Rozdział 1

*time skip*

Od godziny siedziałam z bratem przed salą operacyjną. Plastikowe krzesełko wbijało mi się w plecy, ale bój psychiczny, skutecznie przysłaniał cierpienie. Z Agust'em nie było lepiej. Patrzył otępiały w ścianę i nie odzywał się praktycznie w ogóle, odkąd pielęgniarka powiedziała nam, że mamy poczekać aż operacja się skończy.

Nagle z sali wyszła pielęgniarka, a za nią cała reszta lekarzy, wszyscy nie wyglądali na zadowolonych.

-Co z nią? - poderwał się z krzesła mój brat i podszedł do jednego z nich, podobno był chyba lekarzem głównym. Rozpoznając go również zbliżyłam się, stając ramię w ramię z bratem.

-Bardzo mi przykro, nie udało nam się... - powiedział z grobową miną lekarz, spuszczając wzrok ze skruchą.

-Nie! To nie możliwe! Ona żyje! Ona musi żyć! - zaczęłam krzyczeć na całe gardło. W pomieszczeniu nagle zrobiło się bardzo duszno, a w głowie zaczęło kręcić, nogi zrobiły mi się jak z waty, a oczy same prosiły bym je zamknęła...

Po chwili otworzyłam oczy, lecz nie znajdowałam się już w szpitalu. Byłam w domu. Pokój przestał się kręcić, a ja odzyskałam władzę w nogach. Ba, czułam się lepiej niż wcześniej. Niepewnie weszłam do salonu, a tam zobaczyłam matkę razem z Agust'em. Był bardzo mały, napewno nie mógł mieć jeszcze skończonych siedmiu lat. Siedzieli razem na kanapie i oglądali bajki. Nagle do pomieszczenia wybiegła mała dziewczynka, trzymając w ręku kartkę.

-Zobacz! Zrobiłam to dla ciebie, mamusiu! - krzyknęła radośnie sepleniąc, dziewczynka wskoczyła na kobietę, uśmiechając się szeroko i podała jej papier. Dopiero teraz zrozumiałam, że to ja, w wieku pięciu lat.

-Dla mnie? Jest piękny, dziękuję. - powiedziała matka, przytulając dziewczynkę i zachwycając się obrazkiem.

-Narysowałam ciebie, mnie, Agustusia i tatę. Cała szczęśliwa rodzina. - powiedziała dumnie.

Uśmiechnęłam się szeroko, gdy usłyszałam zdrobnienie imienia mojego brata. To prawda, gdy byłam mała często tak do niego mówiłam. Niestety kiedy dorośliśmy to przezwisko ulotniło się.

-Zgadza się. - powiedziała kobieta, uśmiechając się już mniej, a jej uśmiech nie był już taki szczery, co mogłam dostrzec dopiero teraz, a nie w wieku czterech lat - Teraz mam już tylko was. A wy macie tylko siebie nawzajem i mnie. - szepnęła cicho - Kocham was. - zaśmiała się lekko i przytuliła ich mocno. Po jej policzku popłynęła jedna, praktycznie nie widoczna łza.

-Teraz masz już tylko jego. - usłyszałam jakiś kobiecy, zimny głos. Przytulająca się rodzina, zdawała się tego nie słyszeć.

-Co? - zapytałam, rozglądając się dookoła.

-Jej już nie ma. Masz już tylko jego. - znów odezwał się głos.

-Nie! - odparłam na te słowa - Mamo! - podbiegłam do niej - Mamo, jesteś tutaj. - wyciągnęłam rękę, by jej dotknąć, lecz nagle zniknęła, tak jak wszystko dookoła.

Teraz już nie znajdowałam się w domu, byłam w kościele. Wszyscy ubrani byli na czarno.

-Halo? Co tutaj się dzieje? - zapytałam, podchodząc do ołtarza. Nikt mi nie odpowiedział, jakbym była duchem.

Na środku stała trumna, a na niej zdjęcie mojej matki.

-Nie! Nie, to nie jest na prawdę! - zaczęłam kręcić na boki głową - Nie! Ona żyje!

-Jej już nie ma. - znów usłyszałam ten sam damski głos. Tym razem był bardziej ostry. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w celu zobaczenia, czy ktoś jeszcze usłyszał ten głos.

Wtedy zobaczyłam to. W pierwszym rzędzie...

-Aviance. Aviance! - usłyszałam podniesiony głos brata. Otworzyłam oczy. Nade mną stał Agust, znów miał 17 lat i uśmiechał się delikatnie, widać, że odetchnął z ulgą, gdy zauważył moje otwierające się oczy.

-Gdzie ja jestem? Co się stało? - rozejrzałam się na boki. Jakimś cudem siedziałam na kanapie. Znów... Do głowy przyszło mi, iż może to był tylko jeden z tych bardzo złych snów i tak naprawdę nic co pamiętam jako ostatnie się nie wydarzyło. W końcu tuż po obudzeniu się ciężko jest odróżnić jawe od snu.

-Jesteś w domu. - odpowiedział spokojnie brat, uważając na słowa.

-Co z mamą? - zapytałam ze strachem w głosie, Agust nic nie powiedział - Zapytałam się, co z mamą! - powiedziałam głośniej, a w moich oczach zalśniły się łzy.

-Już... Wszystko będzie dobrze. - jego głos także lekko się załamał. Niespodziewanie przytulił mnie mocno - Damy radę razem. - wtedy nie miałam już złudzeń, iż ostatnie wydarzenia nie należały wyłącznie do mojej wyobraźni.

Ostatnio tak szczerze i bez przymusu przytulaliśmy się, po tym gdy jedna z dziewczyn z mojej klasy nazwała mnie czarną masą. Była Europejką z wymiany, więc jej kolor skóry był biały. Od tej pory miałam lekki uraz do nich. Tak więc taki rodzaj bliskość z bratem podziałał na mnie kojąco od razu. W tej chwili tak bardzo cieszyłam się z tego, że go mam.

*time skip*

Dzień pogrzebu nadszedł szybciej niż myślałam. Zjechała się masa ludzi, lecz połowa pewnie nawet nie wiedziała, kogo stratę obchodzimy. Siedziałam niespokojnie w pierwszej ławce i rozglądałam się na boki. Pewnie powinnam wykorzystać ostatni raz, kiedy mogłam zobaczyć matkę, lecz pożegnałam się już z nią przed uroczystością. Nie chciałam przy wszystkich pokazywać moich słabości. Innym wytłumaczeniem jest także to, że chciałam zobaczyć czy mój "sen" jest prawdziwy. Nawet w takich okolicznościach ryzyko spełnienia się drugiej części snu napawała mnie jeszcze większym przerażeniem.

Ksiądz kończył właśnie uroczystość i jacyś panowie w garniturach podnieśli trumnę, a wtedy go zobaczyłam. Miał dokładnie taki sam strój co we śnie i wyglądał identycznie. Po ośmiu latach nareszcie zobaczyłam swojego ojca.

Niestety szybko tłum ludzi zasłonił mi widoczność. Agust przytulił mnie do siebie mocno, nawet nie wiem kiedy na moich policzkach pojawiły się łzy. Wolnym krokiem powedrowaliśmy do miejsca, gdzie miał się znajdować grób. Tam trumna została włożona do dołu i zakopana. Czas jakby się zatrzymał i dopiero teraz naprawdę zdałam sobie sprawę, że jej już tutaj nie ma. Przez cały czas każdy próbował omijać ten temat, lecz teraz to dobitnie mnie przygnębiło. Już nigdy nie zobaczę jej uśmiechu, gdy Agust opowiadał słabe żarty, już nigdy nie przytulę i nie poczuje jej pięknego zapachu, który swoją wyjątkowością był dla mnie taki wspaniały. Już nigdy nie zobaczę nawet złości na jej twarzy, gdy dowiadywała się o kolejnym wezwaniu do dyrektora.

Już nie kryłam łez, spojrzałam niepewnie w bok i zobaczyłam, że Agust jest w podobnej sytuacji. Kompletna rozsypka. Przecież byliśmy dopiero dziećmi, to było wiadome, że sobie nie poradzimy. Tym bardziej że zostaliśmy z tym wszystkim sami.

Ludzie powoli się rozchodzili, niektórzy podchodzili do nas i składali kondolencje, inni szybko wychodzili. Atmosfera napewno nie należała do najprzyjemniejszych. W tym momencie bardzo żałowałam, że nie ma przy mnie Paul'a, niestety miał wtedy zajęcia, więc nie chciałam, żeby ich opuszczał z mojego powodu. W końcu mógł mnie pocieszać w każdym innym momencie, prawdę mówiąc chwila samotności również zrobiła mi dobrze. Dotąd każdy przebywał w moim otoczeniu praktycznie 24h na dobe, przez co nie miałam chwili na zastanowienie się tak naprawdę nad tym co się stało i przetrawieniem tego.

Cmentarz znów stał się pusty, lecz zauważyłam jeszcze jedną osobę, która nadal stała przed grobem. Kiwnęłam bratu głową w stronę tej sylwetki, a on pociągnął mnie w kierunku niej.

-Przepraszam, ale pogrzeb... - zaczął Agust, lecz nagle przerwał, gdy ta osoba odwróciła się w naszym kierunku - Ojciec? - od razu rozpoznaliśmy tak charakterystyczną twarz, która zachowała się w naszej pamięci. Mimo że nie widzieliśmy go praktycznie 12 lat odkąd nasi rodzice rozwiedli się, wyglądał praktycznie tak samo, może jedynie parę zmarszczek przy oczach i na czole mu  przybyło.

-Agust? Aviance? - przeleciał po nas wzrokiem z lekkim uśmiechem, podejrzewałam, że bardzej strzelał niż naprawdę wiedział że to my, no ale byliśmy jedynymi dziećmi wśród zebranych, więc strzał był oczywisty - Wyrośliście i wypięknieliście. - podsumował, znów patrząc na mojego brata.

-Co tutaj robisz? - zapytał dość nieprzyjemnym głosem. Mieliśmy z nim słabe kontakty. Szczerze mówiąc, wcale ich nie mieliśmy, ponieważ matka nie pozwalała się nam z nim spotkać.

-Podejrzewam, że to samo co wy. - odpowiedział spokojnie i spojrzał na grób - Była wspaniałą kobietą. - szepnął cicho.

-Skąd możesz to wiedzieć? Nie było cię przy niej. Nie było cię przy nas! Odszedłeś od nas, więc nie waż się nic o niej mówić, ponieważ jej nie znasz. - odpowiedziałam, ponieważ czułam, że tak powinnam. Nie miał prawa tutaj być. Nie miał prawa o niej tak mówić, skoro tak ją potraktował.

-Racja, bardzo mi przykro, że nie było mnie przy was, ale zawsze wiedziałem co u was. Przez cały czas miałem kontakt z Rosie. - przyznał po chwili.

-To nie możliwe. Dlaczego matka nic o tym nam nie mówiła? Po co miałaby to ukrywać? - zapytał nieufnie mój brat, nie chcąc mi dać dojść do głosu. Na ogół byłam nieco bardziej wybuchowa.

-Nie chciała, żebyśmy utrzymywali kontaktów, ponieważ byłem podróżnikiem. Ciągle nowe miejsca i masa pracy, Rosie to nie pasowało, ona chciała się ustatkować, mieć jeden dom i szczęśliwą rodzinę. Dlatego właśnie postanowiliśmy, żebyście zamieszkali z nią. Chciała żebym spełniał swoje marzenia, ale także chciała waszego szczęścia. Była najwspanialszą osobą na świecie. - uśmiechnął się lekko na myśl o niej.

Przez chwilę przetwarzałam te myśli w głowie, Agust chyba miał podobnie, ponieważ zapanowała cisza. Z jednej strony brzmiało to logicznie, lecz z drugiej po prostu nie byłam w stanie tak po prostu wierzyć temu nieznajomemu na słowo, skoro jedyna osoba, która mogłaby to potwierdzić leżała pod nami w grobie.

-Dlaczego mamy ci uwierzyć? - zapytałam po chwili, krzyżując ramiona pod biustem. Właśnie dowiedziałam się, że żyłam w kłamstwie, więc miałam chyba prawo do złego humoru i bycia niezbyt ufną osobą. Byłam typem człowieka, który niezbyt lubił zmian. Tym bardzej gdy były aż tak pogmatwane.

-Ponieważ chcę waszego dobra, tak samo jak ona. Właśnie po to tutaj jestem. Teraz ja będę musiał się wami zająć, więc jedziecie do mnie. - wyjaśnił z lekkim uśmiechem, jakby cieszył się z tego pomysłu. Jakby normalnie zaraz miał odebrać Nobla za najlepszy pomysł ever.

-Dlaczego ty masz się nami zająć? - nadal nie byłam co do niego przekonana. Gdy spotyka się ojca, powinien on budzić poczucie zaufania i bezpieczeństwa, a ten nieznajomy zdecydowanie był od tego daleki.

-Jestem teraz waszym jedynym opiekunem prawnym. A jak dobrze wiem, żadne z was jeszcze nie ma osiemnastu lat. - przypomniał, patrząc na nas jak na dzieci.

-Więc gdzie teraz mieszkasz? - zapytał Agust, przerywając naszą małą sprzeczkę.

-Kupiłem dom na stałe w Anglii. - uśmiechnął się szeroko do syna, ponieważ zauważył chęć nawiązania kontaktu, gdzie u mnie wynosi ona coś poniżej zera.

-W Anglii? Przecież to na innym kontynencie. - oburzyłam się od razu. Co on sobie myślał.

-Wiem, że jest to dość daleko od tego miejsca, ale napewno dacie radę. To wspaniałe miejsce i już nawet zapisałem was do jednej z najlepszych szkół na świecie, która jest w pobliżu. - próbował zachęcić nas ojciec, lecz w przypadku mnie nie szło mu najlepiej.

-Ja nigdzie nie jadę. Mam tutaj całe moje życie. - nadal nie dawałam za wygraną. Przecież niedługo jest konkurs cheerleaderek, a moja drużyna tak długo się do tego przygotowywała.

-Aviance dość. - powiedział spokojnym głosem Agust - Uważam, że ta rozmowa nie nadaje się na to miejsce. Może pojedziemy do nas i tam omówimy resztę? - zaproponował szybko, rozglądając się po już pustym cmentarzu.

-Dobrze. - zgodził się mój ojciec, na co prychnęłam.

-No to jedź swoim samochodem za nami. - powiedział mój brat i złapał mnie za rękę, ciągnąc na parking.

-Czemu jesteś dla niego taki? - naskoczyłam na niego od razu kiedy wsiedliśmy do auta.

-Raczej czemu ty jesteś taka dla niego? Przecież to nasz ojciec, a na dodatek zaproponował, żebyśmy się do niego przeprowadzili. To zbawienie dla nas. Wybacz bardzo, ale jakoś wolę lecieć nawet na inny kontynent niż trafić do domu dziecka. - spojrzał na mnie poważnie.

-Przez całe życie nas olewał i nagle gdy przyjeżdża od razu wskakujesz mu w ramiona? - zapytałam, ponieważ to dla mnie kompletnie nie zrozumiałe.

-Przecież słyszałaś, podróżował. Nie mógł się nami opiekować. A teraz nareszcie mamy szansę odbudować nasze relacje, a ty zachowujesz się jak jakaś rozkapryszona księżniczka. - prychnął na koniec.

-Zachowuje się tak jak on zachowywał się w stosunku do nas przez całe życie! - skrzyżowałam ramiona pod biustem.

-Ale on chce to zmienić. Może pomyślałabyś czasem o kimś innym niż tylko o sobie? - powiedział dobitnie i odpalił silnik.

Drogę do domu przebyliśmy w ciszy. Naprawdę byłam aż taką egoistką?

•••

Łapiecie już te klimaty? Zbuntowana dziewczyna, królowa szkoły, która musi się przeprowadzić. Brzmi typowo co? Więc ja stworzę z tego nieco nietypową, lecz nadal przyjemną do czytania literaturę! A przynajmniej mam taką nadzieję... Jest sens w ogóle to publikować? Ktokolwiek to czyta?

Paula

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top