19 lat później...
Jesień tego roku nadeszła wyjątkowo szybko i zanim Antares się obejrzała, pakowała już swoją walizkę oraz porządkowała szaty. W domu na Grimmauld Place panował zwyczajny, poranny rozgardiasz. Regulus szykował się do pracy, próbując zawiązać krawat, a Syriusz siedział z nogami rozłożonymi na drugim krześle i czytał gazetę. Stworek kręcił się przy kuchni, a talerze, noże, łyżki oraz miski przeskakiwały ponad jego głową, by wylądować na stole.
– Tato, a ty nadal w piżamie? – zdziwiła się, wchodząc do kuchni.
– No właśnie – powiedział Regulus. – Panu profesorowi nie przy przystaje tak wyglądać na uczcie powitalnej – zażartował, na co Syriusz rzucił w niego kawałkiem tostu.
– Zaraz się ubiorę – powiedział. – Jeszcze nie ma nawet dziesiątej.
– Po prostu się pospiesz – odparła Antares, siadając przy stole i zabierając się za śniadanie. Trudno było powiedzieć, który z tej trójki Blacków zmienił się najbardziej. Syriusz, który nadal wyglądał przystojnie oraz dostojnie? Może Regulus, który przez kilka lat dźwigał na swoich ramionach całe Ministerstwo? A może to była ona, która postarzała się odpowiednio, z arystokracką godnością, jak każdy z Blacków?
Gdy zjadła śniadanie, chwyciła walizkę i pożegnała się z Regulusem mocnym uściskiem. Wyszła przed dom, a chwilę po niej to samo zrobił Syriusz i oboje teleportowali się do Hogsmeade. W wiosce powoli nastawała jesień, ale ludzi na ulicach było pełno. Madame Rosmerta pomachała im ochoczo, a oni odwzajemnili gest.
Hogwart dumnie piętrzył się przed nimi, przyciągając uwagę oraz spojrzenia. Oboje chłonęli widok zamku w pełnych promieniach słońca. Już nikt nie pamiętał, jak wyglądał w dniu wielkiej bitwy.
W szkole nadal było cicho, ale Antares wiedziała, że za kilka godzin zjawią się uczniowie i zamek wypełni gwar oraz dziwna radość, która towarzyszyła uczniom za każdym razem, gdy wracali do szkoły. Pożegnała się z ojcem i skierowała się do lochów, a Syriusz wspiął się po schodach. Weszła do swoich komnat, otwierając walizkę i wypakowując rzeczy, a także unosząc szatę wyjściową, by spojrzeć, czy nie pogniotła się podczas drogi.
– An! – usłyszała za sobą radosne wołanie. – Widziałam przez okno, jak szliście z Syriuszem i musiałem przyjść się przywitać.
– Witaj, Neville – przywitała się z nim, całując go w policzek. – Gotowy na nowy rok szkolny?
– Zawsze. W tym roku profesor McGonagall sprowadziła mi nowe sadzonki. Myślę, że spodobają się szóstym oraz siódmym klasom.
– Cieszę się, Neville – powiedziała z radością.
– W tym roku kolejne dzieci Harry'ego, Ginny, Rona i Hermiony zaczynają naukę, prawda?
– Tak, już nie mogę się doczekać – odpowiedziała. – Chociaż mam nadzieję, że Albus jest bardziej rozważny niż James. Przysięgam, że ten chłopak wykończy mnie nerwowo – zaśmiała się. – Nie zapominaj, że w tym roku będziemy też mieć małego Malfoya pod opieką. Nie miej takiej miny, Scorpius jest fajnym dzieciakiem.
– Zobaczymy – powiedział Neville. – Idziesz? Za chwilę rozpocznie się rada pedagogiczna.
– Och, tak, lepiej się nie spóźnimy.
Ruszyli wzdłuż korytarzy, dyskutując o tym, jak spędzili wakacje i w końcu dotarli do Pokoju Nauczycielskiego jako jedni z pierwszych. Profesor McGonagall siedziała na miejscu przeznaczonym dla dyrektora, ale podniosła się, dostrzegając znajome osoby.
– An, tak dobrze cię widzieć.
– Jak samopoczucie, pani profesor? – zapytała. – Mam nadzieję, że pokerowe czwartki nadal będę się odbywać – powiedziała, mrugając porozumiewawczo i profesor McGonagall nie ukryła uśmiechu, który wkradł się jej na twarz.
Czas płynął nieubłagalnie. Rada Pedagogiczna zaczęła się szybko i zdawało się, że równie szybko się zakończyło, a tymczasem na dworze zaczęło się ściemniać i wszyscy się oddalili, by zająć się swoimi sprawami przed ucztą powitalną. Antares spojrzała na zegarek i dziarskim krokiem ruszyła w stronę bramy. Pierwsi uczniowie wyskakiwali już z powozów, witając się z nią radośnie.
– Witaj, ciociu... to znaczy, profesor Black.
Antares spojrzała na niskiego chłopaka tak bardzo podobnego do Harry'ego.
– Witaj, James – odpowiedziała z uśmiechem. – Jak się miewał Albus przed podróżą?
– Och, no wiesz, był cały zestresowany i dramatyzował jak to on. Uwierzysz, że przez całą drogę siedział ze Scorpiusem w jednym przedziale?
Antares zaśmiała się z jego oburzenia i ponagliła go, by nie spóźnił się na ucztę. Tymczasem jej spojrzenie powędrowało na ciemne jezioro, po którym mknęły już dziesiątki łódek, na czyście których kołysały się latarnie. Łódki dobiły do brzegu i zaczęli z nich wyskakiwać przerażeni pierwszoroczni. Z uśmiechem na ustach obserwowała, jak Hagrid prowadzi ich ku bramie.
– Prszoroczni, pani profesor – powiedział z dumą.
– Dziękuję, Hagridzie, ja już się nimi zajmę – odpowiedziała. – Witajcie w Hogwarcie, najlepszej szkole magii, jaka istnieje – przywitała się z nowymi uczniami i poprowadziła ich do zamku, gdzie za chwilę miał rozpocząć się przydział, a dalej... Dalej to już należało czekać i patrzeć, co czas pokaże. Na razie przyszłość nie widywała się wcale taka straszna.
KONIEC
Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna za tak wielkie zainteresowanie tym fikiem. Gdy zaczynałam publikować, naprawdę nie spodziewałam się, że będzie tutaj tak duży odzew. Jednocześnie mam nadzieję, że wybaczycie mi wszystkie literówki i błędy w tekście. Nie jest perfekcyjnie, niektóre rozdziały mogły być lepsze.
Mam również nadzieję, że polubiliście Antares równie mocno, co ja i może jeszcze kiedyś wrócicie do tej historii.
Odpowiadając na zapas na pytania: NIE BĘDZIE drugiej części. Choć muszę przyznać, że mam całkiem fajny pomysł na dorosłe życie Antares. Niemniej praca, nauka i inne obowiązki nie pozwalają mi się tym zająć. Może kiedyś przy odrobinie dobrych chęci.
Zanim się pożegnamy, mam do Was jeszcze jedną prośbę. Planuję wstawić jeszcze jeden z rozdział z różnymi ciekawostkami dlatego, jeśli macie jakieś pytania lub coś nie zostało wyjaśnione, napiszcie mi obok w komentarzu. Zobaczę, co da się zrobić.
Jeszcze raz wszystkim dziękuję!
Do napisania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top