15
Twoje życie ma sens, bo nadaje sens innym życiom.
5.11.2014
Była dokładnie trzecia w nocy, kiedy Harry przebudził się po raz kolejny z zaschniętym gardłem. Przyniosłem mu kubeczek wody, a później głaskałem kciukiem dłoń, dopóki nie przechylił całości do dna. Jestem lekarzem i szybko zaobserwowałem, że wypadek nie tyle co zdeformował mu nos, co też przez niego narobił się problemów z oddychaniem.
"Kiedy tylko polepszy ci się stan zdrowia." zaczynam cicho, nie przestając przesuwać palcami po jego gładkiej skórze. "I badania, które zrobimy, wyjdą dobre, przeprowadzę ci zabieg nosa, okay?"
"I tak już nigdy nie będę na tyle ładny, żeby wrócić do branży..."
"Nie wierzysz w moje zdolności?" udaję oburzenie, wprowadzając luźniejszą atmosferę. Harry ściska moje palce i kręci głową.
"Oczywiście, że wierzę, ale cała regeneracja potrwa, prawda?" zaczyna mieć chrypkę, która utrudnia mu dokańczanie zrozumiale słów. Przełyka ciężko ślinę. "Mogą mnie wywalić, znaleźć kogoś lepszego na moje miejsce..."
"To się nie stanie. A jeśli miałoby cię to pocieszyć: każda marka oddałaby za ciebie grubą kasę. Ostatnio czytałem ranking na jakiejś prestiżowej stronie i nazwali cię tam 'najśliczniejszym chłopakiem świata mody' Byłem dosyć dumny."
Harry przechyla głowę, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. Właśnie wtedy uświadamiam sobie, że nawet z tymi bandażami owiniętymi wokół twarzy wygląda jak porcelanowa laleczka.
"Teraz już mnie tak nie nazwą." odzywa się po chwili. Brzmi na załamanego i odchyla głowę, by nie dać spłynąć łzom.
"Będziesz. Obiecuję, że po operacji wszystko wróci do normy i pod kątem zdrowotnym i fizycznym." mówię i zmieniam pozycję na niewygodnym krześle. "Poza tym." mruczę. "możesz mieć pewność, że ja cię będę tak nazywać każdego dnia.
"Co?"
"Najśliczniejszym chłopakiem świata, nie tylko mody."
Harry spogląda mi prosto w oczy i zauważam jego zmieszanie.
"Louis." to jest pytanie, ale tak nie brzmi.
"Tak."
"Dlaczego mi wybaczyłeś?" pyta cicho, spuszczając wzrok na ręce. "Dlaczego...normalnie ze mną rozmawiasz i nie oczekujesz wyjaśnień? Czemu zawsze tak robisz?"
Zawsze?
"Już wszystko wiem, może dlatego." wzruszam ramionami. "Nie rozumiem tylko z jakiego powodu trzymałeś tę informację pod kluczem."
Jego brwi spotykają się pośrodku.
"Skąd? Skąd wiesz?"
"Cara. "pada słowo na które Harry przewraca oczami. "Sam byłem zbyt głupi, żeby to ogarnąć. Nie nienawidzę cię w gwoli ścisłości, to nie była twoja wina i rozumiem dlaczego postąpiłeś tak, a inaczej. Smutno mi tylko, kiedy pomyślę, że myślisz, że na mnie nie zasługujesz, bo przez całe życie wmawiałem sobie identyczną rzecz i wiem jakie to uczucie-"
"Jak mogłeś kiedykolwiek tak pomyśleć?" przerywa mi i otwiera lekko usta, przysuwając mnie za rękę. Zacisnąłem mocno usta, ignorując skapujące w dół łzy. Palcami zahaczył o moją obrączkę, po czym przycisnął palec do ust i go ucałował, przymykając oczy.
"Jeśli ktoś tu na kogoś nie zasługiwał to byłem to ja."
"Harry..."
"Nie." zabrania mi mówić. "Przestań. Nie byłem wystarczająco dobrym mężem. To ja cię zdradziłem i to ja doprowadziłem do tego, że czułeś się jak bezwartościowy i smutny śmieć, przez co z całego, kurwa, serca, siebie nienawidzę." wyrzuca, wkładając to w całą serię negatywnych emocji. "Zasługujesz na kogoś lepszego i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.''
"Nikogo innego nigdy nie chciałem." mówię, przecierając mokre usta. Mrugam krótko na nasze złączone palce i przeszywa mnie nieznośny ból w klatce. "Bo kocham cię takiego jaki jesteś i tyle. Mogłeś robić co chcesz, tak czy siak nie widziałem siebie z nikim innym."
"Czy to znaczy, że dajesz mi szansę?"
Potakuję, jakby to nie było już oczywiste, jakbym wcale już tego nie pokazał.
"Nie jestem pewien czy wiesz co mówisz, Lou..."
"Jechałeś do nas, prawda?" pytam w zamian, kładąc się brzuchem na wolną przestrzeń łóżka, wciąż połowicznie siedząc na krzesełku. "Nie do sądu."
"Jechałem do ciebie, owszem."
"Dlaczego?"
"A dlaczego nie, misiu?" na zdrobnienie, nie potrafię zagryźć uśmiechu. "Zmieniłem kierunek, kiedy rozryczałem się na samą myśl, że do tego ma dojść. I cóż...radzę ci nigdy nie płakać w czasie prowadzenia samochodu, huh?" wskazuje na siebie od nóg po samą górę, na co przenoszę rękę na usta. "Straciłem orientację, gdy szukałem chusteczki, ale wszystko było rozmazane i nie zauważyłem auta, które miało pierwszeństwo. Wszystko stało się za szybko." pauza. "Ważne, że żyję."
"Tak." mówię piskliwie. "Wpadłem w jakiś atak, gdy się dowiedziałem, zresztą nieważne. Mam tu coś twojego."
Wygrzebuję z kieszeni obrączkę i otwieram jego dłoń, by mu ją położyć na sam środek. Harry zerka na mnie oniemiały, zwijając palce w piąstkę.
"Skąd ją masz? Miałem ją ze..."
"Sobą." potwierdzam. "Wiem, jeszcze nie ześwirowałeś."
Wydaje z siebie nerwowy chichot i patrzy na mnie z nieodgadnięciem.
"Lekarka mi to przekazała, masz podobno bliznę po niej w miejscu, gdzie ją teraz trzymasz."
Brunet odchyla rąbek gaziku i patrzy się długo w jedno miejsce, nie mrugając przy tym oczami. Z góry wypatruję dosyć wyraźną otwartą rankę w kształcie kółeczka. Była niczym wypalona pieczęć na skórze.
Odcień cery Harry'ego ulega zmienię, przyswajając różowy kolor.
"Boże, to jak tatuaż, teraz nawet gdybym chciał zdjąć pierścionek-" wybucham śmiechem, na co Harry mi wtóruje. Szybko jednak przestaje przez rozprzestrzeniający się ból. "Chyba jestem na ciebie skazany, maleństwo." ogłasza spokojnie.
Nie potrafię uciszyć myśli jak bardzo tęskniłem za czasami, gdy ciągle mnie jakoś miło nazywał.
Naprawdę nic nie jest jeszcze stracone, może odzyskam dawne życie, dawne chwile i męża.
"Będziesz dalej moim mężem?" pyta nieśmiało, znowu zaciskając metalowy krążek.
"Będę." odgarniam mu włosy do tyłu, po czym delikatnie dociskam swoją dłoń na jego policzku.
Ulega pod dotykiem i cichutko wzdycha.
***
"Anne z twoim synem w porządku...nie musisz, przyjeżdżać, Harry jest dosyć słaby, śpi teraz." Harry pokazuje mi kciuk do góry, rysując małe serduszka na moim nadgarstku. "Dali mu przeciwbólowe, podali glukozę i zmienili opatrunki. Zawsze. Zawsze o niego dbam." nasze spojrzenie się krzyżuje i Harry uśmiecha się uroczo. "Uh, wracał z lotniska, był na pokazie mody w..."
"Mediolanie." przychodzi mi na ratunek.
"...W Mediolanie." powtarzam i cicho wsłuchuję się w to co ma mi do powiedzenia. "Tak. Musimy, Anne, wiem, pogadam z Harrym to może spotkamy się w święta?"
"Nie!" Harry ciągnie mnie za rękaw. "Nie w święta! Chcę je spędzić z tobą."
"Albooo w ferie?" zmieniam szybko zdanie. "Moja mama zaprasza chłopaka Lottie na wigilię i byłoby niezręcznie. W ferie zimowe zrobiłbym sobie wolne, tylko dla rodziny. Oh. Gemma?"
"Co Gemma?" pyta Harry, a ja śmieję się, ściskając palce męża.
"Naprawdę? O mój boże! Pozdrów ją i pogratuluj jej ode mnie i Harry'ego. Harry umrze z radości jak się dowie."
"Czego się kurwa dowiem?" syczy, a ja uśmiecham się od ucha do ucha.
"Wspaniale, Anne, jak się zobaczymy będziemy mieli sobie dużo do opowiedzenia. Ucałuję go, tak, obiecuję. Jestem pewien. Kochamy, pa."
"Co jest z Gemmą?" pyta szybko, kiedy odkładam telefon na bok.
"Jest w ciąży." Harry'emu opada szczęka; głównie dlatego, że nawet nie wiedział, że Gemma ma narzeczonego. Prawdą jest, że utrzymuję z jego rodziną bliższy i częstszy kontakt. "Twoja mama cholernie się cieszy."
"Ale?" stara się ułożyć zdanie, ale nie umie się zdecydować, co chce powiedzieć. Wygląda nieswojo, mieląc zębami. "Jak to? Ona nie jest lesbijką?"
"Nie?"
"Nie?" pyta zdziwiony. "Czemu ja nic nie wiem?"
"Harry, Gemma zaręczyła się z Deanem w styczniu. Najwidoczniej dawno do niej nie dzwoniłeś."
"Jest zaręczona?!"
"Kocham twoje ogarnięcie."
"I jest w ciąży." prycha. "Patrz to ją. Po co zadzwonić do brata, nie?"
"Po co zadzwonić do siostry, nie?" wystawiam język, śmiejąc się z niego, gdy pokazuje na mnie zabandażowanym palcem.
"Trzymasz ich stronę..."
"Nie, nie trzymam." zagryzam jego palec, na co szybko go zabiera. "Jestem po twojej, ale jestem przekonany, że Gem wie jaki masz napięty grafik."
"Może. Ale to jej nie tłumaczy." Harry patrzy do tyłu i burczy, gdy widzi, że jeszcze nawet połowa kroplówki nie wykapała. "Muszę siku i mam dość tego zimna w żyłach. Umiesz odłączać od kroplówek, prawda?"
"Oczywiście, że umiem, jestem..."
"Wyrwij mi to w takim razie." mówi wskazując na wenflon. Zawieszam dłonie nad jego ręką i mam ochotę postukać go w czoło.
"Wywalą mnie stąd, jeśli zrobię coś czego najpierw z nimi nie uzgodnię."
"Jesteś lekarzem, Lou." upiera się, przytrzymując rurkę. "Wiesz jakie to okropne uczucie? Proszę."
"Zmniejszę ci bieg po prostu i przyniosę basen ze stołka."
"Mógłbyś w moim języku?"
Kręcę rozbawiony głową i sięgam do miernika kropelek.
"Jeśli zmniejszę bieg, nie będziesz tak odczuwał 'zimna'. A basen to taki nocnik dla dorosłych, zaraz się przekonasz."
Wstaję i przynoszę mu przedmiot przypominający konewkę. Harry patrzy w górę, a jego wyraz twarzy dosłownie pyta czy jestem poważny.
"Nie nasikam tu."
"Nasikasz." unoszę do góry szpitalną pościel i kładę między jego nogi basen. "Potrzymam ci..."
"Penisa?" unosi do góry brew, a ja się peszę, chociaż wiem, że tak nie powinno być, bo to mój mąż.
"Pomogę ci, okay?"
Wsuwam dłonie za jego spodnie, a Harry przytrzymuje się mojego ramienia, żeby unieść się na wysokości. Kiedy leży już przede mną nagi, zdaję sobie sprawę, że to najbardziej intymny moment jaki mieliśmy od miesięcy.
Utrzymuję z nim kontakt wzrokowy, kiedy wkłada główkę przez otwór i jest to tak okropnie niezręczne, że czuję się jak z waty. W ciszy zapełnia połowę, ale staram się tam nie zerkać zbyt często.
"Już." mówi, ocierając się chusteczką. "Dzięki."
"Spoko." czemu mój głos skacze? "Pielęgniarki to później zabiorą, ja-, miałem pojechać po jakieś twoje ciuchy. Zrobię to." biorę głęboki oddech. "Teraz."
"Okay." stoję w miejscu, niespokojnie owijając dłoń wokół metalowego obramowania łóżka. "Hej. Musimy nad tym popracować."
"Nad c-czym?" jąkam się. Szlag.
Harry wymienia między nami palec.
"Nie powinniśmy się tak zachowywać. To pokazuje jak się od siebie oddaliliśmy."przykrywa się kołdrą. "Jesteśmy po ślubie, Louis, widziałeś mnie nago nie raz, nie możesz się zawstydzać na widok mojego penisa, zwłaszcza w sytuacji w której nie ma żadnego seksualnego podtekstu."
"Wiem."
"Wrócisz niedługo?" podchodzę do niego i cmokam go w usta, gdy robi w moją stronę dzióbek.
"Za chwilkę."
"Dobrze." puszcza mnie, pomachując krótko. "Uważaj tam, skarbie."
****
"Jak to mnie nie wpuścicie?! On jest moim przyjacielem, moim najlepszym przyjacielem!'
Z kilometra rozpoznam głos Cary. Jako, że właśnie wróciłem z domu i restauracji, odłożyłem między nogi torby podróżne oraz papierowe i położyłem dłonie na jej ramionach. Podskoczyła, sztyletując mnie spojrzeniem.
"Powiedz im, Louis!" wybucha, gestykulując w moją stronę. "Powiedz im, że mogę wejść...."
"Pani Delvainge." przerywa lekarka, poprawiając na szyi swój stetoskop.
"Jestem Delevingne!" wykrzykuje na cały korytarz. "To jest mąż Harry'ego Tomlinsona, czy mogę z nim przekroczyć próg waszego pieprzonego oddziału dla nielicznych?"
"Nie, ponieważ nie jest pani w żaden sposób spokrewniona..."
"Byłam świadkiem na ich ślubie!"
"To nic nie znaczy." lekarka przeciera knykciami oczy i opiera się o kontuar. "Wybacz, nie wpuścimy cię, będziesz musiała poczekać, aż twój przyjaciel zostanie wypisany. Jeśli masz coś ważnego mu do powiedzenia, poinformuj o tym Pana Tomlinsona, a na sto procent przekaże."
Kiwam nieznacznie, wiedząc, że to jeszcze nie koniec, Cara nigdy ot tak się nie poddaje.
"Może byś coś powiedział?" warczy na mnie, zaciskając pięści. "Czy będziesz tak milczeć?"
"Cara, jeśli chcesz się gorączkować to ci nie zabronię" robię pauzę, zarzucając na plecy rączkę jednej torby. "ale ja muszę już iść, ponieważ stygnie nam jedzenie. Z Harrym wszystko okay, mówiłem ci to przez telefon- o tym, że cię nie wpuszczą też, ale nieważne, zadzwoń do niego wieczorem, ucieszy się..."
"Jak możesz po tym wszystkim tak mnie traktować?" unosi do góry brodę i kieruje się powoli do wyjścia. "Beze mnie pewnie byś się zabił! Albo przynajmniej pociął."
"Ufanie tobie to sama przyjemność." syczę, ponieważ obiecała nigdy nie wykorzystywać tego przeciwko mnie. Było minęło, człowiek popełnia błędy, ona sama też nie jest święta. "Przekażę pozdrowienia Harryemu."
Wymaszerowałem za lekarką na oddział, starając się zapomnieć o tym co miało przed sekundą miejsce. Z biegiem lat nauczyłem się ignorować prowokacje, przejmowanie się takim czymś nie miało sensu. Cara miała swoje humory i była charakterna od urodzenia- nie można było brać każdego jej słowa do serca.
Na wejściu Harry wita mnie szczerym uśmiechem i po prostu wiem, że to początek czegoś nowego.
Wszystkie moje myśli skupiają się na nim.
23.11.2014
Od kilku dobrych minut słyszę jak coś upada mu do zlewu. Przeklina głośno, stawiając wszystko na swoje miejsce i znowu coś spada.
Powiedzmy, że wszystko wymaga czasu: leczenie, związek, twoje wewnętrzne ja. I nie moge powiedzieć, że jest idealnie, jednak zdecydowanie jest bliżej do ideału niż do koszmaru.
Przecieram mokre ręce o ścierkę i zostawiam na gazie makaron z sosem beszamelowym, kiedy kieruję się do łazienki.
"Kurwa, kurwa, kurwa!"
"Harry." mówię spokojnie, na co odwraca głowę, by na mnie spojrzeć. Do kąpieli zdjął opatrunki i nie okłamujmy się, jego nos nie wyglądał za dobrze: powykrzywiany i totalnie zdeformowany. Trochę krwi spływa z jego prawej dziurki, a, że Harry stał się ostatnio nadwrażliwy, szybko ściera kciukiem ciecz.
"Patrz jak ja wyglądam! Spójrz, Louis!" obija dłonią o lustro i rozpłakuje się wzburzonym szlochem. "Nigdy już nie wrócę do modelingu, niech to jebany szlag, jak możesz na mnie patrzeć?"
"Jesteś piękny." odpowiadam pewnie i przysiadam na ubikacji.
Zawsze będę tak uważać, Harry jest stworzony by być piękny. Harry jest piękny sam w sobie.
Harry kręci głową i przeczesuje oburącz włosy.
"Czemu ty zawsze kurwa mnie kłamiesz!" wydziera się, a ja wciskam pomiędzy kolana złączone dłonie i przełykam ciężko ślinę. Kiedy ma takie stany nie odzywam się dużo. "Czemu nie możesz powiedzieć mi wprost, że masz obrzydliwego męża i nie potrafisz mnie nawet dotknąć? Nikt ci nie każe mnie tutaj trzymać. Czemu nic nie mówisz?"
Wzruszam krótko ramionami.
"Nie wierzysz mi, kiedy mówię, że jesteś piękny" mruczę "więc wolę milczeć."
Harry kuca tuż przede mną i patrzę prosto w jego mocno zielone oczy. Zawsze jak wychodzi z ciepłego prysznica kolor się pogłębia i kontrastuje idealnie z jego brązowymi loczkami. Nie jestem pewien od czego to zależy.
"Przepraszam." nabiera drżący wdech, po czym nachyla się i opiera czoło o moją pierś. Przyciągam go do siebie chętnie i wtulam twarz w mokre kosmyki. "Jestem chujowy."
"Nie jesteś. Obiecałem ci, że wszystko wróci do normy i tak będzie. Wiem co przechodzisz, ale takie dramatyzowanie nie wnosi nic z wyjątkiem smutku i napiętej atmosfery."
"Przepraszam." tchnie mi w skórę. "Naprawdę."
"Jutro zabiorę cię do kliniki, zrobimy wszystkie badania na miejscu, a następnego dnia, jeśli będziesz gotowy" zaznaczam "przeprowadzę zabieg, okay?" odgarniam mu włosy za ucho i całuję długo przymknięte oko. Czuję jak powoli kiwa głową na zgodę. "Kocham cię i będę cię kochał jakkolwiek byś nie wyglądał."
"Nigdy nie czułem się ze sobą tak źle." wyznaje.
Męczy go pozycja i opada na kolana- na jego nieszczęście wtedy coś porusza jego delikatne tkanki i krew znowu nie daje mu żyć. Zanim zdąży wykonać ruch, sięgam rękawem do jego noska i przecieram wszystko do suchej nitki. "Ty jesteś taki piękny, wiesz?"
Na to uśmiecham się, aż czuję, że zmarszczki dosięgają oczu. Wyraz twarzy męża zaczyna odzwierciedlać moje szczęście.
"Uwielbiam jak się uśmiechasz." pociera moje kolano, zerkając na brudny materiał. "Dziękuję, że się nie poddałeś... za wszystko. Nie chcę cię stracić."
Po tym przesuwa górną wargą po moich ustach i odciska delikatny pocałunek w kąciku. Chwytam go wokół szyi, pogłębiając to co oferuje. To jest zbyt dobre, żeby przerywać. Zbyt stęsknione i prawdziwe. Otwieram usta, tylko po to, by nabrać małą dawkę powietrza. W którymś momencie wszystko za bardzo przytłacza, uderzam kolanami o ziemię i zatracam się w tym jak przyciąga mnie jeszcze bliżej, chociaż fizycznie jest to już niemożliwe.
"Przypalę sos." upominam nagle. Harry ciągnie mnie na swoje uda, pocierając przez koszulkę swoimi dużymi dłońmi. Jego obrączka wysyła przyjemne dreszcze wzdłuż kręgosłupa.
"Nie puszczę cię teraz. Nie trzeba było zaczynać mnie całować." brzmi wesoło i nawet kiedy staram się mu wyrwać, przytrzymuje mnie za kark.
"Chodź na dół, okay?" jego oczy błyszczą, kiedy składam ostatni pocałunek na czubku nosa. Skrzywia się lekko, ale nigdy nie urywa spojrzenia.
25.11.2014
"Harry, kiedy się obudzisz z narkozy chciałbym, żebyś mnie słuchał, jeśli poproszę cię byś się podniósł, zrób to jak najlepiej będziesz potrafił. Skup się na moim głosie, tak?"
Brunet kiwa głową i zaciska wargi, gdy pielęgniarka wbija mu wenflon.
"Po operacji zostanie z tobą na dyżurze Niall..."
"Co?" unosi brew. "Czemu nie ty? Gdzie będziesz?"
"Po tobie mam jeszcze dwóch pacjentów." wzdycham. Co prawda dla Harry'ego mógłby odłożyć oba zabiegi na drugi termin, jednak cokolwiek by się nie działo, znajduję się w tym samym budynku co on, więc teoretycznie- przynajmniej tak się pocieszam- i tak jestem na jego zawołanie.
"Rozumiem." idę tuż obok jego łóżka, gdy wyjeżdżamy z sali do windy. Trzymam jego lekko rozdygotaną dłoń i rozglądam się po wścibskich twarzach. "Ale później do mnie zerkniesz?"
"Oczywiście, taka procedura."
"Tylko dla procedury to robisz?"
"Tylko dla procedury, za kogo ty się uważasz, huh?" drażnię się, ale Harryemu wcale nie jest do śmiechu. Może to stres tak na niego działa, a może zwyczajnie nie podoba mu się żartowanie na ten temat.
"Za twojego męża, dupku." syczy cicho, chociaż w windzie każde jego słowo odbija się dwa razy głośniej niż na korytarzu. Liam jak na zawołanie wgapia się w lustro i nerwowo przechodzi z nogi na nogę.
Nie pozostaje to niezauważone i Harry posyła mi znaczące spojrzenie.
on jest taki cipowaty, nie wierzę, że chciałeś mnie nim zastąpić mógłbym przysiąc, że próbuje to mi przekazać myślami
Gdy głośne piknięcie rozwiera metalowe drzwi wiozą go prostą drogą na stół. Myślę, że jeszcze przed żadnym zabiegiem nie byłem tak zesrany. Zakładam fartuch, rękawiczki i przygładzam wszystko, kiedy moi ludzie podłączają Harry'ego do sprzętów, ale przyłapuję się na tym, że się ociągam.
Wiem, że ani na chwilę nie przestaje na mnie patrzeć i gdyby miał w oczach płomienie, już dawno wypaliłby mi w plecach dziurę.
"Lou." szepcze. Nie odwracam się zajęty glancowaniem skalpeli i młoteczków.
"Mhm?"
"Nie bój się, wiem, że tego nie spierdolisz." jego słowa wywierają na mnie zainteresowanie. Przygryzam wargę, przenosząc wózek z asortymentem obok lampy, żeby mieć to i owo pod ręką. "Dziękuję, że to robisz..."
"Harry, przestań." uśmiecham się dla niepoznaki, poprawiając sznureczki jego szpitalnego stroju. "Zrelaksuj się teraz. David wstrzyknie ci do wenflonu środek usypiający, ostrzegam, że zacznie ci się kręcić w głowie i wszystko będzie niewyraźne. Później pojawi się na twoich ustach jeszcze maska."
"Jesteś zajebistym lekarzem." mówi poważnie, nie przejmując się w ogóle zbiorowiskiem przy jego ręce. "Najlepszym. Kocham cię."
Wybucham śmiechem, czekając, aż poinformuje mnie, że świat wokół niego wiruje- jak każdy przed odpłynięciem.
"Louis?"
Oczy Harry'ego ciążą, ale stara się z tym walczyć. Kładę na jego policzku dłoń i uspokajam delikatnymi głaśnięciami. Odpuść, kochanie. Odpuść.
"Harry?" pytam. W ostatniej świadomości przenosi słabo dłoń na moją i wiotczeje, pochłonięty snem.
Teraz już nie mam wyjścia, myślę. Wzbieram się w sobie i ogłaszam:
"Chłopcy, zaczynamy."
***
Operacja przebiega prawidłowo, oddaję go w ręce Nialla i proszę, żeby od razu podał mu przeciwbólowe, nie czekając na jego przebudzenie.
Zabiegi na twarzy nie należały do najprzyjemniejszych, oczywiście, wiadomo, że każdy inaczej reaguje, jednak zwykle kończyło się opuchnięciem całej twarzy i totalnej słabości. Nie chciałem przy tym być, naprawdę nie chciałem widzieć Harry'ego w takim stanie. Dlatego może to i dobrze, że Liam i reszta personelu przywołała mnie do gabinetu.
Jednak nie minęło trzydzieści minut, gdy zadzwonił Niall.
"Woła cię jak opętany, Tomlinson."
Opadam słabo na fotel i przecieram nerwowo brodę. Mogę powierzyć tę operację Liamowi... Mogę.
"Co mówi?" pytam, obserwując jak David dawkuje strzykawkę z lekiem. Nim zdołam powtórzyć pytanie, słyszę szuranie, a później ciche kwilenie 'dlaczego go przy mnie nie ma?' "Czemu dałeś to na pieprzony głośnik?"
Nie czekam na odpowiedź przyjaciela, rzucam słuchawką i odwieszam fartuch na wieszaczek. Przed wyjściem nawiązuję długi kontakt wzrokowy z Liamem, który od razu rozumie, co chcę mu tym przekazać i przytakuje.
"Dziękuję." mówię przyciskając dłoń do piersi.
***
"Lou, Lou, nie umiem się ruszyć. Kręci-kręci mi się i...nie widzę dobrze. Wszystko boli."
Mrugam szybko oczami, by odgonić nieproszone łzy. Oczy bruneta opuchły bardzo i przybrały siniaki, a bandaże, które pokrywały połowę jego twarzy, były śladami zakrwawione.
Kładę dłoń na jego nadgarstku i odwracam się do Nialla.
"Przynieś gaziki i taśmę, będę mu zmieniać opatrunki."
"Gdzie?" odzywa się chrapliwie Harry, zacieśniając rękę na jednym moim palcu, konkretnie mówiąc obrączkowym.
Czy on to robi specjalnie?
"Pod noskiem, skarbie. W obu dziurkach masz setony, które wyjmiemy ci dopiero po dwóch tygodniach. Podtrzymują całą konstrukcję, ale skapuje z nich osocze i krew, dosyć obficie, dlatego w tym miejscu masz opatrunek."
"Aha." przesuwa nieznacznie głowę i widzę na jego twarzy całe cierpienie. Boże, to ja mu zrobiłem. Ja, własnymi rękami. Przeze mnie jest w takim stanie.
Staram się zdusić w sobie poczucie winy, bo przecież zadałem mu ból w dobrej wierze.
"Co jak będę chciał siku. Macie tu baseny? Pomożesz..."
"Nie, pójdziemy razem do łazienki, okay? Wiem, że będzie ci ciężko, ale będę tuż obok."
"Tuż obok." powtarza mętnie. "Dobrze."
"Jesteś taki dzielny, słońce." mówię skaczącym głosem, opierając usta o jego knykcie. "Będziesz mieć piękny nos."
"Wiem." kąciki jego ust unoszą się delikatnie do góry. "Ty go w końcu zrobiłeś."
"Nie mogę z tobą." szepczę, na co jeszcze bardziej się uśmiecha. "Gdybyś czuł, że ci coś spływa, dawaj znać tak?"
"Dobrze."
"Wolisz zostać tutaj na obserwacji cały czas, czy chciałbyś iść do domu?"
"Dom."
"To dopiero jutro, kochanie." akurat wchodzi Niall i kładzie mi na kolana potrzebne rzeczy. Nie powstrzymuje się przed owinięciem ramion wokół mojej szyi i wpatrzeniem się w przyjaciela.
"Prześpisz się, Haz?" głos Niall jest przepełniony troską, przy czym zastanawiam się jak sobie zasłużyłem na takiego kumpla, a już tym bardziej współpracownika.
"Tak." odpowiada.
"Będziemy tu z tobą." poklepuje mnie po plecach. "Śpij dobrze."
I tak Harry zasypia, nie puszczając mojego palca.
29.11.2014, noc, posiadłość Tomlinsonów
"Harry, znowu przewracasz się na bok, nie możesz." pomimo wszystko, nie słucha się tylko, jęczy, że znowu mu zimno i wtula się we mnie.
"Skoki temperatur są normalne w tym stanie, kochanie." przykrywam go swoją kołdrą i robię mu miejsce na poduszce na której momentalnie się układa.
"Znowu mi sucho." mówi mi do ucha, na co wyciągam rękę, by wyszukać szklanki wody i błyszczyka. Harry wypija wszystko co w niej jest i nawilża spierzchnięte usta carmexem. Jestem już gotowy powrócić do snu, gdy Harry wpada na inny pomysł. Zaczyna sunąć dłonią po moim udzie, rozpraszając do tego stopnia, że otwieram szeroko oczy.
"Myślałeś kiedyś, że tak wszystko się potoczy?"
Kręcę głową, mówiąc na głos:
"Nie."
"Mam nadzieję, że wiesz, że nigdy nie żałowałem oświadczyn. Ani żadnych wspólnych planów. Zawsze chciałem to wszystko z tobą mieć, bo byłeś pierwszą osobą z którą potrafiłem to sobie wyobrazić."
Nie jestem pewien co mu na to odpowiedzieć, spoglądam w dół i widzę, że ma przymknięte oczy. Ma też przemoknięty gazik, więc podnoszę się do pozycji siedzącej i wyciągam z szuflady bandaż; odwijam taśmę i formuję prostokącik.
Harry obserwuje mnie bacznie i skrzywia się, gdy przecieram chusteczką pozostałości po krwi. Naklejam mu nowy gazik i uśmiecham się sennie.
"I chociaż to wszystko z tobą sobie wyobrażałem do dziś nie jestem pewien czy dobrze postąpiłem pozwalając ci spędzić ze mną życie."
"Przestań, natychmiast." ostrzegam podnosząc głos. Ten temat nigdy do niczego nie prowadził. Harry papla jak zasługuję na kogoś lepszego i opowiada jak miał zamiar obsypać mnie złotem, a zawiódł. Co nie jest do końca prawdą, bo mówi o tym wszystkim jakby to już był koniec, kiedy w rzeczywistości przed nami jeszcze wiele wiele lat.
"Dopóki będziesz mnie chciał" kontynuuje. "będę cię kochać tak, że nigdy nie pożałujesz swojego wyboru. Obiecuję, Louis."
Coś w jego głosie upewnia mnie w tym, że mówi prawdę. Przypominają mi się słowa przysięgi, przypominają mi się dni w których pokładałem w nim tyle zaufania. I teraz to wszystko wracało.
"Wierzę ci." odzywam się i składam na jego ustach długi pocałunek, pojękując głośno, gdy dłoń Harry'ego zsuwa się pomiędzy uda.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top