4

Nawet samobójca wie, że może się obudzić w szpitalu.

4.10.2014
Wczorajsza sesja trwała trzy godziny, ale nie były to w żaden sposób użyteczne godziny. Czułem niechęć i łaskę Harry'ego, odpowiadał na wszystko krótko i przestał patrzeć mi w oczy. Nie żebym jakoś szczególnie tego oczekiwał, po prostu jeszcze chwilę temu nie miał z tym problemu.
Kiedy Mia ogłosiła koniec spotkania, Harry bez pożegnania pobiegł na górę. Nie zszedł na kolację, nie wyszedł do łazienki...nic. Jakby go nie było. Jakby wyjechał z powrotem do Londynu.
Mia kazała nam na ten weekend wyrażać głośno swoje uczucia. Starać się rozmawiać, a jeśli coś nas rozdrażni informować o tym siebie nawzajem. Powiedziała, że to pierwszy etap odnowienia naszego kontaktu.
Cóż, nie będzie to łatwe, jeśli Harry zamierza przesiedzieć całe swoje życie w pokoju.
Zrobiłem kilka telefonów do kliniki. Na chwilę obecną zastąpi mnie Liam- mój pomocnik- ale z czasem tak czy owak będę musiał się urwać. Beze mnie ta klinika nie funkcjonuje, cały personel jest nieporadny i nie może nic przeprowadzić. Nie pozwolę sobie zaniedbać drugiej ważnej dla mnie rzeczy, nad którą tak długo pracowałem.
Skoro miałem teraz tyle czasu, nadrabiałem seriale, zrobiłem mały przegląd w szafach. Tak bardzo się zasiedziałem, że nie odczułem, że jest już po drugiej w nocy. Zadecydowałem, że położę się spać.
W takie noce jak ta, odczuwałem pustkę nie tylko w sercu, ale też miejsce obok. Jeśli na tym świecie jest coś co mógłbym robić z drugą osobą do końca życia to jest to tulenie. Jestem przylepą, przysięgam, zwłaszcza w nocy. Harry zawsze zanim zasnąłem otulał mnie ramionami i zakleszczał w czułym uścisku. Tak zasypialiśmy. Wtedy czułem się dobrze, bo dawało to mi tyle pozytywnych emocji. Uwielbiałem czuć ciepło drugiej osoby. Uwielbiałem słyszeć jego bicie serca. Uwielbiałem poczucie, że ktoś wybrał właśnie mnie do robienia tak wspaniałej rzeczy.
Harry'ego uściski były najlepsze. I może to był właśnie gwóźdź do mojej trumny. Fakt, który dawno temu przeważył na tym, że go kocham. Trudno mi się przyznać, jednak boję się, że jeśli nie uda nam się odbudować relacji...to już nigdy nie spotkam kogoś kto będzie mnie tak tulił jak on. W żadnych ramionach nie poczuję się jak w domu.

Wtulam mocno twarz w poduszkę.
To łóżko bez niego nie jest tym samym łóżkiem.

Słyszę delikatne pukanie do drzwi i nic nie poradzę na to, że podskakuję. W drzwiach stoi Harry w za dużym podkoszulku i samych bokserkach. Uciekam spojrzeniem wszędzie, wszędzie, tylko nie w dół.
"Nie, nie przyszedłem ci powiedzieć, że nie umiem spać, na co zaproponowałbyś mi, żebyśmy spali razem." zatrzaskuje drzwi nogą, po czym pokonuje krótką drogę w stronę mojego- dawniej naszego- łóżka. Przysiada na brzegu materaca. Nie widzę go w ciemności, ale czuję na sobie jego wzrok.
"Czuję się okropnie." wyznaje.
"Dlaczego?"
"Nie czuję się dobrze po tej terapii. Nie chcę jej kontynuować, Louis, ona pogarsza nasz stan."
"Uważam zupełnie na odwrót..."
"Słuchaj, nie lubię tej laski, wydaje się dziwna." wzdycha ciężko. "Nie czuję się przy niej komfortowo."
I szczerze? Cieszyłem się, że mi o tym wszystkim mówi. Może ją teraz bluzgał, ale stosował się do tego co zaleciła.
"Moim zdaniem czuję, że powierzyliśmy problem we właściwe ręce."
"Nie."
"Harry, proszę cię...Dwa miesiące chyba wytrzymasz. Tu chodzi o nas, nie o nią."
"Co za problem znaleźć inną?" pyta i wspina się na łóżko. "Nie możesz znaleźć innej?"
"Nie, ta jest najlepsza."
"I po czym to niby kurwa stwierdziłeś? Po kasie, którą od ciebie wyciąga?"
Skopuję z nóg kołdrę i siadam naprzeciw niego. W słabym świetle księżyca widzę niewyraźne rysy jego twarzy. Wygląda pięknie i nawet teraz, po tylu latach, czuję jak motylki zżerają mi pewność siebie.
"Skąd wiesz, że dużo bierze?" pytam niepewnie.
"Sprawdzałem w necie, co za różnica." macha ręką. "Jak możesz tyle wydawać na naprawę naszego zjebanego małżeństwa? Nie prościej się rozwieść, Louis? To kosztuje i mniej pieniędzy i mniej nerwów."
"Boże, jesteś takim debilem!" wracam do pozycji leżącej, warcząc w poduszkę. "Wyjdź stąd."
"Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało, ale czy ty naprawdę myślisz, że jest dla nas jeszcze nadzieja? Jakakolwiek?"
Harry nigdy nie słyszy odpowiedzi.

****




Rano jest cholernie zimno. Ktoś, z pewnością nie ja, zostawił na całą noc otwarte okno w kuchni.
Musiałem ubrać się w ciepłe getry i puchowy sweter, żeby moje ciało minimalnie się wygrzało. Zwykle ogrzewaliśmy dom kominkiem, ale Harry go zawsze rozpalał.
Usadawiam się przed telewizorem z mleczną zupą na podołku. Leci Fashion TV i na ekranie wyświetla się niedawny pokaz mody w Mediolanie. Co jest w tym najlepsze? Że jest to kolekcja ubrań YSL w których na pewno przyjdzie mi zobaczyć zaraz Harry'ego.
Duma nie pozwala mi przełączyć na inny program.
"Ohh, Louis, tylko mi nie mów, że budzi się w tobie instynkt dobrego męża." słyszę za plecami.
Kurwa.
Patrzę do tyłu i widzę jak Harry śmieje się, opierając dłonie na zagłówku kanapy po obu bokach mojej głowy.
"Idę po Carze. Czyli zaraz, patrz uważnie."
I tak robię, skupiając pełną uwagę na ekranie. Pojawia się w pomarańczowym płaszczu ścierającym brudy ze sceny. Ma na sobie kaptur, owinięty szalem przypominający do bólu sznur. Wygląda tak bardzo nie jak on. Charakteryzację zdecydowanie można było nazwać mocną; miał podkreślone oczy eyelinerem i lekko różowe usta. Mój panie.
"Nie wiem czemu cię zatkało." szepcze mi do ucha. "Nie żeby mi też zależało na tej informacji."
"Chryste." mamroczę.
"Chryste fajnie czy chryste 'co to do cholery jest'?"
"Nie wiem." odpowiadam szczerze, odkładają na stolik miseczkę."Wyglądałeś tak inaczej."
"Po pokazie najwięcej sprzedało się sztuk, które ja zaprezentowałem." chwali się i wyczuwam w jego głosie dumę. "Ponad 367 sprzedanych płaszczy pierwszego dnia. 562 szali. Butów tysiąc."
"Masz potrzebę zabłyśnięcia przede mną?" otrząsam się z szoku i patrzę na niego z poirytowaniem. "Wiem, że cię kochają, po co to podkreślasz?"
Harry oblizuje usta i spuszcza głowę, by patrzeć mi prosto w oczy.
"Żebyś uświadomił sobie co tracisz."
"Co ja tracę?!" wybucham. "A masz pojęcie jak mi powodzi się z w klinice? Huh?"
"Ostatnio słyszałem, że słabo." prowokuje z szyderczym uśmiechem. "Że Tomlinson nie ma siły operować swoich potencjalnych pacjentów? Coś w nim...zamarło?"
"Nie ma w tym krzty prawdy!" oh jak dobrze wychodzi mi kłamanie? "Tygodniowo robię dziesiątki operacji. Ludzie pchają się drzwiami i oknami do mojego gabinetu!"
"Mam rozumieć, że twój najświętszy przyjaciel Niall mnie kłamie?" układa z ust dzióbek. "Niemożliwe. Bo widzisz, dzwoniłem do niego, by trochę sie dowiedzieć o moim mężu i słyszałem, że masz problemy z koncentracją, zwłaszcza w czasie zabiegów. Odsyłasz niektórych do innych placówek..."
"Nienawidzę cię." mówię szybko, ścierając pojedynczą łzę. "Czemu mnie tak traktujesz? Lubisz gdy czuję się jak gówno?"
Harry milczy, zastanawiając się nad odpowiedzią.
"Ty mnie dalej kochasz, ja ciebie nie." prostuje, a ja przytakuje, chociaż czuję jak moje serce ulega następnemu złamaniu. "I musisz sie odkochać"szepcze powoli "żeby zgodzić się na rozwód."
"I masz zamiar ubliżać mi do chwili, kiedy się nie zgodzę?!" krzyczę piskliwie. Jestem na etapie w którym tracę kontrolę nad swoim głosem. "Czy ty jesteś normalny?"
"Chcę zobaczyć twoje blizny, jeśli takowe masz, Louis."
"Co kurwa?" pytam zaskoczony zmianą biegu rozmowy.
"Blizny. Po cięciu.'' precyzuje. I nagle staje się w stosunku do mnie delikatniejszy. Szarpie lekko za mój rękaw, na co odskakuję w bok.
"Zostaw mnie." syczę.
"Pokaż mi."
"Harry, nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, że jestem zmieszany i nie rozumiem twojego zachowania..."
"Po prostu mi pokaż!" krzyczy i rwie w górę włosy. "Proszę! Pokaż mi jak wielką wyrządziłem ci krzywdę."
I nagle...cała sytuacja nie wydaje się już taka dziwna, lecz bardziej zrozumiała.
"Harry..." zaczynam miękko.
"Pokaż!"
W jego oczach widzę błysk łez. O mój boże.
Spoglądam mu prosto w oczy, a następnie podwijam rękawy swetra i ukazuję zagojone rany. Znajome, bo każda z nich ma historię.
Harry patrzy się raz na nie, raz prosto na moją twarz. Nie sięga dłonią ani nic, wymienia spojrzenia i wygląda jakby go zamurowało.
Blizny miały już z kilka miesięcy, co nie zmienia faktu, że wyglądały okropnie. Ponieważ... To nigdy nie były płytkie cięcia.
"Dlaczego?" załamuje się, ale żadna z łez nie waży się spłynąć. Pokazuje na moje przedramiona drżącym palcem. "Dlaczego wyrządziłeś nam krzywdę?"
Nam?
"Harry.To przeszłość." zsuwam rękawy po sam koniec. "Nic poza tym."
"Czemu to robiłeś?" zaciska oczy, kiedy przechodzi go krótki dreszcz. "Co cię podkusiło, by sprawić sobie tyle bólu?"
"To nie było aż tak bolesne..."
"Popierdoliło cię?!" jedna z jego łez skapuje na dywan, a cała twarz gotuje się z nieokreślonych emocji. "Nacinanie skóry w twoim odczuciu nie jest bolesne?! Jesteś chory, Louis?"
"Nie jestem chory, mam na myśli, że to było mniej bolesne niż..."
"Nie kończ." Harry zaciska wargi i robi krok do tyłu. "Proszę nie kończ."
A po chwili ciszy dodaje:
"Nienawidzę cię."

Kończymy na dwóch końcach domu.


5.10.2014
Przed pójściem spać smaruję obfite ilości maści na swoje blizny. Czy ich żałuję? Oczywiście, ale jednocześnie nie mam prawa siebie okłamywać- za czasów słabości przynosiło mi to ulgę. Były dni w których zwyczajnie sobie nie radziłem. Pustka. Zdrada nie tylko mnie, ale i też mojego zaufania. Nie miałem nikogo i straciłem nadzieję na poprawę. Czułem się winny, że nigdy sobie niczego nie wyjaśniliśmy. Czułem się winny, bo go zaniedbałem, przez co posunął się do radykalnego kroku.

Zasypiam z trudnością. Budzą mnie około trzeciej w nocy pewne uderzenia, przez co wygrzebuję się spod kołdry i wyglądam zza drzwi. W ciemnościach widzę sylwetkę Harry'ego z małą walizką na kółkach, którą ciągnie w dół po schodkach.
"Harry? Harry, gdzie się wybierasz?" pytam sennie.
"Lecę do Londynu..."
"Zostawiasz mnie w środku terapii?!" ożywiam się. Żwawym krokiem podchodzę do balustrady."Obiecałeś!"
"Uspokój się!" krzyczy z dołu, opierając dłoń na rączce walizki. Słyszę jak wzdycha ze zmęczeniem. "Jutro albo pojutrze wrócę. Od czasu kiedy masz zamiar mnie tu przytrzymywać i zmuszać do terapii muszę mieć jakieś ciuchy na przebranie, nie? Większość rzeczy mam właśnie tam. Lecę po nie."
Wypuszczam wstrzymywane powietrze, a po chwili rozluźniam mięśnie i przecieram piąstkami oczy.
"Okay."
"Okay?" kieruje się powoli do drzwi. Odprowadzam go wzrokiem po samą wycieraczkę, wtedy ofiaruje mi ostatnie spojrzenie. "Wracaj spać, skarbie."
Nie jestem pewien czy to sie dzieje naprawdę.
Ale rano Harry'ego faktycznie nie ma.


Drugi raz obudziłem się o dziesiątej. Harry dalej nie rozpalił w kominku w czego skutek marznąłem po czubki palców. W domu pusto i cicho jak za starych, niedobrych czasów.
Ziewnąłem, opadają z powrotem na łóżko.
Nie mam co robić. Nie pracowanie to masochizm. Chciałbym zadzwonić do Liama albo Nialla, ale jeśli się nie mylę mają teraz spotkanie z personelem.
Podnoszę na wysokość oczu telefon i uderza mnie fala powiadomień. Głównie nieodebranych połączeń.
Nieodebrane połączenia od: Harry, Harry, Harry, Mia, Mia, Harry, Mia.

Od Harry: Możesz z łaski swojej odebrać ten jebany telefon?!
Od Mia: Czy ja nie wyraziłam się jasno, że macie spędzać razem czas?
Od Harry: Oddzwoń jak tylko się obudzisz. Albo jak skończysz robić cokolwiek teraz robisz.

Więc ignoruję Mię i wciskam kciukiem w kontakt Harry'ego.
"Nareszcie, Tomlinson!" wrzeszczy do słuchawki "Jak przylecę mam ci wycałować za to stopy? Czy dupę?"
Ugh.
"O co chodzi? Masz jakiś problem?"
"Tak, mam problem."
"Jaki?"
"Z naszą popierdoloną terapeutką, że tak powiem. Czy ty wiesz, że masz w swoim telefonie ustawioną lokalizację i GPS? Mia widzi kiedy spędzamy razem czas. Ta szmata musiała to zrobić, kiedy daliśmy jej wpisać do terminarzu daty na następne..."
"Mówisz poważnie?"
"Tak. I dzwoni do mnie z pyskiem, że od ciebie uciekam. Mam jej kurwa dość! Masz ją zwolnić, słyszysz mnie?"
"Nie możemy...ej próbowałeś to wyłączyć? Lokalizację?"
"Tak, dzwoniłem nawet do Eda. Nie da się. Zablokowała dostęp do zmian. Ta laska jest psychiczna."
"Wytłumaczyłeś jej, że pojechałeś tylko po swoje rzeczy?" odchrząkuję i dodaję ciszej. "Że zaraz do mnie wrócisz?"
"A jak myślisz" warczy. "Stwierdziła, że powinieneś ze mną polecieć i powiedziała, że popamiętamy na następnej sesji, chora czy chora? Za kogo ona się uważa? Ja ją podam do sądu, przysięgam..."
"Ty byś z każdym chciał się spotkać w sądzie. Nowy fetysz?"
"Uh, spierdalaj." wzdycha. "Zrób coś z tym. Pakuję właśnie ciuchy z szafy, wrócę jutro nad ranem."
"Okay, będę czekać."
"Super. Cześć."


Czy to dziwne, że chociaż ciągle między nami jest strasznie to tęsknię za jego obecnością?  



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: