpieczne ingrediencje oraz kolorowe płyny.

Profesor Snape zaczął lekcję od wyczytania listy obecności. Na jej imieniu jedynie uniósł na chwilę wzrok, ale gdy dotarł do nazwiska Potter, zatrzymał się na dłużej.

– Ach, tak – powiedział cicho. – Harry Potter. Nasza nowa znakomitość.

Wtedy Antares zrozumiała, że Snape nienawidził Harry'ego bardziej niż jej i chyba tylko dlatego, że ona była w Slytherinie, a Snape miał w zwyczaju traktować ulgowo uczniów swojego domu.

– Nie ma tutaj głupiego wymachiwania różdżkami – zaczął. – Nie oczekuję od was, że naprawdę docenicie piękno kipiącego kociołka, delikatna moc płynów... Mogę was nauczyć, jak uwięzić w butelce sławę, uwarzyć chwałę, a nawet powstrzymać śmierć, jeśli tylko nie jesteście bandą bałwanów, jakich zwykle muszę nauczać.

Antares wysunęła się do przodu, by słyszeć profesora uważniej.

– Potter! – powiedział znienacka Snape. – Co mi wyjdzie, jeśli dodam sproszkowanego korzenia asfodelusa do nalewki z piołunu?

Harry sprawiał wrażenie, że nie wie, co się do niego mówi. Ręka Hermiony wystrzeliła w powietrze, a Antares nieśmiało uniosła swoją.

– Nie wiem, panie profesorze – odpowiedział spokojnie Harry.

– Aha! Najwyraźniej sława to nie wszystko.

Zlekceważył jednakowo ją oraz Hermionę.

– Spróbujmy jeszcze raz. Potter, gdzie będziesz szukał, jeśli ci powiem, żebyś znalazł mi bezoar?

Znowu Hermiona uniosła rękę, tym razem Antares postanowiła się nie ruszać. Wyglądało na to, że Snape miał jakieś niedokończone porachunki z bogu ducha winnym Harrym, który nadal nie wiedział, co się do niego mówiło.

– Nie wiem, panie profesorze.

– Potter, jaka jest różnica między mordownikiem a tojadem żółtym?

Hermiona wstała, wyrywając się do odpowiedzi

– Nie wiem – odpowiedział cicho Harry. – Myślę jednak, że wie Hermiona, więc dlaczego pan jej nie zapyta?

Rozległy się pojedyncze śmiechy; Harry napotkał spojrzenie Antares, która puściła do niego oko. Snape nie był zachwycony.

– Siadaj – warknął na Hermionę. – Potter, twoja ignorancja pozbawiła właśnie Gryffindor dwóch punktów. A może panna Black zna odpowiedź na któreś z pytań? Wydawało mi się, czy podnosiłaś rękę?

– Panie profesorze – powiedziała spokojnie. – Asfodelus i piołun dają napój usypiający o takiej mocy, że znany jest jako wywar śmierci. Bezoar to kamień tworzący się w żołądku kozy i chroni przed wieloma truciznami. Jeśli chodzi o mordownik i tojad żółty, to jest to jedna i ta sama roślina, nazywana również akonitem.

W klasie zaległa pełna podziwu cisza. Snape wpatrywał się w Antares z wyraźnym zaskoczeniem, a potem nagle się uśmiechnął, jakby rozbawił go własny żart.

– Najwyraźniej panna Black ma trochę więcej inteligencji niż jej ojciec – powiedział, po czym nagle zwrócił się do klasy. – Mam nadzieję, że to wszystko zanotowaliście.

Zrobił się ruch i wszyscy sięgnęli po pergaminy. Następnie Snape podzielił ich na pary i kazał sporządzić prosty napój leczący z czyraków. Miotał się po lochu, obserwując, jak odważają ingrediencje, krytykując prawie wszystkich prócz Malfoya, którego wyraźnie faworyzował. Gdy kociołek Neville'a wybuchł, wściekł się nie na żarty.

– Potter... Do ciebie mówię. Dlaczego nie powiedziałeś mu, żeby nie dodał kolców? Myślałeś, że jeśli jemu się nie uda, to ty na tym zyskasz? W ten sposób straciłeś jeszcze jeden punkt dla swojego domu.

Neville'a zaprowadzono do skrzydła szpitalnego, a w czasie, gdy Snape usuwał skutki zamieszania drobnego wypadku, reszta kończyła swoje eliksiry. Na koniec rozkazał, by przelać je do buteleczek i zostawić na jego biurku. Antares wychodziła jako ostatnia, gdy Snape zawołał za nią:

– Black!

– Tak, profesorze?

– Co zrobiłaś ze swoim eliksirem, Black? – zapytał, unosząc jej buteleczkę i przyglądając się miksturze. Czuła, że Snape szukał właśnie pretekstu, by odjąć jej punkty.

– Uprażyłam swoje ślimaki ze świeżą miętą – wyjaśniła, na co Snape wysoko uniósł brwi. – Wie profesor, mięta stabilizuje ślimaki i usuwa ich lekko mdły posmak.

– Od tego jest suszona mięta – zauważył.

– Och, po części, ale w tym eliksirze dodają się ją głównie ze względu na czyraki. Żywa mięta oraz prażone ślimaki, dają w sumie taki sam produkt, ale o lepszych walorach smakowych.

Snape odstawił buteleczkę i jeszcze raz się jej przyjrzał. Antares stała przed nim niepewna. Czarne oczy Snape'a były paraliżujące. Był w nich dziwny mrok, przeplatany smutkiem.

– Trzy punkty dla Slytherinu – oznajmił, co wprawiło ją w takie osłupienie, że nawet nie drgnęła. – A teraz stąd zmykaj, Black, zanim zmienię zdanie.

– Dziękuję, profesorze – wydukała i wybiegła szybko, nie chcąc zmarnować okazji.

Czuła dziwną radość. Może Snape nienawidził jej tak bardzo, jak sądziła? Nie, pomyślała szybko, dał jej punkty, bo zależy mu na prowadzeniu w pucharze domów. Tak, na pewno tak. Nie było innej możliwości.

Dotarła do pokoju wspólnego. O tej godzinie mało było w nim uczniów i Draco oraz Teodor zajęli zaszczytne miejsca tuż przed kominkiem. Obaj dyskutowali o czymś zaciekle i Antares przystanęła obok, by posłuchać.

– Mówię ci, że to na pewno smok! – upierał się Draco.

– Nie wierzę, a ty znowu o tym – powiedziała. – Ojciec nie wybił ci tego z głowy?

– Tata nic nie wie – odparł Malfoy, pokazując na list, który trzymał w dłoni. – Bardziej zaaferowany jest włamaniem do Gringotta! Wiesz, ta sprawa z wakacji. Okazało się, że ktoś ją chwilę przed tym opróżnił.

– Czyli wszystko jasne! – powiedziała Black. – Będziesz musiał osobiście zajrzeć na korytarz na trzecim piętrze i zobaczyć tego smoka.

Po czym obróciła się na pięcie i odeszła, zostawiając chłopców samych.

* * *

Pojawił się w końcu komunikat, że Ślizgoni będą odbywać lekcje latania z Gryfonami, z czego Draco wydawał się bardzo zadowolony. Antares nie rozumiała jego dziecinnej potrzeby, by drażnić oraz denerwować Harry'ego. Ona uważała, że to znakomita okazja, by w końcu z Harrym trochę porozmawiać, bo jak na razie nie nadarzyła się odpowiednia okazja do tego.

Zebrali się więc po południu na wielkim trawniku przed zamkiem. Było słonecznie, wiał lekki wiatr, a na ziemi leżało równo dwadzieścia mioteł. Pani Hooch o krótkich, siwych włosach i żółtych oczach, przywitała ich opryskliwie.

– Na co czekacie? Niech każdy stanie przy miotle. Wyciągnijcie nad nią dominującą rękę i powiedzcie „Do mnie!".

– Do mnie! – wrzasnęła klasa.

Antares zdziwiła się, gdy miotła Harry'ego natychmiast podskoczyła do jego ręki. Jej drgnęła odrobinę, ale nie na tyle, by się unieść, ale Antares nie była zawiedziona. Jakoś specjalnie nie ciągnęło ją do quidditcha.

– Nieźle! – skomentowała i Harry się do niej uśmiechnął.

Pani Hooch pokazała im jak dosiąść miotły. Nakazała im odepchnąć się nogami i wznieść się na kilka stóp. Ledwo rozbrzmiał gwizdek, a Neville wystrzelił prosto w górę, coraz wyżej i wyżej, nie kontrolując, gdzie prowadzi go miotła. Nagle rozległo się głuche i nieprzyjemne łupnięcie i Neville leżał na trawie oszołomiony.

– Złamany nadgarstek – mruknęła pani Hooch z wyraźną ulgą. – Zabieram tego chłopca do skrzydła szpitalnego. Niech nikt nie waży się ruszyć z miejsca, zanim wrócę!

Gdy tylko się oddalili, Malfoy zarechotał rozbawiony, więc Antares walnęła go w tył głowy, psując mu jego ulizaną fryzurę.

– Au, no wiesz co! Zobaczcie! – zawołał, podnosząc coś z trawy. – To ta głupia zabawka.

Była to przypominajka, którą Neville dostał wczoraj od babci.

– Mam nadzieję, że mu ją zwrócisz, jak na przykładnego Ślizgona przystało – powiedziała spokojnie Antares.

– Daj spokój, Black – odezwała się Pansy Parkinson, której Antares szczerze nienawidziła. – Nie broń Longbottoma, to ciamajda.

– Żeby ktoś nie musiał bronić ciebie przede mną – warknęła Antares.

– Wy się kłóćcie, a ja ją gdzieś tu zostawię – Malfoy wtrącił się do dyskusji. – Na przykład... na drzewie.

– Oddaj ją! – powiedział Harry, ale Malfoy wskoczył na swoją miotłę i odbił się od ziemi, zanim Antares zdążyła go powstrzymać. Podleciał do korony drzewa i zawołał:

– No, Potter, weź ją sobie!

Harry chwycił miotłę i mimo protestów Hermiony poleciał ku Draconowi. Całą grupą z zapartym tchem obserwowali, jak Harry nurkuje po przypominajkę i pochwyca ją w locie, a następnie miękko ląduje na trawie przed nimi. Wszyscy zaczęli klaskać z zachwytu. Gryfoni najbardziej.

– Harry Potter!

Profesor McGonagall pędziła już ku nim.

* * *

Antares jak zwykle przywitała się z madame Pince – bibliotekarką o srogo wyglądającej twarzy, która krzyczała na uczniów, gdy ci zachowywali się niestosownie – szerokim uśmiechem, a potem powoli skierowała się ku działowi poświęconemu zaklęciom. Co prawda napisała już wypracowanie dla profesora Flitwicka, ale czuła, że do najlepszej oceny brakowało jej paru akapitów.

Błądziła palcem po grzbietach ksiąg, mrucząc pod nosem ich tytuły, gdy po drugiej stronie regału usłyszała dwa stłumione głosy.

– Strasznie nadęta – powiedziała jakaś dziewczyna i Antares rozpoznała w niej Lavender Brown. – Zawsze się wyrywa do odpowiedzi jak szalona. Co ona, uważa, że czytając książki, zyska przyjaciół?

– Nie wiem – mruknęła druga dziewczynka, którą była jedną z bliźniaczek Patil. – Ale strasznie mnie denerwuje. Zawsze ma taki porządek w swojej części dormitorium. Jak się nabrudzi, to od razu zwraca uwagę. Książkę muszę stać na półce – zaczęła ją przedrzeźniać. – Papierki do kosza. Ubrania do szafy.

Obie zachichotały i ruszyły ku wyjściu zadowolone z siebie. Antares nie miała zamiaru tego tak zostawić. Widziała Hermionę siedzącą przy jednym ze stołów, więc upewniła się, że Brown i Patil ją zobaczyły, a nie mogły jej nie zobaczyć, bo Antares wcisnęły się między obie, rozpychając na boki. Choć obie wyraziły oburzenie tym zachowaniem, młoda Black je zignorowała i usiadła obok Hermiony, co trochę zdziwiło Gryfonkę.

– Napisałaś już wypracowanie dla Flitwicka? – zapytała.

– Tak, już dawno – odpowiedziała Hermiona niepewnie. – Teraz zajmuję się pracą domową dla profesor McGonnagall. Powiedziała, że chce cztery akapity, ale ja mam już sześć. Nie uważasz, że to za dużo?

– Och, nie przejmuj się, ja napisałam na siedem akapitów.

Hermiona pokiwała głową, usatysfakcjonowana z odpowiedzi i pochyliła się nad pergaminem. Tymczasem Antares spojrzała srogo w oczy Brown i Patil. Obie szepnęły coś do siebie i odeszły pośpiesznie. Hermiona sapnęła z ulgą.

– Nie dają ci spokoju, co? – zagadała Antares.

– Nie mam zamiaru się tym przejmować – odparła Hermiona obojętnie.

– Naprawdę? A wydaje mi się, że jest całkiem inaczej.

Nagle zmieniło się coś w jej wyrazie twarzy. To coś kazało Antares pomyśleć, że Gryfonka za chwilę się na nią rzuci.

– Dlaczego właściwie ze mną rozmawiasz? – zapytała podejrzliwie. – Myślałam, że wy, Ślizgoni, nie lubicie czarodziejów pochodzących z mugolskich rodzin.

– Patrzysz na dom Slytherina przez pryzmat Draco, który jest dupkiem. Mnie nie obchodzi twój status krwi, Hermiono, a to, co masz w głowie, co mówisz i robisz. Po tym powinno się wybierać przyjaciół.

Nagle Hermiona speszyła się. Chyba nie to oczekiwała usłyszeć.

– Mój ojciec był w Gryffindorze – ciągnęła Antares, na co Hermiona wybałuszyła oczy. – Tiara przydziału chciała ze mnie zrobić Gryfonkę. Uważaj na siebie, Hermiono. Naprawdę nie chcę dla ciebie źle.

Antares wzięła księgę i ruszyła do wyjścia, ale Hermiona zawołała jeszcze za nią:

– Powinnaś wiedzieć, że Malfoy wyzwał Harry'ego na pojedynek. Dzisiaj o północy w Izbie Pamięci.

Antares westchnęła ciężko. Któregoś dnia, jej kuzyn się doigra w ten czy inny sposób. Bez słowa odeszła, zostawiając Hermionę samą ze swoim wypracowaniem.

* * *

W Izbie Pamięci puchary, tarcze, talerze i statuetki migotały w świetle księżyca. Gdy Antares wpadła tam cała zdyszana, bo cały odcinek od lochów przebiegła, Harry oraz Ron już czekali. Była z nimi Hermiona. We troje podskoczyli przestraszeni od nagłego hałasu.

– A ty co tu robisz? – zapytał Ron.

– Przyszłam was ostrzec – powiedziała. – Malfoy nie przyjdzie. Wrobił was! Dał cynk Filchowi, że tutaj będziecie. Musimy się zmywać!

Antares w porę ich powiadomiła. Za drzwiami rozległ się już ochrypły głos woźnego, mówiącego do swojej kotki. We czwórkę zakradli się do drzwi po drugiej stronie Izby Pamięci i wybiegli na korytarz.

– Tędy! – szepnął Harry.

Nagle jedna z podpierających ścianę zbroi poruszyła się i wpadła na Hermionę. Łoskot był na tyle straszny, by obudzić pół zamku.

– Biegiem! – krzyknęła Antares i we czwórkę pognali, nie oglądając się za siebie. Przebiegli przez jakieś tajne przejście, by wyjść tuż obok pracowni zaklęć – w zupełnie innej części zamku.

– Chyba go zgubiliśmy – wysapał Ron.

– Mówiłam... mówiłam... – wydyszała Hermiona. – Malfoy zrobił z ciebie balona. W ogóle nie miał zamiaru się pojedynkować!

– Draco wie tyle o pojedynkowaniu się, co Snape o balecie – parsknęła Antares, na co Ron i Harry zachichotali. – Ja już sobie z nim jutro porozmawiam. Ten chłopak nie ma w ogóle oleju w głowie. Moja ciotka za bardzo go rozpieściła. No nic, wracajcie do wieży, a ja postaram się dotrzeć powoli do lochów.

Nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak pojawił się obok nich Irytek, który ledwo ich dostrzegł, a zaczął wykrzykiwać, że uczniowie nie śpią. Ponownie puścili się biegiem do drzwi na końcu korytarza. Były zamknięte, choć Ron tarmosił nimi tak, że mógłby wyrwać klamkę.

Usłyszeli kroki nadbiegającego Filcha.

– Och, odejdźcie, szybko! – krzyknęła Hermiona. Stukając różdżką w zamek, szepnęła: „Alohomora!" i drzwi się otworzyły. Przebiegli przez nie, zatrzasnęli i zaczęli nasłuchiwać. Filch kłócił się z Irytkiem. Chyba oboje myśleli, że drzwi są zamknięte.

– Chyba nam się udało – szepnęła Antares. – Ron, nie ciągnij mnie za szatę!

– To... To...

Ron był zbyt przerażony, by mówić, ale już wiedzieli, co chciał powiedzieć. Byli w zakazanym korytarzu na trzecim piętrze i patrzyli w ślepia psa wypełniającego całą przestrzeń. Jego trzy głowy były identyczne, kły w trzech paszczach długie i ostre, a sześć oczu mrocznych jak najstraszniejsza noc. Jego warczenie narastało i Antares podświadomie chwyciła klamkę. We czwórkę wybiegli na korytarz, ale Filcha już nigdzie było. Bez słowa się rozdzielili, zbyt przerażeni, by mówić. Harry, Ron i Hermiona pobiegli do wieży Gryfonów i Antares prosto do lochów. Miała nadzieję, że ktoś oprócz niej zauważył, że potwór stał na jakieś klapie.


_____

Rozdział zawiera fragmenty książki "Harry Potter i Kamień Filozoficzny" autorstwa J.K.Rowling.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top