XXVII
(u better stream this cover on soundcloud)
Kilka dni później
Po kilku dniach od śmierci pani Kim, rodzina zebrała się na jej pogrzebie. Oprócz Taehyunga, Dahyun i ich ojca, przyjechały jeszcze obie babcie z dziadkami. Byli tam też wszyscy bliscy przyjaciele zmarłej. Rodzeństwo naprawdę próbowało powstrzymać swoje emocje, ale nie podołali. Dahyun przytulała brata, żeby go uspokoić, ale jego płacz, sprawił, że łkała mocniej. Łzy ronili wszyscy oprócz ojca męża zmarłej, który był zły. Nie obraził się na wnuków, a na tych, którzy nie zdołali uratować jego synowej.
- Żegnaj... - odezwał się w końcu tata Taehyunga, kładąc czerwoną różę na grobie żony. Podczas pogrzebu próbował zachować poważną twarz, ale po słowach, które wydusił, wybuchnął płaczem. Jego przyjaciel, stojący tuż za nim, położył na jego ramieniu rękę, próbując go uspokoić. Wdowiec od razu odwrócił się do niego i mocno go przytulił, szlochając głośno. Przyjaciel zaczął klepać go po plecach, trzymając w sobie łzy.
- Będzie dobrze... Bądź silny. Ona by tego chciała. Musisz być silny. Dla dzieci... i siebie.
Kilkanaście dni później
Taehyung podziwiał gwiazdy każdej nocy, odkąd Dahyun powiedziała mu, że mama została jedną z nich. Codziennie czekał na moment kiedy robiło się ciemno i chodził do salonu, skąd miał najlepszy widok. Po prostu siedział i wpatrywał się w nocne niebo. Dzisiaj nie było inaczej. Pierwsze trzy dni Dahyun robiła to co on, ale ostatnio szybko zasypiała, więc Taehyung jej nie budził. Wyszedł z pokoju i skierował się do salonu. Nie włączył świateł, usiadł na kanapie, po czym zaczął wypatrywać gwiazd. Od razu gdy jego wzrok spoczął na tej najjaśniejszej, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Pomachał do niej, mimo, że wiedział, że ta mu nie odpowie. Przez kilka minut po prostu się na nią parzył. W ciemności... Nagle usłyszał otwierane drzwi do domu. Najpierw pomyślał o włamaniu, ale zdał sobie sprawę, że to pewnie tata, który skądś wrócił. To miało sens, ale nadal nie był pewien. Podszedł do wejścia z korytarza do salonu, żeby zerknąć na przybyłą osobę. I miał rację Chciał podejść do ojca i się przywitać, ale zauważył coś, co go powstrzymało. Jego ojciec nie mógł utrzymać równowagi, ale zdołał zapalić światło, dzięki czemu syn widział teraz wyraźniej. Oczy mężczyzny nie były domknięte i szkliły się od łez, powieki były opuchnięte, a usta nieco otwarte. Był pijany. W rękach trzymał dwie niemalże puste butelki wódki i kilka kartonów. Nagle osunął się na podłogę.
- Jak mogłaś mnie opuścić...? - wymruczał i wziął łyk alkoholu. Chwilę później jednak zasnął. Na podłodze. W korytarzu. Tak po prostu. Syn podszedł do niego i pomachał mu przed twarzą, ale starszy nie reagował. Naprawdę spał. Taehyung poszedł do jego sypialni, z której przyniósł koc, by go okryć. Zabrał od niego butelki oraz kartonowe pudełka i zgasił światło. Gdyby był starszy i silniejszy sam mógłby przenieść ojca, ale skoro był dzieckiem, przykrycie taty kocem było najlepszym wyjściem. Po 'opiece nad starszym' chłopak wrócił do swojej sypialni i dość szybko zasnął.
~~~~
- Co masz na myśli mówiąc, że się wyprowadzamy?! - krzyknął podczas śniadania Taehyung.
Następnego dnia rano ojciec zawołał rodzeństwo do kuchni, by coś im oznajmić. I byli bardzo zaskoczeni słysząc słowa ojca.
- Ja też nie rozumiem tato... Dlaczego tak nagle?
- Uważam, że... tak będzie dla nas najlepiej.
- Co? Dlaczego?! - Taehyung przypomniał sobie o pudłach, które wczoraj przyniósł do domu ojciec. - O mój boże... mówisz poważnie. Naprawdę chcesz żebyśmy opuścili to miejsce?
- Tak... Pojedziemy daleko. Do Londynu. Mój przyjaciel tam mieszka i znalazł dla mnie pracę. Znalazłem nam już mieszkanie i odpowiednią szkołę. Przesłałem im odpowiednie informacje. Jedyną rzeczą jaka nam pozostała... jest wyprowadzka.
- Co? Zrobiłeś to wszystko bez uzgodnienia niczego z nami?! - krzyknęła Dahyun.
- Jak już powiedziałem... To dla NAS najlepsze. Jestem waszym ojcem, więc wiem czego wam trzeba! Nie zgadzacie się?
- Ale nadal... To wielka decyzja. Powinieneś był--
- Skończyłem! Koniec dyskusji! Wyprowadzamy się i koniec! - Rodzeństwo było zaskoczone krzykiem taty, jak samo jak i on. Westchnął. - Ja... Przepraszam. Nie chciałem na was nakrzyczeć. Chodzi o to, że... Wiem, że minęło tylko kilka dni odkąd odeszła, ale to były najgorsze dni w moim... naszych życiach. Mimo tego, że od miesięcy leżała w szpitalu i fizycznie z nami nie była, nadal wierzyliśmy, że pewnego dnia do nas wróci. Nie czułem takiego chłodu i pustki, bo miałem promyk nadziei, że wyzdrowieje... Ale teraz... cały czas, każdego dnia myślę tylko o tym, że już jej nie ma. Że już nigdy do nas nie wróci. Nigdy... Tracę już rozum. Jeśli zostanę tu dłużej, to naprawdę zwariuję. Nie mogę tu mieszkać. Nie bez niej... A wiem, że nie chcielibyście widzieć mnie w takim stanie. Moja zła strona jest...naprawdę straszna. Nie mogę na to pozwolić... Możecie... przynajmniej spróbować mnie zrozumieć? - Nie odpowiedzieli mu. - Straciliście matkę... Nie chcę żebyście stracili również ojca. Gdybym zachorował, byłbym zupełnie innym człowiekiem. Nie będę sobą. Nie będę już waszym tatą... To tak jakbym odszedł, a nawet gorzej.
- Jedźmy tam. Do Londynu. Wszystko już załatwione, prawda? - zapytała po chwili Dahyun, a ojciec przytaknął.
- W takim razie... jedźmy. Przeprowadźmy się - zgodził się w końcu syn.
- Kiedy wyjeżdżamy?
- Za tydzień. Powinniśmy się już zacząć pakować.
- Dobrze, ale mam jeden warunek - Taehyung spojrzał prosto na ojca.
- Tak?
- Nie sprzedawaj tego miejsca. Zostaw je, w razie powrotu któregoś z nas. Błagam... nie pozwól, żeby wprowadził się tu ktoś inny.
- Nigdy bym o tym nie pomyślał. Dziadkowie zajmą się naszym domem. Będę im wysyłać pieniądze na koszty utrzymania, a oni będą tu czuwać.
- Tato, kiedy znalazłeś na to wszystko czas?
- Zaraz po..., a skoro nie chodziłem do pracy, miałem dość czasu.
- Rozumiem...
- Dokończcie śniadanie - powiedział starszy, lekko się uśmiechając.
Rok później
- No weź! Proszę.
Taehyung, który leżał na swoim łóżku, przyłożył do uszu poduszki, by zagłuszyć głośne wołanie siostry.
- Taehyung, proszę!
- Ah! Jesteś niemożliwa! Jest weekend! Daj mi spać!
- Możesz pospać później. Proszę idź i mi je kup. Dam ci kasę.
- Ale to ty ich potrzebujesz, nie ja! Więc idź i sama je sobie kup.
- Ale ja muszę tu zostać. Co jeśli przyjdą, kiedy mnie nie będzie? A co jeśli będzie kolejka? Poza tym, zostałbyś tu sam i to z moimi gośćmi. Nie mogłabym tego zrobić. Musiałbyś z nimi gadać i--
- Co mam kupić? - nagle wyskoczył z łóżka.
-Baterie do mojej kamery. Możesz ją zabrać ze sobą, w razie czego. Proszę - podała mu swój portfel. - Kup sobie czekoladę czy coś, jeśli chcesz.
- Uwierz, tak zrobię.
- Dziękuję.
~~~~~~~~~~
Dahyun podeszła do wejściowych drzwi i je otworzyła.
- Mam baterie - podał siostrze wszystko co udało mu się kupić, a ona uruchomiła aparat, który chwilę później mu oddała. - Zrób nam zdjęcie.
Taehyung spojrzał na nią z irytacją, a ona się do niego uśmiechnęła. Bez słowa poszedł na nią do salonu, gdzie zobaczył dziewczynę i chłopaka w swoim wieku.
- Aisha! Jungkook! Chodźcie! - krzyknęła nagle Dahyun. - Mój brat zrobi nam zdjęcie.
Taehyung westchnął. Tak bardzo chciał po prostu położyć się i zasnąć. W końcu to najlepsze zajęcie na świecie.
Trzy lata później
Taehyung wyszedł ze szkoły ze swoimi znajomymi.
- Do jutra! - pożegnał się i zaczął iść na przystanek autobusowy. Podskoczył, gdy usłyszał nagle dźwięk klaksonu.
- Taehyung! - Spojrzał na samochód, zaparkowany przed szkołą.
- Ty! - wskazał na kierowcę i podszedł do auta. - Kurewsko mnie wystraszyłaś!
- Nie przeklinaj! - powiedziała zza samochodowego okna.
- Bardzo mnie przestraszyłaś.
- Lepiej. Wsiadaj.
- To bezpieczne?
- Oczywiście, że tak! Mam prawo jazdy!
- Ale nadal... jesteś Dahyun... Jak bezpiecznie może być?
- Mam dla ciebie prezent. Dostaniesz go tylko kiedy wsiądziesz. Dawaj. Zaufaj mi, spodoba ci się.
Taehyung westchnął teatralnie, po czym usadowił się na miejscu pasażera. Siostra uśmiechnęła się i odpaliła silnik.
- A mój prezent...?
- Dam ci go, jak staniemy na czerwonym świetle.
Chłopak znalazł przypadkową płytę CD i włożył ją do odtwarzacza. Był zaskoczony, kiedy usłyszał pierwszą piosenkę, ale uśmiechnął się i kontynuował słuchanie.
- Ah, kupiłaś już róże?
- Tata powiedział, że zrobi to w drodze powrotnej z pracy.
- Ale przecież nie będzie go do szóstej?
- Wiem.
- Więc dlaczego-- Jest czerwone!
Dahyun zatrzymała samochód, a brat odwrócił się do niej w szybkim tempie. Dziewczyna podniosła białą torbę z tylnego siedzenia, po czym wręczyła ją Taehyungowi. Usadowiła swoje ręce na kierownicy i czekała na reakcję brata.
- Ah! To dla mnie? Dziękuję! - powiedział sarkastycznie, bo myślał, że będzie to coś głupiego.
- Tak. Podoba ci się?
Spojrzał do środka torby i szerzej otworzył oczy.
- Gdzie je znalazłaś? - krzyknął, wyciągając kredki. - To naprawdę te same? Ale przecież szukaliśmy ich online i nigdzie ich nie było...?
- Pochodzą stąd. Starsza kobieta sama robi je w swoim małym sklepie, ale nie sprzedaje ich w internecie. Mama nie kupiła ich online, tylko kiedy była tu w podróży biznesowej. Najpierw nie wiedziała co z nimi zrobić, ale potem zacząłeś rysować, więc ci je podarowała.
- Skąd to wszystko wiesz?
- Zapytałam taty i tej staruszki. Pamięta mamę. Tak czy inaczej, skoro tamte ci się skończyły, zaopatrzyłam cię w nowe. Więc mów... Tylko nie bądź sarkastyczny. Podobają ci się? Czy--
- Tak! Oczywiście, że tak! Dahyun... Kocham cię!
Dahyun uśmiechnęła się i odpaliła silnik, kiedy światła zmieniły się na zielono.
- Właśnie coś zauważyłem i nie chcę zabrzmieć irytująco czy coś, ale... Dlaczego wyglądasz dzisiaj tak nietypowo? - Dahyun ubrana była w uroczą sukienkę i miała na sobie lekki makijaż.
- Idę na przyjęcie. Ale najpierw odwiozę cię do domu.
Taehyung spoważniał.
- Jak możesz dzisiaj wychodzić? Nie wiesz jaki dziś dzień? - Wiedział, że Dahyun doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale fakt, że idzie na imprezę akurat dzisiaj sprawił, że się wściekł i był zmieszany.
- Wiem, ale muszę tam pójść. Poza tym... Nie wydaje mi się, że miałaby mi to za złe.
- Jak możesz tak mówić?
- Nie będę tam do północy. Możemy to trochę opóźnić, do czasu gdy wrócę. Dlatego to tata kupi róże, nie ja.
- Jak możesz iść dziś na imprezę?! - wrzasnął.
- Ej! Przestraszyłeś mnie! Prowadzę! Nie krzycz na mnie!
Ale chłopak kontynuował...
- Nie darzysz już jej szacunkiem? Jak możesz iść na imprezę i świetnie się bawić w ten dzień?!
- Co z tobą nie tak? Dlaczego nagle się tak zachowujesz? Moja przyjaciółka się przeprowadza, więc muszę tam iść, żeby się z nią pożegnać. Nie będę długo. Zrobimy to, co zawsze kiedy wrócę. Uspokój się. Obiecuję ci, że poobserwujemy gwiazdy tak jak zawsze robimy to w ten dzień. Wrócę zanim się ściemni. Naprawdę nie wiem o co masz do mnie teraz pretensje.
Taehyung zrezygnował ze słuchania siostry i znowu zaczął krzyczeć.
- Nie mogę w to uwierzyć. Robisz to akurat dzisiaj! Jesteś taka samolubna...
Dziewczyna mocniej zacisnęła swoje ręce na kierownicy.
- Ja... Samolubna?
- Będziesz się bawić, kiedy ja i tata będziemy opłakiwać mamę. To jest samolubne!
Dahyun spojrzała na brata.
- Dlaczego jesteś na tym punkcie aż tak wrażliwy?
- A ty samolubna?!
- Przestań tak mówić! - nadal wpatrzona była w chłopaka, zamiast w drogę przed sobą.
- Ale taka jesteś! - był naprawdę wkurzony.
- Nie jest--
- Nienawidzę cię!
Serce Dahyun rozbiło się w tamtym momencie na drobne kawałeczki, a do oczu momentalnie zaczęły cisnąć się łzy. Taehyung zaś tego nie zauważył, patrzył przed siebie.
- Tak bardzo cię za to nienawidzę.
Dziewczyna niemal puściła kierownicę. Nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Nadal wpatrywała się we wściekłego Taehyunga i czuła jak jej serce powoli się rozpada. Nagle chłopak wytrzeszczył oczy.
- Dahyun! - spojrzał na nią. - Patrz na drogę!
- Co...? - odwróciła głowę w kierunku przedniej szyby. - O mój boże! - mocniej złapała za kierownicę, żeby uniknąć zderzenia, ale...
- Dahyu--
Ale było za późno...
~~~
Taehyung powoli otworzył swoje oczy. Czuł niemożliwie silny ból głowy. Wszystko widział jakby przez mgłę i--
- Obudziłeś się?- Spojrzał na swoją lewą stronę i zobaczył lekarza, który podawał kroplówkę. - Nazywam się doktor Gong Yoo, miło mi cię w końcu poznać.
- Gdzie jestem?
- Cóż... w szpitalu. Już od kilku dobrych dni - mężczyzna uśmiechnął się do młodszego. - Jak się czujesz?
- Głowa mnie boli. Ale chwila... Jak długo tu jestem dokładnie?
- Cztery... dni? Tak, myślę, że trafiłem - usiadł na brzegu szpitalnego łóżka i zbliżył małą latareczkę do oczu pacjenta.
- Przepraszam, ale... mógłbym się dowiedzieć najpierw dlaczego tu jestem?
- Powinieneś pamiętać... Nie znaleźliśmy żadnych znaków amnezji.
- Co powin-- - szerzej otworzył oczy.
- Tak... to.
- Dahyun... Gdzie ona jest?!
- Chłopcze, proszę... uspokój się.
- Gdzie moja siostra?! - straszne wspomnienia zderzenia zaczęły zalewać jego głowę. Ostatnią rzeczą, którą pamiętał, była Dahyun leżąca obok niego pod samochodem. Ale chwilę potem ogarnęła go ciemność i stracił przytomność.
- Jeśli chodzi o twoją siostrę... Dahyun. Przyjechała tu razem z tobą, ale niestety... było dla niej za późno. Zmarła.
- Co? Co pan w-właśnie powiedział?
- Robiliśmy wszystko co w naszej mocy... Przykro mi - spuścił głowę.
- Ona... ona... Nie żyje...? - krzyknął, strasząc doktora. - Kłamie pan! Ona nie umarła! - próbował wstać z łóżka, ale lekarz go zatrzymał.
- Proszę, uspokój się.
- Jest tutaj. Wiem, że tak. Ona żyje!!!
- Nie żyje! Odeszła! Naprawdę mi przykro, ale nic nie mogliśmy już zrobić.
- Mogliście ją uratować!
- Gdybyśmy mogli, zrobilibyśmy to! Bardzo się staraliśmy, naprawdę. Ale było dla niej za późno. Za późno tu dotarła.
- Ona... Nie... To nie prawda... - oczy Taehyunga były pełne łez i żalu. Jego głowa bolała jeszcze bardziej niż przedtem. Czuł na niej szwy i rany.
- Blizny zostaną, ale ukryjesz je pod włosami - powiedział starszy, chcąc zmienić temat.
- Czy ona naprawdę odeszła? Tata wie?
- Oczywiście, że wie - mężczyzna wiedział też o pogrzebie Dahyun, ale nie chciał ranić chłopca jeszcze bardziej. Nic więcej nie powiedział.
Taehyung zdał sobie sprawę, że nie ma sensu wściekać się na lekarza, który chce mu tylko pomóc, więc zaczął się uspokajać. Zdał sobie sprawę, że jedyną osobą, na którą powinien być wściekły... jest on sam. Pomyślał, że cały wypadek i śmierć siostry były jego winą. I ta myśl nigdy go już nie opuściła...
- Twój tata był tu rano. Powiadomię go, że się obudziłeś. Mogę cię teraz zbadać..? Jest coś... co muszę sprawdzić i potwierdzić...
- T-tak... - czternastolatek tak strasznie drżał, że nie mógł się ruszyć... Doktor wyjął ze swojej kieszeni małą książkę i go otworzył. Na pierwszej stronie narysowane było czerwone koło, a w środku znajdowała się liczba 21, zamalowana na zielono.
- Co tu widzisz? - mężczyzna wskazał na rysunek.
- Zielonawe koło, trochę jakby wyblakłe. Właściwie prawie szare.
- To wszystko? Nie widzisz tam liczby 21?
- Jest tam jakaś liczba? Gdzie?
Lekarz zaczął pokazywać mu kolejne prace, ale z innymi liczbami i przedmiotami.
- Więc miałem rację... - doktor brzmiał na przygnębionego.
- Nie rozumiem.
- Nie umiesz rozróżniać kolorów. Podczas wypadku mocno uderzyłeś się w głowę, dlatego też byłeś nieprzytomny przez kilka dni. Ale był to również powód tego, że oślepłeś na barwy. To daltonizm.
- Żartuje pan, prawda? Przecież widzę kolory.
- Tak, wiem. To największe nieporozumienie tej przypadłości. Nie znaczy to, że widzisz tylko w kolorach szarych, czarnych czy białych. Chodzi o to, że nie umiesz ich rozróżniać. Czerwony i zielony to dla ciebie te same kolory. Widzisz tylko szarawe barwy, nieco rozmazane. Czarny zawsze będzie czarnym, a biały - białym. Ale inne kolory niestety nie. Czasem będziesz je nawet ze sobą mieszał. Można z tym żyć, spokojnie. Nie będziesz mógł jednak zrobić prawa jazdy i--
- Chwila chwila... Więc... skoro nie rozróżniam kolorów, nie mogę już kolorować moich rysunków?
Lekarz był nieco zmieszany nagłym, głupim pytaniem chłopca.
- Właściwie, to tak.
Taehyung spojrzał na swój plecak, który powieszony był na oparciu fotela niedaleko łóżka. Obok niego znajdowała się rozdarta biała torba, a w środku kredki, które dostał od Dahyun. Kredki, których nie użyje.
Perspektywa Taehyunga
'Więc... Straciłem nie tylko siostrę... straciłem też samego siebie... To wszystko moja wina. Zabiłem ją... Czy tak zaczyna się ukaranie mnie za moje czyny? Jeżeli tak... To co mnie jeszcze spotka? Jaka jest moja następna kara?'
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Korekta: ✅
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top