27. Dolores Umbridge
Pierwsze zajęcia w tym roku szkolnym Antares odbyła w szklarni numer cztery, a potem w znakomitym humorze wróciła do lochów, by wyciągnąć kociołek, ingrediencje oraz nożyki. Dafne obok niej rozkładała się z mniej pewną miną.
Snape wszedł do klasy zamaszystym krokiem, jednocześnie ucinając rozmowy, i zlustrował swoich uczniów pełnym pogardy spojrzeniem.
– Nie będę tolerował lenistwa w tym roku. Zapewne widzieliście, jak Black dwa lata temu harowała. Teraz czeka was to samo. Co do ciebie, Black, mam nadzieję, że zaznajomiła się z lekturami, które ci dałem. Twoi koledzy będą tyrać, ale ty, w związku z OWTMami, będzie tyrać bardziej od nich.
– Pan to umie zmotywować człowieka do działania – powiedziała.
– Dzisiaj – oznajmił Snape po krótkiej przerwie – będziemy sporządzać eliksir, który często pojawia się podczas zaliczania Standardowych Umiejętności Magicznych: eliksir spokoju, który uśmierza lęk i łagodzi niepokój. Ale ostrzegam: jeśli zadrży wam ręka przy odmierzaniu poszczególnych składników, ten, kto wasz wywar wypije, może zapaść w głęboki sen, z którego może się nie obudzić. Musicie się więc bardzo skupić na tym, co robicie. Ingrediencje i sposób sporządzenia eliksiru – tu Snape machnął różdżką – są wypisane na tablicy – (spis ingrediencji i sposób pojawiły się na tablicy) – wszystko, co wam będzie do tego potrzebne – znowu machnął różdżką – znajdziecie w tym kredensie – (drzwiczki rzeczonego kredensu otworzyły się z trzaskiem) – macie na to półtorej godziny... Start.
Antares jako jedynej udało się porządnie sporządzić eliksir, za co Snape obdarował Slytherin dziesięcioma punktami. Reszta klasy, z dość niemrawą miną, wspięła się po kamiennych schodach. Przeszli przez korytarze, mijając zakurzone zbroje i skierowali się na zajęcia z obrony przed czarną magią.
Kiedy weszli do klasy, profesor Umbridge już na nich czekała. Miała na sobie puchaty, różowy sweter, bardzo wyrazisty na tle szarych ścian.
Wszyscy zajmowali w milczeniu swoje miejsca. Nikt nie znał jeszcze profesor Umbridge, więc trudno było przewidzieć, jaki ma stosunek do szkolnej dyscypliny. Antares usiadła z Malfoyem w jednej ławce, czekając, aż lekcja się rozpocznie.
– A więc dzień dobry! – powiedziała, gdy wszyscy już usiedli.
Kilka osób wymamrotało „Dzień dobry".
– Tut, tut – cmoknęła profesor Umbridge – Tak nie może być, prawda? Chciałabym, proszę, żebyście powtórzyli "Dzień dobry, profesor Umbridge". Jeszcze raz, proszę. Dzień dobry, klaso!
– Dzień dobry, profesor Umbridge – zaśpiewała chórem klasa.
– No i widzicie, to wcale nie było takie trudne, prawda? Różdżki na bok, wyciągnijcie pióra, proszę.
Wiele osób w klasie wymieniło ponure spojrzenia. Po poleceniu "różdżki na bok" jeszcze nigdy nie nastąpiła lekcja, którą uznaliby za interesującą. Antares z niechęcią wyciągnęła pióro oraz pergamin. Profesor Umbridge otworzyła swoją torebkę, wydobyła z niej różdżkę, która była niezwykle krótka i ostro stuknęła nią w tablicę, na której pojawiły się słowa:
Obrona Przed Czarną Magią
Powrót do Podstawowych Zasad
– No dobrze, wasze nauczanie z tego przedmiotu było raczej przerywane i fragmentaryczne, prawda? – oznajmiła profesor Umbridge, zwracając twarz w kierunku klasy, z rękami starannie splecionymi przed sobą. – Ciągłe zmiany nauczycieli, z których wielu nie trzymało się żadnego zatwierdzonego przez Ministerstwo programu zajęć, sprawiły niestety to, że jesteście daleko poniżej standardów, jakie spodziewalibyśmy się ujrzeć na roku waszych SUMów. Jednakże będzie wam na pewno bardzo miło słyszeć, że te problemy będą teraz naprawione. W tym roku będziemy trzymać się starannie ułożonego, zorientowanego na teorię, zatwierdzonego przez Ministerstwo kursu magii obronnej. Proszę zanotować!
Uderzyła jeszcze raz w tablicę. Pierwsza wiadomość zniknęła i została zastąpiona przez:
Cele kursu:
1. Zrozumienie zasad leżących u podstaw magii obronnej.
2. Nauczenie się rozpoznawania sytuacji, w których magia obronna może być użyta zgodnie z prawem.
3. Umieszczenie Wykorzystania magii obronnej w kontekście jej praktycznego użycia.
Przez kilka minut salę wypełniały dźwięki piór skrzypiących o pergaminy. Kiedy wszyscy zapisali trzy cele kursu profesor Umbridge, zapytała:
– Czy wszyscy mają egzemplarz Teorii Obrony Magicznej Wilberta Slinkharda?
Przez klasę przebiegł głuchy pomruk zgody.
– Myślę, że spróbujemy jeszcze raz – powiedziała profesor Umbridge. – Kiedy zadaje wam pytanie, chciałabym usłyszeć odpowiedź, "Tak, profesor Umbridge" lub "Nie, profesor Umbridge". A więc: Czy wszyscy mają egzemplarz Teorii Obrony Magicznej Wilberta Slinkharda?
– Tak, profesor Umbridge – rozległo się w sali.
Antares nie wiedziała, co w tej sytuacji jest gorsze; jej chęć puszczenia pawia, świadomość, że bombonierki lesera Freda i George'a nie są jeszcze gotowe, czy sweter, który miała na sobie Umridge.
– Dobrze – powiedziała profesor Umbridge. – Chciałabym, byście otworzyli go na stronie piątej i przeczytali "Rozdział Pierwszy: Podstawy dla Początkujących". Nie trzeba będzie przy tym rozmawiać.
Profesor Umbridge usadowiła się w krześle za biurkiem i obserwowała wszystkich uważnie swoimi wyrazistymi oczkami. Antares niepewnie otworzyła książkę i zaczęła czytać.
Było to rozpaczliwie nudne zajęcie. Nawet lekcje profesora Binnsa wydawały się ciekawsze niż to. Minęło kilka minut. Draco wpatrywał się w jeden i ten sam punkt na stronie. Przed nią Dafne obracała piórem między palcami, a po ukosie siedziała Hermiona, która nawet nie otworzyła swojego egzemplarza. Dzielnie trzymała rękę podniesioną do góry, wpatrując się w profesor Umbridge. Antares szturchnęła Draco w bok, by popatrzył.
Szybko spojrzenia większości uczniów utkwiły w Hermionie i nauczycielka, która dzielnie odmawiała zapytania jej, o co chodzi, postanowiła chyba, że nie może już dłużej ignorować sytuacji.
– Czy chciałaś zapytać o coś na temat rozdziału, kochanie? – zapytała Hermionę tak, jakby dopiero w tej chwili ją zauważyła.
– Nie na temat rozdziału – odpowiedziała Hermiona.
– Cóż, w tej chwili czytamy – orzekła profesor Umbridge, pokazując swoje małe zaostrzone ząbki. – Jeśli masz inne pytania, możemy się nimi zając na koniec lekcji.
– Mam pytanie odnośnie do celów kursu – nalegała Hermiona.
Profesor Umbridge uniosła brwi.
– I nazywasz się...
– Hermiona Granger.
– Cóż, panno Granger, myślę, że cele kursu będą doskonale zrozumiałe, jeśli przeczyta się je uważnie – powiedziała profesor Umbridge głosem pełnym zdecydowanej dobroci.
– Cóż, ja tak nie myślę – oznajmiła bez ogródek Hermiona. – Tam nie jest nic napisane o używaniu obronnych czarów.
Nastąpiła krótka cisza, w czasie której wielu członków klasy odwróciło swoje głowy, by spojrzeć na trzy cele kursu, nadal widniejące na tablicy.
– Używanie obronnych czarów? – profesor Umbridge powtórzyła z lekkim śmiechem. – Po co? Nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji powstającej w mojej klasie, która wymagałaby użycia przez was obronnego czaru, panno Granger. Z pewnością nie oczekuje pani bycia zaatakowaną podczas zajęć?
– To nie będziemy używać magii? – wykrzyknął głośno Ron.
– Uczniowie w mojej klasie podnoszą ręce, kiedy chcą przemówić, panie...?
– Weasley – odparł Ron, wyrzucając w powietrze rękę.
Profesor Umbridge uśmiechając się coraz szerzej, odwróciła się do niego plecami. Ręka Harry'ego natychmiast wyskoczyła do góry, a workowate oczy profesor Umbridge spoczęły na chwilę na nim, ale ostatecznie zwróciła się do Hermiony.
– Tak, panno Granger? Czy chciała pani spytać o coś jeszcze?
– Tak – odpowiedziała Hermiona. – Z pewnością głównym celem obrony przed czarną magią jest ćwiczenie obronnych czarów?
– Czy jest pani wykwalifikowanym przez Ministerstwo ekspertem do spraw edukacji, panno Granger? – zapytała profesor Umbridge swoim fałszywie słodkim głosem.
– Nie, ale...
– W takim razie, obawiam się, że nie jest pani upoważniona do decydowania, co jest "głównym celem" jakichkolwiek zajęć. Czarodzieje o wiele starsi i mądrzejsi od pani obmyślili nasz nowy program zajęć. Będziecie się uczyć na temat obronnych czarów w bezpieczny, pozbawiony ryzyka sposób...
– A jaki to ma sens? – spytał głośno Harry – Jeśli mamy być zaatakowani, to nie będzie...
– Ręka, panie Potter! – zaśpiewała profesor Umbridge.
Harry uniósł w górę pięść. Po raz kolejny profesor Umbridge celowo odwróciła się od niego, ale już kilkoro innych ludzi trzymało w górze uniesione ręce.
– A pańskie nazwisko brzmi? – odezwała się profesor Umbridge do Deana.
– Dean Thomas.
– Tak, panie Thomas?
– No więc, to jest tak, jak powiedział Harry, nieprawdaż? – spytał Dean. – Jeśli mamy być zaatakowani, to nie będzie to pozbawione ryzyka.
– Powtarzam – powiedziała profesor Umbridge, uśmiechając się bardzo denerwująco do Deana – czy spodziewacie się być zaatakowani podczas moich zajęć?
– Nie, ale...
Profesor Umbridge zagłuszyła go.
– Nie chcę krytykować sposobu, w jaki prowadzi się w tej szkole pewne rzeczy – powiedziała z nieprzekonującym uśmiechem, który jeszcze rozciągnął jej szerokie usta – ale zostaliście wystawieni na pastwę kilku bardzo nieodpowiedzialnych czarodziejów podczas tych zajęć. Bardzo nieodpowiedzialnych w rzeczy samej, nie wspominając – wydała z siebie paskudny krótki śmiech – o szczególnie niebezpiecznych mieszańcach.
– Jeśli ma pani na myśli profesora Lupina – zaświergotał ze złością Dean – to był najlepszy jakiego kiedykolwiek...
– RĘKA, panie Thomas! A więc, jak mówiłam, wtajemniczono was w zaklęcia bardzo złożone, nieodpowiednie dla waszego wieku, potencjalnie śmiercionośne. Wmawiano wam, że każdego dnia możecie się spotkać z atakiem Ciemnej Strony...
Antares podniosła rękę tak gwałtownie, że prawie walnęła Draco z łokcia w nos.
– Twoje nazwisko, skarbie?
– Black – odpowiedziała Antares z dziwnym dla klasy uśmieszkiem na ustach.
– Słucham, panno Black.
– Całkowicie rozumiem troskę Ministerstwa o nasz program nauczania – powiedziała, czym zdziwiła większość klasy, a profesor Ubridge uśmiechnęła się do niej z wyraźną ulgą, która szybko zniknęła – ale... W mojej skromnej opinii uczenie tylko teorii z tak kluczowego przedmiotu to herezja, a na dodatek wyparcie przez szanowne Ministerstwo pewnych problemów.
Tu uśmiechnęła się do Umbridge równie sztucznie, co ona do klasy.
– Jestem pewna – ciągnęła niestrudzenie, bo profesor Umbridge chyba się nie spodziewała takiego wyskoku z jej strony – że należą się nam porządne lekcje. I tu już nie chodzi o mnie, pani profesor, bo ja poproszę tatusia i on mnie nauczy, ale reszta uczniów... można tylko pogdybać, jak sobie poradzą w dorosłym życiu w obliczu zagrożenia.
Antares miała na ustach satysfakcjonujący uśmiech, ale cała klasa wpatrywała się w nią z przerażaniem. Tylko Harry, Ron i Draco uśmiechali się dziwnie rozbawieni. Umbridge najwyraźniej nie wiedziała co powiedzieć. Wręcz dygotała ze złości.
– Szlaban, panno Black! – oznajmiła. – Jutro po południu!
Antares wzruszyła jedynie ramionami. Umbridge potrzebowała chwili, by się uspokoić.
– Tak długo, jak wystarczająco mocno będziecie się uczyć teorii, nie ma powodu, dla którego nie mielibyście być w stanie rzucić czarów – powiedziała profesor Umbridge, siląc się na uśmiech.
– Bez ćwiczenia ich wcześniej? – spytała z niedowierzaniem Parvati. – Czy mamy przez to rozumieć, że po raz pierwszy przyjdzie nam rzucać te czary podczas egzaminu?
– Powtarzam, tak długo jak wystarczająco mocno będziecie się uczyć teorii...
– A na ile dobra będzie ta teoria w realnym świecie? – zapytał głośno Harry z pięścią uniesioną ponownie w górę.
Profesor Umbridge spojrzała na niego.
– To jest szkoła, panie Potter, nie realny świat – powiedziała łagodnie.
– Więc nie mamy się przygotowywać na to, co czeka na nas tam?
– Tam nic nie czeka, panie Potter.
– Ach tak? – powiedział Harry. Jego gniew osiągnął poziom krytyczny i teraz wszyscy utkwili w nim swoje spojrzenia, oczekując na rozwój wydarzeń.
– A jak sobie pan wyobraża, kto chciałby atakować takie dzieci jak wy? – zapytała profesor Umbridge potwornie słodkim głosem.
– Hmm, pomyślmy... – tym razem w głosie Harry'ego jawnie zabrzmiała kpina. – Może LORD VOLDEMORT?
Ron udławił się. Lavender Brown wydała z siebie cichy okrzyk. Neville ześlizgnął się ze swego stołka. Jednakże profesor Umbridge nie wzdrygnęła się. Wpatrywała się w Harry'ego z ponurą satysfakcją na twarzy.
– Gryffindor traci dziesięć punktów, panie Potter.
Klasa pozostawała cicha i nieruchoma. Wszyscy patrzyli się bądź na Umbridge, bądź na Harry'ego.
– A teraz ustalmy kilka rzeczy całkiem jasno.
Profesor Umbridge powstała i nachyliła się ku nim, rozczapierzając na biurku swoje wyposażone w krótkie i grube palce dłonie.
– Powiedziano wam, że pewien czarny czarodziej powrócił z martwych...
– On nie był martwy – powiedział ze złością Harry – Ale faktycznie, powrócił!
– PaniePotterprzezpanapańskidomjużstraciłdziesięćpunktówniechpanniepogarszaswojejsprawy! – wykrztusiła profesor Umbridge jednym tchem bez patrzenia na niego. – Tak jak powiedziałam, zostaliście poinformowani, że pewien mroczny czarodziej ponownie został oswobodzony. To kłamstwo.
– To NIE jest kłamstwo! – odparł Harry. – Widziałem go, walczyłem z nim!
– Szlaban, panie Potter! – powiedziała z triumfem profesor Umbridge. – Jutro wieczorem. O piątej. W moim biurze. Razem z panną Black. Powtarzam, to kłamstwo. Ministerstwo Magii gwarantuje, że nie jesteście w niebezpieczeństwie ze strony żadnego mrocznego czarodzieja. Jeśli nadal się obawiacie, przyjdźcie do mnie poza godzinami zajęć. Jeśli ktoś straszy was bujdami o odrodzonych mrocznych czarodziejach, chciałabym o tym usłyszeć. Jestem tu po to, by pomóc. Jestem waszą przyjaciółką. A teraz będziecie grzecznie kontynuować czytanie. Strona piąta, "Podstawy dla Początkujących".
Profesor Umbridge usiadła za swym biurkiem, ale Harry nie miał zamiaru się poddać i Antares patrzyła na niego z wyraźną dumą w oczach. Oto ujawniła się w nim prawdziwa, Gryfońska krew.
– Harry, nie! – wyszeptała ostrzegawczo Hermiona, ciągnąc go za rękaw, ale Harry wyrwał swoją rękę z jej zasięgu.
– Więc według pani Cedrik Diggory padł martwy za własnym przyzwoleniem, tak? – zapytał Harry trzęsącym się głosem.
Wpatrywali się gorliwie to w Harry'ego to w profesor Umbridge, która podniosła oczy i patrzyła się na niego bez śladu udawanego uśmiechu na twarzy.
– Śmierć Cedrika Diggory była tragicznym wypadkiem – powiedziała zimno.
– To było morderstwo – odparł Harry. – Voldemort zabił go i pani o tym wie.
Twarz profesor Umbridge była całkiem blada i wszyscy myśleli, że zacznie za chwilę, na niego krzyczeć, ale ona wyciągnęła pergamin, coś na nim naskrobała i powiedziała:
– Zabierz to do profesor McGonagall, kochanie – powiedziała profesor Umbridge, wręczając mu liścik.
Wziął go od niej bez słowa, odwrócił się na pięcie i wyszedł z sali, nie patrząc na niego i zatrzaskując za sobą drzwi.
– Lew się wkurzył – szepnął Draco.
– Oby wąż nie musiał – odparła Antares.
_______
Rozdział zawiera fragmenty książki "Harry Potter i Zakon Feniksa" autorstwa J.K.Rowling.
W przyszłym tygodniu w rozdziałach będzie się dziać *emotka diabełka*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top