XXIII

7 lat temu

Gimnazjum

- Koniec rozmów. Słuchajcie, sprawdziłam wasze testy. Większość z was poradziło sobie świetnie. Większość - nauczycielka spojrzała na mnie i westchnęła. Wiedziałam co oznaczało to spojrzenie. 'Znowu zawaliłam... Prawda?' - Oddam wam teraz sprawdziany, żebyście zobaczyli wasze błędy. 

Zabrała z biurka kilkanaście kartek i zaczęła je rozdawać. Sprawdziłam moją ocenę. Westchnęłam i osunęłam się na krzesło. 

- Pała? Znowu? - Spojrzałam na chłopaka obok. Przytaknęłam i spuściłam głowę. - Czemu aż tak ci to nie idzie?

- Ale ty też zawaliłeś ostatnią klasówkę Kook!

- Tę jednak zdałem na piątkę.

- Gratulacje?

- Powinnaś mnie czymś nakarmić w ramach gratulacji. 

- Nakarmię cię pysznym uderzeniem w nos - podniosłam pięść, a on się zaśmiał. 

- Dobra! Spokojnie.

- Aisha, mogłabyś proszę do mnie podejść? - spojrzałam na nauczycielkę, siedzącą przy biurku. 'Nie miałam zamiaru go uderzyć... może pomyślała, że tak... Mam kłopoty?' Opuściłam piąstkę, wstałam i podeszłam do kobiety. 

- Tak, proszę pani?

- Co my mamy z tobą zrobić, kochanie?

- Nie...rozumiem?

- Chodzi mi o twoje oceny. Na innych przedmiotach idzie ci znakomicie, ale nie na matematyce. Zawaliłaś prawie wszystkie testy. Brałaś kiedykolwiek pod uwagę zajęcia dodatkowe?

- Tak, ale trzeba za nie płacić... Są za drogie - 'Mama nie zarabia aż tak dużo. Zapłaciła za moje lekcje angielskiego, żeby żyć tutaj, w Londynie. Nie mogę wymagać od niej tylu rzeczy.'

- Ah! A co ty na to, żebym znalazła ci korepetytora?

- To nie to samo?

- Nie, nie. Jeśli znajdę dla ciebie taką osobę w szkole, kogoś starszego, kto chciałby ci pomóc, nie musiałabyś płacić. Znam taką dziewczynę! Jest czternastolatką, więc dzielą was tylko trzy lata. Jestem pewna, że pamięta algebrę. Była najlepszą uczennicą jaką miałam! Chcesz, żebym zapytała ją o pomoc?

- Ale skoro ma czternaście lat, to w przyszłym roku idzie do liceum. Powinna przygotowywać się do egzaminów, zamiast tracić na mnie czas.

- Jestem pewna, że poświęciłaby ci dwie godzinki. Zapytam ją i dam ci znać. 

- Hej, Yun Aisha to ty, prawda? - nieznajoma dziewczyna podeszła do mnie z uśmiechem. Siedziałam w bibliotece i czekałam na moją korepetytorkę. 

- Tak, to ja.

Przysunęła sobie do mnie krzesło i usiadła na nie, szeroko się uśmiechając. 

- W takim razie muszę być twoją "nauczycielką". Mam na imię Dahyun. Kim Dahyun - wyciągnęła dłoń.

 - Ah, miło mi cię poznać - powiedziałam, podając rękę. 

- Okej, chcesz już zacząć?

Przytaknęłam.

- Teraz dzielisz to przez to... i koniec!

Posłuchałam jej wskazówek i wszystko rozwiązałam poprawnie.

- Zrobiłam to!

- Widzisz? Łatwe, prawda?

- Teraz tak, ale to nie wszystko...

- Cóż, myślę, że na dziś wystarczy. Nie chcę cię już tym męczyć. Ale muszę ci powiedzieć, że poradziłaś sobie lepiej niż przypuszczałam. Możemy spotkać się jeszcze raz... w weekend? Żeby to kontynuować. Hm?

- Okej, ale gdzie? Szkolna biblioteka jest zamknięta w weekendy. 

- U mnie? Możesz wpaść. To blisko szkoły.

- Jasne, tylko daj mi swój adres. 

- Jasne! Potem pójdziemy na lody. 

- Lody?

- Mhm, ja stawiam. Zasługujesz.

- Ah, dziękuję, ale naprawdę nie mu--

- Jeśli ktoś ci coś proponuje, niemiło jest odmawiać. Chodźmy~

Kilka miesięcy później

- Dahyun, usiądźmy, jestem zmęczona - opadłam na pierwszą lepszą ławkę w parku. 

- Ajjj... Ale masz słabą kondycję - powiedziała i usiadła obok. Nagle się ożywiła i odwróciła do mnie głowę. - Zróbmy zdjęcie! - wyciągnęła z kieszeni mały aparat. 

- Wszędzie to ze sobą zabierasz? Miałaś to nawet kiedy się poznałyśmy. Sfotografowałaś wtedy nasze lody. 

- Sto pięćdziesiąt osiem razy mówiłam ci, że kocham cykać fotki.

- A ja tyle samo razy powiedziałam ci, jak bardzo tego nienawidzę. 

- I dlatego to ja je przechowuję. Nie musisz ich mieć, jeśli nie chcesz. No weź, proszę! To pierwszy raz kiedy wyszłyśmy jako przyjaciółki, a nie znajome z korepetycji. Proszę... Zanim się ściemni. 

Westchnęłam. 

- Dobra, dobra.

Uśmiechnęła się i dosiadła bliżej. Wystawiła aparat przed naszymi twarzami.

- Uśmiech! - spojrzała na fotografię. - Kocham - schowała kamerę z powrotem do kieszeni. Zerknęła na niebo.  - Wow... Jest takie piękne...

Podążyłam za jej wzrokiem. 

- Ej serio... Spójrz na gwiazdy! Wow!

- Aisha...

- Hm?

- Jak myślisz, co dzieje się z ludźmi po śmierci?

Byłam trochę zaskoczona tym nagłym i niespodziewanym pytaniem. 

- Nie jestem pewna... Właściwie nigdy o tym nie myślałam. A ty, masz jakieś rozważania? - spojrzałam na nią, ale ona nadal była wpatrzona w niebo. 

- Myślę...że zostają gwiazdami i znajdują na niebie swoje miejsce. W ten sposób mogą mieć oko na ukochane osoby. Całkowicie nas nie opuszczają, po prostu odchodzą trochę dalej. 

Mimo, że było ciemno, widziałam, że się wzruszyła. 

- Czemu brzmisz jakbyś kogoś straciła?

W końcu na mnie spojrzała. 

- Naprawdę? - zaśmiała się smutno. 

- Powiedz mi. 

'Ktoś z jej bliskich odszedł... Widzę to w jej oczach'

- Serio... kogoś straciłaś?

Dahyun odetchnęła głęboko, przed mówieniem. 

- Moją mamę... Odeszła kiedy miałam trzynaście lat. Jeszcze się nie pozbierałam - zaśmiała się, ale zrobiła to, żeby powstrzymać płacz. - Po jej śmierci mój brat się załamał. Na jego widok... po prostu łamało się serce. Więc wymyśliłam to, że zmarli zostają gwiazdami, żeby dać mu do zrozumienia, że mama nadal jest z nami. Czuwa nad nami i na nas spogląda. Ale z daleka. Wow... mówienie o tym boli nawet teraz.

- Ale dobrze, że to robisz. Powinnaś. 

- Wiem... Tęsknię za nią... Bardzo... A nie mogę nawet odwiedzić jej na cmentarzu. 

- Dlaczego?

- Jest w Korei. Ona... Pochowaliśmy ją tam, kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Seulu...ale nie mogliśmy tego wszystkiego znieść. Nie mogliśmy już żyć w tamtym miejscu. Nie bez niej. Przyjaciel mojego taty zaproponował mu tu pracę, więc się przeprowadziliśmy. Ale teraz tego nienawidzę. Naszej decyzji...

- Nienawidzisz tego, że się przeprowadziliście?

- Tak, bo... Czuję jakbyśmy uciekali...zamiast stawiać czoło temu, że umarła. Uciekliśmy od tego faktu. A teraz nie mogę jej nawet odwiedzić...

- Ale sama powiedziałaś - wskazałam na niebo. - Być może nie masz szansy odwiedzić jej grobu, ale nie jesteście rozdzielone. Jest tam i nad tobą czuwa... a ty tutaj i czuwasz nad nią. Spoglądasz na nią, świecącą na niebie. 

- Dziękuję, Aisha. Dziękuję, że to mówisz - zaczęła płakać. 

- A ja dziękuję, że opowiedziałaś mi swoją historię. Nie płacz. Proszę. 

- Okej, spróbuję - zaśmiała się przez łzy. 

- Gdzie jesteśmy? Myślałem, że idziemy do twojej korepetytorki?

- To właśnie zrobiliśmy. Tutaj mieszka. 

- Tu miałaś zajęcia? Nie w bibliotece czy coś?

- W weekendy byłyśmy u niej. 

- Ale nadal, nie jest to dla ciebie trochę niekomfortowe?

- Zbliżyłyśmy się przez ostatnie miesiące, więc to jak odwiedzanie przyjaciółki. 

- Tak, ale--

- Gadasz o pierdołach, bo boisz się wejść do środka, mam rację Kook?

Spuścił głowę. Zaśmiałam się i zadzwoniłam do drzwi. Chwilę potem Dahyun pojawiła się przed nami. 

- Aisha! Hej! Oh! A ty to na pewno Jungkook! Uroczy chłopak z króliczym uśmiechem, prawda?

Uniosłam brwi. 'Dlaczego powiedziała to przed nim?' Na szczęście nie usłyszał, bo był zajęty podziwianiem jaka śliczna była. W sumie to nie na szczęście, skoro się w nim podkochiwałam. 

- Cóż, zapraszam do środka. 

Rozwiązywałyśmy zadanie z algebry, kiedy usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Dahyun wstała z kanapy i poszła otworzyć. 

- Proszę... zrób nam zdjęcie - wróciła do salonu z jakimś chłopakiem, prawdopodobnie w moim wieku. Miał w rękach mały aparat. - Aisha! Jungkook! Chodźcie! - krzyknęła i spojrzała na naszą dwójkę. - Mój brat pstryknie nam fotkę!

Ja i Jungkook odwróciliśmy się do siebie zmieszani. Potem wróciłam wzrokiem do Dahyun. 

- Ah... po co?

- Bo lubię uwieczniać miłe momenty!

- Ale przerabiamy algebrę. Co w tym miłego?

- Bo robimy to razem. To dlatego. No weźcie! Pierwszy raz jesteśmy wspólnie we trójkę. Chcę to zapamiętać.

'Jest taka...dziwna, ale urocza.'

- Ale wiesz, że nie cierpię zdjęć...

- No proszę! Mój brat musiał specjalnie kupić baterie do aparatu. Jeśli tego nie zrobimy, jego wysiłek pójdzie na marne. I weekendowy czas również. 

'Jest dobra w przekonywaniu.' Wstałam i spojrzałam na Jungkooka.

- No chodź. Wstawaj. 

Rok później

Dahyun i ja siedziałyśmy w miłej i przytulnej kawiarence. 

- Jungkook naprawdę się przeprowadził?

- Tak. Po feriach. Teraz muszę siedzieć samotnie w ławce przez ten rok szkolny - wydęłam wargi i skrzyżowałam ręce na piersi. Zrobiłam to żartobliwie, ale przyjaciółka się nie zaśmiała. 

- Wszystko... okej? - zapytała z powagą. 

- A czemu nie miałoby być?

- Lubisz go. Nie będziesz za nim tęsknić?

- Będę, ale... to nic takiego. Jeśli zostałby i tak nadal byłabym uwikłana w friendzonie.

- Ale przecież, jeśli ktoś ci się podoba, jesteś szczęśliwy kiedy widzisz tą osobę nawet przez chwilkę, prawda? Nie musiał cię lubić, żebyś miała motylki w brzuchu, za każdym razem kiedy na niego spojrzałaś. Więc, o to mi chodziło... Nie będziesz na tym tęsknić?

- Nie bardzo. Mimo, że to co mówisz jest prawdą... w takich momentach odczuwałam też smutek. To było jak jedzenie czegoś ostrego. Kocham smak, ale i tak ronię łzy. 

Dahyun zaniemówiła. 

- Jesteś pewna, że masz dopiero dwanaście lat? Jesteś mądrzejsza od połowy mojej szkoły! Tak szybko dojrzałaś!

Zaśmiałam się. 

- Ah, tak w ogóle! Skoro już wspomniałaś o swojej szkole... jak tam jest? Trudno? W liceum?

- Cóż... Jestem na pierwszym roku, więc nie jest aż tak źle jeśli pytasz o przedmioty czy coś. Ale to wszystko było dla mnie nowe! Najtrudniejsze jest przyzwyczajenie się. Wiesz... Nowa szkoła... Nowi ludzie... Nowi nauczyciele... Nowe wszystko... Ale powoli się przyzwyczajam. 

- Wow... naprawdę jesteś licealistką, a spędzasz czas ze mną. Trzy lata młodszą, szóstoklasistką - zaśmiałam się. - Czy to nie jest dla ciebie niekomfortowe?

- Dlaczego miałoby być? Jesteś moją najlepszą przyjaciółką.

- Ale nadal... Jesteś starsza. 

- I co? Wiek to tylko liczba. Poza tym, już ci mówiłam. Jesteś mądrzejsza od większości ludzi, których znam. Więc nie, to nie jest niekomfortowe. Tak czy inaczej, skończyłaś pić kakao?

- Tak.

- W takim razie zbierajmy się. Film będzie za dziesięć minut. 

Dwa lata później

Wróciłam do domu po długim dniu w szkole. Od razu wbiegłam do kuchni po jakieś przekąski. Byłam zaskoczona widokiem mamy, podpartą o stół i... czekającą na mnie. 

- Jesteś w domu? Nie miałaś wrócić po piątej? - zapytałam, sadzając plecak na krześle. 

- Wcześniej skończyłam. Kochanie... Usiądź. Musimy porozmawiać. 

- Hm? Czemu?

- Zaraz ci powiem. 

Usiadłam na przeciwko niej. 

- Nie smuć cię, ani nie złość, ale... - nie wiedziała jak zacząć. 

- O co chodzi? Zaczynam się denerwować. 

- My... Musimy wrócić do Korei...

Bicie mojego serca stanęło w miejscu. To było takie nagłe. Nic nie powiedziałam, czekałam aż wytłumaczy mi tą całą sytuację. 

- Twoja babcia jest chora, a tata chciałby się nią zaopiekować. Pracując dwadzieścia cztery godziny na dobę, nie może tego zrobić. Więc... zrezygnował ze stanowiska. 

Wytrzeszczyłam oczy. 

- Co zrobił?

- Wiem, że to głupi pomysł. Nie myślał, ale już za późno. Nie może już wrócić do pracy. Nic nie zrobimy. Musimy się przeprowadzić. Nie mamy teraz środków do życia, a ja nadal mam aktualną propozycję pracy w Korei, więc to jedna dobra wiadomość. Przepraszam, wiem, że masz tu przyjaciół, al--

- Nie martw się. Rozumiem. Nie mamy wyjścia. Nawet jeśli bym się nie zgodziła i tak byśmy wyjechali, więc... się nie martw. 

Nie chciałam wracać, ale w końcu zobaczyłabym tatę. Widywaliśmy się raz na miesiąc i w święta. Nie mogłam do niego dzwonić albo pisać, bo cały czas pracował. A teraz, miałam szansę, by znowu go zobaczyć. 

- Kiedy wyjeżdżamy? - zapytałam.

- W przyszły piątek...

- Dziś czwartek, więc zostaniemy tylko na ten tydzień?

- Wiem, jedziemy za wcześnie... Przepraszam.

- Nie, nie... nic się nie stało. 

- A może zrobiłabyś pożegnalną imprezę, żeby pożegnać przyjaciół?

- Pożegnalną imprezę?

- No wiesz, taką jakby urodzinową, tylko nikt nie ma urodzin. 

- Tak, wiem co to za typ - zaśmiałam się. - I myślę, że to dobry pomysł...

- Świetnie. Możemy zacząć się pakować w poniedziałek. Mamy wystarczająco dużo czasu. 

- Dobrze. 

'Muszę opuścić Dahyun... Jak powiem jej, że wyjeżdżam?'

- Co chcesz na kolację?

- Makaron?

- Z...?

- Z czymkolwiek.

- Okej, makaron z czymkolwiek, robi się. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Korekta: ✅

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top