12

Rozsadziłoby cię, gdybyś nie siedział spokojnie.

24.10.2014, noc, LA, klinika Tomlinsona
"Louis."
"Doktorze Tomlinson." trzask. "Halo?"
Te wszystkie hałasy doprowadzają mnie do szału. Nie widzą, że śpię? Że nie chcę z nimi rozmawiać?
"Przyspał pan na biurku i nie wiedzieliśmy czy..."
"Wyjdźcie stąd." warczę, zaciskając ramiona wokół mojej głowy. Rwę palcami włosy i strącam w dół kaptur od bluzy, żebym stał się niewidoczny.
Czuję jak powietrze oswobadza się od kilku zabieraczy tlenu. Jednak mogłem powiedzieć, że ktoś dalej nade mną stoi.
"Louis to jest chore." słyszę napięty głos Nialla. A jakżeby kto inny. "To już czwarty raz z rzędu, kiedy wziąłeś na siebie dyżur. Byłeś w ogóle w domu? Czy byłbyś w stanie udzielić pomocy, gdyby któryś z pacjentów tego potrzebował?"
"Oczywiście." mruczę w materiał. "Dla nich bym się pofatygował, dla was nie mam ochoty nawet podnieść głowy."
"O co ci chodzi?"
"Doprowadzacie mnie do szału" zaczynam spokojnie, stopniowo podnosząc ton głosu. "Tymi zmartwionymi spojrzeniami w trakcie operacji. Myślicie, że jestem ślepy? Niańczeniem, cyckaniem i co najważniejsze przydzielaniem kogoś, żeby pilnował mnie, kiedy to ja jestem na dyżurze! Za kogo wy mnie macie?! Jestem waszym szefem!"
Podnoszę wzrok, żeby zobaczyć, że Niall jest dalej w swoim roboczym fartuchu, blady jak ściana, w dłoniach miętoli teczkę.
Pewnie dzisiaj była jego kolej.
"W masakrycznej kondycji." odchrząkuje, sięgając do włącznika światła, żeby przyciemnić gabinet. Musiał zauważyć, że mrużę oczy i spuszczam na nowo głowę. "Wiem, że chodzi o Harry'ego." odzywa się cicho. "Co ci tym razem zrobił? Tak źle jeszcze z tobą nie było."
"Nie jest ze mną źle..."
"Przestań pierdolić." ucisza mnie i opiera równo dłonie na biurku. Wzdycha, patrząc prosto w moje oczy, które już zaczęła pokrywać cienka warstwa łez. "Hej, słoneczko. Powiesz mi? Zaufasz? Zawsze możesz na mnie liczyć, tylko mnie nie kłam."
"Nie, N-niall, chcę spać..."
"Louis."
"Chcę żeby wrócił, ale on mnie tak rani" wypłakuję, zacinając się, kiedy nie potrafię nabrać nowej dawki powietrza. Niall obchodzi biurko i kuca między moimi nogami. "On nigdy nie będzie całkowicie mój, był dotykany przez-, a teraz to już i tak koniec i..."
"Spokojnie." Niall kładzie na moim policzku dłoń. "Oddychaj, tak? Co masz na myśli, że to już koniec?"
Daję sobie minutę na uspokojenie zanim odpowiadam:
"Rozwodzimy się." mój głos skacze, niech to szlag. "To już definitywne."
"Dlaczego definitywne? Myślałem, że chodzicie na terapię, by naprawić małżeństwo."
"Zdradził mnie."
Nastawiam myśli na wszystko co się da, byle nie na widoki sprzed czterech dni.
"Ja to wiem..."
"Drugi raz." dodaję szeptem.
Zapada cisza, której tak bardzo nienawidzę. Bo nie ma niczego gorszego od szoku i narastającego napięcia po wypowiedzeniu na głos czegoś istotnego. Ani od tego co sobie wyobrażasz, co sobie myśli druga osoba.
"Co za jebany..." unosi się, ale nie pozwalam mu dokończyć.
''Przestań, proszę. Proszę. Przestań go obrażać."
"Jak możesz go po czymś takim bronić?!"
"Wina nigdy nie leży po jednej stronie..."
"Gówno prawda, Louis!" krzyczy, zaciskając rękę wokół mojego kolana. "Z jakiej racji siebie obwiniasz? Zdradziłeś go kiedykolwiek?" czeka sekundę na odpowiedź, która z mojej strony nie nadchodzi. "No właśnie."
"Nie byłem wystarczająco dobry. Proste, nie ma co szukać głębszego powodu."
"Byłeś najbardziej zajebistym mężem na ziemi i ja to wiem Louis, bo cię znam. Musisz zrozumieć, że jedynym problemem w tej sytuacji jest wyłącznie Harry."
Kręcę słabo głową.
Zaczęło się przeze mnie. Nie mogę myśleć teraz inaczej, żeby się pocieszyć.
Spoglądam na Nialla, którego twarz momentalnie łagodnieje.
"Nie chcę tego rozwodu." szepczę, jakby ktoś mógł nas podsłuchiwać. Niall potakuje, bo to wie. "Nie chcę. Kocham go, nawet, gdy mnie krzywdzi."
"Chciałbym kiedyś kogoś tak pokochać."
Kiedy blondyn otwiera ramiona, bym przyszedł się wtulić, robię to nazbyt chętnie.
"Nie chciałbyś." mówię mu na ucho, mocząc łzami policzek. "Naprawdę byś nie chciał."


***
Niall przyprowadził mnie za rączkę do domu. Nie żartuję, potrzeba bliskości zaniżyła moją godność. Poza tym, to był Niall, mój najlepszy przyjaciel, czego bym z nim nie zrobił?
"Jadłeś coś dzisiaj?" pyta, napuszczając do wanny wodę. Wsypuje moje ulubione proszki; waniliowe, ciasteczkowe, lawendowe i od razu czuję jak w powietrzu unosi się relaksujący zapach.
"Tortillę z naszej kawiarni." przypominam sobie, chociaż nie ukrywam, że było to już jakiś czas temu. "Ale nie mam apetytu."
"Tak czy siak przygotuję ci sałatkę, okay?" potakuję słabo na zgodę.
Ciche domknięcie drzwi informuje mnie, że zostałem sam. Nie umiem się powstrzymać przed wgapieniem się w swoje odbicie.
Jestem wrakiem człowieka. I nie mówię tak, bo lubię się nad sobą użalać czy coś. Po prostu dawno nie wyglądałem na tak zmęczonego i pozbawionego życia. Tłusta grzywka, zapadnięte oczy, policzki? Nigdy się tak jeszcze nie zaniedbałem.
Przez całą kąpiel myślę o nim. Dostrzegam, że jego szampon zniknął ze stałego miejsca. Płyn do mycia o zapachu korzennym też. A nad umywalką nie stała już tubka kremu nawilżającego.
Wszystkie materialne rzeczy poszły w jego ślad, zmieniając całe moje spojrzenie na to co mnie otacza.
Jak sobie radzi? Gdzie teraz jest? Czy także zaprzątam jego myśli?
Te pytania nie dawały mi spokoju, chociaż raz za razem starałem się je odrzucić.
Chciałbym myśleć, że cierpi, wypłakuje sobie oczy, cokolwiek, żeby mieć przekonanie, że odczuwa ból. Jednak prawda jest jedna i zwykle uderza cię niczym cholerny grom z nieba: załamałbym się, gdyby chociaż jedna z tych obaw okazała się rzeczywistością.

Co sobie myślała Mia, przychodząc do naszego życia, by je pozbierać do kupy, po czym rozwalając je na jeszcze drobniejsze kawałeczki?
Oraz: Czemu wyszła bez żadnej próby wytłumaczenia? To dosyć dziwne zachowanie. Ludzką reakcją byłaby paplanina typu 'to nie tak jak myślisz' albo 'Harry się na mnie rzucił, co mogłam zrobić' albo 'o boże, przepraszam' ... a ona nie powiedziała ani słowa.
Czy mógłbym ją pozwać? Pewnie tak, ale bardziej mi żal straty Harry'ego niż kasy, której mam pod dostatkiem.

Ostatecznie robię stop klatkę na pytaniu na które nie jestem pewien czy chcę znać szczerą odpowiedź.

Czy Harry coś jeszcze do mnie czuje? Po tym wszystkim?

***
25.10.2014
"Louis."
Cara stała w progu mojego domu z przytulonym do piersi plikiem papierów i listów. Wiatr rozwiewał jej już i tak rozwalone włosy, a z jej ramienia zsuwał się na odwrót założony sweter.
Śpieszyła się czy co?
Zaliczyłem od niej popchnięcie w tył, na co o mało nie upadłem.
"Musimy porozmawiać. Natychmiast."
"Okay?" mówię niepewnie, zamykając drzwi. "Czy to wyjaśni twój nieprofesjonalny look? Papsy cię nie goniły...O. A może goniły, dlatego tak wyglądasz."
"Nie jesteś śmieszny." syczy i teraz już jestem pewien, że nie ma humoru, a jeśli czegoś nauczyłem się w życiu to na pewno tego, że Cary się nie drażni w takim stanie, ponieważ zagraża to życiu. "Siadaj na dupie zanim ci do niej nakopię."
"Okay-y."
"Harry mnie tu przysłał, chciał żebym przekazała ci papiery sądowe i jakieś inne ścierwa, których nie rozumiem." rzuca na stół papiery i spogląda na mnie z parsknięciem. "Wiesz co, nie rozumiem jak do tego wszystkiego doszło. Po prostu....po prostu kurwa nie rozumiem!"
"Czasami tak się dzieje w życiu." i na miłość boską, co ja w ogóle mówię. "Dobrze wiesz co tak naprawdę było przyczyną."
Cara milczy poważnie nad czymś się zastanawiając.
"Muszę ci o czymś powiedzieć, chociaż nie powinnam." zaczyna cicho i ukrywa twarz w swoich drobnych dłoniach. Wypuszcza drżący oddech. "Nie mogę z taką łatwością pozwolić wam na rozwód."
"Raczej nic decyzji nie zmieni , ale próbuj."
"Wiesz...wiesz kim była Mia, Louis?" bawi się nerwowo rogiem koperty.
"Co ma Mia do naszego..."
"Kurewsko dużo, Tomlinson!" unosi się, a w jej oczach pojawiają się łzy. Co się dzieje? "Odpowiadaj."
"Naszą terapeutką." mówię. "Mogłabyś, proszę, zniżyć swój ton głosu?
"Ty naprawdę jesteś aż tak głupi?" przechyla głowę. "Spodziewałam się po tobie większego poziomu inteligencji.''
"Przejdź do rzeczy." warczę, sięgając po świstek papieru, który zawierał datę i godzinę naszej planowanej pierwszej rozprawy '4 listopad 2014 rok' Super.
Dopiero teraz do mnie dociera, że Harry musiał to ustalić już dawno; sprawy rozwodowe nie są rozpatrzone kilka dni po złożeniu wniosku.
"Mia jest suką, która przeleciała Harry'ego 3 lata temu."
Jak na zawołanie podnoszę głowę znad kartki i zajmuje mi chwilę zanim udaje mi się wymamrotać:
"Co? Co powiedziałaś?"
"Słyszałeś. Nie uważam ją także za zrównoważoną, po tym jak doprowadziła do tego ponownie, tłumacząc się zemstą za jego czyn. Ona tę całą terapię zaplanowała, żeby was zniszczyć. Najpierw mieliście znowu się w sobie zakochać" wylicza na palcach. "co nie było trudne, zważając na to, że nigdy nie przestaliście, ale chodziło jej o pogłębienie uczucia i uwierzenie w nie przez was. Kiedy tylko to osiągnęła zaczęła grozić Harry'emu. Śledziła go, mówiła, że zrani cię bardziej i znasz Harry'ego...żeby tego uniknąć zmusił cię do rozwodu-"
"Co ty do mnie mówisz, Cara?!" krzyczę, a moje serce wydaje się przyspieszać z każdą sekundą bardziej. Tu już nawet nie szokowały mnie jej słowa, a to, że teraz wszystko tworzyło się w logiczną całość. A ja nie byłem zdolny sam tego połączyć w odpowiednim czasie.
"Nie zdziwiła cię zbieżność wydarzeń?" unosi pytająco brew. "Kiedy Mia napisała ci żebyś przyjechał do domu, a w nim zastałeś ją dobierającą się do swojego pieprzonego męża?"
Kurwa mać.
Wstaję i zaciskam pięści, tylko po to, żeby zaraz z tej całej złości się rozpłakać. Mam ochotę rozpierdolić cały salon i wyrwać sobie włosy.
Cara zjawia się obok mnie i przyciąga do siebie ramionami. Wyrywam się, a ona trzyma mnie w pasie jakby od tego zależało życie. Upadamy razem na kanapę. Siłuję się z nią, na swój sposób rzucając na boki.
"Uspokój się, dobrze?" prosi przez zaciśnięte zęby. "Nie rób niczego czego będziesz później żałował. Przyszłam do ciebie, żeby ci to uświadomić i wytłumaczyć. Harry z początku chciał rozwodu, fakt, uważał, że na ciebie nie zasługuje, ale po czasie spędzania z tobą wolnego, zapomniał o tym i chciał na nowo spróbować. Zmuszał siebie samego do doprowadzenia do rozwodu."

Przestaję wierzgać nogami i uspokajam się w jej objęciu, wciąż ciężko oddychając.

Dlaczego mi nic nie powiedział? Dlaczego do kurwy nędzy nie posłuchałem się go, gdy błagał, żebyśmy zmienili terapeutkę?
Może nie byłbym teraz w tym miejscu, może właśnie byśmy się budzili ze wspólnej drzemki, zaplątani w swoich nogach i włosach. Może planowalibyśmy jak spędzimy jutrzejszy dzień? Randkę. Wyjazd.
Może pojechalibyśmy odwiedzić nasze rodziny? Pewnie wszyscy zazdrościliby nam naszego szczęścia, nieświadomi naszych rozłąk.

"Mieszka teraz u mnie i to jest jak ten okres, gdy był na pograniczu życia, a śmierci." jej głos jest cichy, żeby mnie nie przestraszyć. "Przestał jeść. Mało mówi, natomiast dużo śpi. Czasami wybiega z pokoju i wydaje mi się, że ciebie szuka, dopóki nie przypomina sobie, że nie jest u siebie."

Moje kochane słoneczko potrzebuje mnie.

Pociągam nosem, po czym wyrywa się ze mnie krótki szloch.

"Pomyślałam, że gdybyś coś dla niego ugotował to by wreszcie zapełnił czymś żołądek. Powiedziałabym, że dałeś mi jedzenie na wynos i że starczy dla nas obojga. Dobry pomysł?"
"On mnie dalej kocha? On mnie dalej kocha." odwracam głowę i widzę jak Cara subtelnie się uśmiecha, sięgając do mojej grzywki, by ją lekko odgarnąć.
"Najbardziej na świecie. Nigdy nie przestał." przerywa, poprawiając ulotnie włosy. "To co, idziemy mu coś przygotować?"
"Tak." uśmiecham się, przepełniony dziwną radością. "Upieczemy mu danie z naszej pierwszej wspólnej kolacji."




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: