Rozdział Trzynasty. Coś więcej

     Odkąd Cesarstwo Nilfgaardu coraz bardziej posuwało się na północ, tym bardziej ponure nastroje panowały wśród tych, którzy zdawali sobie sprawę z nadchodzącego zagrożenia. Kolejnym celem potężnego państwa miała być Cintra, do której to zmierzali Geralt oraz Olaf. Mieli zamiar rozmówić się z królową Calanthe i zabrać z królestwa księżniczkę Cirillę - Dziecko Niespodziankę wiedźmina, by ją ochronić. Przyjemność poznania jej mieli trzy lata wcześniej, wówczas miała dwanaście wiosen. Na zlecenie króla Venzlava z Brugge musieli zanieść poselstwo do Brokilonu, lasu zamieszkanego przez driady. Tam właśnie poznali niesforną księżniczkę, która uciekła z Verden, aby uniknąć zaaranżowanego przez jej babkę małżeństwa z niezbyt urokliwym księciem. Olaf polubił dziewczynkę od razu, jego sympatia została odwzajemniona. Biały Wilk miał za to pod górkę, początki relacji z małą były dość toporne. Ostatecznie jednak polubił Cirillę, ta zaś zaczęła odnosić się do niego z szacunkiem, a nawet go podziwiać. Przyjaciele odwieźli księżniczkę do domu, Myszowór nalegał Geralta, by zabrał ją ze sobą, lecz ten odmówił ku ogromnemu niezadowoleniu bałwanka. Cirilla długo płakała po odjeździe siwowłosego. Rok później wrócili po nią - wtedy jednakże to Calanthe wyraziła sprzeciw. Stwierdziła, że po tym, jak Pavetta i Duny zginęli na morzu (natenczas Cirilla miała sześć lat), dziewczynka była jedynym, co jej pozostało. Wiedźmin i bałwanek wyjechali z Cintry. Nie mniej, w obliczu drastycznie zmieniającej się sytuacji na Kontynencie, a także po długiej wymianie listów z Anną, Biały Wilk postanowił zabrać Dziecko Niespodziankę ze sobą.
Stwierdzić, że rozmowa z władczynią Cintry nie poszła podług ich myśli, byłoby znacznym niedopowiedzeniem. Przybysze zaprezentowali wszelakiego rodzaju argumenty. Geralt starał przemówić się jej do rozsądku, Olaf próbował odwołać się do jej sumienia. Żadna metoda nie zadziałała. Calanthe zaślepiała miłość do wnuczki, nie myślała racjonalnie - co zresztą wytknął jej rozsierdzony bałwanek. Mimo dotkliwych uwag śnieżnego przyjaciela, królowa nie zamierzała zmienić zdania. Czarę goryczy przelał siwowłosy, przywołując wspomnienia jakże pamiętnego bankietu sprzed piętnastu lat, jak to Lwica chciała igrać z losem i zabić Duny'ego. Calanthe wybuchnęła gniewem, wezwała straż i bez żadnych ogródek rozkazała zamknąć gości w lochu. Ostatnie, co usłyszeli przed wyprowadzeniem z sali tronowej, to chłodne słowa Lwicy:
  — Nilfgaard czy nie, ochronię swoją wnuczkę.
Nie wiedziała, że czekała ją sromotna klęska.
Przeliczyła się znacząco, myśląc, że cintryjska armia liczebnie będzie równa nilfgaardzkiej. Przeliczyła się znacząco, zakładając, że bitwa nie zajmie dużo czasu. Przeliczyła się znacząco, sądząc, że nie zostanie poważnie ranna. Przeliczyła się znacząco, nie przewidując tragicznej utraty ukochanego Eista. Przeliczyła się. Królowa podejmowała decyzje jakby nie była sobą - choć przyczyny tego można byłoby dopatrywać się w jej wieku, w rzeczywistości nie miało to nic do rzeczy. Najzwyczajniej w świecie Lwica z Cintry popełniła błąd. Błąd, który kosztował ją wszystko. Zdruzgotana i upokorzona armia, a raczej jej resztki, wycofały się do stolicy. Ranną Calanthe umieszczono w jej komnacie, gdzie nieustająco czuwała przy niej popielatowłosa młoda dama. W międzyczasie trwały przygotowania do ewakuacji księżniczki. Armia nilfgaardzka dostała się do miasta bez problemu, nie wymagało ono nawet oblężenia - nie było nikogo, kto byłby w stanie stawić opór, który przyniósłby skutki. Wieczorem, bo właśnie wtedy rozgrywały się opisywane zdarzenia, młody rycerz wszedł prędkim krokiem do komnaty królowej i ozwał się:
— Wasza Wysokość, melduję gotowość do drogi! — poinformował niejaki Sir Lazlo.
Calanthe nieznacznie skinęła głową, po czym zwróciła się do wnuczki:
— Posłuchaj mnie, drogie dziecko. Masz uciec jak najdalej od Cintry, chociażby do Zerrikanii. Nie zatrzymuj się, nie oglądaj za siebie. Gnaj przed siebie. Gnaj jak lwiątko, którym jesteś, a nikt cię nie złapie.
— I odnajdź Geralta — dodała Cirilla, chcąc uzupełnić wypowiedź babki.
— Tak... odnajdź Geralta... — Calanthe zachrypła, odwracając wzrok.
Księżniczka dostrzegła zmianę w nastroju Lwicy i zmrużyła brwi.
— Czy jest coś, czego mi nie mówisz, babko? — zapytała podejrzliwie dziewczyna.
Zaiste, było. Fakt, że mężczyzna, którego chciała znaleźć jej wnuczka znajdował się w pałacowych lochach. Znaczną prostszą sprawą byłoby danie rozkazu, ażeby uwolnić wiedźmina oraz bałwanka, i z nimi odprawić Lwiątko. Może i byłoby to także bezpieczniejszym rozwiązaniem. Nie mniej, Calanthe wciąż czuła urazę z powodu wcześniejszej rozmowy z przybyszami. Nawet w ostatnich chwilach życia nie opuszczała jej duma.
— Nie, Ciri — skłamała otwarcie, patrząc dziewczynie prosto w oczy.
Ciri nie uwierzyła, wiedziała jednakże, że to nie była odpowiednia pora na negowanie słów Calanthe. Uściskała czule babkę i na pożegnanie złożyła pocałunek na jej czole. Kiedy opuszczała pomieszczenie, poprawiła płaszcz podarowany jej przez królową i narzuciła na głowę kaptur. Podążając za Lazlo przez tajne korytarze zamku, zaczęła żałować, że nie zabrała ze sobą chociażby sztyletu, by w razie czego samej stawić czoła zagrożeniu. Bez własnej broni była zdana na patronat rycerza - a nienawidziła być uzależniona od innych. "A było czytać te druidzie księgi od Myszowora... chociażbym magią mogła się bronić" rozmyślała. W momencie, w którym wraz z rycerzem opuściła tunele wychodząc przez stajnię, na jej twarzy zagościła niemała konfuzja.
  — Tylko jeden koń? — spytała zdziwiona. — Nie wygodniej byłoby nam na dwóch?
Sir Lazlo, wyrwany z toku działania, zastygł na moment. Słowa Ciri dały mu do myślenia.
  — Istotnie, byłoby to praktyczniejsze... — brązowooki wojownik chwycił swój podbródek. Po chwili pokręcił głową. — Nie marnujmy czasu, jaś...
Jego słowa urwały się, dokończenie wypowiedzi uniemożliwiła mu strzała, która przeszyła jego gardło. Popielatowłosa gwałtownie odwróciła głowę w kierunku, z którego nadleciała strzała. Ujrzała nilfgaardzkiego rycerza siedzącego na wysokim, ponurym koniu. Szczególną uwagę przykuwał czarny pióropusz przyczepiony do hełmu.
  — Zaraza! — mruknęła.
Już miała dosiąść wierzchowca, kiedy niespodziewanie nadleciała druga strzała. Tym razem ofiarą padł bogom ducha winny koń. Ciri rozszerzyła oczy z przerażenia. W jej głowie widniała już tylko jedna myśl. "Uciekaj". Zaczęła biec ile sił w nogach, unikając przy tym cały czas lecących w jej stronę bełtów. Szukając alternatywnej ścieżki wyjścia niżeli główna brama, udało jej się dotrzeć na schody, dzięki którym trafiła na mury zamkowe. Spojrzała w dół. "Jeżeli dobrze zeskoczę, będę miała odrobinę przewagi. Jeżeli źle zeskoczę, połamię sobie nogi" rozważała nad swym następnym krokiem. Zerknęła w stronę, z której słyszała tętent kopyt. Nilfgaardzki żołnierz był już na schodach.
— Raz kozie śmierć — stwierdziła, po czym przeskoczyła przez barierkę.
Dobrą wieścią był fakt, że niczego sobie nie złamała. Złą natomiast było to, że straciła przytomność.
Niewiele zajęło Czarnemu Rycerzowi, aby znaleźć się na miejscu, w którym leżała Cirilla. Ściągnął kaptur dziewczyny w celu potwierdzenia jej tożsamości, a gdy je otrzymał, wraz z nią dosiadł wierzchowca i pognał w kierunku bram miasta. Popielatowłosa poczęła się budzić, kiedy to byli na polach niedaleko stolicy. Powoli otworzyła oczy i zamrugała dwa razy. Zorientowała się, że była przewieszona przez grzbiet konia, ogarnęła ją panika. Starała się, żeby Czarny Rycerz jej nie zgarnął, a mimo wszystko jej plan nie powiódł się. Spojrzała w kierunku Cintry, widok, który ujrzała, przeraził ją nad wyraz. Miasto, jej ukochane miasto, w którym się narodziła, wychowywała i przeżyła większość swego żywota stało w płomieniach. Jej źrenice rozszerzyły się, jej oddech przyspieszył, brała prędkie oddechy i wypuszczała jeszcze prędsze wydechy. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy, a chwilę później - można było usłyszeć krzyk. Krzyk o ogromnej sile, lecz pełen bólu. Krzyk, jakiego nikt nie słyszał od ponad piętnastu lat. Koń stanął dęba, zrzucając księżniczkę i rycerza na ziemię, po czym uciekł. Nilfgaardzki żołnierz zakrył uszy, choć niewiele mu to pomagało. Cirilla krzyczała dalej, zdawać by się mogło, że owym wrzaskiem lada moment wywoła trzęsienie ziemi. Ale gdy miało ono nadejść, dziewczyna umilkła. Wzrokiem pełnym pogardy wymieniła się spojrzeniami z osłabionym napastnikiem, a następnie podniosła się i poczęła biec ile sił w nogach w stronę pobliskiego lasu, przysięgając zemstę na Czarnym Rycerzu.
     A cóż w międzyczasie działo się z wiedźminem i jego śnieżnym protegowanym? Otóż siedzieli oni w ponurej celi w pałacowych lochach. Przesiedzieli tam całą bitwę Nilfgaardu z Cintrą, dopiero gdy Cesarstwo przypuściło atak na stolicę, postanowili jak najprędzej wydostać się na wolność. Ponieważ straże dawno opuściły podziemia, Olaf śmiało użył swego marchewkowego nosa, ażeby otworzyć zamek w drzwiach. Przyjaciele opuścili celę i odzyskali rynsztunek Geralta, po czym wspięli się po krętych schodach, docierając tym samym do korytarza na parterze. Widok, jaki tam zastali, nie był przyjemny. Wszędzie leżały ciała należące do pałacowej służby.
  — O Freyjo kochana... — powiedział przerażony Olaf, przełknąwszy ślinę. — Myślałem, że pan Myszo zdoła powstrzymać Nilfgaardczyków przed wtargnięciem do zamku!
  — Myszowora nie ma w Cintrze — stwierdził Geralt. — W innym przypadku dawno bylibyśmy w drodze do Kaer Morhen.
  — Hm... racja jest w tym, co rzeczesz, przyjacielu! — odparł Olaf. — Och, jejku! Mam nadzieję, że Ciri nic się nie stało!
  — Calanthe z pewnością kazała ją ewakuować — wywnioskował siwowłosy, rozglądając się dookoła. — Nic tu po nas. Chodźmy po Płotkę i zabierajmy się stąd. Musimy znaleźć Ciri.
Bałwanek przytaknął energicznie. Zachowując wszelką ostrożność, przyjaciele wymknęli się na dziedziniec, a następnie udali do stajni. Płotka radośnie zarżała na ich widok. Chwilę potem łbem wskazała im zwłoki Sir Lazlo oraz wierzchowca. Wiedźmin kucnął przy nich w celu ich dokładnego zbadania. Prócz zapachów należących do Lazlo i konia, wyczuł jeszcze jeden, znacznie różniący się od pozostałych.
  — To miała być eskorta Ciri — oznajmił. — Zostali zaatakowani znienacka. Zapach Ciri jeszcze unosi się w powietrzu, może trafimy na wskazówki, dokąd pobiegła.
Po tych słowach Płotka zarżała ponownie i łbem wskazała kierunek, w którym niedawno uciekała popielatowłosa. Zapach prowadził w tę samą stronę. Podążając za nim, bohaterowie dotarli na mury, z których zeskoczyła Cirilla. Olaf podniósł swą głowę, a następnie skierował ją w dół.
— Ciri nie ma — zaczął — ale są ślady jakby po leżącym ciele, czyichś butów i kopyt! — powiadomił, umieszczając głowę z powrotem na miejscu.
— Trzeba będzie je obejrzeć. Dobra robota — pochwalił kompana Geralt, na co ten podziękował, salutując.
Bohaterom udało się bez większych problemów opuścić teren zamku. Badając miejsce upadku, dowiedzieli się następujących rzeczy (a dokładniej mówiąc, zabójca potworów je wydedukował): Cirilla zeskoczyła, nie otrzymała obrażeń, co najwyżej niewielkie zadrapania, aczkolwiek straciła przytomność; patrząc na ślady butów, musiał ją zabrać żołnierz; ślad, jakim był zapach księżniczki, nadal wisiał w powietrzu i mógł doprowadzić ich do miejsca jej pobytu. Nie marnując ani sekundy, wiedźmin oraz bałwanek dosiedli Płotki i ruszyli za ich jedynym tropem.
     Lwiątko z Cintry nie zatrzymywało się. Nawet kiedy nie miało już siły, by biec, nieprzerwanie podążało do przodu, wpierw szybkim krokiem, a potem marszem. Ciri błąkała się parę godzin, mając nadzieję, że trafi chociażby na obóz dla uchodźców, niestety jednak nie znalazła nikogo. W trakcie drogi wielokrotnie przyłapywała się na ziewaniu. Mogłaby zrobić postój, rozbić prowizoryczny obóz i przespać się - nie mniej, za każdym razem odrzucała tę myśl, prawdę mówiąc obawiała się iść spać. Nie mogła pozwolić na to, by ją porwano. Miała jasno określony cel - odnaleźć Geralta z Rivii. I nie zamierzała spocząć, póki go nie osiągnie. Zdawała sobie sprawę, że do najłatwiejszych owo zadanie nie należało. Wiedźmin mógł być dosłownie wszędzie, w niedalekiej wiosce, w Wyzimie, za Górami Sinymi, nawet na Skellige bądź wyspach dalszych. Opracowała jednakże pewien plan. Ballady o przygodach Białego Wilka pisał i śpiewał bard Jaskier. Jeżeli wierzyć wieściom, które niegdyś usłyszała, towarzyszyć mu powinna księżniczka Anna z Arendelle. Nie wiedziała, gdzie przebywała natenczas owa dwójka, aczkolwiek wyszła z założenia, że informacje na ten temat powinna posiadać królowa Elsa. Gdyby udało jej się dotrzeć do Arendelle, mogłaby pozyskać wieści na temat siostry władczyni i miejsca jej pobytu. Po paru dniach odpoczynku wyruszyłaby w drogę do wskazanej lokacji i wywiedziała się wszystkiego, co powinno jej pomóc odnaleźć wiedźmina. Przy odrobinie szczęścia, może zastałaby go na miejscu. Szła całą noc, dopracowując szczegóły. Im wyżej wznosiło się słońce, tym częściej przyłapywała się na ziewaniu, a w pewnym momencie nawet poczuła burczenie w brzuchu.
— Zaraza... — wymamrotała, kiedy nagle usłyszała szelest w pobliskich krzewach.
Prędko odwróciła głowę w kierunku hałasu. Podniosła średnich rozmiarów gałęź, która leżała nieopodal i niczym włócznią wycelowała nią w stronę krzewu. Odetchnęła głęboko. "Obym tego nie żałowała" pomyślała.
— Kto tam jest? Pokaż się! — nakazała stanowczo.
Nic. Spróbowała po raz drugi.
— Pokaż się! — powtórzyła rozkaz. — Jeżeli mnie rozumiesz, pójdźmy na układ. Wyjdź z ukrycia i nie rób mi krzywdy. Wtedy ja nie skrzywdzę ciebie — zaproponowała, starając się zabrzmieć przyjaźnie.
Musiała odczekać dłuższą chwilę, aż istotka opuściła kryjówkę. Było to niskie stworzonko o bladej, szaro-fioletowej skórze, krótkich brązowych włosach i ogromnych, wyłupiastych żółtych oczach. Ubrana była jedynie w podziurawiony, niebieski kubraczek, na głowie zaś miała wianek z kwiatów. Ciri złagodniała.
— Och — odłożyła gałąź. — Wybacz, nie chciałam cię przestraszyć.
Istotka skinęła delikatnie głową. Wskazała na siebie, zacisnęła prawą piąstkę i delikatnie uderzyła nią w swoją lewą rączkę, po czym wskazała na Ciri i ułożyła z rąk krzyżyk. Popielatowłosa zrozumiała wiadomość.
— To mnie niezmiernie cieszy — uśmiechnęła się. — Jak masz na imię?
Bożątko ukucnęło i zaczęło pisać na ziemi. Ciri podeszła do istotki i przyjrzała się jej pismu.
— "Isha" — przeczytała, a bożątko podniosło się i pokiwało energicznie głową. — Miło mi cię poznać. Jestem Ciri — przedstawiła się i wyciągnęła rękę do Ishy.
Isha uścisnęła dłoń Cirilli, po czym potrząsnęła nią z entuzjazmem. Księżniczka uśmiechnęła się i już miała zadać Ishy kolejne pytanie, kiedy znów ogarnęło ją ziewanie. Prędko zakryła buzię wolną ręką.
— Wybacz — powiedziała. — Nie spałam od... cóż, wczorajszego poranka.
Isha ścisnęła mocniej dłoń Ciri, a następnie zaczęła ciągnąć dziewczynę za sobą. Zaprowadziła ją do wyróżniającego się na tle lasu rozrośniętego drzewa o grubym pniu. Puściła Ciri i pokazała jej gest proszący, aby zaczekała. Lwiątko z Cintry przytaknęło, a wówczas bożątko wspięło się na jedną z wyżej położonych gałęzi i zniknęło w dziupli. Po niecałej minucie, oczom Cirilli u spodu drzewa ukazała się kolejna dziupla. Isha gestem dłoni zachęciła ją, by weszła do środka.
— Dziękuję — odparła miło popielatowłosa, a następnie kucnęła i weszła do "kwatery" bożątka.
Gdy znalazła się wewnątrz drzewa, wyprostowała się i rozejrzała dookoła. Prócz skleconej z patyków drabiny prowadzącej do dziupli, na ziemi znajdowało się dość duże posłanie z koców, poduszki zrobione z worków na ziemniaki, a także dwie skrzynki. Jedna była otwarta, zawierała w środku jedzenie, druga zaś zamknięta - nie mniej, na pokrywie znajdowała się wystawa figurek zrobionych z kasztanów, patyczków i gliny, które przedstawiały różne zwierzęta. Isha zakryła "główne wejście" czymś, co przypominało tratwę - owa "kotara" wykonana była z czterech patyków, sieci łowieckiej i liści. Po chwili wskazała Ciri posłanie.
  — Mam usiąść? — spytała, a Isha przytaknęła. Ciri zajęła miejsce na posłaniu. — Dziękuję. Masz niezwykle urokliwe lokum. Ciasne, lecz własne.
Isha uśmiechnęła się od ucha do ucha i wskazała na figurki, po czym na siebie.
  — Zauważyłam je. Wyszły ci uroczo, masz smykałkę do takich wyrobów — skomplementowała popielatowłosa, na co bożątko aż podskoczyło z radości, po czym podbiegło do dziewczyny i ją przytuliło. Ciri odwzajemniła uścisk.
Nagle bożątko oderwało się od księżniczki i zaczęło grzebać w skrzynce z prowiantem. Wyciągnęło stamtąd gałązkę z borówkami, niewielki słoik z miodem oraz łyżkę. Podeszło do księżniczki w celu dania ich jej, ta jednakże zaprotestowała.
— Nie musisz, naprawdę. To twoje zapasy, nie mogę ich wyjadać.
Isha przybrała poważny wyraz twarzy. Zmarszczyła brwi, jej usta ułożyły się w prostą linię. Podsunęła ręce z prowiantem bliżej Cirilli. Dziewczyna westchnęła.
— Skoro nalegasz... — przyjęła poczęstunek, a bożątko jak na zawołanie rozpromieniało.
Nie było to może królewskie śniadanie, do którego była dotychczas przyzwyczajona, nie mniej zdołało ono zaspokoić jej głód. Kiedy skończyła pałaszować miód, zwróciła się do Ishy:
— Pozwól, że zapytam... dlaczego nie możesz mówić?
Isha posmutniała. Po chwili otworzyła szeroko buzię, ujawniając pozostałości po wyciętym języku. Ciri przeszedł dreszcz.
— Kto ci to zrobił?
Isha wykonała parę gestów rękoma. Ciri wyczytała z nich dwa słowa. "Zły człowiek". Popielatowłosa już otwierała buzię, by coś powiedzieć, kiedy Isha wykonała kolejne gesty. "Mówił, że do badań, lecz wątpię w to. Z tymi tłustymi włosami wyglądał jak wariat, ponadto robił czary mary".
— Wiedźmin? — spytała Ciri, Isha pokręciła przecząco głową. — Czarodziej? — tym razem Isha przytaknęła. — Czy przedstawił ci się?
"Tak, ale było to dawno temu. Nie pamiętam już dokładnie... ale miał jakieś takie fikuśne imię. I stwierdził, że pochodzi z jakiegoś miejsca, co to na "R" się zaczynało. To też była skomplikowana nazwa" przekazała Isha.
— Hm... niewiele mi to mówi... lecz jeżeli jakimś cudem kiedyś trafię na niego... zapłaci.
Bożątko uśmiechnęło się delikatnie, co Cirilla odwzajemniła. Wtedy znów zaczęła ziewać. Przeprosiła Ishę i oznajmiła, że musi się zdrzemnąć, na co bożątko pokiwało głową ze zrozumieniem. Księżniczka położyła się na posłaniu i niemalże od razu zasnęła.
     Geralt oraz Olaf dotarli do niewielkiej osady, gdzie urywał się ich trop. Postanowili zatem popytać ludzi, czy nie widzieli Cirilli - nie podawali przy tym jej godności, rzecz jasna, jedynie opisywali wygląd. Każdy jednakże odpowiadał im tak samo. "Ani widu, ani słychu". Ich zbawieniem okazała się być młoda wieśniaczka imieniem Józefina. Opowiedziała im o "malusiej istotce", a także wskazała jej miejsce zamieszkania i odesłała ich tam, twierdząc, że jeżeli ktoś widział poszukiwaną przez nich dziewczynę, to z pewnością była to ta istotka. Bohaterowie udali się do drzewa, Olaf poczynił honory, aby zapukać do "drzwi". Nie musieli czekać długo, bowiem ledwo Olaf zabrał rękę, a Isha odsunęła "kotarę".
  — Jejciu, jesteś bożątkiem! Bożątka to najbardziej urocze stworzenia na świecie! — zawołał z entuzjazmem bałwanek.
  — Witaj — powiedział Geralt. — Spokojnie, nie chcemy ci zrobić krzywdy. Szukamy młodej dziewczyny o jasnych włosach i zielonych oczach.
Isha zmarszczyła brwi i nosek. Czego ci obcy mogli chcieć od jej nowej przyjaciółki?
  — Prosimy, bardzo nam na tym zależy! Jest w ogromnym niebezpieczeństwie, my tylko chcemy ją zabrać w bezpieczne miejsce! — tłumaczył zawzięcie Olaf.
Isha zamyśliła się na chwilę, po czym kazała przybyszom czekać. Zakryła dziuplę i prędko podeszła do Ciri, która od ośmiu godzin spała jak zabita. Trochę to zajęło, ale bożątko zdołało ją obudzić. Najpierw pokazało jej gest ciszy, potem językiem migowym przekazało wiadomość. "Jakieś dziwolągi tu przylazły, szukają cię. Jeden jest stary i ma kocie ślepia, a drugi to śniegowy ludź. Mają też śmiesznego konia, który ciągle kicha". Księżniczka zerwała się do pozycji siedzącej. "Znasz ich?" zapytała Isha.
  — Tak... i właśnie ich szukam — wyjawiła szeptem Ciri. — Dziękuję za schronienie, Isha. Mam u ciebie dług. Obiecuję, że cię odwiedzę, gdy tylko będę mogła.
Dziewczęta uściskały się mocno, chwilę potem Ciri opuściła kwaterę bożątka. Na jej widok Olaf otarł wyimaginowany pot z czoła, Geralt zaś uśmiechnął się nieznacznie. Oczy Ciri natychmiast zalały się łzami. Księżniczka podbiegła do wiedźmina i przytuliła go z siłą niedźwiedzią, siwowłosy odwzajemnił uścisk, lecz delikatniej. Zarówno Olaf, jak i Płotka wzruszyli się na ten widok.
  — Znalazłeś mnie... tak długo czekałam, aż znów się spotkamy... jest tak jak mówili, prawda? Jestem twoim przeznaczeniem? — zapytała Ciri, chlipiąc.
— Jesteś czymś więcej, Ciri. Czymś więcej.

~⚔️~

I tym oto pięknym akcentem kończymy ten rozdział. Akt drugi, "Opowieści na dobranoc", dobiegł do końca. Mam nadzieję, że się Wam spodobało!
Jeżeli pojawiły się jakieś błędy, możecie mi dać znać.
Teraz pożegnam się z Wami, przesyłam najserdeczniejsze pozdrowienia! Do zobaczenia, trzymajcie się ciepło!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top