2. Ceremonia przydziału

Antares spojrzała na swoją babcię z niepewną miną. Starsza kobieta o siwych, kręconych, ale krótkich włosach, wyglądała na groźną. Miała na sobie czarną suknię oraz buty na lekkiej platformie. Na to nałożyła cienki płaszcz. Nawet z oddali można było stwierdzić, że kobieta miała szyk oraz klasę, której niejedni mogli jej pozazdrościć. Było to widać w sposobie, jaki mówiła i jak gestykulowała rękoma, gdy tłumaczyła wnuczce, by zachowywała się w szkole.

– Poradzę sobie, babciu – odparła, rozglądając się wokół lekko przerażona. Na peronie dziewięć i trzy czwarte panował harmider. Uczniowie przepychali się między sobą, witając po wakacyjnej rozłące, niespokojne sowy uderzały o klatki, jakiś chłopak zgubił ropuchę. Z komina pociągu buchała już gorąca para. Antares czuła się zafascynowana, ale jednocześnie trochę też zlękniona natłokiem bodźców.

– W to nie wątpię – powiedziała kobieta. – Zachowuj się, Antares. Jesteś mądrą i zdolną czarownicą, na pewno sobie poradzisz z lekcjami. Pamiętaj, by być miłą, a ludzi, którzy niepochlebnie wypowiedzą się o twoim nazwisku, walnij w nos. Ty znasz prawdę i to najważniejsze. Inni mogą sobie mówić.

– Ester, dziwnych rzeczy ją uczysz.

Obie spojrzały w bok, gdzie stała kobieta średniego wzrostu o jasnej cerze i białawych włosach spiętych w kok. Narcyza Malfoy uśmiechnęła się lekko do dziewczynki, by dodać jej otuchy. Obok niej stał jej mąż. Lucjusz jak zwykle wyglądał dostojnie w eleganckiej szacie, na którą opadały długie włosy o odcieniu tlenionego blondu. Jego miniaturowa wersja stała tuż przed nim. Draco Malfoy o włosach takich samych jak ojca, teraz śmiesznie ulizanymi do tyłu, skinął ku niej i Antares powtórzyła ten gest.

– Jak to dziwnych? – zapytała Ester z oburzeniem.

– Po prostu... – Narcyza podeszła bliżej, by pogładzić Antares po policzku. – Jesteś Blackiem i powinnaś być z tego dumna. A jeśli ktoś będzie chciał sprawić, byś czuła się z tym nazwiskiem niechlubnie, przypomnij mu z łaski swojej, że poważanie Blacków nawet teraz jest większe, niż kiedykolwiek było tej osoby.

– Albo po prostu powiedz mi – zaoferował Draco. – Dam mu wtedy w twarz.

Lucjusz uśmiechnął się z dumą i poklepał syna po ramieniu. W tym samym czasie rozległ się gwizd i wszyscy zaczęli wskakiwać do przedziałów. Antares ostatni raz przytuliła się do babci i ciągnąc swój kufer, udało jej się wejść do pociągu wraz z Draco. Drzwi za nimi zostały zatrzaśnięte i oboje wychylili się przez okienko, by pomachać do swoich rodzin. W końcu pociąg ruszył i oddalili się na tyle, że trzy wysokie osoby zniknęły im z oczu.

– Idziesz? – zaoferował Draco. – Znajdźmy sobie przedział.

Bez większych trudności udało im się znaleźć miejsce w pustym przedziale, ale szybko dołączył do nich najlepszy kolega Draco – Teodor Nott. Był to wysoki oraz chudy chłopiec o jasnych, kręconych włosach i bladej cerze. Natychmiast zaczął opowiadać Draco o meczu quidditcha, na którym był dzień wcześniej i Antares westchnęła ciężko.

Trochę się bała tego, co nadejdzie. Babcia zawsze jej powtarzała, że nie powinna się wstydzić swojego pochodzenia. W oczach społeczeństwa mogła być postrzegana przez pryzmat przeszłość jej ojca, ale to nigdy nie powinno zmienić, kim naprawdę była. Antares obawiała się jednak, że będzie zupełnie odwrotnie.

– Nie martw się – powiedział Draco. – Na pewno będziemy razem w Slytherinie.

– No nie wiem, Draco – odparła. – Przebywanie z tobą w jednym pomieszczeniu przez cały rok brzmi dość okropnie – zażartowała, co Teodor skwitował cichym chichotem. Draco walnął go w ramię, by się zamknął.

– Nie lepiej niż z tobą – odparł. – Myślisz, że dzieciaki będą ci schodzić z drogi ze strachu?

Zawsze tak sobie docinali i nie było w tym nic dziwnego. Tym razem jednak Antares odczuła te słowa bardziej, niż powinna. Na szczęście pojawiła się pani z wózkiem, a jej obecność odwróciła uwagę chłopców od krzywej miny Black.

Kupili trochę czekoladowych żab oraz fasolek wszystkich smaków. Antares nie pożałowała pieniędzy na ciastka w czekoladzie oraz dyniowe paszteciki. Gdy się tak we trójkę opychali pysznościami, do przedziału weszła niska dziewczyna o złotawych włosach i dużych, niebieskich oczach.

– Och, przepraszam – powiedziała lekko zawstydzona. – Myślałam, że w tym przedziale jest Harry Potter.

Antares wyszczerzyła oczy.

– Harry Potter? – powtórzył Draco, wstając. Był ewidentnie podekscytowany. – Harry Potter?!

– No, mówią, że jest gdzieś w pociągu – odpowiedziała dziewczyna. – Chcę go zobaczyć, wybaczcie.

I szybko odeszła, zamykając za sobą drzwi.

– Harry Potter – powtórzył Draco. – Chodź, Teodorze, musimy go zobaczyć.

– Draco, nie! – Antares starała się go powstrzymać. Złapała go ku temu za rękaw szaty.

– Daj spokój, Black. Nie chcesz go poznać?

Obaj wybiegli natychmiast, śmiejąc się do siebie.

Antares czasem niedowierzała, że była spokrewniona z Draco, na dodatek w tak bliskim stopniu. Zanim zdecydowała się ich gonić, upłynęło kilka minut. Parę następnych, zanim znalazła ich wciśniętych w jakiś przedział.

– Och, to jest Teodor Nott – mówił Draco. – A ja nazywam się Malfoy, Draco Malfoy.

Ktoś w przedziale zakasłał, a Antares, dostrzegłszy minę Draco, przyśpieszyła.

– Śmieszy cię moje imię, tak? W każdym razie ty nie musisz mówić, kim jesteś. Ojciec mi powiedział, że wszyscy Weasleyowie są...

– Draco, wystarczy! – Antares wpadła do przedziału cała zdyszana. – Nie rób sobie wrogów tam, gdzie nie potrzeba.

Ostrożnie obróciła się ku chłopcom, z którymi rozmawiał Draco. Jeden z nich był rudy oraz piegowaty. Tak, to na pewno był Weasley. Drugi był niski o zielonych oczach i czarnych, sterczących włosach, między którymi dostrzegła bliznę w kształcie błyskawicy. Nosił okrągłe okulary oraz za duże na siebie ubrania, co trochę ja zdziwiło.

– Wybaczcie mu – powiedziała. – Draco najpierw gada, a dopiero potem myśli. Musi dorosnąć, by się zorientować, że to spory błąd.

Teodor ponownie się zaśmiał i dwójka chłopców też to zrobiła. Policzki Draco oblały rumieńce. Raz jeszcze walnął przyjaciela w ramię i wyszedł, mówiąc:

– Ty to umiesz zepsuć chwilę.

– Dzięki – powiedział chłopak o rudawych włosach. – Jestem Ron Weasley – przedstawił się i Antares ją uścisnęła, choć przeczuwała już, że za chwilę Ron nie będzie tak przyjaźnie do niej nastawiony.

– A ja Harry Potter.

– Antares Black – odpowiedziała, ściskając dłoń Harry'ego. Ron wybałuszył oczy, a leżący w pudełku po Fasolkach Wszystkich Smaków szczur pisnął głośno. – Tak, wiem, niezbyt pochlebne nazwisko. Ale cóż poradzić... A o Draco się nie martwcie. Przemówię mu do rozumu. No to pa i powodzenia na ceremonii przydziału.

Wyszła pośpiesznie speszona Harrym oraz gapiącym się na nią Ronem. Szybko wyszła z przedziału, wpadając przy okazji na dziewczynę o lekko przemądrzałej twarzy i mnóstwem gęstych, brązowych włosów. Gdy Anaters na nią wpadła. Z jej ręki wypadła książka, którą czytała.

– Och, przepraszam – powiedziała Antares, schylając się po książkę. – Nie zauważyłam cię.

– Nic się nie stało – odparła dziewczyna. – Też pierwszy raz do Hogwartu? Jestem Hermiona Granger – przedstawiła się i Antares niepewnie uścisnęła jej dłoń.

– Antares Black – odpowiedziała. – Naprawdę było miło cię poznać, ale muszę iść. Powodzenia na ceremonii.

– Tobie również – odparła Hermiona Granger i obie rozeszły się w przeciwnych kierunkach.

* * *

W końcu pociąg się zatrzymał i wszyscy zaczęli pchać się do drzwi, by wskoczyć na wąski, ciemny peron. Wieczór był chłodnawy i Antares potarła zziębnięte ramiona. Nad głowami uczniów pojawiła się już chybocząca lampa i wszyscy usłyszeli donośny głos:

– Pirszoroczni! Pirszoroczni tutaj!

Wysoki na ponad dwa metry mężczyzna o dużym brzuchu przeszedł obok Antares i dziewczyna aż się wzdrygnęła. Nigdy nie widziała półolbrzyma na własne oczy. Słyszała, że Hagrid, gajowy Hogwartu nim był i była bardzo ciekawa jego wyglądu. Nie spodziewała się jednak gęstych włosów i jeszcze gęstszej brody. Był tak wysoki, że musiała porządnie zadrzeć głowę, by mu się przejrzeć.

– No, dalej, za mną... są jeszcze jacyś pirszoroczni? Patrzyć pod nogi!

W pełnej podniecenia ciszy ruszyli za Hagridem wąską ścieżką. Wokół było ciemno i Antares pomyślała, że idą przez jakiś las.

W momencie, gdy Hogwart wyłonił się zza zakrętu, rozległo się głośnie: „Oooch!". Stali u brzegu jeziora, a po drugiej stronie, osadzony na wysokiej górze na tle gwieździstego nieba, wznosił się ogromny zamek z wieloma basztami i wieżyczkami. Jego rozświetlone okna w pełni zaznaczały wielkość oraz potęgę zamku.

– Po czterech do łodzi, ani jednego więcej! – zawołał Hagrid.

Antares wsiadła do łodzi z Draco, Teodorem oraz dziewczyną, którą wpadła do ich przedziału. Teraz mogła się jej dokładnie przyjrzeć. Miała delikatne rysy twarzy i mały, lekko zadarty nos, a oczy trochę mniejsze niż myślała na początku. Antares skądś ją kojarzyła i w końcu przypomniała sobie, że widziała ją w na ulicy Pokątnej kilka dni temu, gdy kupowała z babcią różdżkę.

Cała flota łódek pomknęła przez gładką taflę jeziora. Wszyscy zamilkli, gapiąc się na zamek, który piętrzył się nad nimi coraz wyżej i wyżej. W końcu wyszli na brzeg i Hagrid załomotał w bramę, a ta się otworzyła. Stanęła przed nimi wysoka, czarnowłosa kobieta w szmaragdowej szacie. Miała srogą twarz i Antares pomyślała, że lepiej nie denerwować tej pani.

– Pirszoroczni, pani profesor McGonagall – oznajmił Hagrid.

– Dziękuję ci, Hagridzie. Sami ich stąd zabiorę.

Profesor zabrała ich do zamku, gdzie pokrótce opowiedziała o czterech założycielach Hogwartu, a potem zniknęła na chwilę. W oczekiwaniu na ceremonię przydziału niektórzy uczniowie zaczęli spekulować, jak miała ona wyglądać. Część sądziła, że trzeba będzie stoczyć pojedynek. Inni mówili o trudnym teście. Antares z lekkim rozbawieniem stwierdziła, że niewielu wiedziało, jak naprawdę wyglądała ceremonia przydziału. Spojrzała na Draco i ten wywrócił oczami.

– A teraz proszę stanąć rzędem – poleciła profesor McGonagall – i iść za mną.

Przez podwójne drzwi wkroczyli do Wielkiej Sali. Było to wspaniałe miejsce oświetlane przez tysiące świece unoszących się w powietrzu ponad czterema długimi stołami, gdzie zasiadała reszta uczniów. U szczytu stał jeszcze jeden stół przeznaczony dla nauczycieli. Tam właśnie zaprowadziła ich profesor McGonagall. Przestraszone spojrzenia niektórych mknęły ku górze na aksamitnoczarne sklepienie upstrzone gwiazdami.

– Jest zaczarowane... – Antares dosłyszała szept Hermiony Granger. – Żeby wyglądało jak prawdziwe niebo... Czytałam o tym w Historii Hogwartu.

Profesor McGonagall ustawiła przed nimi stołek na czterech nogach. Na nim spoczywała szpiczasta tiara – wystrzępiona i połatana. Nagle tiara drgnęła. Szew w pobliżu krawędzi rozpruł się szeroko i tiara zaczęła śpiewać:

Może nie jestem śliczna,

Może i łach ze mnie stary,

[...]

Więc bez lęku, do dzieła!

Na głowy mnie wkładajcie,

Jam jest Myśląca Tiara,

Los wam wyznaczę na starcie!


Cała sala rozbrzmiała oklaskami i okrzykami. Tiara skłoniła się przed każdym ze stołów i zamarła ponownie.

– Zabiję Freda, opowiadał mi o pojedynku z trollem – szepnął Ron i Antares uśmiechnęła się lekko.

– Kiedy wyczytam nazwisko i imię, dana osoba nakłada tiarę i siada na stołku – oznajmiła profesor McGonagall, trzymając długi zwój pergaminu. – Abbott, Hanna!

Z szeregu wystąpiła dziewczyna o różowej buzi. Wcisnęła tiarę na głowę i usiadła, a chwilę później...

Hufflepuff! – krzyknęła tiara.

Przy stole po prawej stronie rozległy się oklaski oraz okrzyki aplauzu.

– Black, Antares!

Serce w piersi Antares zabiło mocniej. Zanim ruszyła ku tiarze, poczuła, jak Draco klepnął ją w ramię na dodanie otuchy. Słysząc dziwne szmery i szepty, usiadła na stołku. Wcisnęła tiarę na głowę i niemal od razu usłyszała cichy głosik w swojej głowie.

Ach, Black! Paru was tu miałam. Gdzie by cię tu przydzielić? Hmm... Odwagi w tobie dużo... Hmm... Ale umysł tęgi... Serce dzielne jak jej ojca... Może Gryffindor?

– Tam, gdzie będzie mi lepiej – zasugerowała Antares.

Ku jej zdziwieniu tiara krzyknęła:

Slytherin!

Antares zdjęła tiarę i na drżących nogach podeszła do stołu po lewej stronie, gdzie przywitało ją kilka osób. W końcu mogła odetchnąć z ulgą. Miała to już za sobą. Lekko przestraszona spojrzała na stół nauczycielski. Mężczyzna w czarnej szacie, o czarnych dłuższych włosach i lekko haczykowatym nosie przyglądał się jej z wyraźną zagwozdką wymalowaną na twarzy.

Antares tylko kilka razy w życiu widziała profesora Snape'a. Za każdą z nich w dworze Malfoyów, gdy ten odwiedzał Lucjusza. Zdążyła już zauważyć, że biła od niego wyraźna niechęć do jej osoby.

Boot Terry został przydzielony do Ravanclavu, podobnie jak Brockiehurst Mandy. Brown Lavender jako pierwsza trafiła do Gryffindoru, a Bulstorde Millicenta też znalazła się w Slytherinie i Antares z chęcią uścisnęła jej drżącą od emocji dłoń.

– Granger, Hermiona!

Hermiona prawie podbiegła do stołka. Antares wychyliła się, by dojrzeć, gdzie zostanie przydzielona.

Gryffindor!

– Dafne Greengrass! – zawołała profesor McGonagall i Antares ujrzała dziewczynę o blond włosach. Tę samą, którą siedziała z nią w łódce.

Slytherin! – krzyknęła tiara i dziewczynka z gracją zeszła po schodkach, by usiąść obok Aantares i Millicenty. Uścisnęły swoje dłonie.

Neville'a Longbottoma przydzielono to Gryffindoru, a Morag MacDouglas do Ravenclawu. Antares nie zdziwiło, że Draco trafił do domu węża. W ogóle nie brał innej możliwości pod uwagę. Z dumą usiadł obok nich i Antares nie powstrzymała się, by go uścisnąć.

Następnie był Moon, który dołączył do Hufflepuffu. Teodor Nott oraz Pansy Parkinson zasilili szeregi Slytherinu. Bliźniaczki Patil i Patil trafiły do dwóch różnych domów, potem była Perks Sally Anna, nowa uczennica Krukonów i w końcu...

– Potter, Harry!

Rozległy się podniecone szepty, jakby w całej sali wykipiała woda na rozpaloną do czerwoności blachę. Harry długo siedział z tiarą przydziału na głowie. Napięcie na sali urosło do krytycznego maksimum, gdy w końcu tiara zlitowała się nad wszystkimi i krzyknęła:

Gryffindor!

Stół Gryffindoru eksplodował od oklasków i okrzyków. Malfoy parsknął, co Antares zignorowała.

Jeszcze tylko cztery osoby nie miały przydziału. Thomas Dean oraz Ron Weasley również trafili do Gryffindoru, Turpin Lisa usiadła przy stole Krukonów, a Zabini Blaise dołączył do Ślizgonów. Profesor McGonagall zwinęła pergamin i zabrała tiarę. Powstał profesor Dumbledore.

– Witajcie! – powiedział. – Witajcie w nowym roku szkolnym w Hogwarcie. Zanim zaczniemy nasz bankiet, chciałbym wam powiedzieć kilka słów. A oto one: Głupol! Mazgaj! Śmieć! Obsuw! Dziękuję wam!

I usiadł. Rozległy się oklaski oraz wiwaty, a półmiski i talerze zapełniły się najróżniejszymi potrawami. Antares zabrała się za pałaszowanie. Była już bardzo głodna. Większość uczty przegadała z Dafne, a na chwilę, zanim pojawiły się desery, spojrzenia jej i Harry'ego skrzyżowały się. Pomachała mu, a on zrobił to samo. Oboje uśmiechnęli się do siebie w tym samym czasie i Antares poczuła nagły przypływ pozytywnych myśli. Być może Hogwart nie będzie tak zły, jak sądziła.

____

Rozdział zawiera fragmenty książki pt. "Harry Potter i Kamień Filozoficzny" autorstwa J.K.Rowling.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top